7 listopada 2024, czwartek c.d.Słońce utknęło za chmurką, więc jedziemy w głąb wyspy, ale nie tak daleko. Naszym celem jest wąwóz, który jest na mojej liście
must see, must do. W drodze towarzyszą nam oczywiście palmy, na tym odcinku w towarzystwie rond i rzeźb…
Trafiam na ananasową palmę…jeszcze jedna do kolekcji

Po około 40 minutach jazdy zbliżamy się do naszego celu… Może być tu problem z parkowaniem, bo nie ma wydzielonego normalnego parkingu. Musimy zaparkować na poboczu, w zatocze, pod skałą…miejsca jest na dokładnie na 2 samochody…. Mamy sporo szczęścia i jest miejsce….choć nie obyło się bez problemów, bo zatoczka jest mega nierówna i po skosie i jak ładnie się schowaliśmy to jedno z przednich kół stale wisi nam w powietrzu… Kilka zmian i udaje się, i trzymamy się w miarę stabilnie ziemi. Na wszelki, pod najmniej stabilne koło, ląduje większy kamień. Zaparkowaliśmy dokładnie
w tym miejscu, w razie czego ciut wcześniej jest jeszcze
jedno miejsce do zaparkowania tylko trzeba potem przejść drogą, nie ma pobocza..…
Nas interesuje to co jest w dole, a dokładnie mały fragment Barranco de las vacas - Tobas de Colores. Wąwóz nazwany został przeze mnie
wąwozem las vegas 
lub
kolorowym wąwozem Aby wydobyć kolory z tego miejsca konieczne jest ładne słońce, a my mamy to co mamy… na pewno nie jest to piękne słońce… No ale czas nie jest z gumy i wybrzydzać nie mogę, więc albo dziś, albo wcale tu nie będę…. Więc nie wybrzydzając schodzimy w dół… Aby dostać się na dno wąwozu trzeba przejść przez barierkę ogradzającą drogę, a potem po ziemnej ścieżce, która jest dość śliska, pokryta ziemnym pyłem i pojedynczymi kamieniami… Ścieżka jest krótka, choć lekko stroma… (musimy na odcinku jakiś 10 metrów zejść ok. 15 metrów w dół). Na zdjęciu ścieżkę zaznaczyłam czerwoną linią…
Potem idziemy już dołem wąwozu bez większych utrudnień. Po zejściu na dół pierwszy i jedyny raz spotykamy znaki niechęci w stosunku do turystów, o których od pewnego czasu na archipelagu jest głośno….
Przechodzimy mikro tunelem poprowadzonym pod drogą i już widać początek naszego celu….

…wąwóz o osobliwych ścianach skalnych…
Słońce w tym miejscu odgrywa kluczową rolę, a by wydobyć kolory ze skał. Umiejętności fotografa i podkręcenie aparatu w ustawieniach też są na pewno ważne i wtedy można mieć takie
zdjęcia z tego miejsca…..
Jako, że ani słońca nie mamy, ani super telefonu ani wielkich umiejętności robienia zdjęć, moje zdjęcia są jakie są….
Kolorowy tuf powstał w wyniku działania wulkanu, a następnie pod wpływem działania wody, która swoją siłą drążyła miękką skałę...i powstała taka ciekawa korkociągowa formacja skalna o długości ok. 50 metrów…
Lekki niedosyt, co do braku słońca, oczywiście odczuwam, przez chwilę nawet przeszło mi przez myśl, że było trzeba rano przyjechać, ale po mikrosekundzie już uważam to za głupi pomysł…plażowanie na czarnej plaży było super

Plus taki, że przeszliśmy wąwóz sami, jak doszliśmy do końca to jedna grupka już zaczęła wracać, a jak my zaczęliśmy odwrót to inni się pojawili, więc nie musieliśmy walczyć o pusty kadr…
Ostatni rzut okiem….
…i wspinamy się do drogi…
Uwaga: będąc na górze na drodze, wydaje się, że do barranco można zejść z prawej strony drogi, czyli za tunelem. Jest tam szczelina w barierce i widać ścieżkę, ale nie próbujcie schodzić tędy. Poniżej tego co widać są pozostałości po starym jakimś mostku (?) i pionowe skały i w miarę bezpiecznego zejścia nie ma…
