Właśnie wróciliśmy z samodzielnie, jak zawsze, zorganizowanego wyjazdu do Kairu. Spędziliśmy w tym mieście i okolicach 4 pełne dni plus 2 dni na dojazd i powrót. Nie mam zbytnio talentu do pisania ani robienia zdjęć, ale obiecałem relację kilku osobom (szczególnie tym, którym też chodzi po głowie taki wyjazd), więc obietnicy dotrzymuję.
Na początek garść informacji logistycznych.
1. Przelot – zdecydowanie najdroższa część imprezy. Na Skyscanner znajdziecie sporo opcji, ale prawdopodobnie żadnej w dobrych cenach. Loty do Kairu są po prostu drogie, w porównaniu z Europą. Moim zdaniem najkorzystniej wychodzi bezpośredni lot naszym LOT-em: niecałe 4 godziny w samolocie, z posiłkiem i napojem oraz zwykłym bagażem kabinowym (55 cm, a nie 40) w cenie biletu. Latają z Okęcia 5 razy w tygodniu. U nas bilety wyszły 2600 zł. Wizy egipskie bez problemu kupione online przed wyjazdem (25 dolarów za sztukę) - i zdecydowanie polecam tę opcję, bo na lotnisku jest kolejka do punktu.
2. Zakwaterowanie – hotele kilkugwiazdkowe oczywiście są, ale się cenią. Natomiast większość przewodników poleca tanie hotele na obrzeżach. My wybraliśmy Gizę (traktowaną jako podmiejską część Kairu), tuż przy wejściu do kompleksu piramid. I tu uwaga – wejścia są 3: główne dla wycieczek od strony Hotelu Marriot, mniejsze przy Sfinksie i wejście specjalne dla koni i wielbłądów (przy parkingu). My mieszkaliśmy tuż przy tym trzecim.
Zalety:
• cena – za 5 noclegów ze śniadaniem zapłaciliśmy 262 dolary (czyli niecałe 1100 zł)
• widoki – z balkonu widzieliśmy cały kompleks piramid, a z łóżka mieliśmy wprost widok na Piramidę Chefrena.
• taras śniadaniowy również z widokiem na piramidy
• widok stad wielbłądów pod samym oknem
• fantastyczni i pomocni właściciele
Wady:
• codziennie między 8 a 9 i potem między 16 a 17 stada wielbłądów i koni pod hotelem (w tych godzinach są wpuszczane i wypuszczane na płaskowyż), a więc trochę hałasu, ale przede wszystkim brud, no i niezbyt przyjemny zapach (ale tylko na zewnątrz)
• w tych samych godzinach jest częściowo zamykana główna droga w Gizie (w celu wpuszczenia lub wypuszczenia tabunów autokarów – a więc konieczność dłuższego oczekiwania na uber
• problem z utrzymaniem czystości – wszędzie jest pył z Sahary, więc jeśli ktoś lubi sterylną czystość, to odradzam (ale takim osobom odradzam w ogóle Egipt) – każdego dnia przed śniadaniem trzeba przecierać stół i krzesła na tarasie
• monotonne śniadania – codziennie to samo, w stylu egipskim
3. Transport – no, tu by można napisać książkę – więc odniosę się do tego w osobnym wpisie. Przeważnie korzystaliśmy z Ubera, który tutaj jest naprawdę w śmiesznych czasami cenach (np. za 20-kilometrowy, 40-minutowy przejazd zapłaciliśmy ok. 9 zł). Kilka razy jechaliśmy też metrem (jeszcze lepsze ceny – bilet ok. 70-80 groszy, w zależności od liczby stacji). W planach mieliśmy też rejs promem po Nilu, ale nie wypaliło. Jeśli ktoś ma ochotę, do wyboru są też taksówki (droższe – korzystaliśmy raz), tuk-tuki, bryczki, konie i wielbłądy. Prawie wszystkie hotele oferują transfer z lotniska (które jest daleko, na drugim końcu miasta) – ale dosyć drogo. Wzięliśmy transfer po przylocie, ze względu na późną godzinę i wyszło 20 dolarów. Z powrotem zamówiliśmy Uber i wyszło 411 funtów egipskich (ok. 33 zł). Natomiast czy wybierze się hotel w centrum Kairu, czy w Gizie, i tak trzeba się będzie przemieszczać na dłuższe dystanse, gdyż miasto jest ogromne, a odległości między zabytkami duże. Więc Uber to numer 1 (jest jeszcze inna korporacja, Careem, ale nie korzystaliśmy).
4. Jedzenie – z tym nie ma problemu, zarówno w samym Kairze, jak i w Gizie znajdziecie tego całe mnóstwo, czasami znów w śmiesznych cenach (kolacja dla 2 osób za 50-60 zł to standard). Mają i jedzenie typowo egipskie, i włoskie, i z innych kuchni świata.
5. Pieniądze – ogólnie przyjętą walutą jest funt egipski (EGP) – w tej chwili wart ok. 0,081 zł (ale jest duża inflacja, więc to się zmienia). I nie jest prawdą to, co piszą niektóre poradniki, że miejscowi niechętnie funty przyjmują. Można płacić i w funtach, i w dolarach (przelicznik 1:50), i w euro (nie korzystałem). My w większości płaciliśmy funtami (wybierane ze ściany Revolutem – bez prowizji!!) albo wymieniane z dolarów. W Gizie jest jeden bank (otwarty tylko do ok. 15.30. i z dużymi kolejkami) i jeden kantor (który ciągle nie miał gotówki) – ale wymieniać można też w sklepach, wystarczy zapytać kogokolwiek na ulicy. Ja wymieniałem dolary tylko w sklepie – 3 razy. Problem z funtami jest taki, że nie spotyka się wyższych nominałów, niż 200 (najczęściej 100, 200 i 50), więc po wymianie portfel robi się naprawdę gruby!
6. Napiwki – wszędzie i zawsze. Przyjmowane bardzo chętnie, często wręcz wymuszane (ale jeśli nie damy, to się nie obrażają). Bardzo niechętnie przyjmują 1-dolarówki (nie mogą tego wymieniać w bankach), więc standard to 2 dolary (albo 100 funtów) – dla kierowców czy obsługi hotelowej. 1 czy 2 euro też jest mile widziane.
7. Internet - szału nie ma. Jest w hotelach Wi-fi (ale słabe i często przerywa), jest i z danych roamingowych (ale też są miejsca, gdzie zanika). Przed wyjazdem wykupiłem pakiet 1 GB z Airalo za 5$ i spokojnie starczyło.
8. Legendarne nagabywanie – faktycznie na każdym kroku zaczepiają i namawiają na kupno czegoś, wejście do ich sklepu albo oprowadzanie – trzeba być asertywnym. Przez tydzień nauczyłem się z nimi obchodzić. Po pierwsze na pytanie „First time in Egypt?” – nigdy nie odpowiadać „Yes”. Pierwszego dnia tak mówiłem i trudno było się opędzić, bo myśleli, że złapali nowego. Potem już odpowiadałem, że jesteśmy 4 czy 5 raz i szybko rezygnowali. Po drugie: na pytanie „Where are you from?” – nigdy nie odpowiadać „Poland”. Nauczyli się całkiem sporo po polsku i nie odstępują. Więc potem odpowiadałem „Croatia” i szybko dawali spokój. Wielu próbowało zagadywać do nas po rusku, ale tych szybko zbywałem.
9. Gościnność i bezpieczeństwo – to też legenda. Egipcjanie są tak naprawdę megauprzejmi dla turystów! Jasne, że często wiąże się to z oczekiwaniem napiwków, ale bywały też sytuacje, kiedy miejscowi pomagali nam przechodzić przez ulice (to też temat na oddzielny wpis) i szybko się odwracali, nie oczekując kasy. Nie zliczę, ile razy słyszeliśmy „Welcome to Egypt” – po prostu od zwykłych przechodniów! Co do kwestii bezpieczeństwa, którą kilka osób poruszało w innym wątku – nawet przez chwilę nie czuliśmy się niebezpiecznie. Czy to wieczorami, czy w ciągu dnia – to było jedno z najbezpieczniejszych miejsc, w których byliśmy w życiu. Spotkaliśmy też sporo par i całych rodzin zwiedzających na własną rękę, w tym kilka polskich.
10. Ogólne wrażenia z pobytu. Powiem szczerze: Kair piękny nie jest. Biorąc pod uwagę miasto jako całość, było to najbrzydsze miasto, w jakim byłem. Natomiast są miejsca, w których szczękę zbiera się z podłogi, a sama świadomość przebywania wśród zabytków, które mają ponad 5 tys. lat, warta jest tej podróży. Więc jeśli ktoś się waha, to podpowiadam: jechać!!
Jak to już się przyjęło na forum, wrzucam kilka fotek jako zajawkę:

.png)

.png)
.png)
