Po raz pierwszy postanowiliśmy odwiedzić Tatry Słowackie „późną jesienią”. W dodatku w dniu urodzin żony oraz rocznicy ślubu. Dzień zapowiadał się bardzo pochmurnie ale ponieważ obiecałem żonie prezent jeśli będzie dzielna to sama namawiała mnie na przejście. Jak się okazało nie był to najlepszy pomysł. Wystartowaliśmy z miejscowości Štrbské pleso. Zatrzymaliśmy się na pierwszym napotkanym parkingu koło drewnianych budek z bibelotami
Udaliśmy się w stronę szlaku żółtego. Który po 200 metrach się skończył…. Staneliśmy przed sporym karczowiskiem powalonych drzew. Duże błoto, krzaki oraz drzewa nie pozwoliły określić dokładnie szlaku. Mniej więcej wiedziałem w którym kierunku mamy się udać. Przeprawa przez to błoto była bardzo ciężka. Dochodząc do linii drzew udało nam się odnaleźć szlak. Później nie było już niespodzianek.
Przez cały czas siąpił deszcz. Było bardzo wilgotno co nie pomagało w marszu. W dodatku mgła za nami się przesuwała. Momentami udało się kilka ujęć zrobić. Dochodząc do wodospadu były bardzo duże nadzieje bo się przejaśniło.
Będąc przy samym wodospadzie jednak po raz kolejny mgła nas dopadła. Kamienie były bardzo śliskie. Dlatego też nie zdecydowaliśmy się na dalszą wędrówkę. No i jak widać … niewiele widać.
Udało się nam jednak dotrzeć do Pleso nad skokom i tam odbyło się uroczyste wręczenie prezentów

.png)
.png)

.png)
.png)
.png)
.png)
