napisał(a) AgaGK » 22.11.2025 14:48
Zgodnie z obietnicą wrzucam naszą krótką relację z pobytu 30 X – 10 XI 2025.
Polecieliśmy LOT-em Kraków-Warszawa-Kair-Warszawa-Kraków, w jedną stronę 1,5h na przesiadkę, w drugą 45 minut, co wystarczyło, ale w jedną stronę było nerwowo, bo z powodu burzy w Warszawie mieliśmy dwa podejścia do lądowania i trochę kółek w powietrzu.
W Kairze wylądowaliśmy o 23:30 w ostatni weekend października czyli akurat w noc zmiany czasu z letniego na zimowy. Jako że Egipcjanie zmieniają czas równo o północy, spowodowało to spore zamieszanie z wymianą pieniędzy, kupnem karty SIM, itp bo wszystko było out of order, dodatkowo brak gotówki w bankomatach. Dobrze, że wizę można było kupić i odbyć wszystkie kontrole.
Mieliśmy zamówiony przez booking transfer do hotelu, więc wszystko poszło sprawnie.
Pierwsze 4 noclegi zaplanowane były w centrum Kairu, niedaleko placu Tahrir. Spaliśmy w Regency Inn, który bardzo polecam. Czysto ze śniadaniem i fantastycznymi chłopakami w recepcji. W centrum też było krucho z gotówką w bankomatach, pojawiła się dopiero wczesnym popołudniem.
Ponieważ nie był to nasz pierwszy wyjazd w te strony, to przez te kilka dni w Kairze odwiedzaliśmy zarówno stare dla nas kąty jak i nowe. Generalnie wszystko, co trzeba zobaczyć, czyli Tahrir i okolice, Zamalek, Kair Koptyjski, Kair Muzułmański od bram północnych do południowej i ile się dało pomiędzy, Park Al-Azhar, Cytadelę Kairską, meczety u jej stóp, Muzeum Cywilizacji etc. Korzystaliśmy głównie z metra i własnych nóg. Jedyne przejazdy to wytargowana w cenie ubera taksówka z muzeum do cytadeli i tuk-tuk spod cytadeli do naszego hotelu.
Następne 4 noclegi mieliśmy zarezerwowane na Synaju w Dahab. Pojechaliśmy autobusem firmy GOBUS z dworca Tahrir. Niby jest cała lista godzin do wyboru, więc wzięliśmy 6:45, ale ostatecznie pojechaliśmy dopiero o 10, bo wszystkie wcześniejsze zostały skasowane. Jedzie się 8-10 godzin przepiękną wielopasmową autostradą najpierw do Suezu, tunelem pod Kanałem Sueskim, potem wjeżdża się na Synaj, gdzie zaczynają się liczne kontrole. Pierwsza wygląda jak zwykłe przejście graniczne. Trzeba wysiąść, zabrać swoje bagaże, przepuścić je przez kontrolę bezpieczeństwa, dać do sprawdzenia paszport. Potem jedziemy równie fajną choć węższą drogą przez bardzo malownicze krajobrazy od jednego punktu kontrolnego do następnego, w sumie kilkanaście. Są też oczywiście przystanki techniczne.
W Dahab spaliśmy w hotelu Coral Reefs w samym centrum miasteczka, super położony w ogrodzie, również ze śniadaniem. Nam pasował choć zapewne lata świetności już za nim. Dahab jest bardzo fajnym miejscem na mały odpoczynek, nurkowanie, wypad na Górę Synaj i do Klasztoru św. Katarzyny. Nie ma w sobie nic z typowego kurortu a ¾ turystów to lokalsi.
Wyjazd na Górę Synaj kupiliśmy w pierwszym biurze, które się nawinęło a miało wypad w ofercie. Zdecydowaliśmy się na wariant nocna wspinaczka na wschód słońca bo akurat była pełnia, co się okazało dobrym wyborem, bo było przepięknie i można było wędrować bez latarki. Można tez pojechać na zachód słońca. Minibus zbiera wszystkich około 22 pod lokalnym meczetem, około 2 godzin jedzie się w rejon masywu. Tam przydzielony zostaje beduiński przewodnik i maszerujemy. Nam się niestety nie trafiła bardzo prężna grupa, więc mieliśmy wrażenie bardziej spaceru niż wspinaczki. Po drodze jest wiele miejsc gdzie można napić się coś ciepłego i zjeść przekąski, ale można tez mieć wszystko ze sobą i nie przejmować się cenami. Bo tu jak w Nepalu, im wyżej tym drożej. Na szczycie jest zimno i wietrznie, więc ciepłe ciuchy to podstawa. Można też wypożyczyć koce i materace. Widoki i atmosfera są rewelacyjne. Naprawdę warto. Około siódmej rano zaczyna się schodzenie w stronę klasztoru św. Katarzyny, który otwierają około 9. Kompleks niewielki i dość klaustrofobiczny, więc przy dużej ilości zwiedzających trudno o dobre zdjęcie. Bardzo dobry widok na cały klasztor jest ze skał naprzeciwko. Około południa jest się w Dahab.
Do Kairu wracaliśmy również GOBUS, tym razem o czasie. Niespodzianką była trasa, która prowadziła przez Sharm.
Na Tahrir dojechaliśmy o zachodzie słońca, w środku weekendu. Kair był mocno zakorkowany. Zdecydowaliśmy się na lokalną komunikację z Tahrir do Gizy. Najpierw metro do stacji El-Giza, potem minibus. Wszystko poszło sprawnie, pasażerowie nie dali nas szajce przewoźników naciągnąć, a sama jazda minibusem koło kierowcy to prawie „jazda życia”. Szkoda, że nie można było nam zbadać poziomu adrenaliny.
Kolejne dwie noce mieliśmy zaplanowane w Gizie. Początkowo myśleliśmy też o wizycie w nowym muzeum, ale spodziewaliśmy się tłoku i jakichś niespodzianek, bo sprawa otwarcia była mocno nagłośniona. Z tego co słyszeliśmy i widzieliśmy lepiej zwiedzanie odłożyć w czasie aż się uspokoi. Spaliśmy w Comfort Sphinx & Pyramids Inn z przepięknym widokiem z dachu i jadalni. Ze śniadaniem w formie szwedzkiego stołu. Blisko wejścia na teren piramid. To był nasz trzeci raz pod piramidami, ale nie mamy dość i kręciliśmy się w sumie 6 godzin. Wpuścili nas po 7 rano, wyszliśmy za bramę po 13, bo już się nie dało z powodu tłumu. Ponoć większość się odbiła od drzwi nowego muzeum. Z Gizy do Kairu jechaliśmy Uberem, za ustaloną cenę. Nie mamy uwag.
Na ostatnią noc wróciliśmy do Kairu. Spaliśmy w Nour Hostel, niedaleko naszego pierwszego lokum. Bardzo czysty, również ze śniadaniem. Było to pierwsze miejsce z bardzo dobrze działającym Internetem. Również bardzo polecam. Następnego dnia mieliśmy lot powrotny. Na lotnisko dostaliśmy się również Uberem bez żadnego grymaszenia ze strony kierowcy.
Podsumowując, wyjazd uważamy za bardzo udany. Było jeszcze bardzo ciepło, w Kairze w okolicy 30, na Synaju dobijało do 34. Długi rękaw przydał się tylko w klimatyzowanych autobusach i na Górze Synaj. Średnio za hotel płaciliśmy ok. 20$ za naszą dwójkę. Lot na który nie polowaliśmy, kupiliśmy za ok. 1000 zł od osoby z bagażem podręcznym 8kg+2kg, co dla nas jest w sam raz. Uważamy, że na miejscu jest ciągle tanio. A takich zabytków jakie są w Egipcie po prostu nie spotyka się w innych miejscach w takim stanie, w takiej ilości, w takim wieku etc.
Mieliśmy tylko jedną przygodę, która frajdą nie była. Otóż w związku z brakiem gotówki w pierwszy dzień po przylocie skorzystaliśmy z ATM Misr Banku do wymiany pieniędzy. Wsadziliśmy 100$ a nie dostaliśmy nic. Przy pomocy hotelowego recepcjonisty, który wstępnie naświetlił sprawę, zgłosiliśmy sprawę na infolinii, dostaliśmy case numer i w niedzielę po weekendzie odbyliśmy wizytę w banku, gdzie sprawę przyspieszono, jako że mieliśmy w Egipcie być tylko 10 dni. Ostatecznie wymienione pieniądze odebraliśmy w oddziale w Dahab. Było trochę załatwiania, ale poszło po naszej myśli.
Jakby ktoś kupował lokalną kartę SIM, to nie trzeba się godzić na wersje krojone pod turystę, czyli za dużo, za drogo i nie do wykorzystania. My chwilę grymasiliśmy i ostatecznie kupiliśmy jakąś mini wersję za mini pieniądze. My kupowaliśmy w sklepie WE.
Wyszło dłuższe niż planowałam, ale może komuś się przyda.
Pozdrawiam wszystkich
Agata