Re: Weekendowe wędrówki myszy: BOLONIA - miasto arkad.
26.05.2015Lot przebiegał spokojnie, choć nie popatrzyłam sobie na widoki, bo raz, że było ciemno, a dwa, że było pochmurno.
Choć kiedy wlecieliśmy ponad chmury ślicznie było widać słoneczko, tyle że nie po mojej stronie

.
No i nocny Rzym z góry wyglądał genialnie

.
Na lotnisku Ciampino lądujemy zgodnie z planem, o 22.35

.
Modlin pożegnał nas deszczem i chłodem, a po wyjściu z samolotu jest przyjemnie cieplutko

.
Wsiadamy do autobusu, który wiezie nas do wypożyczalni aut.
Po wypełnieniu formalności pani proponuje nam Opla Corsę, Toyotę Yaris i Fiata Pandę.
Mąż każe mi wybierać

.
Wybieram oczywiście włoskie auto

, choć mąż cały czas nie ma dobrego zdania o poczynaniach Sergio Marchionne - właściciela Fiata. Nie może przeżyć, że marka taka jak Lancia praktycznie zanika

.
Wizualnie nasze auto jest całkiem spoko

, mężowi też się podoba, poza tym że ... nie chciało jeździć

, narzekał na silnik, że słaby, że szarpie ... A miał kiedyś w planach kupić takie auto, jako następcę naszego Smarta

.
Pakujemy walizki do bagażnika, zmieściły się wszystkie trzy

.
Wpisujemy do nawigacji
"Koloseum" i jedziemy

.
Parkujemy Pandę pod naszym zeszłorocznym lokum i idziemy sprawdzić czy
kamienie cały czas stoją

.
Kamienie stoją jak stały

, tylko rusztowania przestawili w inne miejsca

.





Na resztę popatrzyliśmy już tylko z auta, ale jeszcze do Rzymu wrócimy
Kierujemy się na autostradę do Neapolu

.
Jako że jesteśmy już trochę zmęczeni, zwłaszcza mąż, bo poprzedniego dnia był jeszcze w pracy, zjeżdżamy na znajomy nam już "autogril" i postanawiamy się zdrzemnąć

.
Drzemka trwała do 6 rano

, tzn gdyby nie ja, to moi spaliby jeszcze dłużej

.
Odwiedzamy toalety, całkiem czyste

, odświeżamy nieco nasze blade jeszcze wtedy twarze, wypijamy kawkę, tzn ja i Zuzia, bo mąż nie pija gorących napojów

, zjadamy croissanty, Zuzia twierdzi, że ten był najlepszy ze wszystkich na tym wyjeździe

i jedziemy

.
Ale "po drodze" wstępujemy jeszcze do
Arteny
27.05.2015
Zostawiamy Pandę na miejskim parkingu i idziemy

Jest jeszcze dosyć wcześnie, ale już bardzo cieplutko

.




Jest pusto, wydaję mi się, że w miasteczku jesteśmy tylko my i ... koty

.







Uliczki są bardzo przyjemne, ale trzeba też już troszkę odpocząć

.






Kiedy schodzimy w dół, do góry ze sporym bagażem wchodzą dwa osiołki

.





Wracamy do auta i teraz już kierujemy się do apartmana w
Ageroli 
,
choć nie całkiem najkrótszą drogą
