napisał(a) Użytkownik usunięty » 22.07.2011 13:49
Zastanawiam się jak wpisałem "Stomio" do nawigacji - pewnie z jakimś błędem lub nie zauważyłe jakiegoś dopisku, a ta wioska to mogł być jakiś przysiółek należący do Stomio... tak czy owak prowadziła tam normalna droga a nie jak zostaliśmy poprowadzeni "optymalnie" przez kukurydziane pola...
Kokkino Nero. Hmmm pytamy chłopaka na motocyklu o kamping, okazuje się, że chłopak jest niemy. Prowadzi nas jednak energicznie i zdecydowanie gdzieś za ręce. Okazuje się, że do biura polskiej Triady.
Tam pani informuje nas, że tutaj nie ma kampingu... a najbliższy jest w Agnokombos...
Krótki rzut okiem na Kokkino Nero, ciekawa jest mała rzeczka wpływająca do morza, ale plaża jakaś mało ciekawa... Niemy chłopak na motocyklu wyprowadza nas do głównej drogi inną trasą. Żegna się bardzo ekspresyjnie i długo machając, zadowolony że mógł pomóc.
Muszę przyznać, że wybrzeże samo w sobie jest tutaj ciekawsze, dużo zatoczek, skałek, przy których parkują pojedyncze w 99% greckie samochody. Turystów z zagranicy malutko. Droga też taka jak lubię, kręta widokowa, mijamy małe osady... pojedyncze domy, bez napisów zapraszających do wolnych pokoi, apartamentów...
Większe osady mają pojedyncze tawerny, których stoliki i ogródki są rozstawione z parasolami na plaży. Niestety plaże są oddzielone od budynków drogą którą jedziemy... Pod nielicznymi parasolami hula wiatr...
Wygląda to cały czas tak samo, aż do portu Agnokombos, gdzie w porcie droga się niespodziewnie kończy.... Hmmm...
W przewodniku żona czyta, że te mijane przez nas miejscowości to "weekendowa sypialnia mieszkańców Larisy, a turyści zachodni dawno o tym rejonie zapomnieli lub nie wiedzą o jego istnieniu..." to się może zgadzać.
Nie jest tutaj brzydko, szczególnie ciekawy kolor żwiru na plażach, zawieszone parasole i granatowy kolor morza... ale.... ale ta całkowita pustka przeraża. Ogólnie nastroje nie są sielankowe. Trochę inaczej wyobrażaliśmy sobie ten rejon.Znajomi chcieliby też jakichś atrakcji typu stateczek, jakiś piknik z rybką itp...
Spróbujmy jeszcze popatrzeć jak wygląda ten "jedyny" w Tessalii kamping.
Szukamy, szukamy, jeździmy i nic. Żadnego szyldu, czy reklamy. Pytamy w tawernie. Okazuje sie, że jesteśmy prawie na wjeździe do niego... Rzeczywiście widać jakieś stałe przyczepy kampingowe. Nasze pytanie o miejsce na namioty lekko zadziwia właścicielkę, która na szybko nawet nie wie ile nas skasować w razie czego....
Kamping to kilkadziesiąt parceli w 99% zapełnionych przez Greków zamieszkujących przyczepy kampingowe, które stoją w tym miejscu już od lat. Dwie wolne parcele, gdzieś w głębi, z dala od toalet, w lekkim cieniu mogą być do naszej dyspozycji...
Toalety... obraz nędzy i rozpaczy. Niby drugi blokhauz toalet jest płytkowany, ale nie ma szans że będzie to w czasie naszego pobytu zakończone....
Cena atrakcyjna 12 euro za komplet.... niestety cena to nie wszystko.
Robimy burzę mózgów na plaży i decydujemy się opuścić tesalskie wybrzeże i spróbować na pominiętej przez nas Riwierze Olimpijskiej.
Po drodze znowu mijamy, całkiem fajne klify, zatoczki, granatowe morze, puste ... dosłownie bez człowieka plaże z trzema rzędami ustawionych parasoli...
Mijamy po kolei odwiedzane wcześniej miejscowości jakieś dziesięć kilometrów za Stomio tuż przy wąwozie Tembi wbijamy się w drogę głowną z Larisy do Salonik i kierujemy w kierunku Katherini.
c.d.n.