
Pewnego jesiennego dnia 2000r w jednym z biur podróży zobaczyłem zdjęcie bajecznej plaży na jakiejś wyspie. A że taki sposób na poznawanie i dowiadywanie się o ciekawych dla mnie miejscach był dla mnie zawsze typowy jeśli idzie o plany na wyjazdy, więc i tym razem musiałem wiedziec co to jest i gdzie.
Okazało się, że to kanaryjska Fuerteventura...

Mało tego- okazało się, że ta wyspa ma kilka takich bajecznych plaż!




I że sa to plaże w większości puste, niezabudowane, niezadeptane, niemal dzikie! Całe kilometry a nie jakaś niewielka łacha!
Podniecenie było tym większe, że obok wisiała informacja o możliwości zakupu videokasety poświęconej wyspie (notabene kaseta wyprodukowana została przez nieistniejące już czeskie biuro "Fischer").
Tak się jednak ciekawie złożyło, że biuro w którym zobaczyłem owo zdjęcie miało powiązania z...Chorwacją, ponieważ było nastawione głownie na wczasy właśnie w CRO.
Nie mogłem wtedy przypuszczać, że dopiero po 10 latach przyjdzie mi spełnić wymarzony długo sen o wyspie i w dodatku opisywać to, co tam widziałem na forum poświęconym nomen omen CRO...





Cóż, nigdy nie wiemy, co będzie.
Ten rok był dla mnie tak intensywny zawodowo, że mało który byłby z nim porównywalny.
Dlatego wyczekiwany urlop jakoś tak się odwlekał i odwlekał, aż w końcu zachęcony przyjaciółmi i ich decyzją o wczasach na Teneryfie, zdecydowałem: "kupię te cholerne bilety na samolot do Kanarów i już". Będzie sztywny termin a reszta będzie się musiała do niego dostosować i koniec!
Ale na jakie połączenie kupić i na jak długo zaplanowac pobyt?
Wtedy właśnie wpadłem na myśl, że najlepiej będzie jak...odbiję sobie te 10 lat czekania i... podbiję stawkę wrażeń o podwojoną wartość- czyli zafunduję sobie 2 tygodnie na dwóch Wyspach Kanaryjskich, tych najbardziej przeze mnie upragnionych (czyli Fuerteventurze i Lanzarote)- tydzień na jednej a tydzień na drugiej- żeby za jednym zamachem jak najwięcej zobaczyć i przeżyć.
Już w czerwcu wyślęczałem kilka opcji terminu i miejsc wylotu/powrotu.
Po małych perturbacjach w końcu klamka zapadła!
Lecę na Lanzarote! A na Fuertę popłynę w rejs statkiem....
Tak się to rozpoczęło.
Czekały mnie wakacje w dwóch różnych światach, dwóch jakże odmiennych krajobrazach.






Szalony wyścig z czasem i zleceniami we wrześniu dobiegał nieubłaganie do dnia wylotu- 18.09.
Niestety, właśnie wtedy- na kilka dni przed wylotem przyszło najgorsze...
CHORÓBSKO!


Grypa załatwiła najpierw moją krtań, potem gardło, migdałki i w efekcie cały organizm.
Ależ się fatalnie zaczęło!
Zapieprz jednak w pracy był i to tym bardziej, że nie było odwrotu-trzeba było się sprężyć i od wczesnego rana do późnego wieczora zasuwać, żeby lada chwila zamoczyć 4 literki w ciepłym oceanie.
CDN.