napisał(a) Franz » 07.10.2014 13:51
Załatwiamy formalności, dostajemy klucz i wskazówki, jak do pokoju trafić. A nie jest to takie oczywiste - trzeba przejść przez rozległy dziedziniec z basenami, ławkami, fotelami, bogato sadzoną roślinnością, by w przeciwległym kącie wspiąć się po schodkach na piętro. Tu szeroki wewnętrzny taras, z którego prowadzą drzwi do poszczególnych pokoi. Jest nasz numer - ciekawe, czy sprawdzą się negatywne opinie o hotelu...
Hotel beznadziejny, panuje hałas, jedzenie monotonne - zobaczymy, co z tego się sprawdzi. Na razie otwieramy drzwi i pierwsze wrażenie... wspaniałe! Osobno sypialnia, osobno salon z aneksem kuchennym - wszystko ładnie wysprzątane i gustownie umeblowane - łazienka schludna... Czegóż więcej chcieć?
Ponadto na stoliku stoi powitalna butelka wina! Tu już prawdziwe zaskoczenie. Sprawdzamy sprzęty kuchenne - jest wszystko, łącznie z kieliszkami i szklankami do piwa. Wybiegając nieco w przyszłość, od razu powiem, że żadnego hałasu nie będzie, jedzenie bardzo nam będzie smakowało, obsługa będzie miła, codziennie będą nam wieszać na klamce świeże bułki, które chętnie wykorzystamy na prowiant na drogę. Żyć, nie umierać!
Natomiast w trakcie rozpakowywania gratów orientuję się, że nie zabrałem z domu istotnego kabelka - do podłączenia dysku do laptopa. A na tym dysku muzyka, filmy, dokładne mapy obu wysp. Bez tego kabelka ani rusz... No cóż, trzeba będzie jak najszybciej coś w tej kwestii zdziałać. A resztę popołudnia spędzamy miło w tym koszmarnym pokoju w koszmarnym hotelu.