Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Pudelkowe wędrówki po górach

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 27.10.2015 14:10

Siedzimy trochę w schronie kosztując swojskie napiwki, tymczasem RobertJ znajduje wyziębnięta i wystraszoną mysz.
Obrazek

Słodka, ale po odłożeniu na ziemię okazuje się, że mysz jednak była martwa :D Nie wiadomo czy po prostu zamarzła, czy dostała zawału serca podczas sesji zdjęciowej ;)
Obrazek

Odcinek jesenickimi połoninami, jak nazwaliśmy odsłonięte tereny do Pradziada, miał być wisienką na torcie całego wypadu. Przyszło jednak zmierzyć się z dużym zachmurzeniem, silnym wiatrem, a w końcu mgłą. I tylko czasami gdzieś coś w tle zajaśniało, gdyż w dolinach zapewne pogoda nadal była piękna. Mijają nas też uczestnicy rajdu, których spotkaliśmy rankiem nad Jesenikiem.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Jeden z taktycznych postojów ;)
Obrazek

Na Vysokiej holi (Hohe Heide) stoi domek krótkofalowców, słup graniczny Krzyżaków, Žerotínów z Velkich Losin oraz Hoffmanów z Janovic (a przy okazji też Moraw i czeskiego Śląska - to drugi najwyższy szczyt tych ziem) oraz podstawa niemieckiego radaru dalekiego zasięgu z II wojny światowej.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Na Petrovy kameny (Peterstein) nawet nie ma co wchodzić i to nie z powodu zakazu.
Obrazek

Wieża na Pradziadzie niewidoczna... schodzimy na asfalt koło hotelu Ovčárna (Schäferei).
Obrazek

Początkowo mieliśmy spać w schronisku Barborka, ale Robert zachęcał nas do chaty Sabinka przy dużym parkingu. Wchodzimy więc tam i rozsiadamy się. Najpierw miało być tylko jedno piwo, ale w końcu po rozmowie z właścicielem zdecydowaliśmy się na nocleg. Michał jeszcze zadzwonił do Barborki odwołać rezerwację, gdyby ktoś się o nas martwił (w co wątpię).
Obrazek

Miejscowy jagodowy likier :)
Obrazek

Sam obiekt nie jest zły... piwo co prawda wodniste, ale jedzenie znośne, ceny też umiarkowane. W pokoju na początku wali chłodem, lecz włączamy grzejnik i przed snem robi się przyjemnie. Obok znajduje się duża sala, w sam raz na jakiś zlot lub spotkanie biesiadne ;)
Obrazek

Aha, Robert nie dał się namówić na nocleg, a późnym wieczorem jeszcze wracał do siebie do domu na rowerze (który ledwo znalazł rzuconym poprzedniej nocy w krzaki). Stanowczo wariat!
Roxi
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5097
Dołączył(a): 06.11.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Roxi » 27.10.2015 14:49

Bardzo fajna relacja :)
A na ten likier to nawet smaczek się pojawił :twisted: ...myślę, że dziś jesienny wieczór spędzimy przy czymś rozgrzewającym ;)
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 17.11.2015 14:52

W niedzielę rano... piękna pogoda rzecz jasna!
Obrazek
Obrazek

Jaka szkoda, że nie mamy więcej czasu! Oprócz Michała jesteśmy jednak uzależnieni od komunikacji masowej, więc doliną Białej Opawy schodzimy do Karlovej Studánki (niem. Bad Karlsbrunn).
Obrazek

Jeśli ktoś szedł tym szlakiem to wie, że jest to trasa bardzo atrakcyjna - liczne mostki, drabinki, urwiska, wodospady, a do tego dzisiaj słońce tańczące po trawie i paprociach.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Szlakiem co prawda lepiej się wchodzi, niż schodzi, ale i w drugą stronę dajemy radę :) Im bliżej miejscowości tym więcej ludzi idzie z naprzeciwka... Wydaje się, że tam na dole co rusz przyjeżdżają autokary i wręcz wypluwają tłumy zachęcone ładną pogodą. I faktycznie grupy tutaj dominują, mało kto idzie samotnie lub we dwie osoby. Dla osób niekumatych na początku szlaku wywieszono kartkę, aby na pewno wiedziały gdzie idą.
Obrazek

Jakby i to do kogoś nie dotarło, to łopatologicznie rozrysowano cały przebieg szlaku. Może się nie pogubią.
Obrazek

Na asfalcie jeden wielki parking - dziesiątki zaparkowanych aut. W drugą stronę szła tylko nasza trójka i jakaś para. Cała reszta - wpieriod na Pradziad! Pomieszczą się tam?
Obrazek

Mkniemy przez Karlovą jednocześnie podziwiając architekturę uzdrowiska jak i szukając właściwego przystanku.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po chwili nerwów odnajdujemy odpowiednią zatoczkę i czekamy na nasz autobus. Na szczęście tym razem przyjeżdża prawie pusty, więc podróż powrotną do Jesenika mamy cichą i komfortową...
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 22.11.2015 14:18

A że godzina jeszcze młoda postanawiamy wejść na szybko na skałki Čertovy kameny (Harrichstein), nad wioską Česká Ves (niem. Böhmischdorf). To już Góry Opawskie (Zlatohorská vrchovina),, w sumie zespół kilku skał, mniejszych i większych.
Obrazek

Wejście na największe może przyprawić osoby z lękiem wysokości o skok ciśnienia ;) Byłem jednak tu już kiedyś w styczniu, więc jestem przygotowany :)
Obrazek
Obrazek

Z góry rozciąga się ładny widok na okolicę - od częściowo zarośniętego Keprnika po jezioro Nyskie. Niebo jednak nie jest tak czyste jak w piątek (i dobrze :D), więc i słońca nie ma tak dużo.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Jak widać na zdjęciach - niektórzy wchodzą na ostrożnie...
Obrazek

...a inni z uśmiechem na gębie :D
Obrazek

Pod skałami znajduje się restauracja, ale tam króluje stonka, samochody, a nawet autokar. Chcieliśmy zamówić po czosnkowej, lecz nie ma. W ogóle mało co jest, mimo, że dopiero godzina 14-ta... W dodatku sąsiedzi prowadzą tak idiotyczne rozmowy, że ciężko się skupić chociażby na rosole; dowiadujemy się m.in. o jednonogim Murzynie grającym tak pięknie w jednym z egipskich kurortów, że właśnie dla niego dojrzała blondynka chciałaby tam wrócić, a także o 19-latce, która dzięki wpadce w wieku 16 lat i posiadaniu kilkoro dzieci jest już dojrzała jak 30-latka a wygląda na 24 (albo coś w tym stylu) :D

Odcinek od dołu do skałek bez większych emocji, choć są tam trzy ciekawe miejsca:
- pomnik poświęcony leśniczemu Albinowi Reichelowi, który zmarł w tym miejscu na zawał podczas polowania w 1927 roku. Chciał sobie pozabijać, a tu kostucha postanowiła przyjść po niego.
Obrazek

- świeżo odnowione źródło Zapomenutý pramen, niegdyś nazywane imieniem Johanna Schrotha, założyciela uzdrowiska w Dolni Lipovej.
Obrazek

- a na samym dole most nad rzeką z 1933 roku, gdzie zachowały się dwujęzyczne tabliczki.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

I tym sposobem zakończyliśmy czterodniowy wyjazd w czeskie Sudety :)
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 02.12.2015 22:19

Schodziłem trochę śląskich, polskich i zagranicznych gór ale jeszcze nigdy nie byłem z plecakiem w Bieszczadach :! Co prawda dwukrotnie zajrzałem w to pasmo - raz autobusem na kilka godzin do Ustrzyk Dolnych, a raz samochodem zwiedziłem kilka cerkiewek w okolicach Komańczy, ale to jednak nie to samo... Bieszczady Zachodnie od dobrych kilku lat wypisywałem w planach na nowy rok, w końcu przestałem to robić, bo ciągle się nie udawało. Aż do obecnego listopada :)

11 listopada o pierwszej w nocy ładuję się z Eco, znanym z poprzedniej wyprawy, w Katowicach do autobusu dalekobieżnego na wschód. Podróż jak na polskie warunki trwa krótko, bo nieco ponad pięć godzin, ale nie powiedziałbym, że jesteśmy wypoczęci. Prawie nie spałem, w poprzednią noc również, więc czuję się trochę jak zombi... ale tylko trochę.

Autobus wyrzuca nas w Lesku na jakimś obskurnym placu, wokół którego pełno informacji o centrali nasiennej. Przyjechał za wcześnie, ciekawe jakby ktoś przyszedł punktualnie na moment odjazdu i został wystawiony do wiatru? Pogoda jest taka jak w prognozach - pochmurno, szarawo i mży. W dodatku Andrzej zostawia w autobusie chustę - standard.
Obrazek

Maszerujemy do centrum Leska. Wymarłe. Kompletnie. Wiemy, że jest około 6.30, ale to w końcu miasto powiatowe (choć wielkością to raczej duża wieś).
Obrazek

Oglądamy kilka pomników, fotografujemy mapę i schodzimy w dół zobaczyć synagogę z XVII wieku. Jest nietypowa, posiada m.in. wieżę dawnego żydowskiego więzienia oraz kościelno-pałacowe szczyty, nie ma drugiej takiej w Polsce.
Obrazek
Obrazek

Po zdewastowaniu w czasie wojny, zawaleniu dachu w latach 50. jest obecnie zabezpieczona i działa jako galeria oraz muzeum.

Kawałek niżej żydowski cmentarz. Odbijamy się od zamkniętej kłódką bramy klnąc długo i głośno, a wtedy nagle z sąsiedniego budynku wychyla się przez okno facet i pyta, czy obudzić teścia, który ma klucz. No pewnie :)

Co prawda teść obudzić się nie dał, ale klucz dostaliśmy. Kirkut jest spory, zachowało się 1600 macew, część w niezłym stanie.
Obrazek

Jest też kilka macew nowych oraz daszek nad grobem cadyka, do którego pielgrzymują do dzisiaj chasydzi.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Oddajemy klucz opiekunowi i zaglądamy na nekropolię wojskową. Spoczywa na niej 600 żołnierzy austriackich, niemieckich i rosyjskich poległych i zmarłych w okolicy w czasie Wielkiej Wojny.
Obrazek
Obrazek

Cmentarz wygląda dość skromnie w porównaniu z tymi z zachodniej Galicji, lecz tutaj nie zdążono przeprowadzić masowych prac przy budowie cmentarzy, bo skończyła się wojna. Żołnierzy chowano wspólnie, niezależnie od narodowości, w masowych grobach.
Obrazek

"...za życia skłóceni, śmiercią pogodzeni, razem złożyli tu kości..."

Obrazek

Zaraz obok cmentarz parafialny, na którym też jest trochę starych grobów i rozwalony schron z Linii Mołotowa. Lesko w latach 1939-41 było nadgranicznym miastem Ukraińskiej SRR, stąd pełno umocnień. W czerwcu 1941 miejscowość zdobyli Słowacy i razem z Niemcami zniszczyli bunkry.
Obrazek

Za nieistniejącym płotem siadamy na śniadanie, na zegarku 7.45. Młoda pora, w dodatku na niebie zaczyna się przejaśniać. Tego się nie spodziewaliśmy.
Obrazek

Gdy wracająmy do centrum przebiega nam drogę biały kot - dwukrotnie, tam i z powrotem! To musi być dobry znak! Podchodzimy jeszcze pod kościół parafialny, a następnie w kierunku wylotówki. Idziemy całkiem szybko, momentami odcinek 3 kilometrów zajmuje nam tyle czasu, co 100 metrów ;)
Obrazek

Przy drodze jeszcze jeden rozwalony schron, zamek Kmitów (dziś restauracja i hotel) i słońce na nadal kolorowych drzewach.
Obrazek

Mijamy most na Sanie - to już nie ma żartów, prawdziwe Bieszczady :) Za mostem, na winklu, postanawiamy stanąć i łapać stopa. Samochód zatrzymuje się jeszcze zanim doszliśmy do wypatrzonego miejsca :D

Kierowca jedzie naprawić grzejnik gazowy do nieodległego Hoczewa (Гічва) - to dokładnie tam gdzie my. Hoczew w porównaniu z Leskiem wygląda jak metropolia - dwa czynne sklepy i ludzie żyją!

Słońce oświetla kościół św. Anny z parawanową dzwonnicą i dworkiem (plebania?).
Obrazek

W ogóle jest ciepło, termometry wskazują 14-15 stopni, wrażenie raczej września niż połowy listopada. Kościół tradycyjnie zamknięty, więc tylko obchodzimy go dookoła.
Obrazek

Po drugiej stronie widać sklep z barem - ten drugi też oczywiście nieczynny, lecz nie ma problemu kupić piwa i usiąść pod nim. Zatem strzela pierwszy Leżajsk :)
Obrazek

Na mapie mamy zaznaczoną na bocznej drodze unicką plebanię oraz Izbę Regionalną. Faktycznie, kawałek dalej coś stoi.
Obrazek

Moim zdaniem to fara, a według Andrzeja Izba, dawny zajazd. Dyskusja trwa kilka minut. Obok obiektu na wzgórzu znajdujemy schody donikąd - pozostałość po cerkwi.
Obrazek

A więc probostwo... potwierdzają to miejscowi spod sklepu. Jeden z nich proponuje nam zajrzeć też do zamku nad rzeką.
- O, to coś tam zostało? Bo nic nie widzieliśmy - mówimy.
- No, eee... nic nie zostało... zarośnięte piwnice - miesza się koleś.
A no to dziękujemy za takie zwiedzanie ;) Izba Regionalna, jak sprawdziłem potem na innej mapie, była przy głównej drodze.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 08.12.2015 14:55

Kolejny łapanie stopa zajmie nam dłużej, przynajmniej tak sądzimy. Eco ciągle każe mi się uśmiechać jakbym już siedział w aucie - od tego wszystkiego łapię głupawki i rzeczywiście ustawicznie się chichram :D
Obrazek

(fot. Eco).

Po jakiś 10 minutach staje facet w vanie, który zazwyczaj wozi... niepełnosprawnych. Jedzie aż do Cisnej, ale niepotrzebnie każemy się wysadzić w Mchawie (Мхава), w której ma znajdować się stara kaplica, a nawet dwie.

Kaplica jest - dawniej unicka - odpustowa, dziś katolicka, odremontowana i zupełnie nijaka.
Obrazek

Na wzgórzu, w miejscu rozebranej w latach 50. cerkwi, wznosi się współczesny kościół. Darujemy sobie wdrapywanie się na górę.
Obrazek

Tym razem łapiemy stopa na idąco - dość szybko staje gazik z kilkoma facetami. Robią dookoła odwierty szukając w Bieszczadach gazu. Zanim jednak nas podwiozą to muszą się cofnąć do miejsca pracy, bo ich szefowi coś się przypomniało. Mamy tylko nadzieję z Eco że nie wracamy aż do Leska...

Na szczęście po chwili znowu suniemy do przodu. Dowiadujemy się, że praca jest dobrze płatna i wiąże się z podróżami po całym świecie. Prawie jak prezydenta.

Wysiadamy na opłotkach Baligrodu (Балигород). Andrzej czytał wcześniej o miejscowym kirkucie, który ma być podobno ładnie odnowiony. W rzeczywistości jest bardzo zachwaszczony i w znacznie gorszym stanie niż w Lesku. Część macew została użyta przez Niemców do wybrukowania baligrodskiego rynku i nadal tam spoczywają pokryte asfaltem.
Obrazek
Obrazek

Mimo, iż Baligród ma rynek, to już dawno nie jest miastem. W latach 40. XX wieku kilkukrotnie był niszczony podczas napadów UPA, potem jeszcze dodatkowo wypędzono Ukraińców/Rusinów, a wcześniej wymordowano Żydów, więc nigdy już nie odzyskał swojej wcześniejszej wielkości.

Ale mają własny czołg!
Obrazek

T-34 w parku nie ma z miastem nic wspólnego - w 1975 roku zastąpił T-70, biorący udział w walkach z Ukraińcami. Poprzednik trafił do muzeum w Poznaniu i jest jedynym zachowanym w Polsce.

Oprócz czołgu mamy pomnik pomordowanych przez UPA...
Obrazek

...oraz cerkiew Zaśnięcia Matki Bożej z 1829 roku. Po wojnie niszczała, teraz remontowana.
Obrazek

Dopiero południe (choć słońce już dawno zakryły chmury), więc wypadałoby coś zjeść. Karczmy są zamknięte, ale w oknach jedynej spelunki widać światło. Siadamy więc i zamawiamy po jednym oraz placki ziemniaczane. Nie jesteśmy sami, kręci się tam już podpita parka i mocno zawiany żul, który śmierdzi tak mocno, że barman po każdym jego wyjściu i wejściu psika odświeżaczem :D Nie zdecydował się jednak na wywalenie go za drzwi, bo facet zostawia sporo kasy ;)
Obrazek

Kolejny odcinek przebywamy z małżeństwem, które ma bazę w Polańczyku i cały tydzień kręci się po okolicy. Wysadzają nas na skrzyżowaniu w Cisnej (Тісна). Architektonicznie wioska wygląda niezbyt fajnie, ale jest Siekierezada :)
Obrazek

W środku od razu znajdujemy wspólne tematy z jedną ekipą, a potem drugą - wycieczką z woj. lubuskiego.
Obrazek

Plan minimum na dziś zrealizowany - dotarliśmy do serca Bieszczad. Teraz czas na maksimum - próbujemy łapać stopa na zachód. Stajemy w pewnym oddaleniu od głównego skrzyżowania, machamy ale bez powodzenia... podchodzi do nas starszy pan, pochodzący z Olkusza. Opowiada o rodzinie, częstuje papierosami, rozmawia się fajnie, lecz ewidentnie odstrasza to kierowców. Dopiero gdy odchodzi, w sumie po 20 minutach, zatrzymuje się samochód. W środku młoda dziewczyna, wyraźnie wystraszona i zestresowana. Hmm, to po co się zatrzymywała? :zso

W miarę mijanych kilometrów przestaje się bać i rozmawiamy m.in. o tym, jak to przy świeżym powietrzu w Krakowie ludzie trafiają do szpitala :D

Wychodzimy daleko dalej przy zakręcie, gdzie biegnie zarośnięta na tym odcinku Bieszczadzka Kolejka Leśna.
Obrazek

Przed nami prosty odcinek gruntówką.
Obrazek

Nagle widzimy stadko jeleni. Patrzą na nas ciekawie i dopiero po chwili schodzą w krzaczory, skąd nadal się przyglądają.
Obrazek
Obrazek

Nowy Łupków (Новий Лупків) to właściwie końcówka Bieszczad, a początki Beskidu Niskiego. Znajduje się tutaj zakład karny (gospodarstwo rolne), rozwalone budynki PGR-ów i... rozświetlony domek niczym chatka Baby Jagi.
Obrazek

W środku sympatyczna knajpa, którą zawsze też chciał odwiedzić i Eco. Tu też spotykamy pierwsze osoby które wybierają się w to samo miejsce noclegowe co my. Po wypiciu piwka wspólnie kierujemy się z dwoma chłopakami do odległej o 40 minut Chatki na Końcu Świata.

To naprawdę koniec świata. Nie ma prądu, woda ze studni, za to atmosfera ciepła :) Jest też gęba znajomego z Górnego Śląska ;)
Obrazek
Obrazek

Poranek wita słońcem, choć na Słowacji bardzo mocno się chmurzy i wieje.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 16.12.2015 12:53

Chatka to dawny budynek, należący do zakładu karnego, kupiony w latach 80 przez Almatur. Leży na terenie dawnej wsi Stary Łupków (Старий Лупків), z której nie zostało już nic poza cerkwiskiem, resztkami cmentarza i stacją kolejową. Gdybyśmy wyjrzeli z okien chatki kilkadziesiąt lat temu to zobaczylibyśmy domy niewielkiego letniska...

Na razie jednak trwają pożegnania i zabawy ;)
Obrazek

(fot. Eco)

Wracamy drogą, którą dzień wcześniej podążaliśmy w nocy, więc dopiero teraz można się rozejrzeć. Mnie okolica przypomina Góry Bystrzyckie, a na pewno krajobraz jest bardziej Niski niż Biesowy...
Obrazek
Obrazek

Oglądamy resztki cmentarza łupkowskiego - kilkanaście grobów i krzyży w różnym stanie, w większości w cyrylicy.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Plan na dziś był taki: idziemy do głównej drogi i łapiemy stopa w kierunku Wetliny. Nie musimy jednak tego robić, gdyż chłopaki, którzy przyjechali w pobliże chatki samochodem, oferują się nas podwieźć :) Mamy więc komfortowy transport, tylko jeszcze trzeba wytańczyć na trawie błoto z buciorów ;)
Obrazek

Po drodze mamy okazję (ja po raz pierwszy) zobaczyć wilka - stoi na torach kolejki, tych używanych. Niestety, zanim zdążyliśmy wyciągnąć aparat to zdążył zniknąć.

Stajemy jeszcze w sklepie we Wetlinie, gdzie siedzi prawdziwy bieszczadzki zakapior z brodą i winem Bieszczady. I bieszczadzki jeleń na rzy... rykowisku ;)
Obrazek

Kolejny etap to część górska :)
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 19.12.2015 18:30

Pierwszego dnia w Bieszczadach świadomie odpuściliśmy same góry i skupiliśmy się na tym co w dolinach, gdyż wszystkie prognozy pogody zgodnie stwierdzały, że środa ma być najgorsza. Okazało się to słuszne, bo na szlakach za wiele nie zobaczylibyśmy.

Zatem teraz nadszedł czas na coś wyższego... jak już pisałem: koledzy z chatki w Łupkowie podwieźli nas aż do przełęczy Wyżniańskiej (choć najpierw Eco kazał się wysadzić wcześniej, ale szybko spostrzegł pomyłkę). Połonina Caryńska częściowo w słońcu, choć chmury ostro na nią napierają.
Obrazek

Eco wymyślił dziś trasę na Małą i Wielką Rawkę, a potem zejście do Ustrzyk Górnych na piwo. Niestety, już teraz widać, że Rawki całe w fochu.
Obrazek

Na razie idziemy zjeść obiad do Bacówki. Architektura dziwnie znajoma ;)
Obrazek

W środku przyjemnie. Dwa koty (jednego zauważyłem dopiero po zrobieniu zdjęcia) i smaczne (choć niezbyt tanie) jedzenie - porcji pierogów nie dałem rady całej opchnąć. Przychodzi też trochę turystów, ale mimo bliskości drogi nie mamy wrażenia stonkolandii.
Obrazek
Obrazek

Wychodząc przed schronisko spotykamy małżeństwo, które wczoraj przywiozło nas do Cisnej na stopa. I faceta, który właśnie zszedł z Rawek i nie pozostawia złudzeń: u góry mleko, piździ i wieje, zero szans na poprawę. Udaje mi się namówić Eco abyśmy jednak zmienili plany i uderzyli w drugą stronę - na Połoninę Caryńską. Ta co prawda też się zachmurzyła, lecz jednak to bliżej nam po drodze...

Gdzieś dalej nadal jest słońce, ale tutaj już nie ma szans.
Obrazek

Podejście pod Caryńską to ponoć tylko trochę lżej niż ściana płaczu pod Rawką. Marne pocieszenie, choć zawsze.
Obrazek

Im bliżej grani tym bardziej puchato. Widoki powalają.
Obrazek
Obrazek

Nie ma to jak być pierwszy raz w Biesach i zachwycać się panoramami ;)

Na głównym szczycie Połoniny spotykamy grupę tatusiów z dziećmi, którzy właśnie zaczynają schodzić, my tymczasem siadamy trochę niżej, aby schować się przed silnym wiatrem. Co nam zostaje? Napić się Leżajska.
Obrazek

Ale, ale... czy to nie słońce?
Obrazek

Faktycznie, nad nami czasem przemknie kawałek niebieskiego nieba, a nawet żółta tarcza.
Obrazek

Podczas złażenia zaczyna się oczywiście przejaśniać, widać na sąsiednich pasmach walkę na śmierć i życie różnych żywiołów.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Pierwsze oznaki wiosny... czas szykować Zajączka!
Obrazek

Od tego przyglądania się okolicy zaliczam glebę - dobrze, że tylko jedną, bo śliskich miejsc jest masa. Mijamy ekipę tatusiów z dziećmi, którzy też wyszli późno na szlak, bo rano długo bolała ich głowa ;)

Schodzimy do Brzegów Górnych (kiedyś Berehy Górne, Береги Горішні, ale nazwę zmieniono za komuny aby zatrzeć rusińskie korzenie). Jest tu cmentarz unicki, pamiątka po wyludnionej wsi, lecz w ciemnościach tylko go mijamy. Przy drodze dość duży parking, gdzie robimy sobie postój.

Z Połoniny Wetlińskiej schodzą dwie dziewczyny. Okazało się, że chcą dotrzeć do Ustrzyk Górnych jakimś stopem, tylko, że teraz mało co jeździ - to też torpeduje nasze plany, bo liczyliśmy na podwiezienie na przełęcz nad Brzegami Górnymi, skąd prowadzi najkrótszy szlak na górę. Radzimy dziewczynom aby poczekali na ekipę z dziećmi, która została z tyłu, a ponieważ ich samochody stoją na parkingu, to jest szansa, że gdzieś je podwiozą...

Sami zaczynamy wchodzić szlakiem czerwonym (GSB) na Wetlińską. Szlakowskaz wskazuje półtorej godziny, jesteśmy jednak tak zmęczeni, iż wydaje się to całą długą wiecznością...
Obrazek

Posuwamy się wolno. Bardzo wolno. Stajemy dosłownie co kilkadziesiąt metrów, czasem siadając i wyłączając czołówki. Dookoła niemal kompletna ciemność, czasem tylko bardzo daleko mignie jakieś światło samochodu na drodze... Pięknie i straszno.

Według mapy najgorsze podejście miało być nad granicą lasu - biorąc pod uwagę, że i wśród drzew niektóre etapy potrafią wykończyć (zwłaszcza pieprzone schody), to nie potrafię sobie wyobrazić co będzie wyżej! Kiedy w końcu wychodzimy na otwartą przestrzeń wita nas wiatr i skały... ostra wspinaczka w jednym miejscu i... słaba poświata, ewidentnie schroniska!

Wydawało nam się, że wleczemy się strasznie, a do Chatki Puchatka docieramy niemal kwadrans przed czasem z tabliczki! Dla kogo więc jest tamte półtorej godziny, bo chyba wolniej pójść już nie szło??

Gdybyśmy jednak poszli na Rawki zgodnie z pierwotnym planem to jestem pewien, że już dzisiaj w to miejsce byśmy nie doszli!

W Chatce pełne obłożenie, dostajemy dwa ostatnie łóżka w osobnych pokojach. Pan z okienka proponuje posiłek czyli dwa rodzaje zupy za dychę... nie, dziękujemy. O cenach w tutejszym bufecie chodzą legendy, jesteśmy zaopatrzeni.
Obrazek

Kot Afolfek, sobowtór fuhrera ;)
Obrazek

Liczymy na integrację z sąsiadami, lecz słabo to idzie - ekipa z dystryktu mławskiego wydaje się całkowicie zaabsorbowana grą w karty oraz dwiema dziewczynami, które poznali już na miejscu. Prawie siłą wlewamy im nasze napitki, aby w końcu coś się ruszyło i dopiero swojskie wino Eco zaczyna działać :D
Obrazek

W końcu siadamy razem. Chłopaki raz w roku spotykają się gdzieś w górach, zjeżdżając się z różnych stron świata. Jest nawet wenezuelski Alvaro ;) Teraz namówiły jedną z dziewczyn do gry w tysiąca i jednego z nich ta gra (i fakt porażki z kobietą) tak rozemocjonowała, że darł się na pół budynku.

Po 20-tej przychodzi pan z okienka i mówi, że zaraz wyłącza agregat. Ktoś z ekipy chce jeszcze kupić Leżajska, lecz nie ma już takiej możliwości, pan jest nieugięty. Prosimy zatem o dołożenia do kominka, jednak to też niemożliwe, gdyż drzewo jest... zamknięte w kuchni! Bardzo to dziwne, o ile kwestię napoju mogę zrozumieć, to sprawa pieca była mocno podejrzana!

Przy świeczkach siedzimy na rozmowach do 2-giej w nocy, co jakiś czas sprawdzając, jaka pogoda na dworze - a tam raz zachmurzenie kompletne, a raz bezchmurne niebo.
Obrazek

Będziemy widzieć wschód słońca czy nie? W czwartek go nie było... To pytanie cały czas dręczy mnie przed snem (dystrykt mławski ostrzegał, że straszliwie chrapią, lecz nie słyszałem prawie żadnych nieprzyjemnych dźwięków).

Wstaję rano za potrzebą, patrzę na zegarek, a to już 6.30... Wyglądam przez okno - chmury, ale co chwilę trochę je przewiewa. Co z tym wschodem??
Obrazek
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 16.01.2016 00:53

Wschód słońca na Połoninie... marzenie przed wyjazdem. A właściwie szczyt marzeń, bo patrząc na prognozy pogody marzeniem miał być chociaż jeden słoneczny dzień, w którym można by było pochodzić po górach.

Dotychczasowa aura nie była taka zła, gdyż i pierwszego dnia było rano trochę słońca, a drugiego nawet całkiem sporo. Ale kiedy już poszliśmy w góry, to witały nas chmury. Takie same jak w każdym innym miejscu w Europie. Ba, podchodząc wieczorem na Połoninę Wetlińską spadło na nas kilka kropel deszczu!

Pierwszy widok o 6.30 z okna Chatki Puchatka to rozczarowanie - biało... ale zaraz, zaraz... wiatr szybko chmurzyska przewiewa. Podekscytowany wpadam do sąsiedniego pokoju obudzić Eco, a tam... już prawie nikt nie śpi :! Ale to towarzystwo, które w nocy nie imprezowało, poszli w kimono w okolicach 20-tej, z ekipy biesiadnej daliśmy radę wstać tylko my dwaj :D

Wychodząc na dwór już wiemy, że świt jest nasz :D
Obrazek

Co tu dużo mówić? Było pięknie! Szkoda tylko, że pan w schronisku podał nam złą godzinę wschodu - gdybyśmy mu uwierzyli to najładniejsze momenty przyszłyby nam koło nosa... nieładnie :|

Zdjęcia co prawda nigdy nie oddadzą tego co widzimy, ale przynajmniej dają namiastkę :)
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Wstając na godzinę podaną w schronisku mielibyśmy już taki widok.
Obrazek

Humory dopisują :)
Obrazek

Mamy nawet słabe Widmo Brockenu!
Obrazek

Chmury u podnóża szybko się przesuwają - Wetlina znów na biało.
Obrazek
Obrazek

Na wschodzie morze, ponad które wystają pojedyncze szczyty - to już Ukraina: Ostra Hora, Masyw Riwnej (Полонина Рівна), Pikuj (Пікуй), a dalej Stoj (Стой) i Połonina Borżawska - Wełykyj Werch (Вели́кий Верх). Te ostatnie oddalone są o około 70-75 km. Są to więc pierwsze widoki Ukrainy, które widzę na żywo :)
Obrazek
Obrazek

W schronisku nadal część osób smacznie śpi. Barbarzyństwo!
Obrazek

Pasmo Otrytu.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

I jeszcze raz Pikuj (sterczący na lewo) i okolice.
Obrazek

Szczęśliwy człowiek w górach :) Dawno nie czułem się tak dobrze :)
Obrazek

Nasyciwszy wzrok wracamy do Chatki - pakowanie, w świetlicy śniadanie i Leżajsk na dobry dzień. Ponieważ zapasy wtargane wczoraj się skończyły, to musieliśmy zakupić nowe na dalszą drogę za zbójecką cenę :|
Obrazek

Samo miejsce wzbudza we mnie mieszane uczucia - genialne położenie, jest klimat, ale czułem się trochę jak w jaskini rozbójników... no i dalej nie mogę zrozumieć, dlaczego po godzinie 20-tej nie można dorzucić drzewa do pieca :?
Obrazek
Obrazek

To co z tą lodówką?

Kilka ostatnich zdjęć spod schroniska...

- to, co przed nami:
Obrazek

- pasmo graniczne ze Słowacją (Czoło, Rabia Skała, Dziurkowiec, Ptasza):
Obrazek

- Wielka Rawka i dalej aż po Ukrainę:
Obrazek
Obrazek

- Dział:
Obrazek

- dolina Wetlinki rozpogodzona:
Obrazek

Ruszamy dalej, w końcu to nie koniec dnia (zważywszy, że jest około 8.45 ;))...
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 24.01.2016 14:43

Po wschodzie słońca pora na "standardowe" chodzenie szlakiem... Połonina ładnie oświetlona, idziemy więc w kierunku Roha, najwyższego punktu Wetlińskiej.
Obrazek

Trudno się co chwila nie rozglądać na lewo i prawo - za pasmem Otrytu Magura Łomiańska (Магура-Лімнянська, 23 km), najwyższy szczyt Gór Sanocko-Turczańskich.
Obrazek

Schronisko zostaje coraz bardziej z tyłu...
Obrazek

Na Roh legalnie nie można wejść, szlak prowadzi więc przez Osadzki Wierch, drugi najwyższy na Połoninie.
Obrazek

Skałki pod Rohem.
Obrazek

A na horyzoncie kolejne odległe pasmo, tego już nie potrafię zidentyfikować.
Obrazek

Próby zdjęcia z faną i Smerekiem (Smerkiem?) w tle ;)
Obrazek

Szlak skręca w prawo i schodzi w dół.
Obrazek

Na Szarym Berdzie odcinek zadrzewiony, więc mogę zebrać myśli. Mamy nieczęstą okazję chodzić Połoniną niemal pustą - od wyjścia z Chatki Puchatka spotkaliśmy przez całą drogę kilkanaście osób, z tego połowa z nich była ekipą ze schroniska, idącą po wodę. Pozostali to pojedynczy turyści kierujący się w kierunku przeciwnym niż my.

Ledwo jednak to pomyślałem i na odkrytym terenie przez przełęczą Orłowicza zobaczyłem tłum. Najpierw małe ludziki, więc nie przerażały.
Obrazek

Kiedy mijałem kilku- i kilkunastoosobowe grupy poczułem namiastkę tego, co musi się tutaj dziać w sezonie i w późniejszych godzinach (bo przecież nadal było ranek!). Termin tego wyjazdu został wybrany znakomicie!

Roh już daleko za nami.
Obrazek

Mieliśmy początkowo zamiar wejść na Smerek i tam zrobić sobie przerwę, ale wieje tak mocno, że rezygnujemy.
Obrazek

Na przełęczy Orłowicza kilkanaście osób - co chwila ktoś idzie na Chatkę i zaraz dochodzi ktoś z dołu w celu uzupełnienia. Ludzie siedzą pozwijani w kłębki, poubierani... nikomu nie przychodzi do głowy, że można zejść kilka metrów niżej, za krzaczki, gdzie siedliśmy my: upału nie ma, lecz prawie nie wieje.

Pijemy Leżajska i sycimy wzrok jednymi z ostatnich widoków.
Obrazek
Obrazek

Na przełęczy zmieniamy szlak na żółty i schodzimy w kierunku północnym. Tam kompletna pustka, pierwszych i jedynych turystów spotykamy dopiero na samym dole, już w dolinie.
Obrazek
Obrazek

W lesie masa liści - trzeba uważać, bo nigdy nie wiadomo co jest pod nimi. Za to oznaczenia szlaków dosłownie co kilka metrów.
Obrazek
Obrazek

Połowa albo i większość dystansu jest płaska - to długa droga wzdłuż potoku Berdo. Co jakiś czas widzimy ślady po dawnej cywilizacji - mosty, resztki asfaltu, słupki: kiedyś istniała tu wieś Sucha Rzeka.
Obrazek
Obrazek

Mijamy kilka baraków - to "terenowa stacje edukacji ekologicznej" Parku Narodowego. Najbardziej widoczna jednak jest budka do pobierania biletów wstępu - na szczęście teraz już zamknięta, więc oszczędzamy po 7 złotych za dzień.
Obrazek

Końcówka szlaku dłuży się mocno, więc z zadowoleniem witamy pierwsze budynki wioski Zatwarnica (Затварниця) - ciągle kojarząca mi się z zatwardzeniem :D Ta miejscowość miała więcej szczęścia niż okoliczne - mimo, że kilkukrotnie paliła ją UPA, a autochtonicznych mieszkańców wywieziono w różne strony, to nie stała się tylko oznaczeniem na mapie.
Obrazek

Ośrodkiem życia i kultury, w którym zresztą kończymy dzisiejszą wędrówkę, jest żółty sklep :)
Obrazek

Mamy dużo czasu, czekając na znajomych, telepiących się do nas samochodem. Siadamy z tyłu i konsumujemy drugie śniadanie. Trochę jesteśmy tylko zawiedzeni, że w sprzedaży brak wina "Bieszczady" :(

Z tyłu sklepu zimno i wieje, przenosimy się więc do słońca, na ławeczkę prawie, że filmową ;)
Obrazek

Rano istniały obawy, czy słoneczna pogoda utrzyma się długo, gdyż w pewnym momencie niebo stawało się coraz bardziej przysłonięte białą poświatą, jednak okazało się, że aura dała radę aż do popołudnia :)
FUX
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13020
Dołączył(a): 14.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) FUX » 24.01.2016 15:00

ŁoMatko.
Widoki odlotowe!
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 25.01.2016 00:04

to fakt, w ten jeden dzień trafiła się pogoda, która wynagrodziła poprzednie :)
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 14800
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 25.01.2016 00:46

Przywołałeś moje bieszczadzkie wspomnienia...

Przy wejściu na Wetlińską mieliśmy niezłą pogodę, ale bez słoneczka:

Obrazek

Gorzej było z Caryńską... Zaczęło się od upału, a skończyło (jak to zwykle bywa w upalne dni w górach) na najgorszej burzy, jaką przeżyłam w życiu :roll: Mimo że miało to miejsce prawie 10 lat, nadal dobrze ją pamiętam...

Zdjęcia ze wschodu cudne! Dobrze, że trafił się Wam taki bonus :)
2 lata temu nocowaliśmy na Markowych Szczawinach i mieliśmy w planach wyjście na Babią o wschodzie. Niestety, całą noc lało...
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 25.01.2016 01:31

burzy na połoninie współczuję - ostatnio w sierpniu miałem taką nad sobą w górskim lesie i też było nieciekawie...

Chatka Puchatka ma ogromny plus że nigdzie daleko nie trzeba wychodzić, nawet leń da radę wstać na wschód ;) Choć oczywiście nie po deszczu...
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 02.03.2016 13:20

Powoli okolica zaczyna budzić się do piątkowego życia... pojawiają się pierwsi miejscowi, gdzieś z daleka słychać gromkie śpiewy. Następnie odgłosy zaczynają narastać i widzimy mocno zawianego faceta, idącego ku nam z dużym pakunkiem. Okazuje się, że są to domowe pierogi, którymi wszystkich dookoła częstuje i nikomu nie odpuszcza. Mniej więcej w tym samym czasie docierają nasi znajomi oraz pojawia się nieoczekiwanie ekipa chłopaków z chatki w Łupkowie, którzy tą noc spędzili na Otrycie. Robimy sobie z nimi pamiątkowe zdjęcia, do którego wciągamy i pana od pierogów ;)
Obrazek

Żegnamy się z "łupkowską" ekipą i umawiamy na dzień kolejny, po czym równie wylewnie ściskamy się z miejscowymi ;) Potem liczyliśmy z Eco na podwózkę do Tworylczyka albo przynajmniej do Krywego, gdzie można obejrzeć resztki po wsiach, lecz drogi dojazdowe są w takim stanie, że właściciele samochodu mówią stanowcze nie. Zaglądamy tylko do Chmielu (Хміль), przez który i tak mamy przejeżdżać, a gdzie stoi dawna cerkiew z 1906 roku.
Obrazek

W okresie PRL-u służyła jako magazyn, a w 1968 roku miała zostać spalona podczas kręcenia filmu "Pan Wołodyjowski", na co wyraził zgodę konserwator zabytków :! Wiadomo, rusińskie, obce, to można zniszczyć... Na szczęście w wyniku protestów z tego pomysłu zrezygnowano i dziś służy jako kościół katolicki. Wokół zachowało się kilka starych nagrobków, m.in. Emila Ricci, właściciela wielu okolicznych majątków.
Obrazek

Zrekonstruowano dawną kaplicę, która nie przetrwała składowania siana; wewnątrz znajduje się nagrobek z XVI wieku z napisem w języku cerkiewnosłowiańskim.
Obrazek

Nocleg planowany był w Domu Turysty PTTK w Wetlinie, lecz tam pustawo, a gospodarz mówi, że nie grzeją. Przenosimy się więc do nieodległego prywatnego Czaru PRL-u. To jednak ogromny plus Bieszczad w tym okresie, że znalezienie fajnego i niedrogiego noclegu nie stanowi żadnego problemu!

Czar PRL-u wita nas mocno zawianym towarzystwem, które wskazuje nam nasz pokój (gospodarza tymczasowo gdzieś wessało). Zmieniamy go jednak na ciut mniejszy. W środku różne patriotyczne elementy: portrety Gomułki, Zawadzkiego, zdjęcia z demonstracji żałobnej w Stalinogrodzie oraz plakat z milicjantem-Twoim przyjacielem (milicjant wygląda bardziej jak z KBW, ale co tam).
Obrazek

Ponieważ współtowarzysze zaczynają smrodzić w pokoju kawą, więc idę usiąść na werandę przy wejściu. Tam dowiaduję się, że kobiety po 40-ce stają się przeźroczyste, zostaję też poczęstowany barszczem z brudnej szklanki oraz naleśnikami z mięsem. Nie było wiadomo, czy jeszcze są świeże, ale wobec braku sensacji żołądkowych zakładam, że były ;)

Wieczór spędzamy w Bazie Ludzi z Mgły, w której spotkamy m.in. koleżankę z Chatki Puchatka. Sam lokal, niby drugie pod względem kultowości w Biesach, w żaden sposób mnie nie zachwycił. Ot, niezbyt tania knajpa jakich widziałem wiele. Nie, żeby mi się tam coś nie podobało, ale żadnych czarów też nie wyczułem.

Sobota miała już być zupełnie luźna. W sumie okazała się super luźna, bo najpierw długo wylegiwaliśmy się w łóżkach, a potem zajrzeliśmy do Domu Turysty na tarninówkę. Tam dowiadujemy się co wyczyniało islamskie bydło w Paryżu... :|
Obrazek

Dalszy rozkład dnia nadal nieśpieszny - stołujemy się przy znanym już sklepie wetlińskim, który odwiedziliśmy dwa dni wcześniej. Kolory drzew nadal ładne.
Obrazek

Znów spotykamy zakapiora z brodą, tyle, że tym razem w stanie upojenia, którego Eco ratuje winem ;) Ale nie "Bieszczady", lecz "Korzennym", całkiem niezłym zresztą :)
Obrazek

Nad rzeką Wetliną rozkładamy zestawy małego bieszczadnika ;)
Obrazek

Robimy też sobie sesję przy wodospadzie w Starym Siole, a niektórym jak widać ciągle ciepło :D
Obrazek

Namawiam też pozostałych, abyśmy zajrzeli do Majdanu (Майдан), chociażby przez płot obejrzeć Kolejkę Bieszczadzką.
Obrazek
Obrazek

Ostatni nocleg w Cisnej, w Bacówce pod Honem. Dość sympatycznie, choć w sąsiednim budynku, gdzie nas zakwaterowano, nie działają łazienki i z byle potrzebą trzeba latać na dwór albo do bacówki.
Obrazek

Ostatnia noc musi być w Siekierezadzie, gdzie znów urzędujemy do 2-giej ;) Ponownie widzimy się z ekipą "łupkowską", a z bacówki wzięliśmy ze sobą kolegę, który, jak się okazało, też spał w Chatce Puchatka. Dla bezpieczeństwa aparatu ze sobą nie brałem ;)

W niedzielę pozostaje już tylko wracać - znajomi dowożą nas do Sanoka. Na szczęście pogoda się popsuła, zaczyna padać, więc i żal z zakończenia wyjazdu mniejszy...
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe


  • Podobne tematy
    Ostatni post

cron
Pudelkowe wędrówki po górach - strona 2
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone