Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Dwie wyspy, dwa światy, dwa kolory (Lanzarote+Fuerteventura)

Nazwa kraju Hiszpania wywodzi się od słowa Ispania, które oznacza Ziemię Królików. Język hiszpański wymieniany jest w pierwszej piątce najczęściej używanych języków na świecie. Najdłuższą rzeką Hiszpanii jest rzeka Ebro, licząca sobie 930 kilometrów. Hiszpanie to naród uwielbiający grę na loterii. Zdrapki można kupić na rogu każdej ulicy.
jan_s1
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5432
Dołączył(a): 08.01.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) jan_s1 » 01.05.2012 17:41

Wiedziałem, że coś będzie - w końcu mamy święta. :D

Dzięki takiemu tempu nadawania to jedna z nielicznych relacji, w której jestem na bieżąco. :)
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 01.05.2012 17:44

:lol:
Przynajmniej jakiś jeden plus jednak jest!

Chciałbym mieć tyle czasu co taki Wojtek...
On produkuje tyle, że aby być na bieżąco z choćby połową tego co pisze trzeba sporo wyrzeczeń czasowych... :) :wink:
mariusz-w
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8375
Dołączył(a): 22.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) mariusz-w » 01.05.2012 19:50

jan_s1 napisał(a):Wiedziałem, że coś będzie - w końcu mamy święta. :D

Z tej okazji, że kolejne odcinki tak rzadko ... to mogłoby być ciut dłuższe i bogatsze w zdjęcia. :)

Skały fantastyczne ! :roll: ... tak w formie jak i w barwie.

Pozdrawiam.
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 15.05.2012 22:42

Wiesz że masz rację?
Dlatego czas na kolejny odcinek- bogatszy.
Czas na krainę wulkanów.

Ale wpierw jedziemy do Yaizy, zobaczyć tę sztandarową, białą miejscowość, symbol wnętrza wyspy i prawdziwą oazę miejscowych, niezabudowaną hotelami.
Po drodze mijają nas rozpędzone "Boogies" wyładowane głównie Anglikami. To fajna frajda i szybka, ale droga, znacznie droższa od quadów.
Obrazek

Zwiedzamy "centrum" Yaizy, oglądamy obrzeża z ładną i zadbaną zielenią,
Obrazek

Obrazek
której jakoś w centrum nie brakuje-

Obrazek
dzięki niej można uwierzyć, że nie jesteśmy na wyspie-pustyni

Obrazek

i bardzo ciekawy cmentarz na koniec.
Obrazek

Idziemy do sklepiku, ale nie umiemy znaleźć spożywczaka a mamy braki w pieczywie. Jakaś miła senorita nam pokazuje i po angielsku z uśmiechem kieruje na północną część. Idziemy se "piechty" co by zdrowiej było a i z wiaterkiem, bo w aucie za gorąco. Po drodze obserwujemy dość rzadki widok- miejscowi w sam środek upału dłubią wokół swego miejsca. Wygląda to jakby Legia Cudzoziemska malowała płot... :shock:

Obrazek

No i faktycznie- tuż za rogiem i dwie uliczki za "rynkiem" (jeden z najmniejszych jakie moje oczy widziały) jest market- nawet fajnie zaopatrzony. Obkupujemy się i wio- w krainę wulkanów tą amerykańską "autostradą diabła"!
Wylatujemy z Yaizy...

Obrazek

Ponownie wjeżdżamy między "hałdy" jak na Ślunsku i do budki po bilety. Zapomniałem po ile były, ale nie były strasznie drogie.

Natomiast z mojego punktu widzenia fatalne było to, że nie ma tam na terenie Parku Timanfaya możliwości swobodnego zwiedzania. Niestety, trzeba się dostosować i wsadzić tyłek w autokar z masą ludzką z całego świata i gapić się przez szybę na okolicę. I te szyby autokaru mnie właśnie najbardziej denerwowały, no bo jak to- tu taki cud natury, w takich kolorach i mam fotografować normalnie przez zatłuszczone, popalcowane i porysowane szyby autobusowe???
SYF!!!
Całe szczęście, że miałem polarek ale wiedziałem z doświadczenia, że i to bywa za mało. Gdy autobus w ruchu- trudno to opanować, tu się słońce odbija tam zaraz ktoś się wierci, autokar skręca i...ustawienia polarka szlag trafia...
I tak w kółko, a zakrętów na trasie "zwiedzania" nie brakuje...
No nic, wjeżdżamy na zatłoczony już parking położony na takiej jajcowatej, stożkowato wulkanicznej górce, pod nachyleniem jak trzeba.
Jeden tłum wytacza się z autokarów, drugi czeka na wtłoczenie.
A trzeci nadjeżdża i za chwilę roi się na parkingu.
Obrazek

Poczuliśmy się z Wojtkiem jak na jakiejś masowej imprezie plenerowej. I te ciuchy turystów- kolorowe szmatki ludzi kochających wygody i hotele. Brakowało tylko piesków na smyczy i wachlarzy na upał.
Młodsze Angielki i Niemki porozbierane prawie do rosołu.

Decydujemy się od razu załadować w to autobusisko, bo potem będzie jeszcze gorzej. Jak się skończy przejażdżka zobaczymy co potrafią wulkany i spróbujemy zrobić sobie mini grilla.
Ale niestety, musimy poczekać, bo autokar już pełny, a kolejne w trasie. Sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie- plac w jednej chwili pusty za moment zmienia się zbiegowisko.
Obrazek

Obrazek

Idziemy więc obadać ów "water-fire-show".
Są tam dziury w klepisku z tulejami wpuszczonymi w skałę na pewną głębokość do szczelin dokąd dochodzi gorąc wulkanu. I do tych tulei facet a'la Gwatemala prison wlewa wiadro wody.
Obrazek

Kilka sekund na odsunięcie i BUCH!
Obrazek
Słup wody z gorącą parą strzela na kilka- kilkanaście metrów. No taki gejzer na zamówienie...
Potem pokaz typu jak "wulkan pali chwasta".

I na koniec- obiecany grill! Wojtek ma "materiał" ze sobą. I robi z niego użytek...Był to taki mini grill w wersji podstawowej- bułka z serem. Wersja restauracyjna jest na górze- tam mają prawdziwy, wyjątkowy grill na wulkanie- kiełbaski sobie leżą a wulkan je smaży swym ciepełkiem.

W końcu wtacza się autokar- wylewa z niego tłum- po czym szoł rozpoczyna się od nowa i tak w kółko- aż do zamknięcia Parku.

Ciekaw jestem po którym razie zaczyna się to nudzić...?

Przejażdżka.
Jakby to rzec- nie ma wielkich wrażeń, ale są ciekawe miejsca, a dopiero pod koniec jest naprawdę ciekawie, bo jedzie się przez miejsca, gdzie topiły się skały niczym ser na grillu i czekolada na patelni.
I to jest zastygłe, tak jak zostało po erupcji i wielkim gotowaniu magmy.
I to jest faktycznie warte uwagi, bo nigdzie u nas tego nie ma.
Gdyby było pod wodą też by się tego nie widziało. A te cuda są na wierzchu i można je bez trudu obejrzeć. Tylko że zbyt krótko. Bus zatrzymuje się w paru miejscach na chwilkę- w tych ciasnych pasażach gdzie topiły się kolejne warstwy skał i spływały- też.
Obrazek
Ale tu musiało być piekielnie gorąco!

Obrazek
Widać przebieg szosy w paru miejscach.

Wycieczka od razu przypomniała mi rejs na Kornaty- tak samo masowa i tak samo charakterystyczna. Tylko rodzaj atrakcji inny.
Jednak przez swoją niezwykłość tej wulkanicznej historii i jej pozostałości jest to wycieczka wyjątkowa. Nawet na Islandii wulkany ogląda się inaczej i jest to całkiem inny krajobraz.
Tutaj oglądamy jakby przekrój przez górną część ziemi.
Obrazek

Tu- w ramach gorących i plażowych wakacji- jest to taka kropka nad i.
Ale bez tej kropki pobyt na Lanzartoe byłby goły jak pobyt w Rzymie bez zaliczenia Colosseum czy Placu św. Piotra.
Obrazek
Ruszamy!
Aliści szyba doprowadzała mnie do nerwów i wykrzywienia twarzy w coś, co tylko dla największych optymistów mogło być uśmiechem, to jednak coś tam było widać. Publika jednak szybko się podnieciła tymi widokami - zwłaszcza gdy trasa wiodła na krawędzi kolejnego krateru - położonego wyżej- i gromadnie wierciła się i rzucała do okien. Miałem to szczęście, że obok mnie siedziała...moja torba fotograficzna, nie dałem sobie wydrzeć miejsca i na bezczelnego rozwaliłem ją ta, żeby każdy kolejny kandydat na to miejsce na widok tych wywalonych po siedzeniu bambetlów dał sobie spokój z chęciami zajęcia tego miejsca. Udawałem zapatrzonego w szybę i nieobecnego- pomaga też udawanie śpiącego- jakoś niepożądane towarzystwo rezygnuje gdy widzi jak jakiś biedak zmachany zapewne sobie śpi- ogół ludzi jest na tyle uprzejmych, że nie chcą męczyć biedaka... Poza tym, na szczęście tych ostatnich parę miejsc pozostało wolnych- przewodnicy nie ładowali busów koniecznie na full.

Tak więc nie miałem zbędnego towarzystwa obok (Wojtek siedział w rzędzie za mną i też był sam- chcieliśmy mieć swobodę ruchów do focenia) i musiałem mierzyć się tylko z tą cholerną szybą. Próbowałem ją przecierać i nawet stała się czystsza, ale...daleko było do ideału.
Pomyślałem że człowiek leciał taki kawał drogi żeby zobaczyć ten cud natury i porobić zdjęcia a tu się okazuje, że pomiędzy mną a nim będzie jakaś przybrudzona szyba. Cóż za krzywy uśmiech losu...
8O :roll: :twisted: :lol:

W pewnej chwili towarzystwo autobusowe zaczęło przypominać masę przetaczającą się i kiwającą raz w lewo a raz w prawo- zależnie od tego jak skręcał bus. Wjechaliśmy na chyba najwyższy szczyt. Widać było hen hen same wulkany i białe osady.
Obrazek

I trasę dopiero przebytą oraz morze.
Upał był niezły, ale klima w busach bez zarzutu- było nawet aż za chłodno...
Obok jakaś pół-goła Angielka zachwycała się przy swoim Angliku.
A paru facetów zachwycało się jej urodą zamiast wulkanami...
A ściślej rzecz biorąc- to ów zachwyt dotyczył jej tyłka- który niemal wyłaził z bardzo kusych spodenek, no więc paru emerytów sobie mogło pomarzyć i się pouśmiechać ukradkiem.

Na górce wreszcie jakaś panoramka- widać szeroko i daleko.
Obrazek

W końcu coś sfocę sensowniejszego. Tylko że i tak trzeba będzie tę przeklętą szybę stemplować, bo robiąc szerokim 16mm obiektywem okazuje się, że z jednej strony refleksów nie ma, ale po drugiej stronie już są...
Wrrrrrr......!!!
Obrazek

W końcu zjeżdżamy w dół, ze skarpy obserwowanej wczoraj widać karawanę wielbłądów (ponoć fajna rzecz, ale śmierdzi się potem takim wielbłądem!) i wycieczka się kończy.

Standard zaliczony- wrażenia jak najbardziej pozytywne. Nie był to Salto Angel czy Roraima na szczycie, albo Mc Kinley, ale...było to jednak coś całkiem innego niż reszta...
Obrazek

Tłum wytacza się z autokaru i niemal natychmiast idzie obok- jedni do kibla a drudzy na pokaz ogniowo-parowy.
Czytałem te opisy i nie chce mi się po raz nie wiem który tego samego opisywać. No po prostu taki mały szoł- tam pod skorupą drzemie ciepły wulkan, który daje tyle gorąca na górę, że można z tego albo grillować, albo ogrzewać, albo powodować gwałtowne parowanie wody, albo... można tym gorącem palić. Facet w stroju przypominającym jakąś partyzantkę kubańską albo więzienie w Gwatemali rzuca wiązkę tutejszego "siana" (jakieś krzoki i chwasty suche), które zaraz się zapala i spala.
A ludzie przeżywają to tak, jakby chodziło o sztuczne ognie na Sylwestra niemal.
Owszem, fascynujące jest to, ze tam - tuz pod nogami jest tak gorąco. ALe najlepiej widać to na żeliwnym grillu wystawionym obok. Wojtek tam przyrządził tę swoją bułkę. W kilka minut było gotowe!
Najfajniejsze jest to, że odbyło się to z zerowym zużyciem prądu i opału!
Gdyby tak można tym ciepłem ogrzewać nasze chałupy w styczniu czy grudniu.... A wyspiarze mają tyle tego ciepła i...zero zimy!
Los bywa przewrotny.

Opuszczamy tę magiczną, piekielną krainę siarki, ognia, diabła i koloru.

Teraz czas na coś innego. Reszta wyspy czeka!
Ostatnio edytowano 16.05.2012 09:38 przez Fatamorgana, łącznie edytowano 9 razy
chesjowisz
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 656
Dołączył(a): 28.02.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) chesjowisz » 15.05.2012 22:54

Fatamorgana napisał(a):Wycieczka od razu przypomniała mi rejs na Kornaty- tak samo masowa i tak samo charakterystyczna. Tylko rodzaj atrakcji inny.
!

A co ci przeszkadzało wynająć motorówkę lub opłynąć Kornaty na jachcie?
Kameralnie i cudownie.Szczególnie w świetle księżyca.
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 15.05.2012 22:58

Jak znalazłem kogoś, kto mnie mógł zabrać w taki prywatny rejs to już nie było na to czasu Nie byłem bowiem na typowych wczasach lecz na szerszej objazdówce..
Do tego trzeba wiedzieć kto i co- jak się przyjeżdża pierwszy raz- to się raczej tego nie wie.
Wiem, że lepiej popłynąć prywatnie, ale swojej krypy nie mam a nie każdy tam z jednym delikwentem zechce płynąć. :wink:
Ostatnio edytowano 16.05.2012 00:14 przez Fatamorgana, łącznie edytowano 1 raz
chesjowisz
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 656
Dołączył(a): 28.02.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) chesjowisz » 15.05.2012 23:03

Fatamorgana napisał(a):Jak znalazłem kogoś, kto mnie mógł zabrać w taki prywatny rejs to już nie było na to czasu Nie byłem bowiem na typowych wczsach lecz na szerszej objazdówce..
Do tego trzeba wiedzieć kto i co- jak się przyjeżdża pierwszy raz- to się raczej tego nie wie.
Wiem, że lepiej popłynąć prywatnie, ale swojej krypy nie mam a nie każdy tam z jednym delikwentem zechce płynąć. :wink:

Ja wolę raczej zabierać w rejs niż żeby mnie zabrano.Nocna kapiel przy Kornatach to jest coś.Nie mam krypy, raczej mam fantazję i gest.
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 16.05.2012 09:41

Uzupełniłem tekst i zdjęcia...
mariusz-w
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8375
Dołączył(a): 22.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) mariusz-w » 16.05.2012 10:04

Fatamorgana napisał(a):Uzupełniłem tekst i zdjęcia...

... i bardzo dobrze ! 8)
Miejsce "piekielne" ... robi wrażenie.
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009
Re: Dwie wyspy, dwa światy, dwa kolory (Lanzarote+Fuertevent

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 15.09.2012 12:48

Zachęcony przez Jana i nakręcony bieżącą relacją z Brać dopisuję dalszy ciąg...

Jeszcze kilka obrazków z Krainy Ognia.
Miejscowy Jelcz...którym wozi się stonkę z całego świata. Tym egzemplarzem dane było i mi się przejechać.
Obrazek

Grillowanie na wulkanie- czyli restaurant on volcano. Grillownik a'la Lanzarote...
Obrazek

Senor Moreno, czyli krajowiec w stroju więźnia. :wink:
Obrazek

Oki zjeżdżamy z tej krainy. Dosłownie i w przenośni bo teren raz jest płaski, raz nachylony jak na równi pochyłej- i to raz w jedną a raz w drugą stronę.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Objeżdżamy od północy teren parku, spoglądając na te nieuczęszczane i naprawdę dzikie pustkowia pełne lawy, spośród których niczym wyspy wystają kopce pełne piachu, żużla i czegoś tam jeszcze rozmaitego.
Wygląda to jak święta góra Aborygenów podzielona na kawałki i zrzucona przez jakiegoś czarta na Lanzarote.
Szkoda, że nie widzimy tego o zachodzie słońca... zapachniałoby trochę Australią.

Kolej na "nasz prywatny" wulkan.
Ten o którym wspominał Frank i który mi narysował na mapce oraz wyjaśnił jak tam dojechać.
Skręcamy więc w stronę La Gerii (tej od winnic!) i mniej więcej w środku dystansu obok drogi znajduje się ów "dziki" wulkan dla wtajemniczonych i bez konieczności posiadania przewodnika lub jazdy "Jelczem".
Kraina obok jest zaiste fascynująca. Przez to, że w zasadzie nie ma na niej nic, ale nie jest to bynajmniej pustynia lecz morze szarości z bardzo porowatą i chropowatą strukturą. Takie morze pumeksów z jakąś bombą (wulkaniczną) w środku w postaci wielkiego głazu samotnie leżącego wśród tego mrowia zastygłych i zaschniętych "kamyczków".
Człowiek wśród tego krajobrazu jawi się jak jakaś....fatamorgana. :lol: :)
Obrazek

Wokół dziwna, jakby szaro- żółta barwa- ni to pył ni to porosty. Tworzy to iście księżycowy krajobraz.
Wbrew pozorom nie jest tu tak jednolicie- raz żwirek, raz pumeksy a raz głazy i kamienie.
I te kopy żużla zwane "górami". Albo...hałdami. :)
Obrazek

A oto i nasz wulkan. Z Wojtkiem w obrazie.
Obrazek
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009
Re: Dwie wyspy, dwa światy, dwa kolory (Lanzarote+Fuertevent

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 18.09.2012 11:45

A zatem zdobywamy "dziki" wulkan.
Z daleka wygląda on na spory, ale z bliska okazuje się, że nie aż tak spory. Raczej szeroki niż wysoki.
Zanim jednak pod niego doszliśmy spróbowaliśmy ugryźć kawałek dzikiego terenu i chcieliśmy dojść do niego przez lawowisko- na przełaj. W tym celu wjechaliśmy szutrowo- pumeksowo- kamienistą drogą nieco wcześniej, ale szybko okazało się, że tu bardziej jeepem niż Corsą wypada.
W końcu drogę zagrodził nam- a jakże- zator z głazów...
No nic, tu nie zostawiamy 4 kółek.
Wracamy do szosy i zostawiamy przy niej w zatoczce Corsiczkę.
Idziemy wyraźną drogą, od czasu do czasu chyba jadą tu jakieś rowery, bo widać po śladach.

Na tej pustynie jest jednak jakieś życie i jakieś rośliny!
Oto niezwykły dowód troski wyspiarzy o każdą niemal roślinkę.
Mianowicie w niektórych zagłębieniach terenu rosną małe krzewy, ale rosną tylko dlatego, że ktoś troskliwy, dbający o biosferę usypał owe małe murki z kamienia wulkanicznego, dzięki którym zbiera się tam w nocy odrobina wilgoci, która utrzymuje przy życiu te krzaczki. Mają ledwie kilka listków, biednie to wygląda, ale... jest!
No i proszę jak to jest dziwnie na tym świecie. My depczemy i niszczymy całe krzaki, drzewka i kwiaty na łąkach a ci tu nad każdym krzaczkiem chcą się pochylić... 8O :)

Dobrobyt zabija troskę o detale.
Idziemy na ten wulkan w końcu.

Nagle schodzimy nieco w dół gdzie znajduje się ...
aleja drzewek!
8O 8O 8O
Obrazek
Istna oaza. I to w takim miejscu! Niewidoczna z daleka, schowana przez wzrokiem.

Obraliśmy nieco dziwną drogę. Znowu na przełaj ale tym razem takim dziwnym, jakby usypanym przy kopalni skosem o równym nachyleniu. Jest to część wulkanu o czarnej, jednolitej barwie.
Za chwilę idziemy w sypkim, grysiku czarnym jak węgiel. I za chwilę mamy ten grysik w butach!
Normalnie jak na wydmach...
Obrazek


Za kilka minut szczyt a raczej korona wulkanu.
I?
I wielki krater w dole tuż pod stopami!
Niezłe urwisko.
Obrazek

Korona ma dość podobne przewyższenie, więc wszystko jest na podobnej wysokości.
Ale jaki fajny widok z niej!
Obrazek

Obrazek

Obrazek

I jedno cieszy szczególnie- jest tu lita skała (raczej zastygła...) zamiast tego zakichanego grysiku, który uwiera teraz w paluchy.
W dodatku nie jest to skała taka sobie ale...bajecznie kolorowa skała!
Kolorowe ciasteczko...
Obrazek

Kremowe kakao.
Obrazek

Co za mieszanka!
Obrazek
Istny kalejdoskop kolorów.
Nie tylko zresztą skały- rosną tu jakieś ni to mchy ni porosty- też barwne.
Piękne rzeczy robią te wulkany czasami.
Co dziwniejsze- takie same kolory widziałem na skałach klifów Kornwalii, Czyżby Kornwalia miała klify powulkaniczne? 8O
Albo roślinki mają podobne upodobania. Ale jakiż to odmienny klimat! Tam opady- tu susza non stop.
8O :o

Na dnie krateru oczywiście byli już ludzie, ktoś ułożył nawet takie kręgi z kamieni. Tajemnicze znaki?
Eeee... raczej pomysł na pozostawienie czegoś po sobie w tym niezwykłym miejscu (taki spory odpowiednik naszych "Byłem tu- Jacek" na ławce czy drzewie :) :wink: )

Ciekawie wygląda ta równina w stronę północną.

Robimy zdjęcia, każdy idzie w swoją stronę obejrzeć tę koronę.
Obrazek

Obrazek
Podoba mi się tu. Taki podwójny Fejsbukowy "lubię to" :lol: :wink:

Czas schodzić. Jeszcze sporo przed nami!
Najbardziej oczekiwane słowo to teraz...
FAMARA!
Pozdr.

P.S. Dajcie jakieś oznaki, że to ktoś czyta jeszcze w ogóle... :) :wink:
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009
Re: Dwie wyspy, dwa światy, dwa kolory (Lanzarote+Fuertevent

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 19.09.2012 10:02

To pisać dalej czy dać sobie spokój? :)
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008
Re: Dwie wyspy, dwa światy, dwa kolory (Lanzarote+Fuertevent

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 19.09.2012 11:16

Fatamorgana napisał(a):To pisać dalej czy dać sobie spokój? :)


Hahahaha.
:hut:

PS. Grill fajny.
jan_s1
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5432
Dołączył(a): 08.01.2008
Re: Dwie wyspy, dwa światy, dwa kolory (Lanzarote+Fuertevent

Nieprzeczytany postnapisał(a) jan_s1 » 20.09.2012 13:16

Fatamorgana napisał(a):Zachęcony przez Jana i nakręcony bieżącą relacją z Brać dopisuję dalszy ciąg...



No, wreszcie zrobilem cos pozytecznego!


Fatamorgana napisał(a):To pisać dalej czy dać sobie spokój? :)


Wez pod uwage, ze niektorzy maja metode czytania podobna, jak Ty pisania. :wink:
Ja np dotarlem tu dopiero teraz i powiem jedno: dobra robota, jak zwykle.
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009
Re: Dwie wyspy, dwa światy, dwa kolory (Lanzarote+Fuertevent

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 21.09.2012 01:42

Ufff! Kamień spadł mi z serca. A może z głowy? :) :lol:
Witaj Janie.
Ja nie przestanę pisać. Spoko.
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Hiszpania - España



cron
Dwie wyspy, dwa światy, dwa kolory (Lanzarote+Fuerteventura) - strona ...
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone