ODCINEK XIV. PLAŻOWANIE W DUBIEJesteśmy w Orebiću już całkiem długo. Nasze poranki w tej peljeskiej wsi turystycznej wyglądają zawsze tak samo- kawka na balkonie z widokiem na Jadran i Lumbardę, potem szybka wycieczka po świeży kruh, potem szykowanie się do wycieczki lub do wyjścia na plażę. Niezmienna była też pogoda. Zawsze lazurowe niebo i słońce. Aż do teraz

Bo oto spodziewając się lampy, jak co dnia, tym razem zastaję...zachmurzenie całkowite

A właściwie to nie jest zachmurzenie tylko takie bardziej zamglenie

Żadna z mych prognoz, a sprawdzałam wszystkie, chorwackie i norweskie i amerykańskie...żadna nie potrafiła przewidzieć tego smutnego zjawiska..

Dodatkowo, powietrze jest bardzo ciężkie i wilgotne, jak w tropikach
No nic. Na dziś zaplanowaliśmy dwie najsłynniejsze plaże półwyspu, czyli Dubę i Divną. Mam nadzieję, że nim się wyszykujemy i dojedziemy na miejsce, pogoda się poprawi. Zresztą po drugiej stronie gór, pogoda może być całkiem inna

Zapomniałam tylko przez chwilę czyją matką jest nadzieja
Postanowiłam, że z tych dwóch plaż wybierzemy jedną na dłuższy pobyt, a drugą tylko zahaczymy przy okazji, zrobimy fotkę i pojedziemy dalej. Z internetowego "riserczu" wynika, że chyba Duba będzie dla nas lepsza. Divna podobno bardzo zatłoczona, no i parkować trzeba przy drodze, a że obecnie jeździmy grzmotem wielkości kiosku, to wolimy nie parkować na poboczach. W Dubie można zaparkować w samej miejscowości- w małym porciku lub w "centrum".
Jedziemy

Mijamy po drodze Divną, która nie powiem, robi wrażenie jak się wyjeżdża zza zakrętu. Wypatruję jakiegoś miejsca do zaparkowania na później i nawet widzę takowe. To jest jednak opcja awaryjna, bo planuję z Duby na Divną przejść się spacerkiem(niby to tylko 2,5 kilometra, jak twierdzi mapa google).
Ale jedźmy już do tej Duby, w której nic nie ma, ale jest zabytkowy kościół św. Antoniego:
Tu parkujemy, czyli we wiosce

I to właśnie miejsce zaparkowania staje się punktem zapalnym wywołującym wojnę. Która wisiała zresztą w powietrzu od dawna

Kiedyś w pewnej relacji został poruszony temat: "Czy kłócicie się na wakacjach z mężami/żonami/chłopakami/dziewczynami?" Wtedy nie zabrałam głosu, bo mi jakoś to umknęło, więc zabiorę go teraz. Odpowiedź brzmi:
Oczywiście, że tak
Jeszcze chyba nie mieliśmy wyjazdu bez kłótni czy strzelenia jakiegoś wielkiego focha. To raczej całkiem normalne, że kiedy przebywa się ciągle z ta samą osobą 24h, to zawsze jakieś spięcia będą. U nas kryzys zwykle wybucha siódmego dnia. Tym razem został trochę odroczony. Pokłócić się i strzelić focha byłam gotowa już na Korčuli, kiedy to S. strasznie mnie irytował marudzeniem, że gorąco i nie chce mu się nigdzie chodzić. Ale na Korčuli trzeba było trzymać fason przed Zdzichami

Kolejnego dnia S. miał urodziny, i to takie całkiem okrągłe, więc raczej żyliśmy świętowaniem. Kolejne 2 dni były dość intensywno-wycieczkowe, więc jakoś rozeszło się po kościach.
Ale wreszcie bomba z opóźnionym zapłonem wybuchła. W skrócie poszło o to, że ja chciałam parkować w porciku, żeby mieć bliżej do plaży, a S. we wsi, twierdząc, że w porciku może nie być miejsca, a te co są to
jemu się wydaje, że to dla właścicieli łódek
Ulica w Dubie:
Nieszczęsny porcik

Plaża jest bardzo ładna, rozległa i prawie pusta, ale z pewnością w lepszej pogodzie prezentowałaby się korzystniej:
Pan S. idzie obadać wodę:
A ja rozkładam się w jakiejś dzikiej plantacji cebuli

Potem idę zażyć kąpieli, ale mam słomiany zapał i szybko się nudzę, więc po dwóch dziesięciominutowych sesjach kąpielowych zamierzam leżeć i się lenić.
Małż idzie snoorkować. I znowu doprowadza mnie do szewskej pasji, bo płynie gdzieś daleko, że nie mam go na oku(kontrola najwyzszą formą zaufania!

), w dodatku bardzo długo nie wraca

Po 1,5 godziny zaczynam wpadać w popłoch. Niby w Jadranie trudno się utopić, ale jak ktoś ma pecha to i w d...palec złamie

No i co ja tu teraz zrobię, sama , na końcu świata bez cywilizacji i bez uprawnień nawet do kierowania pojazdem. Zresztą i tak bym się bała jechać po tych górskich drogach. Będę chyba musiała zaalarmować Zdzichów, są niedaleko, może mnie wyratują z opresji
Po 2 godzinach małż wraca jednak do mojej bazy pod tamaryszkiem. Nie utopił się, to mnie cieszy, ale niech sobie nie myśli, że mi foch przeszedł. Pogadanka umoralniająca na temat: "Liczenie się ze zdaniem współtowarzysza wakacji" odbędzie się jutro przy śniadaniu na balkonie w Orebiću-Stankovići
Pogoda nie nic się nie poprawiła, więc oczywiście rezygnujemy ze spaceru na Divną. Bo 2,5 kilometra to w jedną stronę, a 5 kilometrów w tym mokrym i pochmurnym upale to masochizm i samobójstwo. Podjedziemy sobie na nią autkiem, mam nadzieję, że będzie gdzie zaparkować(pamiętajcie, co pisałam o nadziei na początku odcinka).
Wracamy ścieżką na parking, chyba robię dobrą minę do złej gry

No to jedziemy. Oczywiście pobocze nad Divną tak zastawione, że szpilki nie ma gdzie wcisnąć

Musimy na razie obejść się smakiem
Jesteśmy bardzo głodni, więc w sumie co tam jakaś plaża, których w Chorwacji na pęczki, teraz jedzenie jest priorytetem

Jedziemy do Trpanj na pizzę, piwo i banana split. Trochę poprawiają nam się humory,a Pan S. bardzo mnie zaskakuje mówiąc, że w sumie na tę Divną to bliziutko i możemy po obiedzie jeszcze raz tam pojechać, może część ludzi się zmyje. Po obiedzie idziemy na krótki spacerek i jest nam tak gorąco, że znowu zmieniają się priorytety. A kij z tą Divną, chcemy to klimatyzowanego apartmana!
Także Divną widzieliśmy 2 razy z góry i nawet nie zrobiliśmy jej zdjęcia bo nie było jak. Ale do tej pory wszystkie zaplanowane punkty szły gładko, więc jakaś wtopa musiała się w końcu zdarzyć.
To był strasznie ciężki pod wieloma względami dzień. Jutro poprawi się nieco pogoda i będziemy mieć rewelacyjną wycieczkę. Natomiast nasze ostatnie 3 dni w Orebiću, to będą te nieszczęsne tropiki z ciemnymi chmurami

Wszystkiego nam się odechce
cdn.
