„Potrafiąc o czymś marzyć potraficie tego dokonać”.
To bardzo prawdziwe słowa które śmiało mogę powiedzieć są mottem życiowym mojej rodziny.
Mamy marzenia.
Potrafimy marzyć.
Na rok 2025 mieliśmy przewidziany jeden wyjazd.
Ale wiadomo, marzyliśmy o większej ich ilości.
I gdzieś chyba w kwietniu gdy w naszym biurze pojawił się czerwcowy repertuar wynalazłam dla siebie sporo wolnych dni.
Trzeba było tylko wyżebrać u Pani Dyrektor zwolnienie z udziału w Zemście Nietoperza.
Więc poszłam, z proszącym wzrokiem zapytałam: pani Dyrektor, mogę nie być na Zemście i polecieć do Grecji?
Usłyszałam tylko: a pewnie, leć, odpoczywaj i spełnij w końcu to swoje WIELKIE marzenie!
Dzięki!!!!
W domu od razu szukamy lotu i kupujemy bilety.
Dla nas dwojga.
Wyjazd oczywiście bez córek – Ewa robi prawo jazdy więc nie ma czasu, Ania jeszcze ma szkołę i zostanie u babci.
Rzucamy na grupę naszej Załogi info o tym, że i kiedy płyniemy i wracamy w wir obowiązków.
W Wielką Sobotę odezwał się nasz dawny Załogant z Cro Forum – Surfing.
Chce jechać z nami.
Super! Kupuj bilet!!
Kupił, nawet w lepszej cenie niż my.
Po jakimś czasie dołączył jeszcze Wojtek – znajomy z klubu żeglarskiego naszej Ewy.
W takim razie mamy Załogę, nie będziemy sami.
I po raz pierwszy będę jedyną kobietą na pokładzie!
Zawsze było odwrotnie – to Kapitan bywał rodzynkiem!
Zobaczymy jak będzie się pływać w męskim towarzystwie.
W sobotę 7 czerwca o 18 gram Phantoma.
Po spektaklu – koło 21 wracam do domu, zmywam makijaż, jakaś kolacja, kawa.
Przyjeżdża Wojtek.
Wrzucamy bagaż do samochodu – niewiele tego bo lecimy tylko z podręcznym.
Ogromna ilość naszego bagażu pojechała do Grecji już ponad miesiąc wcześniej – dobrze mieć pomocnych Przyjaciół.
O 21:50 za kierownicą ruszam spod naszego domu.
Jedziemy do Balic – kawał drogi.
Będziemy na lotnisku za wcześnie, lot mamy dopiero o 6:55 ale wolę w taki sposób.
Po spektaklu, emocjach i mocnym naświetleniu i tak nigdy nie mogę zasnąć więc wykorzystam ten czas na jazdę.
Potem, na lotnisku, położę się na krzesłach i może coś prześpię.
Wojtek siedzi ze mną na przednim siedzeniu, Kapitan z tyłu ma polecenie spać ile się da.
Do Rzeszowa jedzie się dobrze mimo, że nienawidzę prowadzić po nocy.
Za Rzeszowem niestety łapie nas ulewa i trwa do samych Balic.
Prędkość jazdy momentami spada mi nawet do 70 km/godz mimo, że jadę autostradą.
Jest ciężko.
Ale nie biorę zmiany, chłopaki mają dziś odpoczywać a jutro jechać.
Koło drugiej w nocy meldujemy się na parkingu Samolocik.
Koszt postoju – 130 zł za 9 nocy.
Zjadamy wczesne śniadanie, popijamy herbatą z termosu i buz zawozi nas na lotnisko.
Z pół godziny czekamy aż otworzą kontrolę bezpieczeństwa, przechodzimy ją i już przy swojej bramce rozkładamy się na krzesłach i próbujemy zasnąć.
Lotnisko jest puste, ciche.
Nawet coś udaje się przespać choć jest zimno – klimatyzacja jakoś zbyt mocno działa.
Chwilę po piątej pojawia się Surfing.
Witamy się serdecznie i coś tam jeszcze dosypiamy.
W końcu otwiera się bramka, idziemy do samolotu.
Jesteśmy mocno porozrzucani, każde z nas siedzi w innej części.
Samolot pełny.
Startujemy w miarę punktualnie.
Dwugodzinny lot jeszcze odpoczywamy – może już bez snu ale chociaż z zamkniętymi oczami.
Chwilę po dziesiątej nareszcie lądujemy.
Jesteśmy w Atenach.
Szybko wychodzimy z lotniska i idziemy szukać busa naszej wypożyczalni aut.
Nie widzimy, trzeba zadzwonić.
Musimy trochę poczekać ale w końcu bus przyjeżdża i zabiera nas kawałek od lotniska gdzie odbieramy auto.
Nissan Note zwany przez nas kuropędem.
Cena za 9 dni – 255 zł.
Chcieliśmy z ubezpieczeniem ale miało być za 8-9 euro za dzień, na miejscu okazuje się, że koszt to 270 euro.
Zdecydowanie za dużo.
Odpuszczamy.
I tak auto w większości po prostu przestoi na parkingu.
Dokładnie je sprawdzamy, fotografujemy i w końcu możemy ruszać.
Najpierw do jakiejś najbliższej tawerny bo jesteśmy głodni.
Parkujemy.
Czas na pierwszą grecką pitę.
Jak ja tęskniłam za tym smakiem.
Szybko zjadamy, z pełnymi brzuchami od razu każdy jakiś żywszy.
Kapitan wypił kawę bo będzie prowadził.
Ja rezygnuję z napoju – spróbuję jeszcze pospać.
Wbijamy się na autostradę i śmigamy naszym kuropędem.
Po 2,5 godziny dojeżdżamy do mostu.
Plan był taki żeby nie jechać mostem tylko przeprawić się promem – byłoby sporo taniej i co ważniejsze mielibyśmy przerwę w męczącej podróży.
Niestety wypożyczalnia poinformowała nas, że aby skorzystać z promu musimy wykupić ubezpieczenie za chyba 62 euro – zupełnie bez sensu.
Odpuszczamy prom.
Most robi wrażenie.
Jechaliśmy nim zimą ale wtedy było ciemno, niewiele było widać.
Kawałek za mostem robimy postój.
Każde z naszej czwórki potrzebuje rozprostować nogi i napić się kawy – zaczynamy mocno odczuwać zmęczenie.
Mrożona kawa stawia nas na nogi.
Jedziemy dalej.
Jeszcze trochę i jesteśmy w Prevezie.
Idziemy poszukać jakiegoś otwartego sklepu żeby kupić wodę i coś do jedzenia.
Jest niedziela więc większość pozamykana (i dobrze – to dzień dla odpoczynku a nie pracy).
Jakieś małe sklepiki jednak są otwarte.
Kupujemy drobne zaopatrzenie (po większe wpadniemy tu w poniedziałek) i ruszamy do mariny.
Przez tunel (koszt przejazdu – 3 euro) śmigamy do Mariny Kleopatra gdzie czeka na nas nasza MaBe

.png)
.png)
Fajny taki wyjazd samemu, czasem tak trzeba
.png)
.png)

Czesm warto troszkę od siebie poodpoczywać

Dość spontanicznie, krótko i co prawda północ Grecji, ale nam też w tym roku udało się.