napisał(a) Basik_63 » 02.11.2010 18:25
...Niestety czasu nie można było zatrzymać. Jest już poniedziałek i zbliża się pora wyjazdu. Samochody zapakowane. Jeszcze chwilkę odpoczywamy, po czym serdecznie żegnamy się z Hrvojką i Vinkiem oraz ich uroczymi córeczkami obiecując, że jeszcze kiedyś tu wrócimy. Wsiadamy do aut i ruszamy na podbój drogi Jelsa - Sucuraj.
Pierwszy zakręt nie zrobił na nas specjalnego wrażenia, ale z każdym następnym poziom adrenaliny powoli zaczął rosnąć, żołądek stopniowo podchodzi do gardła, a ręce, jeżeli nie są zajęte foceniem to powoli wbijają się w fotel. Kurcze, jakiś Camper z włoską rodzinką stanął na środku drogi. Zastanawiają się jechać czy nie jechać dalej. Chyba mają pietra.
Ostrożnie i powoli wyprzedzamy ich i doganiamy kamratów, którzy czekają na nas w jakiejś zatoczce mijankowo- widokowej. Jedziemy dalej. Po jakimś czasie wyprzedza nas jakaś francuska para w białej renówce. Jadą jakby gdzieś się spieszyli. Wariaci. Nikt przy zdrowych zmysłach nie jeździ tutaj jakby to była autostrada, szczególnie, gdy jedzie nią pierwszy raz. Dziewczyny siedzą cicho, czyżby zasnęły lub, co gorsza pomdlały z wrażenia???
Odwracam się do tyłu. Wiktoria (córka) faktycznie chyba śpi (jak się później okazało wolała zasnąć niż to oglądać). "Justyna? - Pytam. Tak? - Słyszę w odpowiedzi. Jak tam? Spoko ciociu, myślałam, że będzie gorzej." Uff. Dojeżdżamy do wioski Poljica. Przy wyjeździe napotykamy białą renówkę. Wpakowali się na niski murek ułożony z łupków na poboczu. A nie mówiłam, że nikt przy zdrowych zmysłach nie jeździ tu jak wariat. Uparcie ciągniemy dalej i dalej. Opony trą nadkola przy każdym większym zakręcie i nierówności asfaltu. O mateńko myślę sobie, żeby tylko nie złapać na dokładkę gumy, chłonąc jednocześnie wspaniałe widoki Biokova z jednej strony i Korculi z drugiej. Cudnie... Mąż wzdycha obok zerkając tylko na nie katem oka (wiadomo kierowca).