Wakacje 2012 na końcu świata. Portugalia i inne.

Mieszkasz czasami w domu?

LRobert napisał(a):Mieszkasz czasami w domu?

Głównie w zimie.

Pozdrawiam,
Wojtek

Poniedziałek 13 sierpnia

Rano idziemy jeszcze do kościoła. Potem wyjazd. A jeszcze śniadanie. Bez rewelacji, ale spokojnie można się najeść. Biorąc pod uwagę cenę to ok. Dzisiaj do przejechania jakieś 250km. Niby nie dużo, ale ze względu na ilość obiektów może być ciężko. Zobaczymy na ile nam starczy siły.
Pierwszy punkt programu - Batalha.
Ciasno. Mieliśmy problem z zaparkowaniem maszyny. Kilka kółek zanim znaleźliśmy miejsce. Może spowodowane to było jakimś targiem, który jak się nam wydaje odbywał się w tym dniu. A może u nich tak codziennie.
"Dominikańskie opactwo Santa Maria da Vitoria jest wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Arcydzieło portugalskiego gotyku. Budowa zaczęta w 1388" . To tyle jak ktoś ma ochotę to można poczytać w przewodniku. Zwiedzamy bardzo dokładnie. Za bilety do części zamkniętych zapłaciliśmy 15 E. Warto.

LRobert napisał(a):Pierwszy punkt programu - Batalha.

Jest wspaniała.

Pozdrawiam,
Wojtek

Grób nieznanego żołnierza w jednej z kaplic w krużgankach.

Kaplice niedokończone.





















To tyle w dużym skrócie. Warto poświęcić klika godzin na zobaczenie. Jak patrzyłem na te wszystkie drobne rzeźbione elementy to nie dziwię się, że budowa trwała tyle lat i nie wszystko skończyli.

Kolejnym punktem programu jest Alcobaca a raczej największy kościół w Portugalii, który się tam znajduje. Również gotyk. Opactwo powstało w 1153, budowę kościoła ukończono w 1223. Również wpisany na listę UNESCO.

Widok z parkingu na kościół i miasto.



Spacerujemy. Z lewej ta ściana to już chyba początek zabudowań klasztornych, bo już jesteśmy bardzo blisko.

Tym razem darowaliśmy sobie zwiedzanie części zamkniętych, gdzie wchodzi się po zakupieniu biletów. Może źle zrobiliśmy, ale uznaliśmy, że pewnie jest podobnie jak wcześniej. Druga sprawa to pewne ograniczenia czasowe. Było już dość późno. W planie mamy jeszcze oglądanie kolejnych atrakcji budowlanych i atrakcji przyrody więc jedziemy dalej.





I na pożegnanie z Alcobacą współczesna "glazura".



CDN kiedyś jak opanuje kolejną porcję zdjęć.

Tyle kilometrów!
Zapowiada się na długą i wspaniałą fotorelację.Czytam z chęcią i ja.
Pozdrawiam

Witam kolejnego ujawnionego czytelnika.
Kolejny punkt programu to Obidos. Parkujemy przed miastem na płatnym parkingu. Miasteczko - jego stara część nie jest duże. W jedną stronę udaliśmy się górą - po murach a z powrotem dołem. Warto iść bocznymi uliczkami co pozwala uniknąć tłoku i zrobić jakieś zdjęcia. Czasami jak się ma trochę szczęścia to jest całkiem pusto. Zapraszam na zwiedzanie. Na początek widok miasteczka z ronda. Nie byliśmy jedynymi, którzy się tam zatrzymali aby zrobić zdjęcie.



Po wyjściu z parkingu



Wchodzimy za mury







Kolejny przykład - całkiem ładny uwielbienia dla "glazury"













I jeszcze raz "rurociąg" widziany z murów

Teraz przeniesiemy się w czasie

Teraz dla odmiany kolorowo baaardzo. Taki mały eksperyment.



Jak wychodziliśmy to na jednym ze stoisk gdzie można było kupić świeżo wyciskany sok z pomarańczy zauważyliśmy ślady po rodakach.



















No to byłoby na tyle. Jedziemy dalej.

Zastanawiamy się co robić. W planie jeszcze jeden punkt programu. A co tam jedziemy. Chcemy zobaczyć okolice Peniche. Tym razem atrakcja krajobrazowa - kolejny "koniec świata". Zatrzymaliśmy się w dwóch miejscach.

Gdzieś w tych zabudowaniach był kemping, ale daleko do plaży i chcieliśmy coś bliżej Lizbony. To tyle w temacie dzisiejszego zwiedzania. Sporo atrakcji jak na jeden dzień a będą jeszcze atrakcje dodatkowe z poszukiwaniem kempingu.
Dodatek ekonomiczny dnia dzisiejszego: Batalha bilety -15, autostrada -2,10 ; Obidos parking - 1,40; kawa, ciastka, sok z pomarańczy - 9,60; autostrada - 6,99; kemping - 32,40 za jedną noc; piwo na kempingu -3,80.

Jak już pisałem chcieliśmy znaleźć nocleg blisko stolicy. Jedziemy, przejeżdżamy koło Sintry. W nawigacji znowu brakuje kawałka nowej drogi. Dojeżdżamy do kempingu z nawigacji, ale okazuje się nieczynny. Robi się nerwowo. Jest późno a jeszcze mamy kilka kilometrów i musimy znaleźć nocleg. Postanawiamy pojechać na kemping z Orbituru. Tu przynajmniej jest szansa, że kemping istnieje i działa. Wybór pada na kemping GUINCHO koło Cascais. Przed bramą spora kolejka. Zanim się zameldowaliśmy to chwila zeszła. Nowy obyczaj - trzeba zapłacić z góry za nocleg. Płacimy za 1 noc a potem zobaczymy i będziemy się zastanawiać. Robi się ciemno a trzeba jeszcze znaleźć miejsce i rozbić obóz. I kolejne problemy. Kemping nie ma wyznaczony parcel. Więc przy rozbijaniu namiotu panuje całkowita dowolność. Jest dużo ludzi i ciasno. Po długich poszukiwaniach - zwiedziliśmy cały kemping - znajdujemy miejsce. Blokujemy francuskiego kampera, żeby mieć samochód blisko namiotu. Uspokajamy francuską rodzinę, że rano przestawimy pojazd aby mogli swobodnie wyjechać. Rozkładamy obóz. Robimy kolację i kupujemy piwo w barze. To był męczący dzień z wieloma atrakcjami - planowanymi i nieplanowanymi.

LRobert napisał(a):

Mógłbym patrzeć na te piękne przestrzenie bardzo długo , mimo że to może być niebezpieczne
Ten strażnik na Twoim zdjęciu skamieniał zapatrzony gdzieś daleko . . . może na wyspę


Pozdrawiam
Piotr