napisał(a) Basik_63 » 12.10.2010 17:51
Odmawiane przeze mnie przez całą drogę "zdrowaśki" chyba zdały egzamin (a odmówiłam ich tyle, że bozia powinna mi odpuścić wszystkie grzeszki do końca mojego żywota i te już popełnione i te, które jeszcze się popełnią) gdyż po godzinie 7:00 dojeżdżamy do portu promowego w Splicie. Kupujemy bilety i ustawiamy się w kolejce. Około godziny 8:30 zgrzytając wjeżdżamy na prom. Wszyscy oglądają się za nami jakby chcieli sprawdzić czy nie ciągniemy za sobą wiązki puszek i nie mamy przyklejonego napisu "JUST MARRIED". Wysiadamy z auta i wdrapujemy się na najwyższy pokład, aby chłonąć zapach Jadranu i nasycić zmęczone oczy pięknymi widokami. Jesteśmy oboje z mężem potwornie zmęczeni zarówno fizycznie jak i psychicznie. Mąż nic nie mówi, ale wiem, że cały czas bije się z myślami. Po dwóch godzinach rejsu w czasie, którego focimy na dwa aparaty ile tylko wlezie mijane wyspy. Brać po lewej, oraz Ciovo i Soltę po prawej stronie i po kolejnej porcji zgrzytów przy zjeździe z promu docieramy do Jelsy i apartamentów Palaversić, które na dwa tygodnie staje się naszym "domem"