napisał(a) Franz » 02.07.2025 16:45
Bea generalnie nie przepada za trasą, gdzie wchodzi się na szczyt, by się przekonać, że to jeszcze nie jest on i z niego dopiero widać ten dalszy, a kiedy się i na tego dociera, to się okazuje, że to jeszcze jeden trabant, a właściwy wierzchołek znowu odskakuje, śmiejąc się z nas całą gębą. Tutaj natomiast od samego początku widać nasz cel, do którego jednak jest spory kawał drogi, więc i czas upływa dosyć szybko, mimo iż nasz szczyt rośnie w oczach raczej powoli. W końcu jednak, przy rosnącym nachyleniu, podchodzimy pod partie grzbietowe.