DZIEŃ 7 - cd
24.08.2018 Hvar – Velo Grablje
Po opuszczeniu Hvaru wbijamy się na starą drogę i przez Bursje jedziemy do Velo Grablje. Po drodze mijamy wysypisko śmieci, zapachy przyprawiają o mdłości. Na szczęście dalsze widoki rekompensują niedogodności.
Po chwili mijamy już Bursje.
Dojeżdżamy do Velo Grablje i oczywiście jakimś dziwnym trafem wjeżdżamy nie tam gdzie trzeba, na skutek czego lądujemy na drodze, która kończy się na czyjejś posesji i z której ledwo udaje nam się wycofać.
Plany bardziej szczegółowej eksploracji miasteczka przegrywają z upałem. No nic, i tak nie ma w sierpniu lawendy. Kończy się na kilku zdjęciach z góry i jedziemy dalej.
Bardzo żałuję, że już dawno po lawendzie, mam nadzieję, że uda nam się kiedyś dotrzeć na Hvar w lawendowym sezonie...
Tu chyba też był kiedyś pożar i to pewnie nie jeden, ciekawe, że na spalonej glebie odrosło coś czerwonego
Przez Malo Grablje tylko przejeżdżamy, nawet się nie zatrzymujemy, więc nie mam nawet jednego zdjęcia. A nie, mam dokładnie jedno! I to jakie treściwe
Wracamy w końcu na drogę 116 i mijamy (chyba?) drogę na Sv. Nikolę.
Jeszcze kilka minut i jesteśmy już na parkingu przed dużym Tommy’m w Starim Gradzie.
Ponieważ jestem ogólnie trochę rozczarowana asortymentem sklepów spożywczych w Jelsie, ten Tommy daje nadzieję, że chociaż wybór warzyw i owoców w rozsądnej cenie będzie tutaj ciekawszy. Póki co, na wejściu do tego mini centrum handlowego wpadam na moją ulubioną niemiecką drogerię, przyznam, że nie spodziewałam się jej w Chorwacji, a co dopiero tutaj!
Zakupy zostawiamy na koniec, a tymczasem idziemy jeszcze na górę w poszukiwaniu toalety. Przy okazji odkrywamy że na górze mieści się też kawiarnia z widokiem na port i kolejkę samochodów oczekujących na prom do Splitu.
Po krótkiej regeneracji dość tanim dobrym espresso i dwukrotnie droższej niż espresso icetea (dziewczyny), schodzimy na dół na zakupy. Jak zwykle nie udaje nam się w jednym miejscu kupić wszystkiego (wybór warzyw też jednak trochę rozczarowuje), więc w Jelsie wpadamy jeszcze do Studenaca. Kiedy ja z Natalką kupujemy ostatnie brakujące rzeczy, M. z Martą robią „zakup życia”, czyli konkretnie Marta naciąga tatę w budkach na przeciwko stacji benzynowej na świecącą fiszkę, która, paradoksalnie, jest sporo tańsza od tych sprzedawanych w Polsce (bo pan mówi, że jak kupią dziś to sporo obniży
). No nic, pamiątka z wyjazdu musi być Obiad jemy późno i w planach mamy zejść do Jelsy na spacer, ale nikt nie ma siły. Ostatecznie, już po zachodzie słońca idzie sama Marta z tatą. I wielka szkoda, że ja odpadłam, bo omija mnie, w każdym razie w dniu dzisiejszym, niezła impreza w porcie. Nie wiemy jeszcze, że właśnie odbywa się w ten weekend Hvarski Festiwal Wina. Na całe szczęście okazuje się, że będzie również jutro, bo nie mogłabym sobie darować. Natalka odpada o 21:00, chwilę później wraca reszta rodzinki. Marta idzie spać, wiec czas na wino na balkonie.

.png)
Startujemy tradycyjnie po śniadaniu koło 10:00 i na miejsce docieramy pół godziny później. Parkujemy, jak się okazuje, trochę za wcześnie, można spokojnie jeszcze podjechać, szczególnie, że to droga, która nad samą zatoką się kończy, ruch więc dotyczy de facto wyłącznie plażowiczów. Ale naczytałam się, że na samym końcu jest problem z zawróceniem, więc ostatecznie parkujemy kawałek wcześniej przed ostatnim zakrętem, ale na plus – w cieniu.
Gorzej, że chyba one jednak do kogoś należą, bo rosną wprawdzie przy samej drodze, ale jednak w gaju oliwnym, a ten na bank jest czyjąś własnością..
.png)
.png)