Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Szwecja i Norwegia, czyli trochę zimy latem

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
travel
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2503
Dołączył(a): 20.11.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) travel » 26.11.2013 17:49

kaszubskiexpress napisał(a):
travel napisał(a):No jesteś Gdańszczaninem ,to na pewno jesteś potomkiem wikingów :mrgreen: A blondyn czy brunet :?:


Brunetem to ja byłem w latach 90-tych :mrgreen:

A teraz to jakiś naturlich balejaż :oczko_usmiech:


A bo Cię za młodu dla niepoznaki przefarbowali na czarno a teraz farba schodzi i wychodzi z Ciebie prawdziwy Wiking :mrgreen: :papa:
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 26.11.2013 22:25

13 lipca
Nad ranem słyszę dzwonki. Odsuwam drzwi samochodu. Prosto w oczy patrzy mi miejscowa owca. Potem druga, trzecia. Walka na siłę wzroku. Wygrały. W końcu to ich pastwisko. Zbieramy się, śniadanie, mycie w misce wodą z jeziora. Obieramy kierunek na drogę nr 27 – Narodowy Szlak Turystyczny Rondane – pierwszy, który "zaliczamy".
Tankujemy wodę w przydrożnej kawiarence (która o tej porze jest jeszcze nieczynna, ale łazienki z wszelkimi udogodnieniami pozostawia do dyspozycji podróżnych). Pierwszy raz widzimy budynek, którego dach jest obrośnięty trawą. Potem stanie się to całkiem częste.

2013_07_13 08_53_09.JPG


Jedziemy. Na niebie zbierają się chmury. Spływają z gór coraz bliżej i bliżej. Termometr pokazuje 13 stopni na zewnątrz samochodu.
Zatrzymujemy się na Sohlbergplassen – punkcie widokowym, gdzie betonowa konstrukcja płynnie wrasta w las. Betonowe kładki na wysokich kolumnach, z ażurowymi podłogami wiją się między drzewami. Przed naszymi oczami rozciąga się widok na granatowe jezioro Atnsjøen i góry Rondane. Kropi.

2013_07_13 08_59_15.JPG


2013_07_13 11_58_32.JPG



Następny przystanek – Strombu. Miejsce wypoczynku z tarasem na dachu, informacją, sklepikiem. Architektura tych parkingów powala. Beton, kwiaty, drewniane kładki prowadzące między drzewami do rwącej, górskiej rzeki, stoliki i ławeczki tak ukryte między płotkami, murkami, krzewami, że każdy turysta znajdzie zacisze dla siebie i swojej rodziny.
Pada.

2013_07_13 09_15_43.JPG


Planujemy zatrzymać się w Sunndalsora, nad jednym z piękniejszych fiordów, ale chmury napływają nieustannie, zaczyna lać, wieje, zimno. Pionowe skały zanurzone w niespokojnych wodach, poprzecinane nitkami potężnych wodospadów, spowite ciężkimi chmurami jak ruchomą pierzyną budzą respekt. Postanawiamy jechać dalej.

2013_07_13 13_43_17.JPG


Droga prowadzi częściowo brzegiem fiordu, przez ciemne, nieco dzikie tunele a do tego ma diaboliczny numer- 666. Tunele są całkiem inne niż te, które spotykamy w Chorwacji. Ich ściany wyglądają jak wnętrze jaskiń. Nierówne, wybrzuszone, jakby przypadkiem kierowca zabrnął do wnętrza ziemi.


2013_07_13 13_55_09.JPG


Zatrzymujemy się w Eide – tam przygotowuję obiad – w samochodzie smażę naleśniki. Za zimno, żeby gotować na zewnątrz.
Gdy docieramy do kolejnego szlaku narodowego – Atlanterhavsvegen, czyli Drogi Atlantyckiej – wieje, że mało łba nie urwie. Ciepłe polary zamieniamy na zimowe kurteczki. Przyroda jest na tyle łaskawa,że przykręca kurek z wodą i możemy wyjść z samochodu i podziwiać cud architektury, jakim jest niewątpliwie droga o długości 8 kilometrów biegnąca zygzakami, składająca się z niższych i wysokich mostów łączących małe wysepki. Podobno jak jest ciepło, można zobaczyć tam foki i wieloryby. Ale chyba nawet dla nich było za zimno, więc nie wyszły. Jak łosie, których wypatruję od 1000 kilometrów.
Przejeżdżamy Drogą Atlantycką, zatrzymujemy się, by zrobić zdjęcia, Antoś i S. obstalowują wędkę i zarzucają kilkakrotne. Nic, a podobno biorą za każdym razem i dorsze biją się o robaka.

2013_07_13 16_15_37.JPG


_s0.zmniejszacz.pl_100_2229_zmniejszacz-pl_277055.jpg


_s0.zmniejszacz.pl_100_2242_zmniejszacz-pl_299926.jpg


_s0.zmniejszacz.pl_100_2230_zmniejszacz-pl_501999.jpg


2013_07_14 08_18_44.JPG


2013_07_14 08_22_33.JPG


Postanawiamy zanocować na wyspie Averoya, nad oceanem, by jutro jeszcze raz przejechać trasą widokową i może zrobić jakieś lepsze niż dzisiejsze zdjęcia. Tracę ducha i postanawiam nie opuszczać samochodu. Rozkładam kanapę i zasypiam. S. z Antkiem idą znowu na ryby i pozwiedzać wyspę. Budzi mnie jaskrawe słońce i upał w samochodzie. Chłopcy wracają. Jemy kolację. Namawiam S., żebyśmy wrócili na Drogę Atlantycką, bo światło zachodzącego słońca na tle ciężkich chmur da wspaniały efekt. Tym razem małżonek twierdzi, że już nie ma siły jechać. Leżąc w łóżku, pod kołdrami, oglądamy "Piratów z Karaibów" na tablecie przyczepionym do szyby auta i chrupiemy orzeszki. Zasypiamy. Obok nas nocuje rodzina z czworgiem dzieci i psem – z Holandii.

2013_07_13 16_58_05.JPG


2013_07_13 17_55_58.JPG


2013_07_13 18_42_48.JPG


2013_07_13 17_55_09.JPG


2013_07_13 17_17_44.JPG
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 27.11.2013 09:32

Na ostatnim zdjęciu to takie długie prostokątne to co? Szklarnie?
No i niezły most oczywiście.
:wink:
travel
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2503
Dołączył(a): 20.11.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) travel » 27.11.2013 09:57

agnieszka-bg napisał(a):13 lipca


Droga prowadzi częściowo brzegiem fiordu, przez ciemne, nieco dzikie tunele a do tego ma diaboliczny numer- 666. Tunele są całkiem inne niż te, które spotykamy w Chorwacji. Ich ściany wyglądają jak wnętrze jaskiń. Nierówne, wybrzuszone, jakby przypadkiem kierowca zabrnął do wnętrza ziemi.


O ile dobrze pamiętam to na Hvarze też są takie "nieobrobione" tunele ,aż strach jechać kamperem :roll:

Piękne miejsca nam tu przedstawiasz, dla takich widoków to można marznąć i moknąć.
Pozdrawiam ciepło, u mnie już śnieg :papa:
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 27.11.2013 10:08

Vjetar, to długie i wąskie to drewniane konstrukcje zapewne przeznaczone do rozkładania sieci i ewentualnie do suszenia dorszy (chyba :roll: ).

Travel, u nas śnieg padał dwa razy, ale śladu po nim nie ma. W każdym razie jest go znacznie mniej niż w miejscach, które opiszę.

Tak na marginesie, :cry: , wstawiłam post z mnóstwem zdjęć i tekstu, a ten gdzieś zniknął :cry:
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 27.11.2013 10:14

14 lipca
Startujemy o 8.00. Przemierzamy Drogę Atlantycką w deszczu i wśród chmur.
S jest wyraźnie zawiedziony. Ja staram się okazywać entuzjazm i pstrykam kilka zdjęć idiotkamerą.
Kierunek – Molde.
Tam wsiadamy na prom do Vestnes.Nie bardzo wiemy, gdzie kupić bilety, ale sprawa szybko się wyjaśnia, bo podchodzi do nas pan z obsługi i przyjmuje zapłatę kartą.
Rejs trwa niedługo, ale schodzimy do baru i zjadamy słodkie, złożone na pół, ciepłe placki podobne w smaku do biszkoptów. Humor od razu lepszy. (25 nok -1 placek, prom -182 nok).

2013_07_14 10_16_15.JPG


Udajemy się do Alesund. Jednego z najpiękniejszych miast. Po wielkim pożarze odbudowano je w stylu secesyjnym. To perełka dla miłośników pięknej architektury. My jednak postanawiamy ( w obliczu wrogiej przyrody – 12 stopni, wichura i zacinający deszcz) zrezygnować ze spacerków. Pstrykam znów zdjęcie przez szybę samochodu w celach li tylko dokumentalnych i kierujemy się do Akwarium Atlantyckiego. Zostawiamy samochód na parkingu i pędzimy do ciepłego.

_s0.zmniejszacz.pl_100_2248_zmniejszacz-pl_385879.jpg


_s0.zmniejszacz.pl_100_2247_zmniejszacz-pl_911337.jpg


Bilety (345 nok za naszą trójkę) i już otacza nas świat oceanu.
Za szybami pływają różne okazy fauny morskiej, jak w każdym takim miejscu.
Przemieszczamy się tam, gdzie można pobawić się aktywnie w łowienie krabów czy wziąć do ręki rozgwiazdę. To w tej części akwarium spędzamy najwięcej czasu, bo Antek z uporem maniaka łowi kraby na przynętę z krewetki.
Potem siadamy w jednym z kilku rzędów krzeseł jak na widowni przed ogromnym akwarium z morską (prawdziwą) wodą i czekamy na widowisko z nurkiem. Publiczność tłumnie zbiera się tuż przed szybą.

Martwimy się,że nic nie zobaczymy, ale o dziwo, wszyscy siadają na podłodze i czekają. Wreszcie pojawia się bohater przedstawienia. Duże ryby jak oszalałe płyną w jego kierunku, otaczają go. Karmienie ryb rybami. Nurek co rusz macha do publiczności albo ostentacyjnie liczy, czy ma wszystkie palce u rąk, wzbudzając wybuchy radości u wielojęzycznej widowni. Potem podpływa do samej szyby i przykłada ręce do "przyklejonych" od suchej strony dziecięcych rączek. To dla maluchów wielkie przeżycie.

Na zewnątrz znajduje się wybieg dla pingwinów i piaskownica z łopatkami i wiaderkami, w której można odkopać szkielet dinozaura. Nikt nie wychodzi, bo zimnica okrutna. Jednemu gościowi to wcale nie przeszkadza. Jego imię – Antoni. Zawzięcie oskrobuje szkielet z błota, gile wiszą mu do pasa, łzy płyną po policzkach, bo lodowaty wiatr od oceanu smaga niemiłosiernie, pingwiny przyglądają mu się ciekawie, ale on nie zważa na takie drobiazgi. Grunt to dinozaur. Na siłę sprowadzamy wściekłego syna pod dach.
Na pocieszenie, jeden z pracowników daje mu pudełko z jakimiś paskudztwami i na migi pokazuje, żeby nakarmił tym żółwie. Zwycięstwo. Karmi i się cieszy.

2013_07_14 11_45_10.JPG


2013_07_14 11_58_42.JPG


2013_07_14 12_34_10.JPG


2013_07_14 13_05_39.JPG


_s0.zmniejszacz.pl_100_2270_zmniejszacz-pl_257728.jpg


Wychodzimy.
Świat nadal wrogi i chłodny. Przygotowujemy obiad (grochówka w puszce z niemieckiego sklepu na L bardzo dobra). Kierujemy się do Eisdal, by wsiąść na prom do Linge (105 nok) i udać się w kierunku miasteczka Geiranger, położonego nad przepieknym, monumentalnym fiordem.
Zatrzymujemy się na nocleg tuż nad Geirangerem – na tarasie widokowym. Widzimy z góry wpływające do fiordu wycieczkowce swą wielkością przewyższające miasteczko z jego sklepikami i hotelami. Bezpośredni dostęp do tak niesamowitych miejsc, możliwość oglądania z łóżka cudów natury czynią kompletnie nieważnymi niedogodności związane z aprowizacją czy myciem w zimnej wodzie, brakiem makijażu itp.
Gramy w karty i kości. Spanie.

2013_07_14 20_41_08.JPG


2013_07_14 20_44_16.JPG


2013_07_14 22_10_50.JPG


A to widzimy z łóżka...

2013_07_15 08_27_00.JPG


2013_07_15 08_31_12.JPG


15 lipca
Nie pada. 12 stopni. Chmury. O 8.30 ruszamy na łeb na szyję – drogą orłów. To nabardziej stromy odcinek drogi nr 63. Wije się mnóstwem serpentyn po zboczu góry zanurzonej w 600 m głębokim fiordzie. W dole pełnomorskie wycieczkowce jak dziecinne stateczki.

2013_07_15 08_38_14.JPG


2013_07_15 08_44_34.JPG


Docieramy do centrum. Parkujemy nad samym brzegiem (za darmo!). Antek wskakuje w kapok i sztormiak, łapie wędkę i już go nie ma. S obserwuje połowy.

2013_07_15 11_46_39.JPG



Ja, wstyd się przyznać, stęskniona nieco za cywilizacją, ruszam ku sklepom z pamiątkami.
Ceny tak wysokie jak góry wokół miasteczka. Czapka przecudnej urody, w której na pewno chodziłabym całą zimę, zrobiona z wełny jakiegoś zwierzątka – 475 nok (po przecenie).
Zadowalam się więc ręcznie robionymi i malowanymi figurkami świątecznymi (68 nok).
Potem, w sklepie spożywczym zaopatruję się w suszoną kiełbasę z łosia, chleb, jakieś owoce, jogurty, bo zapasy z domu się skończyły albo zbrzydły. Zadziwia mnie smak i jakość chleba w stosunku do ceny (wybrałam jeden z tańszych – 15 nok, jogurt 17 nok, mała kiełbasa z łosia – 40 nok).
Potem wracam, gotuję – właściwie odgrzewam obiad w samochodzie. Wyruszamy z chłopakami po pamiątki dla nich. Mnie dwa razy nie trzeba prosić. W miasteczku zrobiło się tłoczno.

2013_07_15 12_55_58.JPG


2013_07_15 13_40_34.JPG



Małe łódeczki kursujące między wycieczkowcami a lądem wyrzucają taką ilość pasażerów, że robi się tłoczno jak na rynku w Krakowie. Na szczęście większość przybyszów to Japończycy, więc nikt się nie przepycha, a i widok mam nadal rozległy, bowiem mierzę 176cm. Na boso. Antek, po wielu próbach w końcu wybiera sobie statek w butelce i lody. Zaopatrujemy się w odpowiednie mapy i jazda.
Tym razem wspinamy się samochodem w górę. Idzie jak czołg. Co chwila spotykamy "przegrzane" jak na Grossglocknerze samochody. Czytam informacje o tym, co przed nami. Chmury od czasu do czasu rozsuwają się nad nami i promienie słońca oświetlają Geiranger z góry, z drogi do Strynu. Wyskakujemy na platformach widokowych i pstrykamy jak najęci.

2013_07_15 15_12_40.JPG


2013_07_15 15_31_28.JPG


2013_07_15 15_36_59.JPG


2013_07_15 15_51_30.JPG


Mijamy znak "Dalsnibba" – szybka decyzja – Skręcamy? Raz kozie śmierć. Bramka. Opłata za wjazd 100 nok. Nie wiemy jak zapłacić, więc pan z budki wysiada i wrzuca nasze monety w dziurę w automacie i grzecznie się kłania. Pomyślał, że debile jesteśmy, na pewno. Jedziemy. Szczyt i jednocześnie punkt widokowy znajduje się 1476 m n.p.m., czyli od Geirangeru pokonujemy bardzo stromo prawie 1,5 km w górę.
Szutrowa droga, wjeżdżamy w chmurę, temperatura 5 stopni. Nic nie widać i dobrze, bo gdy po chwili na moment poprawia się widoczność i orientujemy się, nad jaką przepaścią jedziemy, S dostaje mdłości i niewybrednie klnie, a ja po raz pierwszy w dorosłym życiu płaczę z wrażenia i ze strachu. Docieramy na sam szczyt. Ani żywego ducha. S udaje się do budynku mieszczącego sklepik, toalety i informację turystyczną. Ja go nawet nie widzę i zostaję przy samochodzie z dzieckiem, w gęstej chmurze. Przede mną jakieś barierki, więc do nich podchodzę i czekam, aż wiatr przegoni tą wszechobecną, mroźną i mokrą białość. Przede mną majaczy dość rosła postać. To nie jest S. Jakiś mężczyzna idzie prosto na nas i bacznie nas obserwuje. Natychmiast przypomina mi się film Stevena Kinga "Mgła". Mam stracha, ale na wszelki wypadek obdarzam nadchodzącego pana uśmiechem nr 5, czyli najbardziej przyjaznym ale nie zaczepno – zalotnym. Dzień dobry – słyszę. Zobaczyłem polską rejestrację i tak was podsłuchuję troszkę... Rozpoczynamy pogawędkę z przemiłym człowiekiem. Stwierdził, że musi tu poczekać aż przejdzie chmura, bo jakoś wjechał, ale zjeżdżać z powrotem tak się boi, że woli tu zamarznąć. Cóż, góra z górą się nie zejdzie a Polak z Polakiem na Dalsnibbie – tak. Czekamy razem. Z mgły wyłania się S. Nagły poryw wiatru rozgania na moment chmurę. Ukazując, jak zza uchylonej zasłonki przepaść i wijącą się cieniutką wstążeczką, drogę. Samochodów stąd nie widać. Pięknie, monumentalnie, dziko, pusto. To ostatnie akurat mi nie przeszkadza. Na co dzień otaczają mnie setki ludzi. Odpoczywam, gdy ich nie ma. Żegnamy się z panem Polakiem i zjeżdżamy bohatersko na trasę do Strynu.

2013_07_15 16_10_25.JPG


2013_07_15 16_10_49.JPG


2013_07_15 16_27_03.JPG


2013_07_15 16_35_20.JPG


Po drodze zachwycamy się widokami. I cieszymy. Warto było – chociażby dla tych emocji. Myślę, że przy pięknej pogodzie moglibyśmy cokolwiek zobaczyć (wiemy co, bo mamy kolorowe foldery), ale ta diaboliczna chmura spotęgowała siłę naszej wyobraźni i dostarczyła niezłego "dreszczyku" na plecach.

2013_07_15 16_47_40.JPG


Zatrzymujemy się na kolację na jakimś parkingu. Oczywiście, nad wodą, więc panowie choć przez chwilę chcą połowić.Może się złapie, cokolwiek, cokolwiuśko, coś...

2013_07_15 18_59_13.JPG



Przed nami stoi kamper na niemieckich numerach. Wysiadają z niego dwaj panowie i walą w moim kierunku szybkim krokiem. Biorą? - pytają. Ale co biorą? - odpowiadam pytaniem na pytanie, bo zajęta jestem smarowaniem chleba pasztetem i nie mogę zaprzatać głowy dwoma rzeczami na raz.
"Rybki czy biorą. Widzieliśmy dzieciaka z tym panem nad wodą. My wracamy z połowów na dorsze. Na Lofotach ". Nie biorą – odpowiadam. Ani jedna się nie nabrała. Kiedy wracają S i Antek, panowie sprawdzają, na co łowią i przynoszą jakieś sztuczne rybki (woblery? Błystki?), żeby zaprezentować, co i za ile należy zakupić, żeby złapać dużą rybę albo w ogóle rybę. Potem, na pocieszenie zapraszają nas na dorsza (usmażonego), żebyśmy choć w takiej formie się pocieszyli widokiem. I smakiem. Panowie byli ze Śląska. Fajne te Ślązaki.

W końcu ruszamy dalej , żeby jutro zobaczyć na własne oczy lodowiec Brikdslsbreen.

2013_07_15 18_03_14.JPG


Na nocleg zatrzymujemy się na punkcie widokowym, nad szmaragdowo mlecznozielonym jeziorkiem. Naszymi towarzyszami noclegowymi są tym razem Niemcy w kamperze i Francuzi, którzy rozbili namiot wprost na asfalcie. Tradycyjnie – bezowocne łowienie ryb, spacerek po okolicy. Między jeziorkiem a drogą pole poziomek. Mimo że już połowa lipca, zaczynają właśnie owocować. Pokazujemy je synowi i dajemy do spróbowania. Lenistwo nie pozwala nam na zbieractwo, więc kiedy dziecko prosi o więcej, każemy zbierać samemu. Ma bliżej do ziemi.Mniejszy jest. Apetyt na poziomki mija tak szybko, jak się pojawił. Nie rozstajemy się z ciepłymi kurtkami. Kiedy wiatr przewala ciężkie chmury po szczytach, od czasu do czasu możemy cieszyć oczy jęzorami lodowca rozpełzającymi się w żlebach. To od lodu woda jeziorka ma tak niesamowity kolor. I temperaturę, która skutecznie zniechęca do kąpieli. To się nie myjemy. Tylko zęby.
Załączniki:
2013_07_15 15_12_40.JPG
2013_07_15 15_10_32.JPG
Ostatnio edytowano 27.11.2013 10:56 przez Użytkownik usunięty, łącznie edytowano 1 raz
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 27.11.2013 10:54

Te ostatnie 2 zdjęcia jakoś mi się zapodziały. Przedstawiają, oczywiście, Geiranger z drogi do Strynu. :?
Iwona75
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1288
Dołączył(a): 15.02.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) Iwona75 » 27.11.2013 12:33

travel napisał(a):Piękne miejsca nam tu przedstawiasz, dla takich widoków to można marznąć i moknąć.


ZDECYDOWANIE NIE MOŻNA !!!

A widoki faktycznie piękne, most rewelacja, czytam z dużym zainteresowaniem i temperaturą ponad 39 st., więc mimo tej aury jaka na zdjęciach, jest mi całkiem cieplutko :lol:
kataryniarz
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 539
Dołączył(a): 28.06.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) kataryniarz » 27.11.2013 13:14

Ale pięknie... chyba nawet dobra pogoda nie jest tam potrzeba ;)
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 27.11.2013 17:03

Uznałam, że jadąc na północ, nie powinnam oczekiwać ładnej pogody, więc przygotowałam odpowiedni ekwipunek.
Szwedzi powiadają, że: "Nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani ludzie". I ja się z nimi zgadzam.

Rozumiem też mojego małżonka, którego szlag trafiał, bo nastawił się na działalność artystyczno- fotograficzną.
A na Dalsnibbie - jednym z najpiękniej położonych punktów widokowych nie można było zobaczyć własnej ręki. :roll:
Ale moje zrozumienie ma pewne granice.... O tym później.

Pozdrawiam, Agnieszka.
frape
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 248
Dołączył(a): 21.06.2012

Nieprzeczytany postnapisał(a) frape » 27.11.2013 18:15

tak patrząc po Waszych i moich zdjęciach to widoczność na tym odcinku mieliście zdecydowanie lepszą. Fajne miejsce na nocleg jest też na czubku Drabiny Trolli. A co do pogody to im dalej byliśmy na północy to była lepsza, no może z małymi wyjątkami :) - jechaliśmy od granicy rosyjskiej w dół Wy widzę na odwrót - ciekawe dokąd wasze szlaki zaprowadzą - czekam na cd :)
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18269
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 27.11.2013 18:19

Agnieszko , muszę jasno i wyraźnie napisać , że ładnych zdjęć robić nie umiem ( jeżeli jakieś mi się udało , to przypadkiem :wink: ) , ale rozumiem rozdrażnienie Twojego męża po tym , jak zarażony Waszymi zdjęciami pooglądałem To


Pozdrawiam
Piotr
travel
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2503
Dołączył(a): 20.11.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) travel » 27.11.2013 18:25

piotrf napisał(a):Agnieszko , muszę jasno i wyraźnie napisać , że ładnych zdjęć robić nie umiem ( jeżeli jakieś mi się udało , to przypadkiem :wink: ) , ale rozumiem rozdrażnienie Twojego męża po tym , jak zarażony Waszymi zdjęciami pooglądałem To


Pozdrawiam
Piotr


Ale FIORD 8O 8O
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 27.11.2013 21:31

16 lipca
Budzimy się z dziwnym uczuciem, że coś się dzieje. Szum, tupot, skrawki rozmów...
Otwieram oczy i cóż widzę? Obok naszego samochodu wędrują rządkiem dziesiątki ludzi w czarnych pelerynkach przeciwdeszczowych z białymi napisami Briksdalbreen.
Nawet nie spodziewaliśmy się, że błękitne jeziorko jest sławnym punktem widokowym i Japończycy, którzy zeszłego dnia "wylewali się" z wycieczkowca, dziś udali się autokarem oglądać jęzor lodowca.

2013_07_15 20_22_37.JPG


Na szczęście, to naród skromny i niewścibski, więc jakoś udało się nam pozakładać majty bez widowni.

Zbieramy się w deszczu, 10 stopni. Od lodowca wieje, że tak enigmatycznie powiem, rześko.

Zmierzamy do dolinki Olden i stamtąd pieszo mamy dotrzeć do jęzora Briksdalbreen, największego lodowca w Europie o nazwie Jostedalsbreen.

Kiedy deszcz się nasila, a widoczność spada do minimum, S przeżywa kryzys. Stwierdza, że ...... i ......... i jeszcze .......... i że nie wysiada i że będzie czekał w samochodzie, dopóki nie nastąpi poprawa pogody.
Nawet kilka dni, bo przecież zaplanowałam rezerwowe dwie doby na wszelki wypadek i właśnie teraz jest ten wszelki wypadek.
Swoją słabością budzi we mnie potwora, który wyobraził sobie siedzenie na parkingu w samochodzie, na 5 metrach, cały dzień albo dwa z rozhukanym ośmiolatkiem i marudzącym mężem. Może pominę moje argumenty milczeniem, bo były naprawdę poniżej pasa. W każdym razie ostatni, najbardziej skuteczny, czyli szlochanie, postanowienie porzucenia rodziny oraz powrót do domu piechotą, zadziałał. Ruszamy w drogę.

Docieramy na parking, o dziwo, płatny 50 nok. Oczywiście, nie mamy czym zapłacić, ale po chwili lektury napisów na tabliczce informacyjnej, dowiadujemy się, że możemy pozbyć się pieniędzy za pomocą karty w pobliskiej restauracji.

Pozbywamy się.

Idziemy w milczeniu - panowie przodem, ja ostentacyjnie 20 m dalej. Droga prowadzi dość długo pod górę, przez most, nad którym huczy wodospad. Widok zapiera dech w piersi, ale zlewa przechodniów od stóp do głów. Na szczęście, mam parasolkę, ale S nie ma i nie może wyjąć swojego cennego aparatu, żeby zrobić zdjęcia. Zła jestem, ale przecież nie posłużę mu parasolką. Niech się wykaże. Nie wykazał, ochronił aparat.

Humor mi nie dopisuje także dlatego, że co rusz mijają mnie pojazdy, którymi można dojechać pod lodowiec, tłumy ludzi przewalają się na drodze. Jak na Gubałówce w długi weekend.
Na koniec stwierdzam, że warto było. Widok niesamowity, ale... Ze zdjęć, które oglądałam, wynikało, że lodu jest znacznie więcej. Szkoda, że tak szybko topnieje.
Antek chce płynąć z Japończykami pontonem pod sam jęzor. Odmawiamy kategorycznie.
Konflikt wygasa. Wracamy razem.

2013_07_16 12_11_41.JPG


2013_07_16 12_11_04.JPG


2013_07_16 12_11_49.JPG


Zgodnie postanawiamy, że musimy zmienić plany i zacząć kierować się ku południu. Oddalamy się od lodowca. 13 stopni. Leje z przerwami. Na środku pustej, ogromnej doliny gotuję obiad, Antoś łowi ryby.

2013_07_16 15_21_19.JPG


Potem kładziemy się spać. Ciśnienie chyba spada, bo oczy się kleją.

Kawka. Podwieczorek i w drogę!

Jedziemy następną z Narodowych Tras Turystycznych - Gaularfjellet i przez przypadek trafiamy na cud natury - wodospad Likholefossen.
Takich przypadków spotka nas jeszcze wiele, gdyż miejsca wypoczynku i duże parkingi z łazienkami umiejscowione są w najpiękniejszych miejscach Skandynawii. Warto się na nich zatrzymać i rozejrzeć, czy za drzewami nie kryje się jakaś atrakcja.

2013_07_16 17_50_53.JPG


2013_07_16 17_49_07.JPG


2013_07_16 17_47_18.JPG


2013_07_16 17_49_12.JPG


2013_07_16 17_48_59.JPG
Ostatnio edytowano 27.11.2013 23:02 przez Użytkownik usunięty, łącznie edytowano 1 raz
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 27.11.2013 22:56

Opuszczamy groźny wodospad i udajemy się w kierunku Laerdal.
Oczywiście, w pewnym momencie droga się kończy i trzeba wsiąść na prom.
Czekamy pół godziny w panoramicznej (z urzekającym widokiem na fiord), ogrzewanej poczekalni. Jest dostęp do prądu, więc "przerzucamy" zdjęcia na laptopa i podładowujemy telefony. Nie robimy tego w samochodzie, bo dodatkowy akumulator siadł - lodówka też. Coś tam nie łączy, nie styka. Jak pierwotniaki żyjemy. Wsiadamy na prom.

2013_07_16 18_30_46.JPG


2013_07_16 19_12_39.JPG


2013_07_16 19_43_20.JPG


Przybijamy do brzegu, czas na kolację.
Tym razem udaje nam się umyć w ciepłej wodzie, w ogrzewanej łazience, więc dość długo trwa nasz postój.
Humor od razu lepszy. Tym bardziej, że przed nami nie byle jaka atrakcja.
Tunel Laerdal - najdłuższy tunel drogowy na świecie - liczy 24 km 51m. Łączy on dwie turystyczne wioski : Laerdal i Aurdal. Wrażenia niesamowite. Początkowo niczym się nie wyróżnia, ale utworzono w nim trzy miejsca, w których można się zatrzymać. Ściany podświetlone są w pierwszym na niebiesko- żółto, potem błękit z pomarańczem i niebiesko- zielono.
Jako że przejeżdżamy już późnym wieczorem, prawie nie ma ruchu. Ale gdy wysiadamy z samochodu, słyszymy huk podobny do dźwięku samolotu. Łoskot się nasila, wzmaga, a w końcu jest prawie nie do zniesienia. I... mija nas jakiś mały fordzik.

2013_07_16 23_53_01.JPG


2013_07_17 00_07_15.JPG


Opuszczamy tunel i udajemy się dalej, w kierunku Aurlandsfjellet - następnej Turystycznej Trasy Narodowej.
Robi się ciemno, a my wspinamy się wąską, starą drogą do Stegastein - punktu widokowego uznawanego za jeden z najpiękniejszych architektonicznie na świecie.
Ale na początku kompletnie nie zdajemy sobie z tego sprawy. Po prostu chcemy nocować koło jakiegoś kibelka z wodą. A rano ruszyć z powrotem do Laerdal, tylko nad tunelem. Śnieżną Drogą.
Z góry, choć straszno się zatrzymać, widzimy taki oto obrazek:

2013_07_17 00_47_41.JPG


Jest! Na zakręcie zauważamy wyraźne poszerzenie drogi, parking, oświetloną toaletę. Super! Tu śpimy. Jest północ.

A rankiem 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O
orientujemy się, że spaliśmy w tak niesamowitym miejscu, że dech w piersi zapiera. Stegastein, 650 m n.p.m.
Właściwie komentarz jest zbędny. Oto zdjęcia:

_s0.zmniejszacz.pl_100_2275_zmniejszacz-pl_121069.jpg


_s0.zmniejszacz.pl_100_2273_zmniejszacz-pl_239950.jpg


2013_07_17 07_56_19.JPG


2013_07_17 07_55_28.JPG


Największe "zaparcie tchu" - aż dziwnie powiedzieć. W toalecie. Jedna z nich wisi nad fiordem, a jej ścianę w połowie stanowi przezroczysta tafla plexi. Siedzisz i patrzysz na fiord - 650m w dół. Polecam tym z lękiem przestrzeni i zaparciami :mrgreen: Oto ona:

_s0.zmniejszacz.pl_100_2274_zmniejszacz-pl_836341.jpg


A widok z niej, w przybliżeniu - taki:

2013_07_17 07_55_38.JPG


Nieźle co?
Oczywiście pada i jako że wspinamy się do krainy wiecznej zimy, temperatura nie przekracza 8 stopni.
Ale na Śnieżnej Drodze, czynnej od czerwca do września a potem osiem miesięcy nieprzejezdnej, bo zasypanej, to chyba normalne...
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe



cron
Szwecja i Norwegia, czyli trochę zimy latem - strona 3
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone