Zauroczeni Ceskim Krumlovem i na szęście niezmęczeni czeskim weselem które odbywało się za ścianą, obraliśmy kolejny punkt programu Monachium. Pożegnaliśmy się z pięknym Ceskym Krumlovem i wyruszyliśmy w trasę. Niestety/stety mój skromny budżetowy GPS (nokia 5230) obrał bardzo nieciekawą trasę i po pokonaniu ok 25 km okazało się , że jesteśmy zmuszeni do powrotu do Ceskiego Krumlova

. Nieprzejęci zbytnio tym faktem zawróciliśmy. W całej pomyłce miłe było ponowne zobaczenie pięknej panoramy Ceskiego Krumlova


Warto dodać , że nasz 5 pasażer czyli pies rasy kundel

sprawował się idealnie, wiele myśleliśmy przed podróżą „-czy warto tak męczyć zwierzę?, - czy da radę spędzić tyle czasu w samochodzie? etc...” okazało się , że daje rade lepiej niż my

. Mieliśmy dużo wątpliwości co do postawy Lefajta (imię naszego psa , bynajmniej nie przeszliśmy na islam

geneza pochodzenia tego imienia jest o tyle banalna o ile głupia

ponieważ Paulina będąc dzieckiem tak mówiła na lekarstwo- lefajto. Sam nie do końca wiem jak to się przekłada na imię dla psa ale się przyjeło

.Dodatkową motywacją dla takiego nazwania czworonoga był fakt , że jak wzięliśmy go ze schroniska zwał się Stefan tak samo jak mój zmarły dziadek , więc potrzeba było szybciutko znaleźć nowe imię i nikt nie oponował


„Pierwsze koty za płoty”. Ponieważ po porannym pomyleniu trasy, do Monachium dotarliśmy bez specjalnych przeszkód . Zachwyceni byliśmy stanem dróg po przekroczeniu granicy Czesko – Niemieckiej ale wiadomo, że niemiecki ordnung ma swoje plusy i minusy.
Pierwsza sprawą po kilkugodzinnej podróży musiał być posiłek, na który już po wcześniejszym rekonesansie tradycyjny niemiecki lokal. Zamówiliśmy wursty, piwo , kapuchę , wieprzowinę , kaczkę , makaron :/ moja kochana Paulinka musiała się wyłamać

:* . Obsługiwał nas Turek znający parę słów po polsku

także multi kulti

. Jedzenie dobre , ale bez cudów, uważam , że lepiej można zjeść w Polsce.







Przyznam szczerze, że po strawie nie bardzo nam się chciało iść zwiedzać miasto ale „zmusiliśmy” się

, Lefajto szczególnie uwziął się na konie , męczył nas i bawił swoim zachowaniem wobec tych dużych czworonogów, które wyraźnie nie pasowały mu do jego oglądu świata

. Co do starówki Monachium nie mogę się specjalnie wypowiadać ponieważ zobaczyliśmy niewielką aczkolwiek urokliwą część. Gonił nas czas , więc udaliśmy się w dalszą podróż do miejscowości Oberammergau w której mieliśmy nocleg.









Warto dodać , że zostaliśmy przyjęci dość chłodno przez naszych niemieckich gospodarzy a dokładniej przez panią domu. Był mały problem z naszym czworonogiem ( którego pobyt był umówiony mailowo dużo wcześniej i kosztował 15E

) okazało się, że maile wysyłane odnośnie rezerwacji odbiera pan domu

i dopiero po jego interwencji pojawiła się udawana gościnność gospodyni. Nie zamierzaliśmy się tym faktem zrażać i po zjedzeniu kolacji wybraliśmy się na wieczorny spacer po tej urokliwej miejscowości.



Okazało się , że Oberammergau poza bliskością niemieckich Alp posiada takie niesamowite walory kulturowe, z czego wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy. Rzeźba w drewnie stoi na najwyższym światowym poziomie a tutejsze warsztaty tworzą rękodzieła dla całego świata. Cudnie oświetlone witryny zrobiły na nas wielkie wrażenie.

















