Byliśmy od 8-go do 16-go sierpnia. Termin może nie najszczęśliwszy, bo najwyższy z wysokich, ale tylko taki spadł mi z nieba.
Nie było długich planów i rozkminek gdzie lepiej lub taniej, bo i tak już było za późno na takie wybory.
Rezerwacje robiłam biegusiem 12 czerwca, w dniu wyjazdu do Grecji. W tym momencie Szwajcaria to był dla mnie tylko czerwony pociąg i dialog Duńczyka z Kwintą na ławeczce w Zurychu.
Więc jak się zorientowałam, że na Bernina i Glacier Ekspress kupić mogę już tylko pojedyncze bilety i to nie przy oknie, niestety, to po prostu kupiłam to co jeszcze na ten termin można było dostać. Trasy i punkty do odwiedzenia analizowałam później, a że w perspektywie miałam dodatkowo uwzględnić spotkanie z rodziną- wyszło mało logicznie, jeździliśmy zygzakiem. Bardzo nie żałujemy, bo podobnie jak było w Norwegii, sama droga jest tu atrakcją.
Dotarliśmy do wszystkich gwiazdek i serduszek, które sobie naniosłam w googlach. A były to kolejno
Stein am Rhein
Lucerna
Zurych
Furka Pass
Grindelwald i First
Murren
Berno
Chur
Bernina Ekspress do Tirano
Gornergrat
Zermatt
Glacier Express
Foroglio
I bonus- Valle Verzaska
Wszędzie było cudnie. Z żalem zrezygnowałam z części francuskiej w okolicach Jeziora Genewskiego.

.png)
.png)

