
20.09 czwartek
Dzień wyjazdu z Chorwacji.


Wstajemy wcześnie rano, ok. 7.00 jesteśmy już w drodze.
Jeszcze musimy kupić gdzieś dżem figowy. Bez dżemu nie wracam do Polski.

Pierwszy przystanek w Podgorze. Idziemy do sklepu nad samym morzem ( Konzum) gdzie rok wcześniej kupowaliśmy dżem.
Niestety brak.




Robimy szybko kilka fotek ( oto jedna z nich)

Jedziemy dalej


Może uda się zakupic dżem w Makarskiej





Dostrzegam jakąś drogę wijącą się wzdłuż zbocza. Janusz mówi, że to droga na Jurę.
Ja się chyba tam nie wybiorę



Pamiętam w Orebiću jak wracaliśmy ze wzgórza, na którym stoi klasztor franciszkański.
Siedziałam w aucie z tyłu na samym środku



I nie rozglądałam sie dookoła.

A co dopiero wjazd na św. Jurę.


W takich sytuacjach mam bardzo bujną wyobraźnię.
Wracajmy jednak do dżemu. Zatrzymujemy się na parkingu

Chwila poszukiwań i............. jest innej firmy ( nie SMS ), ale jak się później okazało ( już w Polsce) bardzo dobry

Jeszcze kupujemy jakąś maskotkę dla naszej nowej członkini rodzinnej, na której chrzest jedziemy.

Zielony króliczek jest Jej ulubioną maskotką do dziś.
Po zakupach ruszamy w dalsza drogę. W Breli wyjeżdżamy z Riwiery Makarskiej i kierujemy się na autostradę.









Przed św. Rokiem postój na kawkę i małe co nieco. Na parkingu wieje "jak na dworcu w Kielcach", nie można spokojnie otworzyć drzwi od samochodu.
Jak widac na załączonych zdjęciach zero ruchu, pusta autostrada.




Przed samym tunelem znaki drogowe ograniczające prędkość do 40 km/godz.
Musi mocno wiać.



W pewnym momencie znaki zwężające drogę, za zakrętem widzimy przewróconą na bok przyczepę kempingową.

Janusz czuje w kierownicy, że rzeczywiście mocno wieje.
Za tunelem inny świat, cicho, zero wiatru ale kilka stopni zimniej.

Po kilku godzinach jazdy dojeżdżamy do Zagrzebia, tam kierujemy się na przejście z Węgrami.
Jedziemy przecież nad Balaton.


c.d.n.