-
Przejeżdżamy po raz drugi przez Githio wyszukując gdzie się rozsiądziemy.
Jest nas kilkoro i każdy może mieć inny pomysł.
Moja żona np wymaga, żeby były miękkie foteliki/krzesła, bo po opalaniu ciało potrzebuje komfortu.
Ale zanim jedzonko, to jeszcze trzeba kupić jakieś pamiątki.
Idziemy w miasto.
Co chwilę jesteśmy zaczepiani przez właścicieli i pracowników lokali gastronomicznych
W większości robią to subtelnie, ale niektórzy są natrętni.
Mimo, że wieczór powoli się zbliża to wszędzie raczej pustki.
Gdzieniegdzie siedzą jedna lub dwie osoby.
Chyba jeszcze za wcześnie.
Dziewięcioosobowa grupa to byłby dobry początek dnia.
Dochodzimy do portu, tam gdzie droga skręca pod kątem 90*
Wypada do nas chyba właściciel (tak wyglądał) i mocno nas zaprasza do zajęcia miejsc.
Może nawet byśmy ulegli, ale:
- jeszcze chcemy coś zwiedzić, coś kupić!
- gość jest chyba trochę cieplutki (alko albo coś innego) - nie zachęcił nas swoją postawą

- zbyt natrętny
Idziemy dalej, główną ulicą do końca miasteczka.
Wreszcie wracamy.
Dobrze, że wszyscy mamy żołądki, bo inaczej byśmy chyba nigdy nie skończyli tego oglądania, dotykania, przymierzania, podziwiania . . .
W centrum Githio jest fajna restauracja na środku sporego placu.
Wokół jeżdżą samochody i inne pojazdy.
Trochę miejsc jest tu zajętych, co może znaczyć że dobre mają jedzonko.
Mnie jednak nie pasuje ciągły ruch na ulicach otaczających stoliki.
Może, gdybyśmy zostawali dłużej to i tu byśmy zakotwiczyli, ale my jutro ruszamy w dalszą podróż.
Dziś szukamy jedzonka nad brzegiem morza.
Przechodzimy raz jeszcze obok narożnej restauracji.
Mimo, że mijamy ją dużym łukiem to Grek wciąż nas „zaprasza” do siebie na posiłek.
Idziemy dalej.
Miałem w swoich notatkach zapisaną informację, chyba z relacji Janusza W.:
Knajpka w Githio: DymitrosZapamiętałem, że były gratisy, że było miło . . .
Ale nic więcej nie zapisałem.
I jak tu znaleźć Dymitriosa?
