Re: Nie refujcie marzeń....
Po burzy zawsze wychodzi słońce

Nie inaczej na Hvarze było. Na drugi dzień po deszczu, burzy, trąbie powietrznej nie było nawet śladu. Jeszcze krótki spacerek po mieście
i ruszamy dalej. Dziś kierunek VIS
Po drodze oczywiście kąpiel w zatoce. Woda jest wspaniała. Nie da się ukryć, że chłodniejsza niż w lipcu czy sierpniu, ale nadal niesamowicie przyjemna. Gdyby tylko wyłażenie z wody na jacht nie było takie problematyczne

Nasza drabinka jest jakaś taka ruchawa lekko i co tu dużo mówiąc, brak techniki, zbędne kilogramy robią swoje. No ale mamy na podorędziu naszego silnego kapitana, rach ciach i znów załoga na pokładzie

Po kąpieli w drogę. Vis czeka. Na Visie mnie jeszcze nie było. Azymut to Komiza.
Jest i ona. Jeszcze cumowanie. Rąk i chęci do pracy nie brakuje

Korzystając z pięknej słonecznej pogody idziemy na okoliczną plażę i zażywamy kąpieli tworząc przy tym układy synchroniczne w wodzie (wszak na codzień jesteśmy grupą tańczącą sambę i zumbę) ku uciesze miejscowych, którzy o tej porze za wiele atrakcji nie mają.
Potem prysznic...i tu dodam, że to chyba najgorsze sanitariaty w marinie jakie spotkałam w czasie rejsu. Na plus, że w ogóle są, bo na Hvarze to trzeba do nich kawał zapierdzielać i na dodatek płacić. Na minus...są tylko dwa prysznice, koedukacyjne. W porze popołudniowej, gdy marina jest już pełna jachtów (bo jest, nawet o tej porze roku) kolejka do prysznica jest zacna.
Umyte, wypachnione czekamy gdzie to nas dziś Marek zabiera. o 20:00 podjeżdżają po nas dwa busy. Jest już ciemno, zdjęć z drogi nie mamy, ale widoki.....wspaniałe.Wiozą nas panowie gdzieś w głąb wyspy, nic a nic nie zwalniając na zakrętach. W końcu jesteśmy, uff. Całe, żyjemy. Póki co nie myślę, że trzeba jeszcze wrócić

Wchodzimy i naszym oczom ukazuje się to:
Peka nie jest dla mnie niczym obcym ale takiej ilości pek na oczy nie widziałam. A jak pachnie....cudownie, musicie mi uwierzyć na słowo.
Oczywiście Marka właściciele świetnie znają. Zapraszają nas na zaplecze winiarni, pokazują nam wszystko, a potem prowadzą do części restauracyjnej, starego chorwackiego budynku z kamienia, takiego jaki powinien być, bez pobielanych murowanych ścian. Klimat, klimat i jeszcze raz klimat tego miejsca jest cudowny.
A na stój wjeżdża wino białe i czerwone, nalewki wszelakie i ona - PEKA w trzech odsłonach: ośmiornica, ryba i cielęcina. Jadłam rybę i ośmiornicę - P R Z E P Y S Z N A!!!!
Prawdę mówiąc nie wiem czy to sprawka wina, rakiji, pysznej peki czy dziwnej choroby żołądkowej, która dopadła każdą z nas i u każdej trwała dokładnie dobę, a która miała dopaść mnie w kolejny dzień ale było mi już wszystko jedno gdzie i jak szybko jedzie kierowca naszego busa wiozącego nas na jacht

A na jachcie jeszcze ciąg dalszy świętowania, wszak wino z knajpy przywieźliśmy

Kolejny dzień budzi nas pięknym słońcem i dziwnym jeżdżeniem w żołądku (to ja). Idziemy na spacer i kawkę.
My przeszczęśliwe
Jacht umyty

Możemy ruszać dalej. Dziś kierunek....Primošten.
Niewiele kojarzę z tej przeprawy. Spędziłam ją na koi śpiąc prawie cały czas. Wirusowe coś dopadło i mnie. Pocieszające było tylko to, że każda z nas miała to tylko przez dobę, więc jutro już powinno być dobrze
