Ze ściśniętym gardłem piłam na tarasie ostatnią przed powrotem kawę, rzucając tęskne spojrzenia na Jadran i na Biokovo
Wycałowaliśmy się z naszą gospodynią, znieśliśmy bagaże i ......w drogę.
Planowaliśmy poświęcić jeszcze dzień na Plitvickie Jeziora, ale po przejechaniu 300 km pogoda tak diametralnie się zmieniła (jedynie13 stopni i lało i to jeszcze przed Sv. Rokiem), że już nie wchodziło to w grę.
Jednak z drugiej strony fajnie wyjeżdżać w taką pogodę, bo zawsze mniejszy żal....
Ciemność widzimy, ciemność
W tym momencie kompletnie nie dało się jechać, więc zjechaliśmy na bok, tak jak większość kierowców - czekaliśmy prawie 20 minut, aż ulewa ustanie
A potem jechaliśmy w takich mgielnych oparach
Oprócz tego deszczowo - burzowego pożegnania kolejnym minusem drogi powrotnej były korki do bramek i potem, przy granicy - no ale to też można zaliczyć jako jakieś nowe doświadczenie i nie wściekać się
,bo przecież to nic nie da.
Nocleg zaplanowaliśmy w Passau - tak jak w ubiegłym roku. Wtedy spaliśmy w rotelu Inn nad Dunajem i było całkiem znośnie, a teraz namierzyłam jakiś hotelik?, motelik? na przedmieściach i zrobiłam największą głupotę, jaką mogłam zrobić
Chyba zmęczenie dało się we znaki, albo szybko postępująca depresja pourlopowa, że rozum straciłam
Noc spędziliśmy w niezbyt przyjemnym "apartamencie", w którym prawie oka nie zmrużyłam, bo wydawało mi się, że zaatakują mnie pająki, które czaiły się za oknem, a było ich chyba z pięć i to caaaałkiem sporych.
Tak więc mąż spał snem sprawiedliwego, a ja raz po raz, szczelnie przykryta kołdrą, wyściubiałam spod niej nos, obserwując, czy przez żadną szparę nie przecisnęły się przypadkiem te wstrętne spidery. I tak jakoś przetrwałam do świtu.
Około 7-mej ruszyliśmy do domku. Z nieba cały czas siąpił deszcz, a temperatura oscylowała w granicach 13 - 14 stopni. Niemcy przeskoczyliśmy w szybkim tempie, ale w okolicach Frankfuru nad Menem pobłądziliśmy trochę przez głupio oznakowany objazd.
W tym momencie uruchomiłam nawigację, która zdecydowanie nam w tej plątaninie pomogła i za czas jakiś wjechaliśmy na nasze wąskie, dziurawe, polskie drogi.
I to był już zdecydowanie koniec naszych tegorocznych wakacji....
Ponieważ kończyć relacji w tak burzowym nastroju wręcz nie wypada, zapraszam na spacer po BV w towarzystwie Olivera Dragojevica
A jakiś tam suplemencik jeszcze się pojawi

.png)
.png)
.png)
.png)

.png)