Budapeszt z dziećmi - majówka 2013 i ...2016

Uff …
Idziemy …
W ciżbie …

Dobra wiadomość jest taka, że ze względu na parę młodych Niemców, parę starszych Japończyków i nas ...gadka będzie po angielsku (tak jak ma być), zamiast france elegance .

Najpierw kontrola …typu lotniskowego.
Idę na pierwszy ogień …
Jako główny Szerpa zapominam wyciągnąć z kieszeni tego i owego.
Po kilku piskach, wydanych przez drzwi do innego wymiaru, ładna dziewczyna, w nieładnym uniformie, traktuje mnie indywidualnie …
Zostaję stanowczo odciągnięty od mojej rodziny …
Baaaardzo stanowczo.
Myślałem, że idę na rewizję … osobistą.
Nic z tego … obmacano mnie zwykłym wykrywaczem metali.
Niestety … nawet nie bolało .

Po tych straszliwych perypetiach dostaję się do środka … a za mną, patrząca bykiem belgijska wycieczka.
Rodzina już się przyzwyczaiła ...




Wita nas model Parlamentu, chyba z zapałek …
Wygląda nieco tandetnie ... nieprawdaż ?



Zaraz potem rozpoczyna się okazała klatka schodowa




Spełnia się życiowe marzenie mojej kobiety …wreszcie jest na czerwonym dywanie …





Jest OK. … ale ja myślę sobie - po co tu przyszliśmy ?
Przecież to totalne nudy i suchary …

I wtedy dzieje się coś co zmienia moje postrzeganie o 180 stopni kątowych …

wojan napisał(a):Buberku Ty te wszystkie madziarskie nazwy: ulice,place, stacje metra, muzea itd ... tak z pamięci zasuwasz ... Jeżeli tak - to dla mnie to normalne nie jest ...

Niestety na codzień nie jest już tak dobrze ...
Wchodzę już w wiek sklerozy ...
Ale do majówki dobrze się przygotowałem i cosik mi się w czerepie jeszcze kołacze.

Na szczycie schodów, pod kopułą stoi 3 facetów w mundurach …
Jeden na luzie, nieco z tyłu ... dwóch wyprężonych jak struna, po bokach małej witrynki.

W witrynce leżą, takie ... nieco omszałe, korona, berło, jabłko i miecz.
Strażnicy co pięć minut patrzą na siebie i zaczynają chodzić dookoła insygniów.
Przewodniczka opowiada, że te artefakty to symbole koronacyjne świętego Stefana.
To oryginały … mają ponad tysiąc lat.
Przed umieszczeniem w Parlamencie, ich ostatnim miejscem pobytu był fort Knox.

To banał … ale mimo, że nie jestem Węgrem, uczucie jest wspaniale.
Ma się na wyciągnięcie ręki 1000-letnią historię całego narodu ... chyba jego największą świętość.
Przyznam, że mnie to ruszyło.
Belgów chyba też … bo przestali gadać i się migdalić .

Zastanawiam się, czy u nas mamy też coś takiego … boję się, że nie …
Z Polski wywieziono i wykradziono całą masę różnych ciekawych, historycznych przedmiotów …
Chociaż przychodzi mi do głowy, że podobno w Krakowie jest włócznia świętego Maurycego … no ale to ponoć tylko kopia.

Szkoda, że nie można tam robić zdjęć …
Zrobiłem jedno ale z oddali …




Hubert ponoć zrobił jakąś fotkę cichcem, ale za dużo chce za jej pokazanie .


Potem jeszcze jakieś korytarze i sala obrad ichniego Sejmu …





Na sali plenarnej jest polski akcent … Orzeł Jagiellonów … no nie da się go pomylić z Turulem …

Aaaa - ciekawostka polityczna ...
Czy wiecie, że Węgrzy uchwalili zmianę konstytucji, zmniejszającą liczbę posłów do 180.
Wyobrażacie sobie, jak u nas sami posłowie głosują, że będzie ich połowę mniej ?


I to już koniec - całe zwiedzanie trwa około 40 minut.
W sumie warto … ale myślę, że raz wystarczy.

Wracamy obok Muzeum Etnograficznego …
Na fasadzie, oprócz płaskorzeźb znanych Węgrów, są takie kule




Nie wiem co to oznacza?
Podejrzewam, że to zaznaczone ślady po pociskach … pewnie z 1956 ?
Może ktoś ma wiedzę lub jakiś pomysł na ten temat.


Obok muzeum rzeźba premiera Imre Nagy .
Stoi na mostku i patrzy na zachód … z nadzieją …
No bo chociaż ex oriente lux … to w XX wieku głównie czołgi stamtąd przychodziły...






Przy pomniku drzemie sobie kilku przedstawicieli budapesztańskiej żulerii …
Nie przeszkadzają im ani turyści, ani dzieci, ani ruch uliczny …
A stukot maszyn budowlanych, słyszany od Parlamentu działa na nich …chyba jak kołysanka.

Rzut oka na mapę i idziemy … jak mamy w planie … na południowy wschód …
Dokładnie nad czerwoną linią metra … chwilami czuję nawet drżenie nawierzchni ...
Mijamy chłopaków z Depeche Mode .
Postarzyli się trochę, ale nadal trzymają fason.




Na placu Wolności można zrobić sobie zdjęcie z samym Reaganem.
Mało kto dzisiaj pamięta Ronalda …za to wszyscy wiedzą kto to jest Ronaldinho.




Można też cyknąć fotkę pomnikowi wdzięczności rosyjskim żołnierzom ….




Ciekawe dlaczego jest tak dokładnie ogrodzony ?
Sądzę, że stał się zbyt popularny, w pewnych kręgach.

Dalej jest plac zabaw … a tuż obok świetna fontanna.




Fontanna to taka figlara … puszcza wodę w najmniej oczekiwanych momentach … i zawsze trafia….

Hubert macha ręką ... i przez rozstępione wody możemy iść dalej ...




Kilka kroków na południe i jesteśmy przy katedrze świętego Stefana ...




Robię fotkę szybko i z narażeniem życia .
Atakują mnie bowiem, jakieś dwa rosyjskie babony ... typu bazarowego.
Patrzą na mnie obrażone i machają rękami ... że im widok zasłaniam.
Facetowi, który jest z nimi ... widać, że trochę głupio.
Uśmiecham się - diełajtie
Robią sobie piękną fotkę ... telefonem komórkowym.





Jest tu dość gwarno … mam wrażenie, że to takie centrum Pesztu …
Chcę wstąpić do polecanej winiarni … ale moją kobietę głowa boli.
Szkoda …
Sam nie będę pił … to podobno pierwszy objaw alkoholizmu.

Parę kroków i znów jesteśmy na Deak Ferenc ter…
Mnóstwo ludzi …




Idziemy w kierunku dużej literki M .

Pojeździliśmy już trochę budapesztańskim metrem, ale nie zaliczyliśmy jeszcze historycznej żółtej linii.
Pociągi to takie kompaktowe jednostki składające się z 2-3 wagoników, wąskich i krótkich, jak w kopalni.




Jedziemy krótko … nie wiem czy z 40 sekund … bo już jesteśmy na …




Peron Vorosmarty ter to takie malutkie wypieszczone cacuszko …
Ktoś kiedyś napisał, że ma secesyjny urok w detalach...




Plac tętni życiem … a i troszkę przestrzeni tu się znajdzie ...




Metra nie dociągnięto tutaj do Dunaju, ale można użyć podwodów … też żółtych...




Nie wiem jak Wy, ale ja po wyjściu z podziemi totalnie tracę orientację.
Więc pytam dziewczynę od lodów, gdzie jest ulica Vaci.
Ugryzionym rożkiem pokazuje mi najmniej oczekiwany kierunek …

Buber napisał(a):Nie wiem co to oznacza?
Podejrzewam, że to zaznaczone ślady po pociskach … pewnie z 1956 ?
Może ktoś ma wiedzę lub jakiś pomysł na ten temat.

Dobrze podejrzewasz
A googlarka to co jest napisane na tablicy przetłumaczyła mniej więcej tak : 25 października 1956 Red czwartek pamiętać ofiary przeżyły

Dzienx Andrzej i Ewa ... można na Was zawsze liczyć .

Vaci utca to kolejny pomysł na dzieci.
Obiecaliśmy, ze po całym dniu pójdziemy im kupić jakieś pamiątki …






Wtopa … nie wiedziałem, że to taka reprezentacyjna ulica .
Max and Spencer ...
Porcelana z cenami zaczynającymi się od kilku tysięcy … ale nie forintów
Buty … nawet ładne … oczywiście nie wiadomo ile kosztują …

Tu idą jakieś garniturowe Japończyki …
Tam jakiś szejk wysiada z auta na numerach dyplomatycznych …

Zwyczajnie nie pasujemy tutaj …
Lecz nie jest źle …
Jednak stać nas … na coś …
… B-smarta w KFC




Stripsy smakują jak w Polsce, ale co do napojów … to tak leją wodę, że dramat …
Usilnie wyobrażam sobie, że piję 7upa … i dopiero wtedy czuję delikatny posmak cytryny …
Trochę żałuję, że nie wyobraziłem sobie czegoś mocniejszego...

Dzieci pojedzone trochę mniej marudzą … ale nie ma zmiłuj …
Pamiątki muszą być …
Hmmm … a ja kasy na takie luksusy ... nie mam.

Na szczęście za Szabad sajto utca, Vaci zmienia swój charakter na bardziej swojską ...
Na jej krótkim fragmencie nawet auta jadą …
Staje się całkiem zwyczajna.




Więc tutaj już śmiało wstępujemy do pierwszego z brzegu sklepu z pamiątkami …
Sklep okazuje się niemal supermarketem …z głównego poziomu schodzi się do basementu i można też wyjść na górę …




Nagle na polu zrywa się paskudny deszcz …
Właściciele rzucają się ratować zewnętrzny dobytek … a my swobodnie oglądamy i dotykamy ten wewnętrzny.
Wybór jest trudny … bo za dużo tego wszystkiego i nic specjalnie nie porywa.






No z tego Silvia to jednak jest przystojniak

Moi chłopcy na szczęście nie są zbyt wybredni, szybko wybierają sprzęty … i trzeba ruszać ... bo już … PÓŹNO ...

Opłaciło się tachać kurtki.
Mimo, że nadal leje paskudnie … przekradamy się jakoś pod okapami ... spoglądając na pięknie oświetlony hotel Klotild Palace …




… i już schodzimy do stacji Ferenciek ter …


fonetyka tych napisów ...no prawie taka japońska


Goście już mają dość …


Hubiś z napięciem odlicza sekundy pozostałe do przyjazdu pociągu.


Mikołaj ... ech ... ten zasnął ... na stojąco.


2 przesiadki …
HEV do Szentendre ...




... i Csillaghegy.

Tu już nie leje … ale ślady intensywnego opadu są wszędzie.
Studzienki wysiadły ...zwyczajnie Dunaj je wybił ...

Przed wyjściem z pokoju zamknęliśmy okna, więc mamy sucho …
Nikola grymasi, że nie wszyscy byli tak przewidujący … ale trudno ... pościeli im zmieniał nie będzie .

Wrażeń dużo i spać się jeszcze nie chce …
Nad szklaneczką Soprona planuję jutrzejszy dzień i podsumowuję teraźniejszość …

… Best of the best tego dnia ... to zdecydowanie Hospital in the rock. (fanfary)

I nastał dzień kolejny … troszkę nietypowy.
Choć pod względem transportu też szynowy, ale we wszystkich możliwych konfiguracjach.

No to zaczynamy … optymistycznie.

Najpierw trafiamy w wiadomy sposób na Szell Kalman ter …
Tam ... już bez brania języka, łapiemy tramwaj 19-tkę.
2 przystanki i wysiadamy na Varosmajor.

Przechodzimy przez szyny i jesteśmy w innym świecie …
W KRAINIE ... TRZECIEJ SZYNY ...




Zubaczka kojarzy mi się z kolejką ze Szczyrby do Szczyrbskiego jeziora .
Taki krótki odcinek z 3 szyną ... jakieś kilka kilometrów.




Budapesztańska zębadka nosi dumny, okrągły numer 60-siąt.
Jej trasa wije się serpentynami …
Wagony drżą na zakrętach … a ludzie w nich siedzący, też drżą, jakby mieli Parkinsona.
Dookoła są … nie, nie pola i las jak na Słowacji … tylko osiedla zadbanych domków jednorodzinnych; trochę mniej zadbanych, bo dziurawych i połatanych ulic ...i w miarę zadbane przystanki ...





Jedzie się tak z 20 minut.
Stacja końcowa jest cicha i opuszczona …
Wysiadamy tyko my …

Do stacji kolejki dla giermków jest z 5 minut …

Idziemy …
No też … tylko my …
Zastanawiam się czy czegoś nie pomyliłem.
Może ta kolejka jeszcze nie kursuje.

Zostawiam dzieci z Basią, na takim małym placu zabaw w lasku, a sam idę na zwiady do stacji ...




No ładnie jest.
Mapki i wystawa z dziecięcą załogą linii …
Można poczytać o węgierskich wąskotorówkach …
Myślę, że tak wygląda raj dla miłośników kolejnictwa …






Ale oprócz tego ... straszne pustki.
Mój niepokój nasila się …

Nagle widzę, że za szybką kręci się jakiś giermek …
Koniec języka za przewodnika i … nie może być - ON gada … i to jeszcze po angielsku.
A kolejka … pewnie, że jedzie …
Czemu miałaby nie jechać ?
Pierwszy kurs za 15 minut …

No to wracam się i wołam: żona zbieraj dziecka, pociąg zaraz będzie …
W międzyczasie ... nie wiadomo skąd … trochę ludzi pojawia się na stacji.

Jest ta 10-ta … a pociągu nie ma.
Chłopcy zaczynają mi trochę rozrabiać.
Na szczęście te upojne chwile dzieciństwa przerywa pojawienie się maszyny.




Ma tak z 10 minut spóźnienia.
Myślałem, że po przepięciu lokomotywy od razu pojedziemy ….
Nic z tego … pociąg wjeżdża do hangaru i coś tam na jeden wagon pakują.
Potem jeszcze jakieś ranne Madziarów rozmowy ...




Luuuzik.

No ale ... koniec końców ...




... ODJAZD...

Żegna nas ... wielu uśmiechniętych ludzi .






Zaraz po starcie, konduktorka w wieku mojego starszego syna, z namaszczeniem kasuje nam bilety ….