Po pierwszym..."plażowaniu" - powrót do domu, jakaś miska, odpoczynek, ż nastał wieczór
Siadamy sobie więc na zewnątrz całym towarzystwem, w towarzystwie naszego..."przyjaciela"

Ambitny plan na jutro żeby koniecznie znaleźć sobie jakąś inną plażę, bo po dzisiejszym dniu jakoś wszyscy mało optymistycznie nastawieni do dalszego pobytu.
Więc tak siedzimy i radzimy , kiedy nagle patrzymy...Rambo nadchodzi! Idzie dosyć zdecydowanym krokiem w naszym kierunku,więc lekka konsternacja

. Nie dostrzegamy jednak w jego rękach żadnego kilofa czy też wideł.

wiec (nawet jeśli będzie dym) powinniśmy poradzić.
Przezornie wcześniej zabraliśmy z pokoi paszporty ( coby gościa niepotrzebnie na wejściu nie stresować,że się nie słuchamy, czy mamy gdzieś co on mówi) i jak się okazało właśnie po to przyszedł!
Kamień spadł z serca!

Chyba dziś się upiecze.
Godzina dosyć późna ( coś koło 23.00), nasz (pierwszy oczywiście

) "przyjaciel prawie pusty, kiedy Rambo po zanotowaniu sobie naszych danych i przeliczeniu kasy ( oczywiście nikt nawet nie próbował orżnąć choćby na jedno...ojro

) zaczyna .rozmowę!
I tu kolejne niedowierzanie z naszej strony bo Rambo gada jak nie Rambo!

Całkiem normalnie. Jak...nasz!

Mimo dosyć "późnej" pory ,nieśmiało przynoszę drugiego "przyjaciela" no i oczywiście jego "przyjaciółkę"

Żeby nie przedłużać...
"Zapoznawanie" się zakończyło się tak gdzieś koło...3.00!!!

Najważniejszą jest jednak informacja,że skład końcowy pozostał niezmienny! Nie stwierdzono żadnego zgonu z przyczyn nienaturalnych

......Nikt nie biegał z prętem w ręce ( choć do dziś tak naprawdę nie wiem co miał schowane w trawie,tuż obok miejsca w którym siedział

)....
Nie wiem czym było to spowodowane...
Może trunek odpowiedni.....??
A może to dlatego ,że nikomu się nie chciało seksu??
Rozstaliśmy się w pokojowych nastrojach, bez "strat" w ludziach.
Dziwny ten Rambo,nie???
