Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Lipiec nad bałkańskimi jeziorami

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 06.11.2022 14:04

To na pewno jeden z bardziej widokowych okolic Czarnogóry :)
Ural
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2987
Dołączył(a): 13.03.2015

Nieprzeczytany postnapisał(a) Ural » 06.11.2022 18:48

Ładne widoki Rijeki. Ogólnie fajna podróż. Inna relacja niż z Chorwacji.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 07.11.2022 14:02

Virpazar jest znacznie bardziej zatłoczony niż Rijeka Crnojevića. Choć i tu mieszka niewielu stałych mieszkańców (mniej niż trzystu), to jest najważniejszym ośrodkiem turystycznym po czarnogórskiej stronie Jeziora Szkoderskiego. Przy wjeździe zatrzymuje mnie facet:
- Macie rezerwację?
- To trzeba mieć rezerwację, aby wjechać do centrum? - dziwię się.
- No niee, na rejs łódką - śmieje się chłop.
- A nie, my chcemy jechać dalej do Vladimira.
- To na skrzyżowaniu w lewo.
Na szczęście obyło się bez naganiania. Ale faktycznie - do Virpazaru przyjeżdża się właśnie po to, aby wypłynąć na jezioro. Przy brzegach dwóch rzek cumują dziesiątki łódek lub większych jednostek. Przy drodze mieści się kilkanaście stanowisk z napisami w różnych językach i flagami rozmaitych krajów. Turystów grupuje się według mowy lub narodowości, aby nie trzeba było się mieszać. Przemykają kolejne zorganizowane grupy - albo czekają na swoją łódkę, albo właśnie skończyli i udają się do knajpy. Na wąskim moście co chwilę tworzy się korek, brak miejsc do parkowania, więc ostatecznie zostawiam wóz już na opłotkach i cofamy się, aby zrobić małe zakupy. Co prawda rano odwiedziliśmy centrum handlowe w Podgoricy, ale przez emocje związane z pięknymi widokami człowiek i tak zrobił się głodny...
Obserwuję też ciekawe zjawisko: idzie baba z maseczką ffp2 na twarzy. W upale i w oddaleniu od innych ludzi - już samo to upoważnia do zadania pytania o stan psychiczny kobiety. Ale kij z tym, może się boi? Sądziłem tak, dopóki nie podniosła nagle maseczki, aby... zaciągnąć się papierosem. Po odświeżeniu płuc z powrotem porządnie się zamaskowała.
Obrazek
Obrazek

Przed nami jedna z najciekawszych dróg w Czarnogórze - nosząca oznaczenie R-15, biegnąca zachodnim skrajem Jeziora Szkoderskiego. Widokowa, ale internety przestrzegają, że jest wąska, kręta, niebezpieczna, nie dla niedoświadczonych kierowców, nie dla osób z lękiem wysokości i w ogóle nie dla każdego. Życie uczy, że takie opinie są zazwyczaj przesadzone, a ludzie lubią się dowartościować albo poszpanować opowieściami, jakie to przeżyli niebezpieczne przygody... Mimo wszystko cieszę się, że będę jechał stroną przyklejoną do gór, a nie do przepaści ;).
Obrazek

Na pewno nie jest to autostrada - na większości odcinków miejsca starcza na półtora samochodu, czasem na jedno. Co jakiś czas umieszczono mijanki w postaci poszerzonego pobocza, więc zazwyczaj, przy odrobinie cierpliwości, spokojnie się przejedzie. Zresztą nikt tu nie pędzi - gdy prawie ocieraliśmy się o transportera z francuskimi turystami, to machaliśmy sobie wesoło, bo każdy był zadowolony, że dzieje się to w tak pięknej okolicy. Ze dwa lub trzy razy musiałem się cofnąć o kilkadziesiąt metrów, żeby przepuścić jakiś wóz, lecz naprawdę nie było to żadną tragedią. Aby spaść w przepaść trzeba byłoby się naprawdę postarać...
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po drodze mijamy kilka niewielkich miejscowości. W jednej z nich staję, aby sfotografować jakieś urządzenie, prawdopodobnie kiedyś dostarczało wodę. Schowani w cieniu drzewa faceci pozdrawiają mnie głośno, krzycząc "Poljska". Wolałbym "Šleska", ale trudno. Z pobliskiej knajpy wyskakuje kobiecina i zaprasza do siebie. Z żalem odmawiam, bo nie wiem ile czasu zajmie dalsza podróż, a czeka na nas jeszcze przekroczenie granicy. Ewentualnie zapasy można uzupełnić w wiosce Mali Ostros (Ostros i Voqël - zamieszkałej prawie wyłącznie przez Albańczyków), gdzie działa kilka lokali, przynajmniej teoretycznie.
Obrazek

A co z najważniejszym, czyli z widokami? Oczywiście, że są! Nie przez cały czas, bo często droga się oddala od brzegu albo panoramę zakrywają drzewa lub krzaki, ale jest masa miejsc, skąd możemy sycić wzrok taflą Jeziora Szkoderskiego i albańskimi górami na drugiej stronie. Najciekawsze są liczne wysepki przy czarnogórskim brzegu, na niektórych mieszczą się monastyry i właśnie do nich kursują łodzie z Virpazaru. Szkoda tylko, że z racji temperatury przejrzystość nie jest najlepsza.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Musimy dotrzeć na przełęcz położoną w prawej części zdjęcia, natomiast po lewej widać już albańską Szkodrę. Trójkątna środkowa góra to chyba Maja Golishit, mierząca 651 metrów nad poziom morza.
Obrazek

Odcinki, kiedy jesteśmy odsłonięci od jeziora wzgórzami, też są ciekawe, bo otacza nas bardzo pofałdowany teren oraz świecące się w słońcu skały.
Obrazek

Jeśli mnie pamięć nie myli, zdaje się, że to był jedyny las, przez który przejeżdżaliśmy. Bardzo głośny, cykady dawały taki koncert, że aż uszy bolały.
Z racji, że w tej części Czarnogóry dominują Albańczycy, tablice są podwójne, choć akurat tej osady nie udało mi się znaleźć na żadnej mapie. Może to jakiś zapomniany przysiółek?
Obrazek

Zabawę kończy wjazd na przełęcz Stegvaši. Przebycie pięćdziesięciu kilometrów od Virpazaru zajęło półtorej godziny. Szczerze pisząc jestem kapkę zawiedziony, bo naprawdę spodziewałem się jakiś większych emocji, drżenia rąk nad kierownicą, nerwowego wpatrywania się w lusterka, główkowania oto zaraz nie spadnę... A tu nic - spokojna, uważna jazda bez większych przypadków grozy. Mogliśmy jednak skusić się na knajpę, do której nas proszono...
Obrazek

Kiedyś już tu byłem, więc wiem, czego się spodziewać: przełęcz to świetny punkt widokowy na jezioro i Albanię. O dziwo, dzisiaj są pustki. W sumie na drodze też nie było wielkiego ruchu.
Obrazek
Obrazek

Większość otoczenia Jeziora Szkoderskiego to góry. Po czarnogórskiej stronie pasmo Rumija, ze szczytami dochodzącymi do 1500 metrów, choć te blisko brzegu wznoszą się niżej, na 700-800 metrów n.p.m.. Sama przełęcz to niby tylko 480 metrów, ale z racji wybijania się praktycznie z poziomu morza, to te wysokości odbiera się zupełnie inaczej. Po stronie albańskiej teren jest początkowo płaski, ale po kilku-kilkunastu kilometrach zaczyna gwałtownie się wznosić - to Góry Północnoalbańskie, popularnie zwane Przeklętymi (Bjeshket e Namuna, bardziej znane jako Prokletije). Ta najwyższa część Gór Dynarskich dochodzi do 2694 metrów.
Obrazek
Obrazek

Jeszcze ostatnie spojrzenie na pobliskie wysepki - z racji swojej niewielkiej powierzchni raczej nie są zagospodarowane.
Obrazek

Odwracając wzrok można popatrzeć w kierunku zachodnim, gdzie zamiast jeziora widać głównie zieleń, bo zdecydowaną większość przestrzeni zajmują lasy. Na horyzoncie ciągnie się pas bladego błękitu - Morze Adriatyckie. To mój jedyny kontakt z nim podczas tych wakacji - świadomie zrezygnowałem z morskich fal na rzecz jeziornego spokoju.
Obrazek
Obrazek

W ten sposób praktycznie zakończyliśmy tegoroczną wizytę w Czarnogórzę. Granica z Albanią biegnie dwieście metrów od przełęczy, jeszcze przed tą pierwszą niewysoką górką. Żeby jednak ją przekroczyć musimy zjechać na sam dół i udać się na jedyne przejście graniczne w tej okolicy.
Obrazek
wiola2012
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2488
Dołączył(a): 26.07.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) wiola2012 » 10.11.2022 22:58

Przed nami jedna z najciekawszych dróg w Czarnogórze ...Widokowa, ale internety przestrzegają, że jest wąska, kręta, niebezpieczna, ... Życie uczy, że takie opinie są zazwyczaj przesadzone, a ludzie lubią się dowartościować albo poszpanować opowieściami, jakie to przeżyli niebezpieczne przygody... .

Jadąc takimi drogami, cieszę się, że siedzę na miejscu pasażera, a kierowcą jest mąż. Przy takim rozkładzie pozycji żadna droga mi nie straszna :wink:. A jeśli prędkość jest wystarczająco mała, otwieram okienko w dachu, wstaję i nagrywam widoczki :oops: :mrgreen:
Po Twoich zdjęciach wnioskuję, że byłoby co nagrywać :) .
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 19.11.2022 00:19

To byłby długi film, bo jechałem faktycznie dość wolno ;)
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 19.11.2022 00:20

Zazwyczaj pierwszym albańskim miastem na mej drodze jest Szkodra (Shkodër lub Shkodra). Lubię ją. W centrum niektóre ulice z wyremontowanymi domami przypominają południowe Włochy, ale wystarczy czasem przejść dalej kilkaset metrów i zaczyna się typowy albański misz masz.
Obrazek
Obrazek

Wymieniamy walutę, kupujemy trochę pamiątek dla rodziny i znajomych, po czym jedziemy kilkanaście kilometrów na północ, gdzie nad Jeziorem Szkoderskim znajduje się kemping Lake Shkodra Resort. Już sama nazwa sugeruje, z czym możemy mieć do czynienia.
Obrazek

Enklawa zachodniej Europy na Bałkanach. Choć to właściwie lekkie uproszczenie, bo Albania rozwija swój sektor turystyczny w niesamowitym tempie i widok obrazków niczym nie odbiegających od wybrzeża znacznie bogatszych krajów nie jest dziś wcale taki rzadki. Nie da się jednak ukryć, że tutejsze okolice są dość biedne i wśród nich ten kemping jawi się jak z innej planety. Jest czysto, równo, porządnie. Napisałbym, że "po europejsku", lecz na każdym znanym mi albańskim kempingu było podobnie z bardzo prostego powodu: korzystają z nich niemal zawsze cudzoziemcy. Albańczyków zobaczymy jedynie jako obsługę. Tak było i tym razem: co prawda na parkingu stało kilka samochodów z albańskimi rejestracjami, w tym jedno na numerach dyplomatycznych, lecz wśród nocujących języka albańskiego nie uświadczyliśmy.

Jestem tu trzeci raz, więc wiem czego się spodziewać: kemping posiada własną plażę z pomostem i widokami na Czarnogórę, własną strefę leżaków, restaurację, solidne zaplecze sanitarne (choć czasem człowiek się zdziwił, gdy okazało się, że nie można się zamknąć albo nie działa światło ;)). Obsługa biegle mówi po angielsku i nie tylko. Od zwykłej Albanii odgradza nas wysoki płot i ciągle zamknięta brama - to akurat drażniło mnie najbardziej, bo żeby wyjść (czego przeciętny turysta nie robił) trzeba było się upomnieć domofonem.
Oglądając zdjęcia z poprzednich wizyt doskonale widać, jak się kemping zmieniał: dziś teren pod namioty jest fajnie zalesiony, a kiedyś kikuty z liśćmi ledwo wychodziły z ziemi. Z kolei obok plaży z leżakami rosły kiedyś dorodne drzewa, a potem je wycięto, a posadzono palmy... Zupełnie bez sensu, ale jakie zdjęcia egzotyczne można robić!
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Podczas mojej pierwszej wizyty te odizolowanie mnie drażniło, ale w końcu uznałem, że przyjeżdżam w to konkretne miejsce odpocząć, polenić się, a nie poznawać kulturę narodu. I tym razem pierwszy dzień minął na totalnym luzie. Jedyną aktywnością, poza typowo turystyczną, było przyglądanie się innym ludziom. Na leżakach królują smartfony i kindle. Mało kto potrafi się bez nich obejść i leżeć ze staromodnym papierem. Ale czasem turysta potrafi zaskoczyć: pewien potężnie zbudowany pan zabawiał się... sterowanym modelem terenówki. Wjeżdżał nim na wszystkie nierówności i kręcił kółka wokół okolicznych dzieciaków, które były autkiem zachwycone.
Obrazek

Główną atrakcją są oczywiście kąpiele w jeziorze. Woda była ciepła i przejrzysta. Dno jest sukcesywnie czyszczone z kamieni i wodorostów, ale akurat tak się składało, że nie zawsze tam, gdzie najpłycej.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po drugiej stronie jeziora nie jest tak płasko. Na pierwszym zdjęciu widać brzeg, który jeszcze należy do Albanii, przy wodzie ulokowało się kilka wiosek. Na drugim mniej więcej w połowie biegnie granica albańsko-czarnogórska. Widoczne na grani kilka masztów to przełęcz Stegvaši, do której jechaliśmy z Virpazaru, również zarys samej drogi R-15 się wyróżnia na tle skał. Na trzecim zdjęciu występuje wyłącznie Czarnogóra ze swoim nadbrzeżnym osadnictwem.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Żeby ktoś mógł wypoczywać, to pracować musi ktoś. Naprawdę żal mi się robiło widząc pocących się w upale chłopów. Ciągle trzeba było coś nawodnić, wykopać błoto i, rzecz jasna, przyciąć, bez tego się nie obejdzie. Dziewczynka z górnego lewego rogu nie należała do obsługi, ale zabawiała ją fikołkami.
Obrazek

Jezioro Szkoderskie jest największe na Bałkanach i jest to jednocześnie jedno z największych skupisk ptaków w Europie. Spotkamy tu około 280 gatunków, czyli połowę ze wszystkich obecnych na kontynencie. Przy samej linii brzegowej trudno je dojrzeć, choć czasem trafi się dorodna czapla szukająca pożywienia. Z innych rodzajów zwierząt powszechnie obecne są psy domowe, nieodłączne towarzysze człowieka w podróży ;).
Obrazek
Obrazek

Kemping ma dużą powierzchnię, ale mimo to wieczorami robi się tłoczno. Większość przebywających tu osób zjawia się na jedną noc i pędzi dalej, więc o poranku znowu wszystko się luzuje, lecz zjawiając się o późnej godzinie można mieć problem ze znalezieniem miejsca. Nam to nie groziło, bo rozbijaliśmy się o godzinie szesnastej. Pod względem nacji wydaje się, że najwięcej pojawiło się Czechów, zwłaszcza na motorach. Ludzi znad Wisły było nieco mniej, ale pierwsze skupisko poznaliśmy od razu: jako jedyni wywiesili obok kampera flagę.
Co ważne - mimo, że przebywa tu masa rodzin z dziećmi i psami, to cisza nocna jest przestrzegana. Gorzej ranem - ponieważ niektórzy wyjeżdżają bardzo wcześnie, to już o szóstej - siódmej słychać gazowanie, nawoływanie i trzaskanie drzwiami. Zawsze jednak można zwinąć się z namiotu i pójść dospać na leżaku, tam panuje spokój ;).
Obrazek
Obrazek

Sąsiad przyjechał z Niemiec... traktorem. Mówił, że wozi się z przyczepką już drugi miesiąc i nie wie, gdzie i kiedy skończy :D.
Obrazek

Przekrój maszyn turystycznych był rozmaity. Podziwiam ludzką wyobraźnię, ale z drugiej strony w takich molochach ciężko o kontakt z przyrodą, a tak się zwykle autoreklamują właściciele kamperów i tym podobnych pojazdów.
Obrazek

Wlepki na recepcji, najwięcej w języku polskim. Na widok tej z lewej aż mnie zmroziło, ale z ulgą przypomniałem sobie, że mam jeszcze abstynencję.
Obrazek

Wspominałem już o restauracji. Karmią dobrze i w niezłych cenach. Kuchnia jest zarówno międzynarodowa jak i albańska, przy czym pizzę spokojnie można uznać za danie lokalne, bo Albańczycy masowo mieszkają i pracują we Włoszech, po czym otwierają w ojczyźnie knajpy ;).
Obrazek

Tradycją restauracji jest serwowanie do rachunku kieliszków swojskiej rakii. Ponieważ pierwszego wieczoru oboje jeszcze jesteśmy na abstynencji, więc kelner załamuje ręce:
- Ale jak to nie wypić rakii? Jakie leki, jaka choroba? U nas rakija jest lekiem na wszystko!
Mądrego to i warto posłuchać.
- Jak się zdecydujesz, to i ja się z tobą napiję - kusi chłopak. Dzielnie się obroniłem. Kolejnego dnia Teresa mogła już łyknąć, więc rzeczywiście kelner łyknął i z nią ;). A następnego i ja mogłem dołączyć do tego grona, więc Albańczyk aż podskoczył z radości lecąc po kieliszki, ale... już się nie napił :D. Rakija jak rakija, mocna i niezła, ale piwo po przerwie smakowało jak nigdy!
Obrazek

Reakcje na darmową rakiję są rozmaite. Obok siedziała sobie para młodych Holendrów. Nigdy przedtem nie pili takiego trunku. Kobieta, po obejrzeniu i powąchaniu kieliszka, zrobiła minę, jakby ujrzała brudnego siusiaka. Ewidentnie była w szoku. Po wypiciu zaczęła się głupio uśmiechać i sugerować, że już się upiła. Jej facet przyjął poczęstunek ze spokojem i po spożyciu... zamówił większy, płatny ;).
Są też rodacy, hanysi. Spora grupka, kilka aut. Lektura menu zajęła im dobre pół godziny. Tłumaczą go sobie smartfonem (zdradzę sekret, że menu jest w języku angielskim). Potem z kelnerami rozmawia jedna kobieta z całego kilkunastoosobowego grona. Pozostali milczą jak zaklęci. Naprawdę nie sądziłem, że w dzisiejszych czasach ktoś za granicą nie będzie potrafił zrozumieć takich słów jak "chicken" czy "bread". Ale nie, jeden starszy facet się stara - przemógł się i rzucił do kelnerki znamienne słowa:
- One beer.
I dostał, co chciał.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 23.11.2022 22:12

Po jednym dniu nicnierobienia zaczyna mnie nosić. Uwielbiam lenistwo, ale patrząc na okolicę aż chce się człowiekowi ruszyć tyłek. Kemping oferuje wypożyczenie rowerów w cenie 7 euro za dzień. Zagaduję babkę z recepcji. Ta dziwnie się krzywi i mówi, że rowery stoją z tyłu i mogę sobie wybrać dowolny. Brzmi nieźle. Do czasu, dopóki ich nie zobaczyłem. Przy stojakach rzeczywiście stało kilka rowerów, w tym dwa dziecięce. Wszystkie w stanie mocnego zużycia. W żadnym nie ma powietrza. Korzystając z pompki samochodowej udaje mi się napompować jedną sztukę i gdy już na nią wsiadłem, to okazało się, że... nie ma łańcucha :D. W innej zaraz odpadnie pedał. Ale, cholera, nie zrezygnuję! Ostał się ostatni rower - damska z niskim siodełkiem, którego nie można podnieść, więc kolanami prawie wybijam sobie zęby. Skrzypi i charczy, a stopka co chwilę się rozkłada i wali o podłoże. Nie mam pewności, czy nim wrócę, więc na wszelki wypadek biorę naładowany telefon.
Obrazek

O ile na kempingu obowiązującą walutą jest euro, o tyle na zewnątrz muszę wziąć leki (i nie mam na myśli antybiotyku). Jak zwykle na wyjeździe zachwycam się obcymi banknotami, ich kolorami i wzorami, analizując, co na nich umieszczono.
Obrazek

Leki są narodową walutą Albanii od 1926 roku. Obecnie w obiegu są wzory wprowadzone w 1997 roku, trzy lata temu przeszły one "renowację", poprawiono m.in. zabezpieczania przed kradzieżą. Na najniższym banknocie przedstawiono Naima Frashëri, poetę z XIX wieku. Powyżej łysy Ismail Qemali, działacz niepodległościowy i pierwszy albański premier. Na samej górze Pjetër Bogdani - ksiądz katolicki, autor pierwszego dzieła literackiego w języku albańskim.

Ale wracamy do roweru - wsiadam na damkę i dzielnie pedałuję przed siebie. Po niecałych dwóch kilometrach przez pola docieram do drogi SH1, przecinam ją i zagłębiam się w wioskę Omaraj (lub Omarë).
Obrazek
Obrazek

Ciekawostkę stanowi fakt, że Omaraj jest jedną z wiosek w okolicach Szkodry, którą zamieszkiwała kiedyś w większości ludność słowiańska, posługująca się czarnogórskim. Do dziś mają to mieszkać jeszcze dwie prawosławne rodziny czarnogórskie. Boczne ulice, którymi jadę, pozbawione są asfaltu, domy pochowano za wysokimi płotami, zdarzają się zarówno okazałe rezydencje jak i kamienne, rozpadające się chałupy.
Obrazek
Obrazek

Dojeżdżam do częściowo wyschniętego i zaśmieconego kanału. Przede mną rozpościera się piękne oblicze Gór Przeklętych (Północnoalbańskich), które gwałtownie wyrastają z niewielkich wzniesień bardzo blisko stąd. Skalisty szczyt po prawej to Maja e Maranajt, oddalony o niecałe dziesięć kilometrów, a wznoszący się na wysokość 1576 metrów nad poziom Adriatyku. Potężne przewyższenie!
Obrazek
Obrazek

Północna część Albanii to największe w kraju skupisko chrześcijan, w tym przypadku katolików. Według spisu powszechnego z 2011 roku stanowią oni około dziesięciu procent obywateli, lecz według szacunków rządowych jest ich znacznie więcej. Na południu również mieszkają zwarte grupy wyznawców Chrystusa, lecz przeważnie są oni prawosławni.
Szkodra jest podzielona religijnie prawie na pół, katolicy delikatnie dominują nas muzułmanami. Prowincja również jest wymieszana, ale tutaj przewagę mają zwolennicy Allaha, choć akurat w okolicy kempingu częściej widać wieże kościołów niż minaretów. Poniższy obrazek może służyć jako obraz ilustracyjny pokojowego współżycia: obok siebie stoi meczet i kościół i nie gryzą się.
Obrazek

Szutrówką jadę wzdłuż kanału. Na obrzeżach Gruemirë wznosi się kościół. Jak niemal wszystkie pochodzi z okresu po upadku komunizmu. Obok niego rozciąga się cmentarz. Odnoszę wrażenie, że nie jest zbyt często odwiedzany przez rodziny zmarłych. Najwyraźniej Albańczyków bardziej zajmuje codzienne życie niż pielęgnacja grobów. Próżno też szukać żywych kwiatów, ale to akurat ma wytłumaczenie: przy tym palącym słońcu żadne nie mają szans przetrwać dłużej niż kilka godzin.
Obrazek
Obrazek

Z szutrówki ponownie wjeżdżam na asfalt. Trzeba przyznać, że nawierzchnia w odwiedzanych wioskach jest całkiem niezła, dziur tu mniej niż w mojej śląskiej Macierzy.
Obrazek

Szkodra na horyzoncie z charakterystyczną sylwetką twierdzy po prawej stronie.
Obrazek

Był kościół, jest meczet lśniący w świetle dnia.
Obrazek

Mój wspaniały rower spisuje się doskonale, bo cały czas się nie rozpadł ;). Na szczęście powierzchnia jest przeważnie płaska, ale każdy podjazd choćby pod niewielką górkę czy most stanowi wyzwanie, gdyż przerzutek brak. Po pewnym czasie nawet zwykła jazda daje się odczuć we wszystkich mięśniach, bowiem ustawienie siodełka naprawdę przystosowano do dziecka, a nie dorosłego człowieka. Mimo wszystko rozpiera mnie radość, bo wycieczka rowerowa po albańskiej prowincji - nawet krótka - chodziła mi po głowie od dawna!
Aby ułatwić sobie robienie zdjęć aparat zawiesiłem na szyi, ściągnąłem zaślepkę i cykam w ruchu, nawet się nie zatrzymując. Nieliczni spotkani miejscowi patrzą na mnie jak na dziwoląga.
Obrazek
Obrazek

Znowu mijam cmentarz. Tym razem brak symboli religijnych, za to zmarli przedstawieni są rysunkowo.
Obrazek

To chyba czasem jest rzeką.
Obrazek

Zza krzaków wystaje wieża - ruiny kościoła świętego Jana. Ponoć należał kiedyś do benedyktynów i miał prawie tysiąc lat! Trochę żałuję, że tam nie zajrzałem, ale kompletnie nie wiem, którędy należałoby to zrobić.
Obrazek

Po odcinku niezabudowanym rozpoczyna się teren zamieszkały. Są to kolejne wioski lub przysiółki, ciężko określić ich status administracyjny, nie bardzo wiadomo też, gdzie się kończy jedna, a zaczyna druga - Hysaj, Nehanë, Kullat e Boksit, Dragoçi.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

To ostatnie jest największe, tu w końcu pojawiają się jacyś ludzie, ale z oczywistych przyczyn również chowający się w cieniu. Grupki panów dyskutują nad jakimiś ważnymi tematami, stoją zaparkowane motorynki, trafi się otwarty sklepik z mydłem i powidłem. Kościoły zostały definitywnie zastąpione meczetami.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
wiola2012
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2488
Dołączył(a): 26.07.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) wiola2012 » 24.11.2022 23:34

Rzeczywiście w okolicach Szkodry mijaliśmy taką Albanię. Oglądam zdjęcia i uśmiecham się na tę różnorodność. Willa z ozdobną bramą w sąsiedztwie śmietnika czy obskurnego domku z rozlatującym się płotkiem. W ogóle mi to nie przeszkadza i nie zmieni mojego stosunku do Albanii, ponieważ ją lubię :) . Musiałabym "znielubić" wiele polskich wiosek, które mijam podczas rowerowych wycieczek. Albania coraz szybciej kroczy ku Europie, turystyka rzeczywiście rozwija się w zawrotnym tempie i tylko się boję, że jak za 2-3 lata pojadę do ojczyzny Skanderbega, to jej nie poznam i się rozczaruję.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 27.11.2022 15:12

Myślę, że okolice mniej turystyczne nadal pozostanę na "swojskim" poziomie i nie rozczarują. Jednak nie tak łatwo dobrze zarabiać na prowincji i inwestować...
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 29.11.2022 20:34

Celem dzisiejszej wycieczki był kamienny most - Ura e Mesit, w wiosce Mes. Kilka lat temu go odwiedzałem, ale uznałem, że lepiej mieć jakiś plan podróży niż jeździć bez celu. A że most jest bardzo ładny, więc ponownie zajrzałem do niego z czystą przyjemnością.
Obrazek

Długi na ponad sto metrów most wybudował pod koniec XVIII wieku miejscowy osmański pasza. To jeden z najlepiej zachowanych tureckich zabytków w regionie, przerzucono go nad rzeką Kir, która latem zwykle wysycha. Żeby nie niszczyć cennej konstrukcji obok postawiono nową przeprawę.
Obrazek

Mes to właściwie przedmieścia Szkodry, zabudowa w pobliżu mostu jest typowo miejska, nawet stacje benzynowe wydają się być otwarte.
Obrazek
Obrazek

Na drodze w kierunku centrum Szkodry stoi pierwszy znak z nazwą miejscowości. Wiedziałem, że zbliżamy się do cywilizacji! Hot i Ri ma na tyle małe znaczenie, że nie dorobiło się nawet biogramu na żadnej z wersji językowej Wikipedii poza albańską, która zdawkowo informuje, iż osiedlili się w niej kiedyś Czarnogórcy.
Obrazek

Z pobliskiego meczetu dochodzi zawodzenie muezina, a ja obok jednej z tankszteli skręcam na północ, w drogę powrotną. W pewnym momencie widzę na polu znajomy kształt - bunkry! Słynne schrony, będące symbolem Albanii! Cieszę się jak dziecko, gdyż - paradoksalnie - coraz trudniej je spotkać. Powstawały w setkach tysięcy, ale głównie nad morzem i przy granicach, w głębi kraju było ich mniej, a po upadku komunizmu wiele z nich usunięto. Efekt był taki, że trzy lata temu byłem w Albanii i nie widziałem ani jednego! A teraz są - kilka sztuk, w tym jeden obok drogi.
Obrazek
Obrazek

Odbijając na skrzyżowaniu w prawo mógłbym wrócić szutrówką do znanego mi już wyschniętego kanału, ale wolę pojechać nieco dłuższą, nieznaną mi trasą.
Obrazek

W Guci e Re znów spotkamy akcenty chrześcijańskie - na skrzyżowaniu stoi kapliczka, a krzyż przy pomniku lwa z urwaną łapą chyba też nie był przypadkowy.
Obrazek
Obrazek

Strasznie chce mi się pić. Co prawda wziąłem ze sobą litr wody, ale przy tej temperaturze zdaje się ona gotować. Liczyłem na knajpkę, w której mógłbym się napić zimnego piwa, lecz spotykałem jedynie kawiarnie, a espresso to nie ma moja bajka. Zaglądam zatem do marketu, w którym panuje przyjemny chłodek. Szukam jakiego zmrożonego piwa w małej puszcze, znajduję jedynie Peroni. No trudno, może być. Łykam je na spokojnie na zewnątrz, choć sprzedawca zachęcała gestami, abym usiadł sobie w pomieszczeniu obok sklepu. Obserwuję chłopaka, który usiłuje zapakować na rower kupiony worek zboża i w końcu mu się to udaje.
Obrazek

Za wioską przekraczam zarośniętą i zaśmiecona linię kolejową, jedyną międzynarodową w Albanii, bo prowadzącą do Czarnogóry. Wnioskuję z jej stanu, że aktualnie znów nie jest w użytku, ale w 2017 roku udało mi się zobaczyć albański skład towarowy!
Obrazek

Docieram do szosy SH1 - jako, że to główna arteria transportowa tej części państwa, więc ruch jest spory, ale pobocza są szerokie i nie grozi mi staranowanie. Gdyby zerknąć w bok, to zobaczymy sielski obrazek, czyli wóz ciągnięty przez konia wzdłuż wyschniętego potoku pełnego odpadków.
Obrazek

Świątynia w Grilë. Najprawdopodobniej cerkiew, gdyż znowu jestem w wiosce zasiedlonej niegdyś przez Czarnogórców, którzy przybyli w te strony z powodu konfliktów pomiędzy klanami. Kościół katolicki stoi przy ulicy w głębi miejscowości.
Obrazek

Rondo w Grilë to małe centrum handlowe, gdyż dookoła niego działa kilka marketów, a także stacja benzynowa. Z daleka wydaje się, że to BP, lecz nic bardziej mylnego - można zatankować na B - Petrol :P. Ceny paliw w Albanii były najwyższe ze wszystkich dawnych bałkańskich demoludów, więc nie skorzystałem.
Obrazek

Zatrzymuję się na moście, aby rozejrzeć się po okolicy. Ładnie prezentuje się widok w kierunku gór.
Obrazek

Przechodzę na drugą stronę. W stronę jeziora też nie gorzej się patrzy.
Obrazek

Nagle zjawia się jakiś dziadek na dwóch kółkach. Zaczyna na mnie krzyczeć i wygrażać, pokazuje, że mam wrócić na swój pas! Rozumiem gdybym blokował mu drogę, ale stoję przyklejony do balustrady! Dziadek macha rękami i zjeżdża. Dawno nie spotkałem tak zdenerwowanego Albańczyka, może to był Słowianin? Albo w dodatku katolik? Co najśmieszniejsze - minutę wcześniej inny facet serdecznie pozdrawiał mnie z auta, jakoś jemu nie przeszkadzałem.
Tymczasem pode mną tory do Czarnogóry.
Obrazek

Widok w kierunku północnym - niezbyt zwarta zabudowa, także zakończona górami.
Obrazek

Wróciłem do Omaraju, więc na kemping mam już bliziutko. Zaglądam jeszcze do knajpy przy skrzyżowaniu - prowadzona przez chrześcijan, więc mogę napić się piwa przy stoliku. Kufel tradycyjnie jest zmrożony, bo wyciągnięty z lodówki. Inni panowie wolą kawę z wodą... Na drodze zatrzymuje się pomarańczowy busik wożący turystów do Theth. Sam planowałem się tam jutro wybrać, ale ostatecznie uznałem, że przyda się trzeci dzień wypoczynku. Do Theth podciągnięto asfalt, więc nie ucieknie...
Obrazek

Droga w kierunku kempingu, trzy lata temu leżał na niej szuter. Natomiast zastanawiam się, czy znak z ograniczeniem prędkości do 20 km/h jest rzeczywiście potrzebny wśród pól?
Obrazek
Obrazek

Przejechałem prawie trzydzieści kilometrów, co z takim rowerem uważam za niezły wynik!

Większość ostatniego dnia wypełniło lenistwo, dopiero wieczorem udaliśmy się do dwóch knajp przy SH1. Wyruszyliśmy po siódmej, wcześniej się nie dało - paliło tak mocno, że i przebywanie w cieniu nie przynosiło ulgi, a wyjście na słońce kończyło się bólem skóry. Nawet Albańczycy mówili, że takie upały nie są u nich normalne...

Kolejna zagadka na drodze z nowym asfaltem - widzicie tu jakieś przejście dla pieszych? A może to Ministerstwo Głupich Kroków?
Obrazek

Zachód słońca przynosił ulgę. Na szczęście kolejne dni, choć bardzo ciepłe, będą ciut mniej męczące.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

I jeszcze garść informacji finansowych. W dobie drożyzny i słabej złotówki chyba każdy zauważył, że na urlopy wydaje coraz więcej pieniędzy. Na szczęście Bałkany, a przynajmniej niektóre bałkańskie kraje, to nadal enklawy takiego poziomu cen, że nie grozi nam zawał serca. Oczywiście lokalizacja ma znaczenie - nad albańskim morzem zapewne zapłacimy więcej niż nad jeziorem, nawet jeśli to Jezioro Szkoderskie.

Aktualne ceny można znaleźć na stronie kempingu, ale uściślę, że w lipcu 2022 roku nocleg (dwie osoby + namiot + samochód) kosztował 19,50 euro. Wielkość namiotu nie ma znaczenia, ponieważ jest on za darmo, a płaci się za człowieka oraz auto, ewentualnie za kampera. W tej cenie nie ma prądu, przyłącze kosztowało 2,50 euro, lecz tak naprawdę nikt tego nie kontrolował, bowiem ludzie podłączali się do sąsiadów, jeśli u nich zabrakło wtyczek. Kemping posiada również własne noclegi i one zaczynają się od 35 euro (sporej wielkości namiot) albo od 55 euro za dwie osoby (drewniane domki).

Jeśli chodzi o restaurację, to - jak już wspominałem - jedzenie jest smaczne, choć zastrzegam, że prawie nie kosztowaliśmy mięsa poza qofte (czyli ćevapčići), ale te akurat na nogi nie rzuciło. Mają niezłe pizze, która zazwyczaj wystarczą do najedzenia się, świetnym pomysłem jest także zestaw przekąsek - meze. A poniżej kilka przykładowych cen z baru:
* śniadanie kontynentalne - 2,50 euro, angielskie - 4 euro,
* qofte - 4 euro,
* pizza od 3,50 do 6,5 euro,
* sałatki od 1,50 euro,
* meze wegetariańskie dla dwóch osób - 13 euro, z mięsem - 18 euro (nie opłaca się, mięsa jest mało),
* ryby od 10 euro,
* piwo "Tirana" - 1,70 euro,
* rakija - 1 euro,
* wino "domowe" od 3,50 euro za pół litra.
Najśmieszniejsze, że nie pamiętam, ile kosztowała woda, bo w menu jej nie ma :D. Wszystkie ceny podawano w euro, rzecz jasna w lekach też można płacić, ale wolałem się upewnić u barmana ;).
Obrazek
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 06.12.2022 14:22

Znad Jeziora Szkoderskiego (nad którym wypoczywaliśmy) do Jeziora Ochrydzkiego (gdzie wkrótce będziemy wypoczywać) jest w linii prostej około stu dwudziestu kilometrów, a więc teoretycznie dość blisko. Trasa samochodowa to jednak już ponad dwieście kilometrów i szacowane cztery godziny jazdy. Ponieważ dokonywałem jej kilkukrotnie, to zakładam na nią cały dzień, zwłaszcza, że nie mam zamiaru pędzić jak wariat, ale jednocześnie podziwiać też okolicę oraz widoki.

Najpierw zatrzymuję się na rogatkach Szkodry. Na środku ronda wznosi się solidnych rozmiarów pomnik pięciu komunistycznych partyzantów (Heronjtë e vigut). Stworzył go w 1967 roku Shaban Hadëri, jeden z najsłynniejszych albańskich rzeźbiarzy. Pomnik aż do początku XXI wieku stał w centrum miasta na głównym skrzyżowaniu, ale w czasach demokracji postanowiono go stamtąd usunąć. W przeciwieństwie do niektórych krajów nad Wisłą nie potraktowano go ciężkim sprzętem, tylko jak na zabytek przystało i został przetransportowany w mniej eksponowane miejsce.
Obrazek

Rondo, jak to zwykle w Albanii, służy nie tylko jako skrzyżowanie, ale do rozmaitych czynności. Działają przy nim sklepy spożywcze, stragany z arbuzami, a policja kontroluje kierowców - na szczęście nie cudzoziemców.
Obrazek

W komunizmie obywatele nie mogli posiadać prywatnych samochodów, więc starsi Albańczycy są przyzwyczajeni do alternatywnych środków transportu.
Obrazek

Kawałek na południe od ronda usiłuję wejść na stary cmentarz muzułmański. Brama jest jednak zamknięta, a płot dość wysoki, więc pozostaje mi zrobienie zdjęć z zewnątrz. Nekropolia jest mocno zaniedbana.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Obrazki z ulicy.
Obrazek
Obrazek

Szkodra to piąte miasto w kraju pod względem liczby mieszkańców - posiada ich niecałe osiemdziesiąt tysięcy. Nie aż tak dużo, ale cała populacja Albanii liczy mniej niż trzy miliony. O ile w śródmieściu sporo budynków zostało wyremontowanych, o tyle przedmieścia przypominają, że jesteśmy w jednym z najbiedniejszych państw Europy, choć liczne mercedesy zaburzają ten obraz ;).
Obrazek
Obrazek

Na wyjeździe jak zwykle panuje chaos. Wystarczy jedno większe skrzyżowanie i wszyscy głupieją. Sytuację wykorzystują grupy Cyganów, które całymi rodzinami zaczepiają kierowców, włóczą się środkiem drogi i dobijają się do drzwi samochodów. To również szkoderska tradycja - zawsze ich tu widuję. Niektóre Cyganki są w nieustannym ciągu - ledwo dziecko troszkę podrosło i znowu ciąża...
Obrazek
Obrazek

Jukoil, czyli podróbka pewnej znanej sieci ;).
Obrazek

Ciekawy obiekt: bunkier przekształcony w mikroskopijną islamską świątynię lub mauzoleum. Niestety, połowę zdjęcia zasłoniło przejeżdżające auto, więc będę musiał do niego kiedyś podskoczyć.
Obrazek

W końcu udało się wyjechać ze Szkodry i podróż na południe stała się sprawniejsza, pomijając liczne zawalidrogi.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 11.12.2022 19:12

Mijam różne interesujące tanksztele - jest nawet taka o profilu religijnym.
Obrazek

W mieście Lezhë (lub Lezhe - wiele albańskim miejscowości można zapisywać różnie) kolejna tradycja, bo korek. Powodowany głównie przez policjantów kierujących ruchem. Norma. Z okiem obserwuję pobliskie wzgórza z ruinami twierdzy i nadajnikami.
Obrazek

Nad Jezioro Ochrydzkie jeździłem do tej pory dwojako. Najprostsza i najszybsza droga biegnie przez Tiranę, potem na Elbasan i do granicy. Dłuższa, lecz ciekawsza widokowo trasa SH6 wśród gór, z której korzystałem w 2017 roku. Tym razem postanowiłem połączyć dwie opcje: dojechać do stolicy, a potem odbić w Góry Skanderberga (Mali i Skenderbeut). Jakiś czas temu podobno otwarto w nich nową szosę, łączącą Tiranę z SH6, a noszącą oznaczenie SH61. Wszystko to z pewną dozą niepewności, gdyż informacje o niej były bardzo skąpe, dodatkowo pojawiały się wieści, że tak naprawdę - pomimo oficjalnego otwarcia - nie jest jeszcze skończona, ale politycy chcieli się wykazać, więc dopuszczono do ruchu prowizorkę... Zobaczymy.
Tak jak pisałem - na początku i tak musimy dostać się do Tirany, więc przez pewien czas mkniemy kawałkiem autostrady.
Obrazek

Postój na stacji na siku. Sylwetka zewnętrzna futurystyczna, ale w środku bez zmian.
Obrazek
Obrazek

Myjnia - nieodłączna część bałkańskiego krajobrazu, choć to chyba Albańczycy kochają je najbardziej. Wszystkiego może braknąć, ale nie miejsca do umycia auta!
Obrazek

Okolica sprawia wrażenie lekko wysuszonej.
Obrazek

Powoli wjeżdżamy w miejscowości satelickie Tirany (Tiranë). Trochę zmienia się krajobraz, pojawiają się budynki ze szkła i domy kultury, lecz z drugiej strony pewne widoki pozostają stałe.
Obrazek
Obrazek

Ruch coraz bardziej gęstnieje. W pewnym momencie muszę skręcić w lewo w boczną uliczkę, czyli przebić się przez sznur aut z naprzeciwka. Na zdjęciu uchwyciłem moment chwilę przed tym wydarzeniem. Uda się, nie uda? Oczywiście, że się udało.
Obrazek

Na ulicy prostopadłej jest spokojniej; jadę wzdłuż rzeczki Tiranë oddzielającej nas administracyjnie od Tirany właściwej. Według mapy jestem w miejscowości Paskuqan. Mijam stacje benzynowe, myjnie, składy drewna i trójkołowce, wyglądające na chińskie.
Obrazek
Obrazek

Nagle asfalt się kończy, a my lądujemy przed bramą obiektu przypominającego bazę wojskową. Zaglądam do mapy - błąd, miałem na poprzednim skrzyżowaniu skręcić i przekroczyć rzekę. Cofam się więc i po chwili docieram do wyczekanej SH61. Przede mną wyrastają góry, serce zaczyna się cieszyć!
Obrazek

Szybko się okazuje, iż otwarta droga faktycznie nie jest jeszcze całkowicie ukończona. Początkowo przypominają o tym tylko nieustanne ograniczenia prędkości do 40 km/h oraz dziury pomiędzy mostami a jezdnią. Potem asfalt zwęża się do jednej nitki i na niej trzeba czasem uważać, żeby do niczego nie wpaść.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Następnie, dość nieoczekiwanie, droga zaczyna przypominać kompletną, choć ograniczeń dalej nie ściągnięto.
Obrazek

Zatrzymuję się, aby porobić kilka zdjęć. Po wyjściu z klimatyzowanego wnętrza powietrze parzy - na termometrze jest znowu ponad czterdzieści stopni, źle się oddycha, a każdy większy wysiłek sprawia ból. No, ale w sumie czego się spodziewać w drugiej połowie lipca, który jest najcieplejszym miesiącem roku?

Koryto rzeki niemal zupełnie wyschło, została tylko płytka, nieduża ścieżka wody. Z kolei nad górami gromadzą się dawno nie widziane chmury.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Most prowadzący do jednej z kilku zagubionych w górach wiosek.
Obrazek

Po chwili zaczynają się serpentyny, nabieramy wysokości, a mnie się zdaje, że silnik pracuje jakoś nierówno. Ale w tym upale to chyba normalne?
Za zakrętami jest rozjazd - na prawo kamienista nawierzchnia prowadzi do ciągle budowanego tunelu, dzięki któremu odpadnie kilka kilometrów. Na lewo stara trasa, z asfaltem dziurawym jak sito.
Obrazek

Pakuję się na lewo w zwężenie na jeden samochód, szutrowe, z wielkimi dziurami. Daję po gazie, aby sprawnie z nich wyjechać, bo z naprzeciwka pędzi kilka aut i w tym momencie... moje auto dostało zawału! Dosłownie! Zawyło, wskazówki na desce rozdzielczej skoczyły do przodu, do tyłu, silnik zgasł i zaczęły mrugać wszystkie lampki. Cudnie! Zaczynam staczać się w dół, bo normalny hamulec też przestał działać, więc w lekkiej panice wciskam ręczny!
Przekręcam stacyjkę, nie odpala, diody migają. Do tego czuję smród, wdzierający się w nozdrza. Pierwsze wrażenie - zatarłem silnik! Masakra! A stoję w takim miejscu, że nikt nie może mnie minąć, z tyłu auta, z przodu auta. Próbuję uruchomić wóz po raz drugi, trzeci, pracuję z pedałem gazu i Opel w końcu zaskakuje, więc podjeżdżam wyżej, oddycham z ulgą i... sytuacja się powtarza. Na szczęście tu jest szerzej i już nie blokuję innych, ale samochód ewidentnie jest w stanie zawałowym *. Wyskakuję i podnoszę przednią klapę - ten smród to chyba jednak nie silnik, ale spalona guma, która rozorała kamienie, gdy wyskakiwałem z dziury.
Co teraz robić? Jako żywo przypomina mi się sytuacja z poprzedniego roku, kiedy to mój wóz szalał na Transalpinie. Tylko wtedy powód problemów był znany - wskutek pęknięcia zbiornika uciekał mi płyn chłodniczy, teraz nic takiego nie ma miejsca...
Przejechaliśmy nieco ponad połowę trasy pomiędzy Tiraną a miastem Klos, gdzie SH61 łączy się z SH6, znaną mi z 2017 roku. Tyle, że jesteśmy dopiero na wysokości około 800 metrów nad poziomem Adriatyku, czeka jeszcze dotarcie na 1200, czyli czterysta metrów podjazdu. Może damy radę? A może nie? Może dać odpocząć silnikowi, bo ewidentnie wysoka temperatura otoczenia mu nie służy? Ale stoimy w pełnym słońcu, nie ma kawałka cienia, studzenie silnika zajmie wiele czasu.
Zwycięża rozsądek. Robię pamiątkowe zdjęcie górskiej okolicy oraz miejsca, do którego dotarliśmy. A potem trzeba zawrócić. SH61 zostaje na przyszłość, nie odpuszczę jej!
Obrazek
Obrazek
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18304
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 11.12.2022 21:00

Ups , takie przygody do fajnych trudno zaliczyć :roll: Rozumiem że wróciłeś do mechaników :?:


Pozdrawiam
Piotr
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 12.12.2022 01:27

Na szczęście auto odzyskało moc na tyle, że szło nim jechać, ale strach pozostał do konca dnia i trochę dłużej...
wiola2012
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2488
Dołączył(a): 26.07.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) wiola2012 » 13.12.2022 22:19

Fajnie, że do Teft jest już asfaltowa droga. Zdjęcia z przejazdu szutrówką, które oglądałam w różnych relacjach, zniechęciły mnie do tego kierunku .
Kłopotów z samochodem nie zazdroszczę 8O .
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe



cron
Lipiec nad bałkańskimi jeziorami - strona 5
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone