Hehehe.... Aga spodziewała się "lajtowego spacerku" a wyszło inaczej (niezła skalna wyrypa).
Cieszę się, że Obśivanka zdobyła kolejne serca.
Jeszcze Interseala tam wyślemy i będzie nas komplet z lutowego wypadu.
Cóż, kolejny raz to samo- tak by można podsumować tę wczorajszą wizytę. Powtórka z października 2010. Ale tym razem było lepiej pogodowo, choć nie do końca.
Najbardziej denerwowało mnie jednak to, że przybyliśmy akurat po zmianie czasu, zatem dzień o wiele krótszy. I spadać w dół trzeba było szybciej.
Co ciekawe- już kiedyś byłem w ten sam czas (1.11.2000) w Obśivance po zmianie czasu. Też trzeba było wiać "przedwcześnie" do wsi, bo pod wieczór w tej ciasnej dolince jest naprawdę mroczno, a w lesie w stromiźnie w głębokim mroku łatwo można "wyrżnąć orła" potykając się o coś (a tego czegoś tam nie brakuje).
Trasa..hmmmm... tez wkurzyło mnie wleczenie się od czeskiego Cieszyna, więc... nietypowo, lecz jesiennie pojechałem przez ... Wisłę i Zwardoń moją ulubioną beskidzką trasą widokową. Luzik, bez zatorów w Wiśle, ale za to w Koniakowie MANDAT!!!
Tak, na tej nowiutkiej, gładkiej asfaltowej szosie na podjeździe...
Tam, gdzie jeszcze rok temu nie było szans lub strach nie pozwalał na osiąganie czegokolwiek ponad 30-40km/h, ze względu na koszmarne dziury i ich ilość- teraz dało się normalnie jechać....
I pojechałem..... wprost w objęcia suszarki!
qU..A! Pierwszy mandat za prędkość w kraju od ponad 12 lat!
Idzie się wkurzyć- i tak też uczyniłem, ale.... na widok policjantki (tak tak!!! nie chłop, lecz baaardzo fajna blondie!!! chyba najładniejsza policjantka jaką widziałem w Polsce) i po usłyszeniu ceny jaką przyjdzie mi zapłacić za ten niewątpliwy występek drogowy (przekroczyłem aż o 26km...) zamiast minimum 200 tylko 100 - "w ramach pouczenia pana" i w ramach skruchy oraz przyznania się i niezwalania na innych oraz na pedał gazu (zawsze mnie śmieszyły takie idiotyczne tłumaczenia).
Okazuje się, ze wystarczy po prostu jak mężczyzna przyznać się do błędu, trafić na ładną i wyrozumiałą policjantkę (być może niekoniecznie blond...) i... wymiar kary jest naprawdę niski.
Po tej sympatycznej mimo wszystko przygodzie i wymianie spojrzeń z policjantką oraz "miłego dnia", reszta trasy spokojniutka i puściutka.
Pierwszy raz od powrotu z CRO w lipcu odwiedziłem Ćadcę. To zalane nawałnicą i oberwaniem chmury w tydzień później miejsce, już doszło do siebie- na szczęście dla tranzytowców.
A więc w końcu Mała F. Jak co roku w okolicach 1.11 niesamowicie kolorowa jesień, zwłaszcza na obłych szczytach wokół drogi z Beli do Terchovej. Rosną tu takie drzewa liściaste, że zawsze dostarczają kolorowych wrażeń.
Już na siodle przełęczy wiodącej do Terchovej widać tutejszą, górską jesień.
Najpierw jednak odwiedziliśmy to miejsce:
Uroczą, cichą i zawsze pustą boczną dolinkę masywu.