Środa, 18 czerwca 2014Terchova-Biely Potok-Dolne Diery-Horne Diery-Pod TanecnicouDzień wcześniej, czyli we wtorek mieliśmy iść na Mały i Wielki Krywań. Niestety upały przybrały na sile i tego dnia było chyba z 45 stopni na słońcu. W tym skwarze nawet spacer na obiad, do Janosikovej Koliby był wyzwaniem. Dobrze, że przynajmniej jedzenie było tego warte. Po południu mieliśmy jechać do Zamku Strečno, ale nawet na to nie mieliśmy ochoty.

No i tak, zamiast szczytów i zamków było leniwe moczenie stópek w potoku
W środę niewiele się ochłodziło, ale w końcu trzeba było się ruszyć. No i nadszedł ten straszny moment, kiedy przyszło mi stanąć oko w oko z Dierami. Wcześniej, jeszcze w domu obejrzałam wszystkie możliwe filmiki o przejściu Dier, przeczytałam tonę opisów, ale ciągle nie byłam pewna czy nie ucieknę stamtąd z krzykiem

Zwłaszcza, że incydent z drabinką na Obsivance pokazał, że drabiny to jednak nie jest to co lubię najbardziej.
Próbowałam się nawet od tej wycieczki wymigać, ale..No właśnie, Diery bardzo chciał zobaczyć mój chłopak i jakoś nie miałam sumienia pozbawiać go tej przyjemności.
Dlatego o 8 rano wyszliśmy z kwatery. Już tak wczesnym rankiem było upalnie, więc jeszcze kremy z filtrami kupiliśmy po drodze(bo na Stohu to się zjaraliśmy nieźle).Do Białago Potoku jest z Terchovej koło 2 kilometrów, poszliśmy więc pieszo.
Po drodze taki zabytek z minionej epoki:
A to już na szlaku. Dzięki wodom z potoków jest przyjemnie chłodno. W tych okolicznościach zjadam śniadanie, którego z nerwów odmówiłam w domu

Musimy trochę przyspieszyć kroku, bo za nami wycieczka szkolna. Nie chcę, żeby widzieli moją klęskę na drabinkach
Dość szybko dochodzimy do najwęższego miejsca:
Za najwęższym miejscem był mostek z urwaną poręczą, trochę hardkorowo, ale do przejścia.
A oto mój postrach w postaci pierwszej drabinki(po prawej) oraz jeden z dwóch dolnych wodospadów:
Ku własnemu zdziwieniu drabinkę pokonałam sprawnie i w miarę szybko. No cóż, może pod górkę takie straszne nie są. Obawiam się jednak, że te w Dierach Górnych będą gorsze.
Te mostki jakieś wąskie:
Teraz trochę pod górkę:
Za Dolnymi Dierami idziemy kawałek leśną polanką, po czym wchodzimy w Diery Górne, czyli te dłuższe i trudniejsze. Wycieczka szkolna poddała się już na pierwszej drabinie- mamy ich z głowy
Trochę stromo i ślisko, ale jest się czego złapać:
Kolejna drabina, o wiele dłuższa od pierwszej:
Nooo, jak tu się nie bałam to mogę iść dalej, Diery moje
Nie wiem jakim cudem, ale jakoś mi się udało zachowywać zimną krew na tym żelastwie. Z natury jestem dość strachliwa i łatwo w padam w panikę, ale tutaj wyjątkowo udało mi się wejść w „tryb zadaniowy” i wmówić sobie: „musisz tylko pokonywać kolejne szczeble i nie patrzeć w dół”.
To jednak prawda, że stanięcie z własnymi lękami twarzą w twarz może mieć doskonałe działanie terapeutyczne. Przynajmniej u mnie się sprawdziło
Diery to jednak nie tylko adrenalina i trudności, sporo momentów łatwych i bezstresowych:
Chociaż czasem trzeba przejść przez środek potoku:
Nieco trudniejsze od drabinek są pochyłe, śliskie kładki, ale ja je lubię:
Czas przejścia przez oba wąwozy to chyba coś około 2 godzin(może trochę mniej), ale te 2 godziny mijają jak 10 minut. Nie sposób się tam nudzić, bo co chwila spotykamy atrakcje. Np. takie:
Niedość, że drabina wygląda jakby się miała za chwilę rozlecieć, to jeszcze dojście do niej też jakby mało solidne.
Poniżej ostatnia drabina, ta wyglądała przyzwoicie, tylko coś mi nie pasowało. Idąc nią miałam wrażenie, że podąża za mną jeszcze z 5 osób. Odwróciłam się i okazało się, że na drabinie jestem sama. Ona się po prostu strasznie chybotała

Za wąwozem zeszła ze mnie adrenalina i poczułam się lekko głodna, a nawet trochę zmęczona.
Za Hornymi Dierami jest jeszcze jeden wąwóz- można iść dalej pod górkę drabinami, ja jednak stanowczo zaprotestowałam. Chwilowo miałam dość wrażeń. Poszliśmy zatem leśną drogą , aby w końcu wyjść na polanie Pod Tanecnicou.
Stamtąd zaatakujemy szczyt, który okaże się trochę chyba trudniejszy od przejścia przez Diery. Ale o tym następnym razem.
