Dziś miał być wielki dzień (załatwialiśmy jakiś czas coś w Zavali
W pierwszej kolejności czekamy na to, aż pogoda się wyklaruje, co na Hvarze ma akurat miejsce szybko.
Po wypisaniu pocztówek zgodnie stwierdzamy, że chociaż raz wypadałoby zaliczyć spacer po Jelsie w ciągu dnia, skoro mieszkamy tu od tygodnia W końcu pogoda taka:

czyli odpalamy wrotki i idziemy w miasto
We trójkę, bo mój narzeczony postanowił sobie poleżeć brzuchem do góry – ok, urlop ma, niech odpoczywa. Godzinę na spacer wybieramy dość niefortunną, za to przy nabrzeżu dzieje się oj dzieje.
Zjeżdżają same sławy
1. Padre

2. Viganj

3. Voga

4. Calypso

5. Bibe


6. Makarski Jadran

Także gdyby ktoś myślał, że Jelsa to senna, spokojna mieścina, gdzie jest mało ludzi – to nie ma racji. W szczególności w godzinach 10:00-12:00 jest tam tłoczno, bo każdy z wyżej wymienionych statków wypuszcza tłum turystów w tym samym czasie.
Ponieważ tłum ruszył w miasto, my idziemy nabrzeżem



Pogoda oczywiście zrobiła się boska, ale i na jutro prognozy są obiecujące, więc nie martwimy się, że podjęliśmy dziś złą decyzję. Poza tym będzie okazja do zwodowania i przetestowania pączka


Idziemy zerknąć na plażę miejską w Jelsie. Ponieważ z daleka widać, że źle się nie prezentuje. Ciekawe, jak z bliska i ciekawe, dlaczego nikt tam nie plażuje


Szczerze, źle nie jest. Z braku laku… może i ktoś by się skusił, tak żeby poleżeć.


Czas przenieść się w zaułki, pozwiedzać wąskie uliczki, pokręcić się bez celu. Ale nie za długo, bo plaża wzywa





I teraz spieszę z wyjaśnieniami. To nie tak, że ja piszę, że w Jelsie tłumy, a na zdjęciu ani ludzia. Po prostu stałam, stałam, stałam i czekałam, a potem łapałam sekundę, jak nikogo nie było i robiłam zdjęcie
Idziemy teraz trochę szlakiem kościołów.

kościół św. Jana, ale oglądamy tylko z zewnątrz
Najwięcej czasu poświęcimy oczywiście kościołowi pw. św. Fabiana i Sebastiana. Tam już za wejście trzeba zapłacić. Nie pamiętam dokładnie ile, ale to drobne kwoty.
Najpierw obchodzimy teren dookoła:



A teraz wchodzimy do wewnątrz:






W zasadzie najładniejszy z tej wieży to jest widok na Jelsę, bo sama w sobie niczego nie urywa. Mogliby też umyć tą pleksę, którą wstawili w otwory okienne, bo jest tak brudna, że ciężko zrobić zdjęcie czy komfortowo sobie popatrzeć.
I nadejszła wiekopomna chwiła, mam zdjęcie z ludźmi


Idziemy na lody i do apartamentu. Trzeba korzystać z plażowej pogody. Nie ma co się kisić w mieście.
Żeby dojść do apartamentu, idziemy parkiem. Każdy, kto był w Jelsie na pewno tam trafił, a kto nie był – zapraszam na wypoczynek w cieniu
Doborowe towarzystwo w parku jest zapewnione, tylko niestety, kolega małomówny




Jest też uroczy plac zabaw dla dzieci, bardzo dobrze wyposażony, ogrodzony. To pewnie ważna informacja dla podróżujących z dziećmi.

Jeszcze po drodze do naszego apartamanetu mijamy taki uroczy kościółek. Niestety pozamykany, nie ma jak zajrzeć.

Zabieramy narzeczonego z apartamentu i jedziemy. Kierunek – bo blisko, bo fajnie, bo dobry dojazd :arrive: Velika Stiniva
Dojazd bez problemu, stawiamy autko i idziemy w to samo miejsce co wczoraj. Czas zwodować PĄCZKA
Na plaży jednak już coś leży

Nie możemy być gorsi i bierzemy się za pompowanie. Jak zwykle okazuje się, że nadaję się do dmuchania

Nowy członek drużyny został łaskawie zaakceptowany przez główną użytkowniczkę – moją mamę i od tej pory był to jej ulubiony wodny środek transportu
Na samej plaży bez zmian, więc i zdjęć mniej


woda krystalicznie czysta


Tego dnia nie brałam też GoPro w ogóle – dzień można odpocząć
Ale panowie oczywiście bez drona by nie mogli…









nawet jakieś rybki w wodzie się znalazły
Popluskani, pączek zwodowany, czas się zbierać do apartamentu. Nocnego Hvaru nie odpuszczę
Pączek zmieścił się w sam raz

Zanim jednak obiad i Hvar, to partner mamy nie wytrzymał i cichaczem TO zrobił








To mamy i Jelsę z lotu ptaka
Jedziemy jeść - do Vrboskiej
Spokój w tej miejscowości niezmiennie mnie zachwyca. Uwielbiam ją!



Siadamy w tej samej restauracji, co poprzednio.
Zamawiamy kalmary, jagnięcinę, mięso z grilla, a potem dopychamy się boskim tiramisu

Idziemy do palmy, a potem do auta, bo trzeba jechać do Hvaru się polansować


Po drodze zachodzące słońce raczy nas cudownymi widokami i feeria barw na niebie jest wręcz obłędna.




W Hvarze każda para idzie w swoją stronę. Mama z partnerem rozsiadają się na piwku, a my idziemy na spacer.
Nocny Hvar ma swój urok. Jest dużo ludzi, można popatrzeć, bo wszystko tętni życiem. Podobało mi się











Ile młodych, drinki strumieniami się leją, muzyka gra – szaleństwo. Ok, na statki można się popatrzeć, na ładnie podświetlone zabytki, ale powiem Wam – rewia mody, procenty. Uciekamy do Jelsy, na procenty, ale w spokojnym, tarasowym wydaniu.
A co w następnym odcinku?
- rejs
- rejs
- rejs
- i rejs

Do zobaczenia


.png)
.png)
.png)