Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Pudelkowe wędrówki po górach

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 04.07.2016 17:43

Pudelek napisał(a):Ścieżka prowadzi w górę - to dość męcząca cecha tej trasy, że co chwilę musimy gramolić się do góry, po czym dokładnie tyle samo trzeba zaraz zejść.

W tym zakresie mogę polecić Beskid Wyspowy.

Pudelek napisał(a):Trafiamy na dawno nie widziane oznaki cywilizacji - przewróconą tablicę informacyjną oraz znaki ścieżki dydaktycznej, która prowadzi piękną trasą przez wzgórze z widokami na okolice.

Urocze pustkowia.

Pudelek napisał(a):Zamknięto go ponad godzinę temu, lecz nasi znajomi kupili wcześniej napoje turysty z pianką i schowali za tablicą ;)

Znowu kumoterstwo...

Pozdrawiam,
Wojtek
margaret-ka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2622
Dołączył(a): 05.12.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) margaret-ka » 04.07.2016 19:12

Pudelek napisał(a):Kawałek niżej żydowski cmentarz. Odbijamy się od zamkniętej kłódką bramy klnąc długo i głośno, a wtedy nagle z sąsiedniego budynku wychyla się przez okno facet i pyta, czy obudzić teścia, który ma klucz. No pewnie :)
Co prawda teść obudzić się nie dał, ale klucz dostaliśmy.



Czyli my bluźniliśmy za cicho, bo nikt nam klucza nie dał :wink:

Może komuś przyda się numer telefonu żeby wcześniej umówić się na zwiedzanie cmentarza.


DSC_0300 (Kopiowanie).JPG
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 04.07.2016 20:45

Myśmy bluźnili dość wcześnie rano, bo chyba nie było jeszcze 7-mej i mogło się nieść ;) Właściciel klucza mieszka naprzeciwko, więc nawet bez "rezerwacji" powinien się szybko zjawić.

Znowu kumoterstwo...

uratowali nasze pragnienie ;)
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 13.07.2016 12:06

Pierwszą noc w Bieszczadach spędzamy w bacówce pod Honem. Dociera tam jeszcze Neska :) W schronisku pustawo, dopiero późnym wieczorem dociera jakaś większa grupa. Za to w Siekierezadzie byliśmy praktycznie sami! W piątek, podczas całkiem niezłej pogody!

W sobotę rano słoneczko nadal na niebie...
Obrazek

Dzisiejszą trasę planujemy również "na dziko" - w sensie nie bez szlaków, jak przez większość wczorajszej, ale z potencjalną minimalną liczbą ludzi do spotkania. Grupa się rozrasta - przyłącza się do nas Iza z Romkiem i psem Deyną, a Neska rusza na oklepane połoniny :P

Spod bacówki wchodzimy na Główny Szlak Beskidzki w kierunku Honu. Zaczyna się od mocnego kopa w tyłek - bardzo ostrego podejścia pod dawno nieczynnym wyciągiem orczykowym.
Obrazek

Trasa przez Wysoki Dział jest dość przyjemna, choć praktycznie bez widoków - cały czas idziemy przez las. Po osiągnięciu pewnej wysokości nie ma już ostrego gramolenia się w górę tylko dość umiarkowanie na przemian z krótkimi zejściami.
Obrazek

Kilkuminutowy postój na szczycie Honu. Pies niezmordowanie ciągle tacha ze sobą jakiś kijek, często większy od niego ;)
Obrazek

Tylko w jednym miejscu odkrywają się widoki na południowy-zachód: widać dolinę Solinki oraz, jak sądzę, Hyrlatą i Matragonę. Z dołu ciągnie się też gwizd wąskotorówki...
Obrazek
Obrazek

Po drodze zainteresowały nas metalowe tabliczki z cyframi pożerane przez drzewa; z jakiego powodu je tam umieszczono? Na sektory leśne nie wyglądają...
Obrazek

W dalszej części mamy kilka polanek.
Obrazek
Obrazek

Na najwyższym szczycie Wysokiego Działu, Wołosaniu (Partyji), robimy zdjęcie z faną :)
Obrazek

Skałki przy kolejnym szczycie - Jawornym.
Obrazek

W tym miejscu z GSB przeskakujemy na szlak "bazowy" do bazy namiotowej Rabe.
Obrazek

Początkowo oznaczenie jest w takim stanie jak drogowskaz powyżej - słabo oznaczony, trzeba iść trochę na wyczucie. Potem się poprawia; może wyżej ludzie z farbą po prostu nie byli w stanie dojść? :D
Obrazek
Obrazek

A propos ludzi - spotkaliśmy jedną dziewczynę z kijkami, która szybko nas wyprzedziła i kilkuosobową rodzinę z dziećmi idącą z naprzeciwka. Ah, te tłoczne, skomercjalizowane Bieszczady!

Baza Rabe to kapitalne miejsce na potencjalny nocleg z całoroczną chatką, której nie powstydziliby się w Skandynawii!
Obrazek

Oprócz niej stoi kilka wiat, jest wychodek i miejsce na ognisko. Ognisko zresztą już rozpaliła starsza para, która co najmniej od dnia wcześniejszego nocuje tam w... kamperze. Oprócz nich jest też dwójka chłopaków wędrujących i śpiących w darmowych miejscówkach.
Obrazek
Obrazek

Nie mogło zabraknąć zapiekanek :)
Obrazek
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 24.07.2016 13:00

Odcinek od bazy jest już mniej przyjemny, bo drogą częściowo pokrytą tłuczniem. Mijamy dawny cmentarz i cerkwisko po wsi Rabe (Рябе, 1977-83 Karolów na cześć Karola Świerczewskiego).
Obrazek
Obrazek

W 1945 UPA spaliła tutaj 20 Ukraińców za współpracę z Polakami. Ta zdrada narodowa musiała być chyba częsta (mimo, że miejscowość zamieszkiwali niemal wyłącznie unici, a wcześniej też żydzi), bo rok później z ich rąk poszła z dymem cała wieś. Dziś jej obszar to tylko droga wzdłuż Rabiańskiego potoku.
Obrazek

Cywilizacja pojawia się nagle i brutalnie - zakład wyrobu tłucznia! Na szczęście dziś nie pracują.
Obrazek

To musi być doskonałe sąsiedztwo dla chatki studenckiej Huczwice. Poranki w hałasie i pyle są na pewno niezapomniane.
Obrazek

Przed wyjazdem Eco często opowiadał o rezerwacie "Gołoborze" jako wielkiej atrakcji. Idziemy więc go zobaczyć. Gołoborze... hmm, jest, ale bez przesady z tą atrakcją.
Obrazek

Na pocieszenie możemy napić się zdrowej, arsenowej wody, gdyż Rabe ma status uzdrowiska :D
Obrazek

(fot. Eco).

Gdyby ktoś nie chciał spać w bazie namiotowej oraz w chatce obok tłucznia to może wybrać sobie tą obszerną wiatę imprezową.
Obrazek

Im bliżej końca naszej trasy tym więcej tabliczek. Tablic właściwie. Każda stoi za rowem i do każdej prowadzi mostek. Mistrzostwo w durnym wydawaniu unijnej kasy.
Obrazek

Kawałek dalej węzeł ścieżek edukacyjno-spacerowych. Chyba była konieczność wyznaczenia co najmniej iluś tam kilometrów, bo wytyczono szlak do np. "drobnego kamieniołomu". Żeby chociaż jakiś niedrobny...
Obrazek

Pojawia się asfalt, a to znak, że wkrótce będziemy u celu podróży. Widać już Jabłonkę i drogę Baligród-Cisna. W listopadzie jechaliśmy nią stopem.
Obrazek

Kawałek bruku na moście ;)
Obrazek

Pod koniec przyspieszyliśmy tempa, chcąc zdążyć na ostatni autobus w Bystrem (Бистре). Ten jednak musiał jechać za wcześnie, bo ani go widu ani słychu. W końcu Iza z Romkiem postanawiają łapać okazję, ale psa muszą oddać nam; Deynie oczywiście się to nie podoba ;)
Obrazek

Siadamy we trójkę na zadaszonym przystanku, w słońcu, wśród kowbojskiej atmosfery i przy małej flaszeczce tarninówki z Sosnowca :) Pies w końcu też chłonie chwilę :D
Obrazek

Dzięki Izie i Romkowi mamy transport aż do miejsca noclegowe - Ustrzyk Górnych. Chcieliśmy spać w Kremenarosie, ale Neska dzwoni, iż... noclegów nie udzielają! Kurna, przed wyjazdem sprawdzałem stronę schroniska i nawet na zasranym fejsiku nie było o tym żadnej informacji! Niezłe jaja!

Wysyłamy Neskę do domków PTTK, te jednak otwarte będą dopiero na majówkę. Nocleg w hotelu górskim z obowiązkowym śniadaniem kosztuje 75 złotych, więc zostawiamy go dla bełchatowskich szpanerów. W zajeździe komplet. Kwaterujemy się więc u księży, gdzie warunki typowo schroniskowe, ale tanio. Wieczorem i tak idziemy do baru schroniskowego, który działa normalnie i można tam się napić jakiegoś ludzkiego piwa - Pinta po sikaczach smakuje wręcz wybornie :)
Obrazek
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 26.07.2016 09:38

W niedzielę czas na deser - połoniny! Na Caryńskiej i Wetlińskiej już byłem (na tej pierwszej nawet we mgle), więc mamy zamiar złoić te, na których, cytując Eco, "trzeba dać coś od siebie".

Romek podwozi nas z Ustrzyk do Wołosatego (Волосате, 1977-81 Roztoka). Jest tam trochę osób, ale wszyscy kierują się na niebieską, najkrótszą ceprostradę. Budka z biletami do parku narodowego działa pełną parą, za to ta przy pustej drodze w kierunku południowym - zamknięta :D
Obrazek

Mamy pierwsze widoki na Tarnicę.
Obrazek
Obrazek

Znowu cudownie cicho i spokojnie :)
Obrazek

Droga w kierunku przełęczy Beskid, gdzie za pół kilometra zaczyna się Ukraina, jest zamknięta, a Główny Szlak Beskidzki prowadzi w lewo, wzdłuż potoku Wołosatki. Do 1947 roku także tutaj stały domostwa Wołosatego; to była duża wieś, licząca na początku ubiegłego wieku ponad 1000 mieszkańców.
Obrazek

Droga jest utwardzona, widać resztki bruku i asfaltu, a także stare pordzewiałe znaki. Ciekawe kto z niej korzystał, skoro kończy się potem przy granicy?
Obrazek

W pierwszej wiacie robimy krótki postój. Wiata jest z tych, w której kategorycznie zakazane jest przebywanie po zmroku. Zresztą to nawet nie wiata, a deszczochron, żeby ktoś sobie czegoś nie pomyślał ;)
Obrazek

Niedaleko jest fajne bagienko.
Obrazek

Szlak powoli pnie się do góry, kręci, i nagle trafiamy na toaletę ekologiczną. Niezbyt tutaj pasuje, ale dobrze, że nie trzeba zasyfiać krzaków :)
Obrazek
Jesteśmy na przełęczy Bukowskiej. Widać słupki graniczne - to mój pierwszy kontakt z granicą polsko-ukraińską.
Obrazek
Obrazek

Nie licząc widoków z nad Chatki Puchatka z listopada to jest to też pierwszy obrazek ukraińskiej, a nawet zakarpackiej ziemi ;)
Obrazek

W ogóle mam wrażenie, że przed wojną granica z ówczesną Czechosłowacją biegłą w tym miejscu trochę inaczej - podchodziła aż pod Rozsypaniec, a ten teren należał do CSR. Przynajmniej wynika tak ze starych map. Czyżby podczas jakiejś wymiany skrócono jej przebieg?
Obrazek

I miałem rację - korekty granicy dokonano około 1947 roku...
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 04.08.2016 22:46

We wiacie numer dwa robimy dłuższy postój. Przy okazji suszę koszulkę, która stała się całkiem mokra. Na bardzo silnym wietrze, który pojawił się jakiś czas temu, to nie problem. Pierwsi spotkani turyści robią nam zdjęcie, gdy jesteśmy już zapakowani do wyjścia na połoninę :D
Obrazek

- Chyba nas nie zwieje? - pyta się nas starszy facet. Fakt, nie zwiało nas, ale tylko dlatego, że nie ma tam przepaści. Gdyby to były Taterki albo inne paskudztwo z ekspozycjami, tego dnia na połoninach byłoby sporo trupów, bo takiego wiatru jeszcze w górach nie przeżyłem.

Póki co to na razie mamy widoki na ukraińską stronę z Kińczykiem Bukowskim, Pikujem i Ostrą Horą.
Obrazek

Na Połoninie Równej jeszcze sporo śniegu.
Obrazek

Pas drogi granicznej.
Obrazek

Trochę wyżej panorama w drugą stronę - na razie Tarnica i Krzemień.
Obrazek
Obrazek

Na Rozsypańcu nawet się nie zatrzymaliśmy. Na Haliczu również. W tym wietrze było to w zasadzie niemożliwe. Wichura zerwała mi czapkę, którą udało mi się złapać po kilku metrach. Kilka razy oberwałem jakimś paskiem, mapnikiem (Eco przezornie swój schował), raz prawie wybił mi oko, wielokrotnie tak się zapętlił, że zaczął dusić. Andrzej niósł plecak, więc nim pomiatało jeszcze mocniej.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Wyłania się Kopa Bukowska i Bukowe Berdo. Mogę się zgodzić z tymi, którzy uznają tą połoninę za najładniejszą.
Obrazek
Obrazek

Nie jest już tak dziko, jak w poprzednie dni - spotykamy turystów, w sumie może ze dwadzieścia osób.
Obrazek

Za Haliczem dmie tak silnie, że czasem ludzi przewraca. Albo wiatr tak wlatuje w człowieka, że nie idzie oddychać!
Obrazek

Wzdłuż szlaku jest ścieżka edukacyjna, ale nienachalna - w postaci małych tabliczek. Można się dowiedzieć różnych rzeczy o faunie. W jednym miejscu widać zarośnięte okopy - prawdopodobnie z okresu Wielkiej Wojny, jednak specjaliści nie są stuprocentowo zgodni, bowiem w 1944 roku też tutaj kopano (głównie Węgrzy na linii Arpada).
Obrazek

Mijamy Kopę Bukowską...
Obrazek

...przełęcz Goprowska już blisko.
Obrazek

A Halicz i Rozsypanie za nami.
Obrazek

Ciekawe smugi na niebie.
Obrazek

Na niebie pojawiło się więcej chmur, które nadciągnęły z Ukrainy, ale na szczęście pogoda nie siadła, wiatr je dość szybko przeganiał.
Obrazek

Przełęcz Goprowska do 2009 roku nosiła nazwę Rowiń Jackowa. Ale żeby z powodu letniego namiotu ratowników od razu zmieniać nazwę? Dobrze, że to nie jest tak popularne, bo połowa Beskidów nazywałaby się Janowopawłowo, Papieżówka czy Krzyżowo...
Obrazek

Siadamy przed wiatą numer trzy, gdzie wieje trochę mniej. Dostajemy cynk od Neski, że załapała się na imprezę pod Tarnicą. My nie jesteśmy gorszego sortu, więc degustujemy swojską wiśniówkę (którą na początku wzięliśmy za malinówkę :D).
Obrazek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 07.08.2016 22:15

Widzę, że tym razem pogoda jak drut!

Pozdrawiam,
Wojtek
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 25.08.2016 11:58

Podejście pod kolejną przełęcz jest ostre, na szczęście dość krótkie. Na deser widoki na Krzemień.
Obrazek

Zostawiamy plecaki na przełęczy pod Tarnicą i na lekko idziemy na najwyższy szczyt polskich Bieszczad. Zajmuje nam to 6 minut, tymczasem na drogowskazie pisze 15...
Obrazek

U góry kilka osób pozujących do fotek przy krzyżu. My demonstracyjnie uwieczniamy się na tle innych charakterystycznych punktów Tarnicy ;)
Obrazek

Widoki na Ukrainę. Ciekawi mnie ten kopulasty szczyt z przodu - czy to Menczył?
Obrazek

Szeroki Wierch, Wetlińska, Caryńska i inne górki.
Obrazek

I znów przełęcz Goprowska.
Obrazek

Trochę zniesmaczyły mnie te tłumy na przełęczy pod Tarnicą.
Obrazek

Wszyscy wybierają niebieski szlak do zejścia, my obieramy marszrutę na Szeroki Wierch. Za nami idzie tylko jeden turysta, który i tak nas drażni, bo przez niego nie możemy być na połoninie sami :P
Obrazek
Obrazek

Niespodziewanie przestaje wiać, więc siadamy w trawie i przez kilkadziesiąt minut opalamy się z widokami na Bukowe Berdo.
Obrazek

Gdy wracamy do wędrówki za nami nikogo już nie ma :)
Obrazek

Z przeciwka mijamy jeszcze jakiś pojedynczych turystów, ale wszystkiego nie więcej niż 7-8 osób.
Obrazek

Ostatnie fragmenty połoniny, zaraz zacznie się las.
Obrazek

W lesie czwarta tego dnia wiata (pardon, deszczochron), rzecz jasna dostępna tylko od świtu do nocy. Debilizmy made in Poland nigdy nie przestaną mnie zadziwiać.
Obrazek

Lasem idzie się dość szybko, bo i podziwiać nie ma co. Dopiero w niższej części, przy potoku Terebowiec, jest trochę bagienek i innych podmokłych terenów.
Obrazek
Obrazek

Do Ustrzyków Górnych dochodzimy około 18-tej... W niedzielny wieczór wieś sprawia wrażenie wymarłej, podobnie zresztą jak dzień wcześniej.
Obrazek

Zaglądamy do Kremenarosu na piwo i symboliczne pożegnanie z Bieszczadami.
Obrazek

Mają tu różne mądre sentencje...
Obrazek

Piłbym, gdyby nie produkował tego browar Racibórz.
Obrazek

Wyjazd był z gatunku tych idealnych. Świetnie trafiliśmy z pogodą - pomijając pierwszy dzień do południa prawie cały czas mieliśmy słońce. W poniedziałek rano, kiedy wyjeżdżaliśmy, nadciągnęły chmury, zakryły szczyty i zaczęło siąpić. Dzień przed przyjazdem w Biesy z kolei lało bardzo mocno.

Dopisało towarzystwo. A jednocześnie na szlakach było pustawo lub wręcz bezludnie! Zrealizowaliśmy wszystkie zaplanowane trasy!

Pozostaje napisać - ja tu jeszcze wrócę! Kiedy? Nie wiem. Zapewne już nie w tym roku, ale kto to wie ;)
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 14795
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 25.08.2016 12:05

W Kremenarosie spędziliśmy kiedyś (w czerwcu 2006) uroczy wieczór po tym, jak burza przegoniła nas z Caryńskiej. Była fajna ekipa z gitarami, grzane wino i tańce na stołach :D
Super wspomnienia!

Fajnie było pooglądać Twoją bieszczadzką relację. Dzięki!

Pozdrawiam :papa:
Roxi
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5097
Dołączył(a): 06.11.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Roxi » 25.08.2016 13:01

Mi w tym roku Bieszczady uciekły... :(
Nawet gdyby kolano pozwoliło trochę po górach pochodzić, to brak czasu już nie. Dobrze, że są takie relacje!
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 25.08.2016 14:03

maslinka napisał(a):W Kremenarosie spędziliśmy kiedyś (w czerwcu 2006) uroczy wieczór po tym, jak burza przegoniła nas z Caryńskiej. Była fajna ekipa z gitarami, grzane wino i tańce na stołach :D
Super wspomnienia!


mi wtedy Kremenaros podpadł z racji remontu, o którym nigdzie nie napisali, a na miejscu się okazało iż nie ma możliwości noclegu... dobrze, że przynajmniej piwa szło się napić ;)

Nawet gdyby kolano pozwoliło trochę po górach pochodzić, to brak czasu już nie. Dobrze, że są takie relacje!

ja mam w Biesy dość daleko, więc każdy wyjazd to wyprawa co najmniej na kilka dni, zatem wiem co to brak czasu :)

Pozdrawiam również :papa:
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 05.09.2016 12:54

Pora na majówkę :)

Jak majówka to Słowacja, przynajmniej od kilku lat. Rok temu atakowaliśmy Wielkiego Chocza, lecz storpedowała go nieco pogoda. Tym razem postanowiliśmy powrócić w Veporské vrchy (Rudawy Weporskie) - pasmo dzikie i zapomniane, które odwiedziliśmy już częściowo w 2014 roku. Bez zdobywania żadnego ważnego i wielkiego szczytu, ale na spokojną wędrówkę jego zachodniej części, przy granicy z sąsiednią Poľaną.

Tradycyjnie w piątek wieczorem ruszamy do Zwardonia; znów mamy szczęście i trafia nam się skład EN 57. Siedząc w wagonie bydlęcym rozpoznajemy niektóre twarze współpasażerów - zawsze ich tu widzimy, gdy wracają z pracy ;)

Zwardoń jak to Zwardoń - umieralnia... aż ciężko uwierzyć, że w okresie międzywojennym był w stanie przyciągnąć część turystów z Zakopanego!

Z racji braku czasu granicy nie przekraczamy tym razem piechotą, ale słowackim pociągiem, który czeka na peronie.
Obrazek

Konduktor słysząc nasze plany wyraża obawę, czy nie pobłądzimy.
- Nie, mamy pałatki - odpowiada raźno Eco. Jak wiadomo pałatki są doskonałe w odnajdywaniu drogi w górach :lol: .

Przejeżdżamy dokładnie 11 kilometrów i wychodzimy w Čiernym (Cserne), gdzie od razu kierujemy swoje kroki do miejscowego centrum kultury - szynku u Flora :)
Obrazek

Typowa zadymiona spelunka z lokalnym kolorytem, tanimi napitkami oraz smacznym piwem właśnie z Čiernego. Wkrótce też dosiada się żulik, który prowadzi intensywną dyskusję z Andrzejem. Rozmowa musi wypaść pozytywnie, gdyż na stole ląduje postawiona przez niego borowiczka ;).
Obrazek

Po dwóch godzinach opuszczamy sympatyczny lokal i ruszamy do naszego miejsca noclegowego; pamiętając ubiegłoroczne problemy z alarmem przy bufecie w Serafinovie udajemy się w miejsce bardziej oddalone od ludzkich oczu - na trójstyk! To ledwie trzy kwadranse niezbyt szybkiej wędrówki, z tego prawie połowa po asfalcie Republiki Czeskiej.

Na trójstyku, tak jak podejrzewaliśmy, wita nas cisza.
Obrazek

Po słowackiej stronie stoją dwie wypasione wiaty, po czeskiej jedna wypasiona wiata, po polskiej zero wypasionych wiat, za to jest wypasiony chodnik z kostki Bauma. Na noc wybieramy opcję pierwszą, ale i tak rozstawiamy namioty, gdyż prognozy przewidywały temperatury w okolicach -5 stopni!

Na szczęście nie było tak zimno - najpierw grzaliśmy się przy ognisku, a w namiotach na zasadzie "im ciaśniej tym przyjemniej" ;).
Obrazek

Pobudka o 4-tej, pakowanie i schodzimy z powrotem przez Czechy na Słowację. Mijamy m.in. uśpiony teren budowy autostrady D3, którą planują otworzyć w przyszłym roku.
Obrazek
Obrazek

W pociągu spotykamy wczorajszego konduktora. Pyta się w jakim szynku byliśmy - gdy usłyszał, że "u Flora" to tylko machnął ręką :D

Zaczynamy maraton przesiadek - szybka w Czadcy, półgodzinna w Żylinie, znowu szybka w Bańskiej Bystrzycy i w końcu wysiadamy w Zwoleniu, gdzie mamy półtorej godziny przerwy.
Obrazek

Jest ciepło i słonecznie, szukamy miejsca na zjedzenia śniadania. W wybranym bistro towarzystwo zamawia sobie śniadaniowy talerz i pani z obsługi bardzo się dziwi, iż nie chcą chleba. Wkrótce potem dostają faktycznie talerz z masłem, serkami, wędliną, więc pieczywo i tak idą domówić ;) Eco jest tak głodny, że zjada całe kostki masła :D

Ostatnim środkiem transportu tego dnia jest autobus do Hriňovej (Herencsvölgy, Hrinau), jednego z najrozleglejszych miast Słowacji. Mamy pewne problemy z odnalezieniem przystanku, bo miejscowi zdają się nie znać w ogóle takiej miejscowości, pytają się czy to czasem nie w Czechach?! Wszystko przez to, iż uparcie wymawiałem nazwę jako Hrzinova, zamiast Hriniova :D
Obrazek

Spędzamy tam dużo czasu, trochę za dużo. Grupa się rozdziela - oni wchodzą na szlak, a ja postanawiam sobie go skrócić i podjechać kawałek autobusem... Znowu jednak nie potrafię znaleźć właściwego przystanku, a że zgubiłem gdzieś fragment mapy i nie pamiętam dokładnej nazwy wsi, w której miałem wysiąść, więc pozostaje mi gonić resztę. Ruszam za nimi spóźniony o jakieś 40 minut...
Obrazek

Szlak zaczął się fajnie (pomijając pousuwane oznaczenia w okolicach cmentarza miejskiego), jednak potem pojawia się asfalt, który jakiś idiota postanowił poprowadzić przez następnych wiele kilometrów. Strasznie męczył!
Obrazek

Pędzę przed siebie jak głupi, nawet nie pijąc wody, a suszy jak Araba w knajpie i po niecałych dwóch godzinach doganiam resztę towarzystwa :)
Obrazek

Wreszcie pieprzone asfaltowe dziadostwo odchodzi w bok i pojawiają się odsłonięte przestrzenie na pofałdowane górki.
Obrazek
Obrazek

Polanki zachęcają do wylegiwania.
Obrazek
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 08.09.2016 14:31

Kawałek lasu...
Obrazek

...i podchodzimy pod Bratkovicę.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Niewielki przysiółek Detvianskiej Huty (Zólyommiklós) sobotnim popołudniem jest prawie wyludniony, tylko z dużego budynku, wyglądającego jak dawna knajpa, dochodzą odgłosy dzieciaków. Widać tu garść starych domów, jest murowana kaplica i zdobiony krzyż.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Pauza i gramolimy się dalej, co chwila jednak stając na zdjęcia, bo naprawdę pięknie dookoła.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Poľana (1458 n.p.m.), najwyższa kulminacja Poľany. Ciekawe, czy tam tego dnia byli jacyś turyści?
Obrazek

Z powrotem weszliśmy do lasu, ścigani przez zbliżające się ku ziemi słoneczko.
Obrazek
Obrazek

Z wyczekiwaniem wyglądamy naszego hotelu do spania - z każdym zakrętem coraz bardziej niecierpliwie, bo według mapy to już powinno być tu. A na pewno tu! I tu!

Nareszcie jest! Wesoły autobus!
Obrazek

A tak naprawdę to autobusowa przyczepa - prawdopodobnie Jelcz PO-1, powstały na bazie autobusu Škoda 706 RTO, cud polskiej techniki z lat 60., eksportowany do też do innych krajów socjalistycznych. Ktoś go tutaj kiedyś wywiózł i teraz służy jako Hilton dla wędrowców :D
Obrazek

Wewnątrz spokojnie może się wyspać 4-5 osób, które nie boją się kurzu i pająków. Jest piec, ale z niezbyt drożnym kominem, więc organizujemy ognisko w wyznaczonym miejscu. Serwujemy swojskie kiełbasy, zapiekanki, cebule i inne smaczne rzeczy.
Obrazek

Przyczepa o poranku...
Obrazek
Obrazek

Trochę siada pogoda, chmurzy się, ale nam się nigdzie nie spieszy.
Obrazek

W końcu jednak pora na toaletę, zebranie śmieci, fotkę z faną...
Obrazek

...i dalej ku kolejnej przygodzie :)
Pudelek
Cromaniak
Posty: 1975
Dołączył(a): 06.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 13.09.2016 10:54

Na drugi dzień wędrówki mieliśmy kilka wariantów - m.in. wejście na Klenovský vepor i nocleg w znanej nam sprzed dwóch lat chatce pod szczytem. Uznaliśmy jednak, że to za daleko - nie, żebyśmy nie dali rady dojść, ale zmordowalibyśmy się strasznie. A nie o to nam chodziło ;)

Wybieramy więc wariant krótszy, a jak się potem okazało - najkrótszy, który był przewidziany na złą pogodę :D

Obrazek

Niedaleko naszej noclegowej przyczepy autobusowej jest niewielka wiatka, mogąca służyć za awaryjny nocleg dla jednej, dwóch osób.
Obrazek

Niestety, nie ma tam źródła, a nasze zapasy wody są na ukończeniu... zdesperowany Eco nabiera ją z średnio czystego strumyka :D
Obrazek

Niepotrzebnie, bo kilkaset metrów dalej znajduje się źródło rzeki Ipola (Ipeľ, Ipoly), dopływu Dunaju, tworzącej na pewnym odcinku granicę słowacko-węgierską. Przy źródełku kolejna niewielka wiatka.
Obrazek
Obrazek

Po wyjściu z lasu trafiamy na krzyż... nie ma tu jednak pałacu prezydenckiego, za to stoi głaz upamiętniający katastrofę samolotu Douglas C-47 armii czechosłowackiej - w 1956 roku zginęło w nim 21 żołnierzy.
Obrazek

W półeczce pod tablicą informacyjną leżą metalowe fragmenty - resztki owego samolotu! W Polsce raczej nie miałyby szans na przetrwanie w takiej formie. Widać też, że Czechosłowacja dysponowała wówczas bardzo zaawansowaną techniką w postaci kabli USB ;)
Obrazek

Zostawiamy szlak, wdrapujący się na szczyt Čierťaž, i schodzimy wzdłuż łąk w dół. Nieśpiesznie, bo objawiły się widoki na Niżne Tatry :)
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Neska się cieszy, choć wolałaby prawdziwe Tatry, ale musi się zadowolić widokiem Chopoka :D
Obrazek

W dole znów dochodzimy do szlaku... i podziwiamy charakterystyczną sylwetkę szczytu Klenovský vepor (to druga najwyższa góra w paśmie).
Obrazek

Spomiędzy chmur czasem wyjrzy słońce...
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Wchodzimy między zabudowania górskiej wioski Lom nad Rimavicou (niegdyś Forgáčka, a po węgiersku Forgáchfalva). Jest to jedna z najwyżej położonych słowackich miejscowości poza okolicami Tatr - leży na wysokości powyżej 900 metrów.

Nad domami góruje biały kościół - to dobry znak...
Obrazek

...bo jest szansa na knajpę - w końcu ludzie wyjdą ze mszy i będą chcieli ugasić pragnienie. I faktycznie - jest spelunka już za tablicą kończącą mieścinę.
Obrazek

W środku pustawo, ale wkrótce zaczynają się schodzić degustatorzy, bo ksiądz zakończył liturgię. Kilka razy odwiedza nas lekko zachwiany żulik, który pożera wzrokiem Marysię i opowiada, że w przeszłości w Lomie osiedlili się koloniści z Polski, którzy pracowali tutaj w lasach. Do tej pory starsi ludzie mieli mówić jeszcze po polsku, ale młodsi już nie. Nie potrafiłem zweryfikować prawdziwości tych informacji.
Obrazek

W knajpie nie ma nic do jedzenia, ale żulik mówi, że w następnej wsi podają żarcie, więc dziewczynom oczy się świecą ;)

Opuszczamy Lom, graniczący tutaj dość dziwnie z blokami Sihli, która de facto leży znacznie dalej, za lasem...
Obrazek

Sihla (Szikla, Siegelglashütte) jest jeszcze mniejsza niż Lom. Ale ładniej położona.
Obrazek
Obrazek

Znów idziemy łąkami, gdzie towarzyszy nam para durnych crossowców jeżdżących tam i z powrotem. Wrrr!
Obrazek
Obrazek

W Sihli działała kiedyś huta szkła. A dzisiaj mają psa chodzącego po płocie :D
Obrazek

W centrum, a właściwie przy dużym placu służącym do zawracania autobusom, działa wspominana przez żulika druga knajpa. Niestety, mimo napisu rýchle občerstvenie jedzenia tam nie ma, chyba, że je sobie goście zamówią wcześniej. Zdesperowana Marysia porywa ze stołu kromkę chleba, natomiast Eco w akcie dobroci kupuje cały, ostatni bochen za jedyne 2 euro ;)
Obrazek

Pozostaje nam zjeść to, co sami jeszcze mamy w plecaku.
Obrazek
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe


  • Podobne tematy
    Ostatni post

cron
Pudelkowe wędrówki po górach - strona 4
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone