7 listopada 2024, czwartekRano jak to rano. Spokojne śniadanie, pakowanie się na cały dzień na różne aktywności i jedziemy ponownie na południe. Nawet zdjęć już nie robię, drogę znam już na pamięć

A czemu znowu południe

Bo chcemy się schować przed wiatrem, dziś zaczyna wiać od wschodu i wszelkie pogodowe doniesienia straszą zbliżającą się kalimą… A na południu wiatr nie powinien być odczuwalny… Ale nie jedziemy do Amadores, mimo że tam było bardzo miło, ale trzy dni pod rząd to za dużo… Mamy chęć na coś nowego i innego… Pan M. sugeruje plażę w małej zatoczce, czarną plażę…czemu nie… Wjeżdżamy ponownie do regionu…
…a potem przejeżdżamy przez miasteczko, o bardzo prostej do wypowiedzenia nazwie, Arguineguín

Parkujemy bezpłatnie w okolicy małego portu, dokładnie
przed tym drzewkiem. Idziemy zobaczyć plażę Playa de Arguineguín...
…ale ze względu na widok na cementownię (w tle, ale jednak) nie akceptuję jej. Tuż przed tą plażą jest przybrzeżny basen
Piscina del Perchel – to taki pół-naturalny basen….
Może później z niego skorzystam…. W tej okolicy miejsca parkingowe są płatne. Wracamy do auta…

….zabieramy rzeczy i idziemy w drugą stronę…Playa Las Marañuelas, tu jest zdecydowanie lepiej….
Plaża ta to czarna plaża, ale nie taka
typowa wulkaniczna jak na Fuercie w Ajuy, bardziej piaszczysto-wulkaniczna… z fajnym widokiem na miasteczko….
Rozkładamy się na plaży, na której nie ma zbyt wiele osób, kilka starszych osób, kilkoro dzieci, kilka młodych… Jest bardzo komfortowo… Plaża ma kształt księżyca i długość 300 metrów, niewiele osób, a co jakiś czas brzegiem morza przechadzają się ratownicy…. Więcej osób (lokalnych seniorów) zasiada na ławkach pod palmami na promenadzie nad plażą… Mają cień, wygodnie siedzą, papierosek, czego chcieć więcej….. W południe znikają z ławek, pewnie małżonka lunch przygotowała, więc można zjeść i odpocząć….

Promenada kusi…

…więc idziemy zobaczyć, co i jak…
Fajne spokojne miasteczko…Są knajpki, sklepy, więc jak komuś zależy na pobycie na południu, ale w rozsądnej cenie za nocleg, warto wziąć pod uwagę Arguineguín…
Widać przygotowania do świąt… dla przypomnienia jest 7 listopada…
Chwilę pospacerowaliśmy i zasiedliśmy w jednej z kawiarni na kawę i okazało się, że pracuje w niej Polka
(do rozmowy nie była zbyt chętna). Standardowo zamówiłam barraquito – nazwa kawy była dla niej zaskoczeniem

ale stwierdziła, że spróbuje zrobić, co okazało się totalną porażką – zamiast licoru43 użyła rumu Captain Morgan i kawa się zważyła… totalnie nie dało się tego wypić… Zamawiam jak Pan M. cappuccino…no ale to nie to samo…ale widok wynagradza brak kanaryjskiego smaku…
Za 2 cappuccino płacimy 2,7 eur (miejsce przy plaży, przy stoliku, da się).
Wracamy na plażę, po relaksować się…poczytać książkę…po kąpać się w oceanie…
Ocean bardzo ciepły, najcieplejszy ze wszystkich miejsc, gdzie się kąpałam...
Widać, że nie tylko nam jest na tej plaży fajnie….
Słońca trochę nam płata psikusa, raz pięknie świeci, a raz chowa się na chmurki i jest przydymione…
Kiedy już nam się nie chce odpoczywać, a słońce chyba na dłużej postanowiło posiedzieć za chmurką

(choć dalej jest bardzo ciepło, 27 st.), zbieramy się…. Jest po 15tej, leniuchowaliśmy prawie 5 godziny…. pora coś zobaczyć....
