Husband przypomniał mi o nartach i... o nieskończonej relacji z Jesioników

Pochorowałam sobie trochę ostatnio, ale już mi lepiej, więc chociaż sobie powspominam. A może ktoś przy okazji to przeczyta albo przynajmniej poogląda
31 grudnia (poniedziałek): Petříkov, czyli Mały Morawski Kitzbühel 
Tak jak w tytule - sylwestrowe szusowanie miało miejsce w Petříkovie, zresztą dokładnie tak jak w zeszłym roku

Ośrodek nazywany jest Małym Morawskim Kitzbühelem

ze względu na podobne (czyli duże!) nachylenie tras.
Ski areał położony jest w pięknej wąskiej dolinie. Dojazd, dla "nieubytovanych"

, tylko skibusem. Podjeżdżamy więc na parking. Transport już jest, a my musimy jeszcze ubrać buty.

Na szczęście zaraz przyjeżdża następny. Kilka minut i jesteśmy na stoku

Jazda znowu tylko na orczykach:

Nogi zmęczą się trochę bardziej

Na szczęście orczyki nam nie przeszkadzają.
Petříkov to specyficzny ośrodek - niby mały (tylko 2 orczyki i 4 trasy

), ale bardzo wymagający. Trasy mocno czerwone, nie znajdziecie tu słabo jeżdżących narciarzy.
Łatwo można ten areał zlekceważyć, bo na pozór wygląda niewinnie. My jednak wiemy, że tutaj da się zmęczyć, bo nachylenie stoków jest akurat w sam raz, żeby fajnie się pobawić.
Śnieg jest fantastyczny (pół na pół - naturalny ze sztucznym), chociaż pod koniec dnia jest trochę oblodzeń. I muldy - ale muldy to ja bardzo lubię

Wiem, dziwna jestem, ale są muldy, jest zabawa

Pogoda? Raczej pochmurno jest dzisiaj, chociaż słońce się przebija. Do tego lekki mrozik, czyli idealnie

Kilka fotek:


Uroczo położona wioska widziana z "ostatniej ścianki"

:

Na orczyku nie było łatwo. Stromy podjazd na początku:

Trzeba uważać, żeby nie zepchnąć sąsiada

Po kilku godzinach jazdy robimy przerwę i zmierzamy w stronę jednej z restauracji w dolinie.
Mijamy zabytkową kaplicę św. Wawrzyńca z 1909 roku:

i Boudę u Vleku:

Można przysiąść na "svežačka" (grzane wino), ale jeść na mrozie mi się nie uśmiecha, bo już trochę zdążyłam zmarznąć.
Cała dolina wypełniona jest wesołymi gromadkami narciarzy biegowych:

Mają serduszka i kwiatki wymalowane na policzkach. W tamtym roku też byli tak pomalowani, to pewnie jakaś sylwestrowa tradycja.
Docieramy do pensjonatu z restauracją i zjadamy pyszny smažený sýr s hranolkami a tatarskou omáčkou
Potem jeszcze trochę szusowania... Ciężko się jeździ z pełnym żołądkiem; to nie było zbyt mądre, tak się objadać w trakcie szusowania

Koło 16:00 kończymy kolejny, bardzo udany, narciarski dzień

Jedziemy do naszego pensjonatu, przygotować się na sylwestrowy wieczór

Jesteśmy ciekawi, jak ostatecznie będzie on wyglądał. Wczoraj udało nam się zarezerwować stolik w naszej ulubionej pizzerii. Byliśmy zdziwieni, że dzień przed sylwestrem jest to możliwe i jednocześnie bardzo zadowoleni, że się udało. Tym bardziej, że wstęp jest wolny, a knajpka działa normalnie (serwuje wszystko z karty), z tym, że aż do rana.
Trochę to dziwne... W Polsce nie do pomyślenia, żeby nic nie płacić za wstęp na imprezę sylwestrową

Mało tego, nie zapłaciliśmy nawet za rezerwację.
Nastawiam się na dobrą zabawę (jakby mogło być inaczej?) i należycie się do niej przygotowuję

Mam tu na myśli czerwone paznokcie, bluzkę z cekinami (a co!

), a nawet szpilki wzięte do plecaka (na pewno będą tańce!)
Fajnie jest poczuć się bardziej kobieco i na odmianę włożyć coś innego niż spodnie narciarskie

(Trochę przesadzam, bo przecież wieczorne wyjścia odbywały się w "normalnych spodniach", ale co tam...)
Rezerwację mamy na 22:00. W sumie trochę dziwnie zrobiliśmy, że wymyśliliśmy, że przyjdziemy tak późno, bo co, jakby ktoś przyszedł o 20:00, ktoś, na kim więcej zarobią przez te 2 godziny. Będą trzymać stolik specjalnie dla nas? Przecież nikt nie przyjdzie w sylwestra do knajpki w godzinach 20:00 - 22:00.
Spodziewamy się tłumów, połączonych stolików, mimo wszystko nie wierzymy w standardowe menu... W końcu to najbardziej popularne miejsce w Jeseniku, codziennie pizzeria pękała w szwach, to co będzie się działo dzisiaj?
Jesteśmy coraz bliżej i żartujemy, że nie jest źle, bo nie widać ludzi kłębiących się przed lokalem... Docieramy na miejsce, otwieramy drzwi i... pizzeria świeci pustkami, nie licząc jednego stolika, który zajmują właściciele ze swoimi znajomymi
Nie wiedzieć dlaczego, dostajemy ataku śmiechu

Pora się jednak opanować, bo już zmierza do nas kelnerka. Oznajmia nam, że jak chcemy coś zjeść, to tylko pizzę i tylko teraz, bo za godzinę zamykają. Co?

A cała noc zabawy? A robienie paznokci i buty w plecaku?

To wszystko na nic?

Okazuje się, że czekali tylko na nas, bo mieliśmy rezerwację. Nikt nie chciał przyjść do nich na sylwestra... Biedactwa

Po chwili wchodzi jakaś para, ale na wstępie słyszą tę samą informację, co my

Zgodnie stwierdzamy, że głodni nie jesteśmy i skoro możemy tu spędzić tylko godzinę, wypijemy po piwie i wrócimy na "białą salę"
To nie był sylwester, jakiego się spodziewaliśmy, ale bardzo nam się podobał

Wypiliśmy po Gambrinusie i w doskonałych nastrojach wyszliśmy z pizzerii. I tak ich lubimy!

A w Czechach zawsze jest zabawnie i nieprzewidywalnie

Żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia prawie pustego lokalu. Mam tylko takie - rozbawionej Maslinki

:

Wracając, zahaczamy o rynek, żeby zobaczyć przygotowania do powitania Nowego Roku:

Do północy została jeszcze godzina. Czesi nieśpiesznie rozkładają małą scenę, na której jakiś pan będzie odliczał. Zapewne puszczą "Final countdown", a potem "Happy New Year". Tak było w zeszłym roku... Już to widzieliśmy, nie potrzebujemy "powtórki", wolimy pójść do pokoju i spędzić północ we własnym towarzystwie

A jutro (bez sylwestrowego zmęczenia

) wstać i wybrać się na narty

