I to w zasadzie koniec atrakcji tej wyspy.
Zrezygnowaliśmy ze spaceru po starówce i knajpach wzdłuż nabrzeża, chodzenie w maskach po ulicy nie pasowało nam do wakacyjnego luzu. A na Poros w tym czasie był taki obowiązek.
Peloponez, jak zawsze, opuszczaliśmy z żalem.
Drogę powrotną rozłożyliśmy sobie na etapy, co by za bardzo się nie zmęczyć.
Pierwszy przystanek to
Kamena Vourla. Widok z balkonu Violetty już nie ten
Oczywiście zatrzymaliśmy się tu dla ciepłej i śmierdzącej wody. Mirek musi mieć Termopile, ja wolę źródełka Koniavitis. Błotko i woda podobno poprawiają urodę
Po drodze zapełnialiśmy bagażnik.
Pożegnanie z morzem odbyło się na wysokości Katerini. Tak pustych plaż pod Olimpem nie widzieliśmy nigdy. Pensjonaty pozamykane, długo rozglądaliśmy się za otwartą knajpą. Zawsze szukaliśmy miejsc pustych i odludnych, ale ten widok zrobił na nas przygnębiające wrażenie. Tylko „mniamniuśne pączki” na plaży były
Kolejny nocleg mieliśmy w Salonikach. Nie planowaliśmy już zwiedzania tylko wizytę u znajomych Greków. Przenocowaliśmy w hotelu Byzantium na wylocie z miasta w kierunku Evzoni.
Wjazd do Serbii zajął około 40 minut, podobnie przekroczenie granicy unijnej.
Zawsze po drodze wstępowaliśmy na jedzenie w Macedonii i nocowaliśmy w Serbii. Tym razem uznaliśmy, że bezpieczniej będzie na Węgrzech, jako że Macedonia i Serbia były już „czerwone”.
Gdyby nie covid, noclegu na statku Grand Jules na Dunaju tak z marszu byśmy nie dostali. Już kiedyś nocowaliśmy na sąsiedniej barce i wiedzieliśmy , że to atrakcyjne miejsce, w sam raz na zakończenie urlopu. Z łóżka widać podświetlony w nocy pałac prezydencki.
To był ostatni możliwy nocleg w Budapeszcie, od następnego dnia Węgrzy przestali wpuszczać turystów
Teraz jak na zbawienie czekam na szczepionki. Ba, nawet czipa dała bym sobie wszczepić, najlepiej kompatybilnego z moim telefonem, gdyby ktoś mi obiecał, że bez przeszkód będę mogła podróżować
Suplement.
Największy zakup z tego wyjazdu, który zmieścił się z tyłu na siedzeniu.