Od kościółka wracamy do górnej stacji wyciągu, skąd czeka nas może niezbyt długie

, ale za to

strome zejście szlakiem turystycznym.
Ten akurat szlak jest zimą całkiem nieźle

przygotowany do pieszych wędrówek. Gdybyśmy miały rakiety śnieżne, to pewnie byłyby one tylko utrudnieniem

. Natomiast zdecydowanie

przydałyby się kije. Trekkingowych kijków jak dotąd się "nie dorobiłam", ale przecież mogłam zabrać kije od biegówek

. No cóż, kolanka muszą popracować bardziej, niż wskazane. Ale co tam, już nie takie przewyższenia przeżyły

.
Od górnej stacji wyciągu do stacji pośredniej, szlak biegnie wzdłuż Drogi Krzyżowej. To już nie pierwsza taka Droga, w której idę na łatwiznę

, pokonując ją w przeciwnym kierunku...
Potem, szlak wije się wzdłuż trasy wyciągu.
Czasem zamiast nóg, wygodniej jest użyć pupy

.
Śnieg pada coraz słabiej, od razu jaśniej

jest na świecie. Momentami nawet coś widać

. Zwłaszcza, że idziemy już nie szlakiem przez las, ale terenem widokowym czyli... skrajem nartostrady. Szlak w pewnym momencie przecinał nartostradę, ale

nie bardzo było widać, gdzie dokładnie zaczyna się po jej drugiej stronie... Wkroczyłyśmy więc tam, gdzie teoretycznie być nas nie powinno

. Nie wydaje mi się jednak , żebyśmy przeszkadzały komukolwiek...