Zachodnie Bałkany
Rafting na Cetinie
Wstajemy wczesnym rankiem. Wychodzę na balkon, chcę nacieszyć się widokiem więc wykorzystuję każdy moment. Okolica jeszcze się nie obudziła.
Na drodze też spokój. W czasie gdy piliśmy kawę, przejechał może jeden samochód.
Ciszę poranka przerywa plusk. Jakiś amator porannej kąpieli wskoczył do wody . Pewnie wykorzystuje fakt, że ma zatokę tylko dla siebie. Zanim pstryknęłam fotkę, już zniknął z pola widzenia.
Pakuję do plecaka wodę, okulary, aparat, buciki do wody, coś na przebranie, ręcznik, telefon, batonika, kabanosy… myślę co jeszcze, aha filtr by się przydał i nieprzemakalny worek na śmieci.
Mąż przekłada dokumenty i pieniądze , wskakujemy do samochodu i jedziemy na punkt zbiórki czyli parking . Bierzemy za 1 euro bilecik z parkometru, na który możemy stać cały dzień.
Przesiadamy się do busa, razem z nami wsiada jeszcze kilka osób. Sami Polacy
Rafting Cetiną, to nasza dzisiejsza atrakcja.
Zamówiłam ją u Josipa, z polecenia Amatusa1 (dziękuję
)Jedziemy 30 może 40 minut. Na miejscu czekają na nas osoby odpowiedzialne za spływ. Dostajemy kamizelki, kaski i przechodzimy krótkie szkolenie. Plecaki mamy zostawić w busie, możemy zabrać tylko wodę. W razie wywrotki nie stracimy dobytku.
- A aparat?
- Tez zostawiamy w samochodzie. Telefony też.
Chyba, że ktoś bardzo musi wziąć to można w zakręcany baniaczek włożyć i przypiąć do linki na pontonie.
- A zdjęcia?
- Zdjęcia będą.
Wszyscy zastosowali się do wskazówek… oprócz mnie
Zabrałam telefon i zamknęłam go w banieczce.
Zostajemy podzieleni na grupy i dostajemy w gratisie sternika, a może kapitana
W naszej grupie jest 7 osób. Wszyscy nasi znajomi z busa.
Towarzystwo fajne, a humory dopisują
. Sternik rozsadza ekipę wg wagi, siły czy czegoś tam jeszcze. Na przodzie mój mąż z innym silnym mężczyzną
, potem reszta towarzystwa, a na końcu ja bez pary
. Jak piąte koło u wozu (albo siódme).W ostaniem momencie proszę o oddanie mi telefonu i chowam go w bezpiecznym miejscu pod koszulką
.Powiem tak. Zdjęć nikt nam nie robił, jedyne jakie mamy, to te moje. Ale jak to na raftingu, telefon mogłam wyjąć tylko wtedy, gdy woda była spokojna i nie musiałam wiosłować lub wykonywać innych poleceń typu „bomba!", więc z najfajniejszych momentów zdjęć nie ma. Oglądając te co są można by pomyśleć, że było pięknie, ale nudno. Nie, nie, nie …. Były i momenty groźne
.Np. gdy wpłynęliśmy w gałęzie. I pomimo, że schyliłam się i schowałam głowę, to jedna z impetem wylądowała na mojej twarzy, a druga na ramieniu. Trochę mi to zdarzenie zepsuło humor, przynajmniej dopóki nie przestało boleć, a w mieszkaniu jak zobaczyłam się w lustrze, to wyglądałam jak po rękoczynach, a tu początek wakacji
Na szczęście lodowe okłady, witamina a, korektor i podkład dały radę
.Zatem płyniemy! Początek spokojny, uczymy się współpracy i wykonywania komend. Grunt to synchronizacja
Mniej więcej po godzinie mamy pierwszy przystanek. Jest to miejsce, gdzie woda jest płytka i spokojna. Kto chce może popływać. Po takim obfitującym w emocje początku korzystam z zimnej kąpieli. Woda cudownie chłodzi i jest czyściutka.
Po odpoczynku , płyniemy dalej. Czekają nas różne niespodzianki. Mocniejszy nurt, zwężenia, konary…W końcu dopływamy do miejsca, gdzie musimy wysiąść bo pewien fragment trasy sternicy pokonują samodzielnie. My przechodzimy lądem.
W tym czasie nasz kapitan odpływa.
Po drodze słyszymy spływającą z gór wodę. Woda ta nadaje się do picia, w oznaczonym miejscu uzupełniamy butelki. Mam ochotę na małą przekąskę, ale została w plecaku
. Jesteśmy na miejscu. Czekamy. Trochę się zakorkowało.
Na tym zdjęciu nasz sternik już prawie pokonał przeszkodę
Wsiadamy do pontonu i odpływamy jako jedni z ostatnich
Podpływamy pod ścianę, ta woda również nadaje się do picia, a na dodatek jest lodowata. Przyjemnie chłodzą rozpryskujące się kropelki.
Płyniemy dalej
Widoki są coraz ładniejsze
W jednym miejscu rzeka jest tak wąska, że na okrzyk „bomba” mamy podnieść wiosła do góry i zrobić przysiad wewnątrz pontonu.
Na tym zdjęciu z internetu widać jak to wygląda.
Ostatni przystanek to miejsce , gdzie odważni mogą sobie poskakać do wody.
Chęci u dziewczyny były, próbowała, ale się cofnęła i teraz jej smutno.
Inna natomiast skoczyła bez wahania
W naszej drużynie też chętny się znalazł. Najmłodszy, więc ma fantazję i oczywiście umiejętności. Rodzice twierdzili, że świetnie pływa. Mieli rację
Przed nami ostatni etap.
Podobno (wg sternika) z tej wysokiej góry Winnetou skoczył w ostatnim odcinku serialu. Nie znalazłam nigdzie informacji, która by potwierdziła, że miało to miejsce tutaj. Wszędzie piszą o kanionie rzeki Zrmanja
I to już praktycznie koniec spływu. Mamy czas na przebranie, busem podjeżdżamy do miejsca skąd zaczynaliśmy zabawę, zabieramy swoje rzeczy i wracamy do miasta. Każdy został odwieziony do miejsca, w którym wsiadał.
Tak więc organizacyjnie wszystko ok.
Czy popłynęłabym jeszcze raz? Tak, na 100%.
Co bym poprawiła? Organizatorzy powinni rozwiązać sprawę zdjęć, jeżeli każą zostawić aparaty. Nie wiem, kto zawalił czy nasza drużyna i zbyt słaba synchronizacja, czy sternik, ale powinniśmy uniknąć tego bliskiego spotkania z gałęziami. To było dla mnie trochę przerażające
. 
.png)
.png)
.png)
.png)
..png)
.png)
