25 lipca (czwartek): Koniec trasy widokowej i wieczór w ŽabljakuWracamy w stronę Žabljaka, oczywiście drogą P14. Nie mogę się napatrzeć na "pofalowany" Prutaš:
Koleżka wydaje się budzić zaufanie

:
Ale jak normalnie lubię psy, tak po dzisiejszej przygodzie staję się nieco nieufna

Bezpieczniej będzie nie wysiadać z auta.
Wiem, że owieczki już były i to w dużych ilościach, więc wybaczcie, że Was nimi zamęczam

, ale nie potrafię się im oprzeć

:
A tutaj ktoś ma wspaniałe towarzystwo przy rozbijaniu namiotu

:
Trochę im zazdroszczę nocy pod gwiazdami... Będą musieli tylko ostrożnie stąpać po trawie, żeby w coś nie wdepnąć

Sedlena Greda w całej okazałości i tym razem zajęta ramka

:
Dobrze, że pozowałam, jak jechaliśmy w przeciwnym kierunku

Kolejne (ostatnie już dzisiaj, obiecuję

) owieczki:
Zatrzymujemy się na chwilę na Sedlu. Ławeczki kuszą, żeby przysiąść i cieszyć oczy:
Z tego miejsca szlak prowadzi albo na Bobotov Kuk:
albo, w drugą stronę, na Sedleną Gredę:
Pod koniec trasy mijamy Valovito jezero:
Można przysiąść na ławeczce i podziwiać:
Tuż obok jest maleńki bar, w którym podobno warto wypić legendarną

górską (czy raczej góralską

) herbatę:
Nie wiem, czy nad barem nie ma przypadkiem pokoju do wynajęcia...
Widokowa droga P14 powoli się kończy. Wjeżdżamy do miejscowości Pošćenski Kraj, na której skraju ulokował się klimatyczny camping o nazwie Katun Eko Selo Camp:
Można tu spać w drewnianych domkach-szałasach i spróbować jazdy konnej, jak ci ludzie:
Atrakcja fajna dla starszych i młodszych. Machają nam uśmiechnięte dzieci

:
Poza tym na campie mieszka oczywiście spora menażeria - oprócz koni, są też kozy, owce i kury

Jutro znowu będziemy tędy przejeżdżać, więc pokażę więcej zdjęć tego miejsca.
Po kilku minutach jesteśmy w Žabljaku i kierujemy się do jednej z restauracji serwujących bałkańską kuchnię. Wybór pada na Krcmę Nostalgija, która ma w google'ach dość wysoką (4,4) średnią ocen:
Na ulicy, przed lokalem, oczywiście kręcą się psy, ale te akurat są wyjątkowo przyjazne:
Wewnątrz, zgodnie z nazwą, jest dość nostalgicznie - stare dywany, zasłonki, wszystko w drewnie. Bardzo ładnie, ale trochę pachnie starością

Jest też ciasno i duszno. Zdecydowanie wolimy siedzieć na zewnątrz:
Zamawiam
čevaby (czyli ćevapčići

), które okazują się chyba najsmaczniejszym posiłkiem, jaki jadłam podczas tych wakacji

Może na to nie wyglądają

:
ale to była prawdziwa pychotka!

Duża w tym zasługa kajmaku - rodzaju gęstej śmietany do smarowania, który idealnie współgra ze smakiem grillowanych
čevabów 
Do tego oczywiście cebula i ziemniaki (widać je trochę pod spodem) oraz pyszny ciepły chlebek robiony na miejscu. Taka porcja kosztuje tylko 4,5 euro

Małż chciał trochę powydziwiać

i zamówił mix mięs z grilla, który wyglądał tak:
Podobno smaczny (nie próbowałam, nie miałam już miejsca i nie chciałam sobie "zaburzać" smaku

), ale i tak mi podjadał čevaby i trochę żałował, że ich nie zamówił. Zwłaszcza, że jego wymyślne

danie kosztowało 9 euro, czyli dwa razy więcej niż moje
Zawsze uważam, że jeśli chodzi o jedzenie, najważniejsza jest prostota i dobre lokalne produkty

A na Bałkanach trzeba jeść ćevapčići!

Jutro Małż mnie posłucha i zamówi to, co ja

Najedzeni i bardzo zadowoleni idziemy na spacer po Žabljaku:
Architektura tego miasteczka jest, powiedzmy, specyficzna

:
Każdy dom z innej parafii

, ale zdarzają się też ładne budynki:
Na głównym skrzyżowaniu koło supermarketu Voli i Hotelu Žabljak zawsze panuje niezły kociokwik

:
Nikt nie wie, kto ma pierwszeństwo, a nawet jeśli wie, to się tym nie przejmuje

Na szczęście nie widzieliśmy żadnych wypadków, choć stłuczki z pewnością się zdarzają.
Ogólne zamieszanie, chaos i brak ładnej oraz, przede wszystkim - spójnej, architektury rekompensują widoki

:
Po to tu przecież przyjechaliśmy! Wieczorem siedzimy trochę na balkonie, wspominamy i snujemy plany na jutro:
Trzeba też nadrobić wpisy w CROnice widocznej na zdjęciu

(Może powinna się teraz nazywać BALKANika

)
Patrzymy sobie na dom z "mostem zwodzonym"

i część Žabljaka:
oraz na góry, które już tak bardzo zdążyliśmy polubić

: