DZIEŃ 9 -cd
26.08.2018 - Vrbanj -Svirče - Vrisnik i wieczorny Stari GradJednak udało mi się dopisać kilka zdań, więc kończymy dzień 9-ty najpierw przejazdem przez góry i wioski a potem wieczorną wizytą w Starim Gradzie, któremu postanawiamy (po akcji z mandatem) dać drugą szansę. A jak sie okaże wkrótce, to dostał jeszcze 3 szansę i znalazł się w czołówce ulubionych miejsc na Hvarze 
Kolejnym punktem programu jest przejazd przez góry z przystankami w 3 wioskach. Na pierwszy ogień idzie Vrbanj, który jest dosłownie rzut beretem od Vrboskiej. Ale we Vrbanj zatrzymujemy się tylko na chwilę, jakoś nie widzę niczego, co zatrzymałoby nas tu na dłużej. Stajemy więc na moment przy jakiejś zamkniętej konobie, strzelam kilka fotek i jedziemy dalej.
Wioska ładna, z kamiennymi starymi domami i ładnym kościołem, no i konobą ze stolikami pod rozległym platanem. Ale o tej porze jeszcze nieczynna. Wioska świeci pustkami. Czas jechać więc dalej.
Krawężniki tu jak na Bliskim Wschodzie
Nieruchomość na sprzedaż, może ktoś się pokusi i otworzy interes życia
Kolejny przystanek to Svirče, które, o ile mi się dobrze wydaje, widać też z oddali z naszego balkonu. Choć niewykluczone, że jest to jednak Vrisnik.
Svirče zamieszkuje na stałe ok 500 mieszkańców zajmujących się w dużej mierze uprawą winorośli i oczywiście ich przetwórstwem. Uprawiają też oliwki i lawendę. Wszystko to podobno można kupić na miejscu, ale pechowo nie trafiamy na żadne takie miejsce. Być może trzeba pochodzić i popytać po domach…
Nad wioską dominuje piękny, biały XVIII-wieczny kościół Marii Magdaleny i właśnie na placu przy nim się zatrzymujemy. Witają nas tylko koty, bo wioska też jakby wymarła. Natalia z tatą zostają w samochodzie, bo młoda trochę marudzi. Idę więc z Martą rozejrzeć się dookoła kościoła, który, naturalnie jest zamknięty…
Przy kościele znajduje się niewielki XIX-wieczny cmentarz, a w oddali między górami widać następną wioskę, Vrisnik, do którego wkrótce się udamy.
Kręcimy się jeszcze chwilę po okolicy i wracamy do samochodu.
Z pewnością fajnie byłoby się przejść po wąskich uliczkach, ale nie mamy za dużo czasu, więc kończymy naszą „tranzytową” wizytę w Svirče.
Zatrzymujemy się jeszcze kilkaset metrów dalej, skąd mamy inną perspektywę na kościół i wioskę.
Dookoła same winnice a za plecami mamy przetwórnię. W powietrzu unosi się wszędzie zapach sfermentowanych winogron. Nie za miły dla nosa, muszę przyznać
Uświadamiam sobie, że budynek przetwórni skądś znam i nagle przypominam sobie, skąd. Oczywiście z hvarskiego odcinka Makłowicza!
Nie jest to pierwsze ani ostatnie miejsce znane z programów, które odwiedzamy. Jako wierna fanka Makłowicza od ponad 20 lat, mam wielką radochę z podążania jego śladami. W pewnym sensie, to że teraz jesteśmy na Hvarze, a przede wszystkim potem w Bośni, zawdzięczam w dużym stopniu również tym kulinarnym telewizyjnym wędrówkom…
Przed nami ostatni przystanek, Vrisnik - niestety również bez bardziej dogłębnej eksploracji. Zatrzymujemy się na chwilę kilkaset metrów za żółtą tabliczką, gdzie mamy chyba najładniejszą panoramę.
Przez kilka minut rozkoszujemy się widokiem i ruszamy w dół, w kierunku Jelsy.
Po drodze mijamy kilka nieczynnych o tej porze konob oraz ich reklam, informujących o tym, że są to miejsca zaliczane do tzw. Kulinarnego dziedzictwa regionalnego. Charakterystyczny niebieski znaczek z białą czapką kucharza i białymi sztućcami po jej bokach, mogą nosić zarówno miejsca – restauracje, winiarnie itp, jak również produkty. To rodzaj takiego certyfikatu regionalności i noszą go także niektóre produkty również w Polsce. Jednym z takich miejsc tutaj jest Konoba Vrisnik, którą rozreklamował, a jakże, niejaki Makłowicz Robert

Niestety dziś nie będziemy jeść w żadnym z tych miejsc, choć wyobrażam sobie, że można tu zjeść smacznie i oryginalnie. Pojęcia nie mam, czy tanio, pewnie nie…Ale dziś planujemy kolację w Starim Gradzie, więc może kiedyś indziej…