12 lipca: Sobota Promem do PloceSobota. Nasz ostatni poranek w Chorwacji.
Kończymy pakowanie i idziemy na plażę pożegnać się z Divną.
Stałam się chyba trochę niestabilna emocjonalnie, bo uroniłam łezkę, a nawet powiem więcej- popłakałam się
Pogłaskałam Jadran, zapakowałam ostatniego otoczaka do kieszeni, rzut okiem przez ramię na odchodne i zostawiamy tegoroczny raj za sobą.
Nie będzie już pobudek bez budzika, kupowania chleba w przewoźnej piekarni i owoców z ciężarówki. Nie wspomnę nawet o całodziennych pontonowych wycieczkach i jadranowej soli na nosie

Żegnamy się z naszymi campingowymi sąsiadami i machamy dzieciakom- biegająca, międzynarodowa, roześmiana chmura, którą łączył jeden element... bose nogi

- które przez cały pobyt wiele razy bawiły nas do łez.
Divna





Po drodze zatrzymujemy się jeszcze po winko na jesienne wieczory

Przeprawiamy się z Trpanja.
Podczas jazdy zaczynamy się zastanawiać, czy planowanie powrotu na sobotę było dobrym pomysłem. Największym problemem może okazać się brak miejsca na promie.
Im bliżej przeprawy, tym obawy coraz większe. Dojeżdżamy i ustawiamy się w długaśnej kolejce.

Jeżeli nie będzie szans na wydostanie się drogą wodną, zawsze można pojechać lądem. Spoko, bez nerwów

Wyluzowaliśmy się totalnie i jak się okazało słusznie, bo bez problemu załadowaliśmy się na prom.

Odpływamy.



Zabawy z cieniem



Tym razem żegnamy już nie tylko Divną, ale i cały Peljesac.






Przed nami jeszcze krótki spacer po Makarskiej, więc zapraszam
