Największym miastem Turcji jest Stambuł - miasto o dużej wadze historycznej (niegdyś znany był pod innymi nazwami: Bizancjum i Konstantynopol). Ciekawostką jest, że w Stambule zmarł Adam Mickiewicz – wybitny polski poeta epoki romantyzmu. W jego niegdysiejszym domu mieści się dziś Muzeum Adama Mieckiewicza, gdzie znajduje się ekspozycja poświęcona pamięci artysty. Turcja jest jednym z niewielu państw na świecie, które są całkowicie samowystarczalne pod względem produkowanej żywności.
Dawigs napisał(a):Na pierwszy rzut oka wygląda tak sobie.
Tak jak pisałem w relacji, miałem podobne pierwsze odczucia i się wycofałem
Żona podobnie stwierdziła i dlatego zawróciła .
te kiero napisał(a):
Dawigs napisał(a):Decydujemy się jeszcze wejść na wzgórze za teatrem. Teatr wielki, ciężko objąć go obiektywem w całośc i.
Pełen zaskok, takiego widoku nigdzie nie uświadczyłem, na pewno bym poszedł, mega, bardzo żałuję. Gratulacje, wygląda super.
Też o tym, że jest takie miejsce z widokiem na teatr nie widzieliśmy. Poszliśmy spontanicznie widząc drogowskaz kierujący na wzgórze teatralne . Szkoda, że było tak gorąco bo fajnie byłoby się przejść do agory i obejrzeć okoliczne budynki.
Odpoczywamy przed dalszą podróżą w cieniu drzew racząc się świeżo wyciskanym sokiem z pomarańczy i zajadając zakupione tu przekąski. Przed nami jeszcze jeden a w zasadzie dwa punkty w programie dnia. Docelowo jest to punkt widokowy na kanion Tazi a po drodze most nad rzeką w kanionie Köprülü.
Zatrzymujemy się jeszcze na chwilę by rzucić okiem na pozostałości akweduktu doprowadzającego wodę do Aspendos.
W dalszej części podróży nawigacja prowadzi nas przez most nad spiętrzeniem wody. A tu niespodzianka przed wjazdem ustawiony jest znak z zakazem wjazdu . Na google street tego zakazu nie ma. Patrzę na mapy google. W pobliżu nie ma innej przeprawy i trzeba by się wrócić do głównej drogi. Przed mostem całkiem świeże reklamy restauracji kierujące do przybytków za rzeką a na samym moście dostrzegam wędkarza ze stojącym obok skuterkiem. Podchodzę spytać czy można tu przejechać. Wędkarz za bardzo po angielsku nie rozmawia ale pyta czy jedziemy do Tazi (jasnowidz jakiś czy co ?). Droga właściwa można jechać. Bridge OK, no problem. Jak tak to jedziemy i gdy jesteśmy w połowie mostu z przeciwnej strony zbliża się radiowóz policyjny . No nie powiem zrobiło mi się ciepło. Mówię do Gosi, że ciekawe jaki mandat dostaniemy. Radiowóz przejeżdża dalej ustępując nam miejsca. Zjeżdżam z mostu i skręcam w lewo na drogę wzdłuż rzeki. Patrzę w lusterka a radiowóz w tym czasie robi kółeczko na trawie i … wjeżdża na most. Uff, wielki kamień z serca . Nie wiem czy mieliśmy szczęście, czy też były prowadzone jakieś prace po których nie usunięto znaku, czy też był jakiś inny powód dla którego nas nie zatrzymano. Droga za mostem z wąskim paskiem asfaltu bardzo lokalna ale przejezdna. Można podejrzeć jak żyją miejscowi z dala od wielkich miast. Droga wije się to zbliżając to oddalając od rzeki. Przed wjazdem na główną drogę dostrzegamy kąpielisko z naturalną kamienną plażą. W miarę zbliżania się do kanionu w mijanych miejscowościach pojawia się coraz więcej stanowisk oferujących rafting. Trochę się obawiałem tego wąskiego mostu w kanionie Köprülü. Myślałem, że gdzieś tam staniemy i zobaczę jak to wygląda. Tymczasem most wziął nas z zaskoczenia. Ruch odbywa się tam wahadłowo. Akurat gdy przyjechaliśmy ruszyła nasza strona i tak z rozpędu bez wcześniej wizji lokalnej przejechaliśmy przez ten most . Zatrzymujemy się przy punkcie widokowym. Dopadają nas tam naganiacze na spływy. Był on w planach ale, że ja i Mateusz jesteśmy świeżo po przeziębieniach to niestety nie wchodzi ta atrakcja w grę .
Akurat przejeżdża grupa w odkrytych samochodach.
Naganiacze są bardzo namolni a im bardziej nie okazujemy zainteresowania tym bardziej ceny lecą w dół także polecam tą technikę negocjacji . Szybko uciekamy z ich powodu do samochodu. Podjeżdżamy kawałek by zatrzymać się w miejscu wodowania pontonów. Chcemy podejść zobaczyć jak to się odbywa ale też zrobić zdjęcie drugiemu mostowi. Tu jest jeszcze gorzej. Zatrzymuję się na chwilę by wybrać miejsce do parkowania a już jest przy nas grupa naganiaczy. Nawet nie ma szans na wyjście z samochodu bo tłoczą się przy drzwiach. Kolejni nadciągają. Totalna masakra. Odjeżdżamy. Liczę, ze może gdzieś dalej będzie jakiś punkt widokowy. Niestety ściany kanionu opadają
Zawracamy. Nie zatrzymujemy się już choć tym razem musimy czekać na naszą kolej przejazdu przez most. Tu filmik z przejazdu.
Pora na punkt widokowy na kanion Tazi. Droga dojazdowa ciągnie się w końcu gdy jesteśmy blisko celu zatrzymuje nas pracownik wypożyczalni quadów i buggy. Mówi, że dalej jest droga szutrowa i proponuje przejażdżkę quadami. Początkowo nie jesteśmy zainteresowani tym bardziej, że widzimy powracające samochody. Dostrzegamy lodówkę z wodą wystawioną przed sklepikiem więc postanawiamy kupić. Po drugiej stronie drogi stoją domki kempingowe. Domyślamy się, że w takim miejscu można się odciąć od cywilizacji . Rozmawiamy jeszcze z pracownikiem (cena leci w dół) i ze sobą, że w sumie fajnie byłoby się przejechać. Jednak ani Gosia ani Mateusz nie pokierują quadem a ja wcześniej taką maszyną nie jechałem. Pracownik ma rozwiązanie. Ja pojadę z Gosią a on z Mateuszem. Dopytuję jeszcze o drogę czy jest odpowiednia dla początkujących. Po szybkiej instrukcji obsługi quada robię próbną jazdę na placyku. Poza tym, że się wychylam jak na motorze to jest OK . Jedziemy. Pracownik instruuje mnie jeszcze w trakcie jazdy. Gdy w końcu załapuję by się nie wychlać przy skrętach odjeżdża nieco od nas od czasu do czasu zerkając jak sobie radzimy.
Docieramy do końca drogi. Zostawiamy nasze maszyny i idziemy na punkt widokowy na kanion Tazi. Mamy dwadzieścia minut. Na parkingu i na początku ścieżki prowadzącej na punkt widokowy poustawiane są niewielkie stanowiska z jedzeniem i piciem. Ścieżka wiedzie przez las dzięki czemu mamy przyjemny cień. Dochodzimy na miejsce. Widok zapiera dech w piersiach. Warto tu było przyjechać .
Jeszcze rzut oka na pobliskie pasmo górskie
Pracownik wypożyczalni mówi, że pojedzie szybciej z Mateuszem a my możemy wracać swoim tempem. Znikają w obłoku kurzu a my pyrkamy jak emeryci . Po drodze zwracamy uwagę na stromy podjazd na skróty. Jak się okaże pracownik wypożyczalni pojechał tamtędy z Mateuszem. My oczywiście pojechaliśmy drogą. Syn zadowolony z przejazdu czeka na nas na parkingu.
Fajna atrakcja. Był to mój pierwszy kontakt z quadem i chyba nie ostatni. W sercu Parku Narodowego Kanionu Köprülü (Köprülü Kanyon Milli Parkı) są ruiny antycznego Selge. Do zobaczenia w zasadzie jest teatr będący w gorszej kondycji niż te w Side, Perge nie wspominając o Aspendos. Podobno część starożytnych budowli jest zaadoptowanych przez miejscowych dla współczesnych potrzeb (szopki, zagrody dla zwierząt itp.) Dodając do tego, że ta atrakcja jest daleko od głównych szlaków to i turystów tam wielu się nie pojawia. Z punktu widokowego na kanion Tazi mamy tam ok. godziny jazdy ale od wąskiego mostku nad kanionem Köprülü przez który już dziś dwa razy przejeżdżaliśmy tylko ok. pół godziny a koło tego mostu i tak będziemy przejeżdżać. Jednak propozycja kolejnej atrakcji nie budzi entuzjazmu u Gosi i Mateusza. Nie przekonuje też do zmiany zdania informacja, że po drodze są formacje skalne przypominające te z Kapadocji. W sumie mi też upał daje się we znaki i nie naciskam. Wracamy na kwaterę.
te kiero napisał(a):Pełen zaskok, takiego widoku nigdzie nie uświadczyłem, na pewno bym poszedł, mega, bardzo żałuję.
Też o tym, że jest takie miejsce z widokiem na teatr nie widzieliśmy. Poszliśmy spontanicznie widząc drogowskaz kierujący na wzgórze teatralne . Szkoda, że było tak gorąco bo fajnie byłoby się przejść do agory i obejrzeć okoliczne budynki.
Widzę, że obaj dość po macoszemu teren Aspendos potraktowaliście.... Poza teatrem wielkiego wow tam już nie ma, ale całkiem źle też nie jest...
Nie wiedziałam o kanionie, a tak blisko byliśmy Super widoki. Z ciekawości ile kosztowało wypożyczenie quada to tą godzinkę?
Dawigs napisał(a): Nie przekonuje też do zmiany zdania informacja, że po drodze są formacje skalne przypominające te z Kapadocji.
te kiero napisał(a):Pełen zaskok, takiego widoku nigdzie nie uświadczyłem, na pewno bym poszedł, mega, bardzo żałuję.
Też o tym, że jest takie miejsce z widokiem na teatr nie widzieliśmy. Poszliśmy spontanicznie widząc drogowskaz kierujący na wzgórze teatralne . Szkoda, że było tak gorąco bo fajnie byłoby się przejść do agory i obejrzeć okoliczne budynki.
Widzę, że obaj dość po macoszemu teren Aspendos potraktowaliście.... Poza teatrem wielkiego wow tam już nie ma, ale całkiem źle też nie jest...
Pokonał nas upał i pewnie dopiero co przebyty katar też swoje trzy grosze dorzucił. Zazwyczaj nie odpuszczam takich atrakcji ale w czasie tych wakacji niestety wszędzie z czegoś rezygnowaliśmy.
piekara114 napisał(a):Nie wiedziałam o kanionie, a tak blisko byliśmy Super widoki. Z ciekawości ile kosztowało wypożyczenie quada to tą godzinkę?
Nie pamiętamy dokładnie ale chyba było to 15 EUR za oba za przejazd tam i z powrotem z kierowcą w pakiecie , z tym że po przyjeździe na miejsce mieliśmy 20 minut na podziwianie widoków. Cena wyjściowa była znacznie wyższa . Można tam dojechać samochodem ale faktycznie były miejsca gdzie było sporo luźnych dużych kamieni i trzeba tam uważać by nie zahaczyć podwoziem.
piekara114 napisał(a):
Dawigs napisał(a): Nie przekonuje też do zmiany zdania informacja, że po drodze są formacje skalne przypominające te z Kapadocji.
O jakim miejscu piszesz? Może w przyszłości....
Tu raczej nacisk należy położyć na słowo "przypominające" . Widziałem je kiedyś w relacji jednego z Youtuberów. Niestety nie ma w tym rejonie Google street ale tu można coś zobaczyć.
Dni targowe na największym w tej części Turcji bazarze w Manavgat to poniedziałki i czwartki. Mamy zatem ostatnią szansę by go zobaczyć. Miejsce parkingowe znajdujemy obok cmentarza. Jest stąd blisko do jednego z wejść na bazar. Zależy nam na zakupie owoców i przekąsek typu orzechy oraz pamiątek dla rodziny i znajomych. Przy okazji rzucimy okiem na inny asortyment. Jest po dziewiątej. Nad ulicą rozciągnięte prowizoryczne zadaszenia chroniące przed słońcem. Sprzedawcy kończą rozkładać swoje towary. Kupujących jeszcze nie wielu. Zaglądamy to tu to tam i tak docieramy do centrum bazaru gdzie pod wiatą sprzedawane są owoce i warzywa. Kupujemy różne owoce (czereśnie, brzoskwinie, pomarańcze na sok) i warzywa (pomidory i ogórki). Przy okazji wydawania reszty okazuje się, że w Turcji są też w obiegu monety.
Są też przyprawy
Trafiamy też na stoisko z przekąskami. Gdy zastanawiamy co wybrać starszy Turek noszący jeszcze towar na to stoisko mówi w naszym języku „Próbować, próbować”. Trochę nas zaskoczył. Daje nam spróbować różne przekąski, w tym takie, o których nie pomyślelibyśmy. Decydujemy się na kilka pozycji. Reszty nam nie wydaje mówiąc z uśmiechem na twarzy, że to „bakszysz”. Kwota nie wielka, fajnie nas obsłużył więc nie oponujemy . Zaczynamy drogę powrotną z zakupami i zaczyna się survival.
Nie wiem czy to przez to, że idziemy z torbami z zakupami ale zewsząd atakują nas sprzedawcy. Najgorsi ci od perfum. Staramy się ich ignorować ale jeden nie zrażony łapie mnie za ramię i zaciąga do swojego stoiska. Wykorzystując moje zaskoczenie już mnie czymś pryska. No jakaś masakra. Odnajdujemy stoisko z magnesami, które upatrzyliśmy wcześniej i staramy się jak najszybciej przedostać do samochodu. Mamy mieszane uczucia po tej wizycie. Plus to pan od przekąsek. No i magnesy znaleźliśmy takie, których gdzie indziej nie widzieliśmy (pewnie słabo szukaliśmy ). Tekstylia takie same jak chociażby w wielu miejscach w Side. Owoce i warzywa z kolei na spokojnie z dużym wyborem kupowaliśmy na warzywniaku obok sklepu BIM. Przereklamowany ten bazar w Manavgacie. Stoiska z miejscowymi specjałami i pamiątkami były też w centrum handlowym nova mall. Mieli różne ładnie zapakowane zestawy prezentowe. Mieliśmy jeszcze podjechać zobaczyć meczet ale przypomnieliśmy sobie o nim już na kwaterze. Jak się okaże już do niego nie trafimy w czasie tego wyjazdu.
Celem kolejnej wycieczki jest Alanya. Miasto założone w II wieku p.n.e. przez słynnego pirata Tryfona. Morscy rozbójnicy zostali rozgromieni przez Rzymian wieku I p.n.e. Złoty wiek zaczął się dla Alanyi gdy w 1221 roku do miasta przybył sułtan Alaeddin Keykubada, który wzniósł tu twierdzę. Ta seldżucka twierdza to nasz główny punkt programu. Dzięki wczesnej pobudce w Alanyi jesteśmy kwadrans po ósmej. Stajemy na bezpłatnym parkingu na ulicy biegnącej wzdłuż plaży Kleopatry w tym miejscu. Akurat stoi tu budka serwująca świeżo wyciskane soki. Kupujemy na dobry początek dnia . Idziemy parkiem w kierunku kolejki linowej. Park ładny, sąsiadująca z nim plaża Kleopatry też. Z drugiej strony przy ulicy są kawiarnie, restauracje, fast foody, lokalne sklepiki, punkty usługowe. Tego brakuje nam w Side. Podoba nam się tutaj .
Jesteśmy za wcześnie, kolejka jeszcze nie kursuje. W internecie znalazłem informację, że jeździ od 8:30 a tego dnia rozpoczynała pracę od 9:00. Mamy chwilę i postanawiamy ją wykorzystać na zobaczenie jaskini Damlatas na końcu plaży Kleopatry. Bilety w cenie 100 litra, dzieci 30 lira. Jaskinia niewielka, na jej dno prowadzą schody. Podobno przeprowadzone przez specjalistów badania dowiodły, że jaskinia wykazuje własności lecznicze. Dla kuracjuszy ustawione są ławki ale jakoś średnio widzi mi się zalecana trzytygodniowa kuracja z tłumami turystów przewijającymi się przez jaskinię.
Długo tam nie zabawiamy. Wracamy do dolnej stacji kolejki linowej. Tutaj sporo Rosjan. W końcu przy niemałym zamieszaniu cała grupa przechodzi przez bramki i czeka na wjazd. Pozostaje grupa naszych rodaków. Ale tu też jest problem bo nie działa karta jednaj z kobiet a ta nie chce pomocy innych w zapłacie tylko coś tam kombinuje z przelaniem pieniędzy między kontami. Pracownik kasy namierza nas, wychodzi z pomieszczania kasowego i pyta czy jesteśmy z tą grupą. Gdy dowiaduje się, że nie proponuje nam bilet rodzinny, który wyjdzie taniej. Płacimy nie w okienku tylko w drzwiach wejściowych do pomieszczenia kasowego . Kasjer przeprowadza nas następnie przez bramki, coś tam zagaduje z obsługą kolejki i wpuszczają nas poza kolejnością do nadjeżdżającego właśnie wagonika. Miny Rosjan bezcenne . Z kolejki świetny widok na plażę Kleopatry .
Od górnej stacji kolejki do wejścia do twierdzy prowadzą podesty i schody. Nie sposób zabłądzić.
empire13 napisał(a):Tą jaskinią mnie zaskoczyłeś. Nawet jeśli niewielka to pewnie warto wejść
Wydawało mi się, że jaskinia Damlatas na końcu plaży Kleopatry jest dość znana, ale chyba tak nie jest . Po odwiedzinach w twierdzy udamy się do większej i piękniejszej jaskini .
Większość terenu twierdzy dostępna bez biletów, stoją tam prywatne głównie współczesne domy ale można też trafić na ruiny. Przechodzimy przez mury.
Po drodze do biletowanej części twierdzy, można nabyć pamiątki, kupić coś do picia czy jedzenia.
W obrębie twierdzy znajduje się też Meczet Suleymaniye.
Zaglądamy do środka.
Obok meczetu jest cmentarz.
Ta osoba nie żyła 655 lat. Jest to wynik zastąpienia przez Turcję w 1927 roku kalendarza muzułmańskiego kalendarzem gregoriańskim (czyli powszechnie obecnie stosowanym na świecie). Jeśli zmarły urodził się przez zmianą kalendarza to nie koryguje się daty jego urodzin zgodnie z nowym kalendarzem, tylko wpisuje tą obowiązującego w dniu narodzin kalendarza muzułmańskiego.
Idąc za znakami trafiamy do cysterny, do której można wejść i co ciekawe za darmo. Wejście i wyjście są niepozorne.
Kamienne schody prowadzące na dno cysterny są wysokie i dość strome.
To zdjęcie lepiej oddaje wysokość stopni.
Pomieszczenie jest wysokie. Pewnie sporo wody pomieściło.
Podobno na terenie twierdzy było 400 cystern. Ciekawe czy równie wielkich.
Wchodzimy na biletowany teren twierdzy. Cena 12 EUR. Nieco przypadkiem po wejściu nasze kroki kierujemy na punkt widokowy. Widoki rewelacyjne . Alanya z plażą Kleopatry.
Łodzie widziane niemalże z lotu ptaka .
Gdzieś tam wchodziliśmy na teren twierdzy.
Szkoda, że przejrzystość powietrza ogranicza widoki.
Jeszcze selfi
i schodzimy na punkt widokowy zawieszony nad urwiskiem.
Widoki tu też świetne.
Idziemy zwiedzać dalej.
Część pomieszczeń jest udostępniona. Są w nich małe wystawy albo stanowiska archeologiczne. Wzór na ścianie taki sam jak ten w teatrze w Aspendos.
Replika płytki ściennej z gliny(?) poświęconej sułtanowi Alaeddinowi Keykubadowi.
Zataczamy koło i wychodzimy w tym samym miejscu, w którym weszliśmy. Jest tu fragment z przyjemny cieniem.
W drodze powrotnej wybieramy inne ścieżki.
Trafiamy na mini bazar. W porównaniu z tym co wokół tworzy duży kontrast. Wygląda na niedawno wybudowany/wyremontowany.
W coraz większym skwarze dochodzimy do wyjścia z twierdzy. Zdjęcie przed murem jeszcze w obrębie twierdzy.
I tuż za murami.
Jeszcze port w pełnej okazałości widziany z innego miejsca.
„Pirackie” statki czekają w porcie.
Gdy dochodzimy do kolejki okazuje się, że czeka tu sporo osób na zjazd. Głównie Rosjanie. Przypadkiem przedzielamy ich grupę. Ci za nami doszli po nas i teraz co rusz wciskają się przed nas. Na bramkach po zeskanowaniu pierwszego biletu wyławia nas pracownik obsługi („Family tickets?”) . Przepuszcza bez kolejki drugim pustym przejściem i po chwili jesteśmy już w wagoniku kolejki . Ostatnie ujęcia plaży Kleopatry.
Mieliśmy jeszcze pójść do portu i pod Czerwony Fort. Upał jednak taki, że odpuszczamy. Zamiast tego idziemy na lody do jednej z kawiarni i wracamy parkiem do samochodu. Obelisk Kleopatry
Jedziemy do jaskini DIM . Tam pewnie będzie chłodniej . Do jaskini jest ok. 15 km. Najpierw kierujemy się na wschód wzdłuż wybrzeża a potem odbijamy w głąb lądu. Gdy żegnamy wybrzeże i jedziemy w kierunku pobliskich gór drogę zagradza nam … prywatne osiedle z wielką bramą wjazdową. W prawo jest jakaś wąska dróżka a w lewo nawet dość szeroka tyle że nie ma jej podobnie jak osiedla na mapie Google. Pytamy się ochraniarzy osiedla, którą drogę wybrać. Mamy jechać w lewo i tam trafimy na główną szosę. Faktycznie po kilkuset metrach trafiamy na główna drogę i Google Maps już wie jak dalej nas poprowadzić. Niebawem droga zmienia swój charakter na górski ale już bez przygód dojeżdżamy do parkingu przy jaskini. Do jaskini musimy chwilę podejść z parkingu. Jest troszkę pod górę.
Widoki na dojściu do jaskini całkiem ładne. Jesteśmy w Górach Taurus.
Bilety w cenie 200 lira, 6,10 EUR lub 6,70 $. Tu jak najbardziej opłaca się płacić lirami. Bilety i pamiątki do nabycia w tym budynku.
Chwilę czekamy na naszą kolej. Wraz z wychodzącymi wpuszczani są kolejni zwiedzający. Oczekiwanie umila widok.
Schodzimy schodami
i po chwili stajemy w jaskini. Lewa odnoga ma długość 310 m a prawa 50 m. Skręcamy w lewo.
Początkowo schodzimy w dół.
Ten odcinek nie jest ciekawy.
Ale już za chwilę robi się pięknie .
Tutaj trasa zwiedzania poprowadzona jest podestami i schodami.
Piękne draperie oraz stalaktyty i stalagmity.
Wysokość i szerokość jaskini Dim wahają się od 10 do 15 metrów.
To typowa jaskinia krasowa, która powstała na skutek działalności wody, rozpuszczającej stopniowo wapienne skały.
Położona na wysokości 232 metrów n.p.m.
I tak dochodzimy do końca jaskini.
Jeszcze kilka zdjęć z drogi powrotnej.
Dochodzimy do wyjścia z jaskini idziemy więc zobaczyć jej prawą odnogę. Ta nie jest już tak spektakularna. Kończy się pieczarą.
Jaskinia świetna, bardzo nam się spodobała . Zwiedzać można od 9:00 do 19:00 z tym, że ostatnie wejście jest możliwe o 18:40. Ale o 18:40 odradzałbym wejście bo dwadzieścia minut to za mało czasu na podziwianie jaskini. Po zwiedzaniu idziemy na obiad do restauracji powyżej parkingu. Okazuje się, że tam zjedliśmy najtańszy obiad w czasie naszego wyjazdu – 960 lira za naszą trójkę (gdzie indziej było to min. 1200 lira) Czekając na obiad wypatrujemy w dolinie pozostałości akweduktu.
Po obiedzie wracamy do Side. Po drodze kupujemy jeszcze w przydrożnych budkach pomarańcze na sok. Tu uwaga, płatność możliwa tylko gotówką. Budki stały przy drodze dojazdowej do jaskini. Na wieczornym spacerze łapię zachód słońca.