Niedziela, 11 maja 2025 roku – Lew czy tygrys?Zaliczamy przelot największym pasażerskim samolotem na świecie czyli Airbusem 380. Niestety to tylko British Airways, pewnie ten sam samolot w prestiżowych liniach wyglądałby w środku inaczej. Samolot mocno wysłużony, mam pęknięty podłokietnik z dziurą, ale sam lot wygodny, spokojny, miejsca dużo, a bardzo wygodnym dodatkiem są duże schowki między siedzeniem, a oknem. Pierwszy raz widzimy takie rozwiązanie. Czas przelotu to ok. 13 godzin i lądujemy mniej więcej o czasie.


Formalności na lotnisku idą niesamowicie szybko, automatyczne bramki pozwalają przejść bez jakiejkolwiek straty w kolejce. Szybka toaleta, odbiór kart sim kupionych w promocji jeszcze w Polsce, wypłata gotówki z bankomatu z zapasem, aby starczyło nam na wycieczkę do Brunei. Przejazd kolejką-metrem i wysiadamy w pobliżu pomnika Merlion czyli symbolu miasta – lwa z ogonem ryby. Atrakcja średnia, a ludzi pełno. Szybkie zdjęcie i nabrzeżem idziemy w stronę wieżowca, w którym znajduje się restauracja „Level33”. Dobre miejsce na złapanie chwili oddechu i kraftowe piwo z pięknymi widokami na zatokę i panoramę Singapuru. Siadamy na tarasie, niestety nie ma miejsc przy samej barierce, ale można podejść do samej barierki gdzie jest wyznaczona strefa dla palaczy. Szybko zapada zmrok, dzięki czemu możemy obejrzeć panoramę o różnych porach dnia. Do tego niesamowitej scenerii dodaje szalejąca w oddali burza. W menu piwo kosztuje 20 dolarów singapurskich za pół litrowy kufel. Jednak do rachunku doliczane są dwie opłaty, chyba za obsługę i podatek. Suma to 47,72 S$ co daje 138,32 złotych za dwa kufle piwa.






Dalej udajemy się do ogrodów z super drzewami gdzie o 19:45 ma zacząć się pokaz świetlny. Ludzie rozsiadają się w różnych miejscach, a iluminacja jest w rytm muzyki. Po około 15 minutach przechodzimy szybkim krokiem pod budynkiem słynnego hotelu Marina Bay Sands i niezwykle wysokiego centrum handlowego aby zdążyć na końcówkę pokazu o nazwie Spectra. Jest to pokaz zmieniających się sekwencji podświetlanych różnymi kolorami fontann, dodatkowo z podkładem muzycznym.




Stąd odjeżdżamy metrem do centrum Maxwell. Świątynia Buddy i jej podświetlenie robi na nas ogromne wrażenie. Tuż obok siadamy w jednej z kilku słynnych uliczek z street foodem. Za dwie spore porcje płacimy 35 złotych, a za dwa piwa dodatkowo 46 złotych. Ze stacji metra nieopodal jedziemy około 40 minut w pobliże granicy z Malezją gdzie przesiadamy się na autobus, który zawozi nas pod sam punkt kontroli. Wysiadamy, przechodzimy sprawną kontrolę graniczną po stronie singapurskiej i znowu wsiadamy do autobusu, który zawozi przez most do stanowiska z kontrolą graniczną po stronie malezyjskiej. Tym samym opuszczamy miasto lwa, które jest zaliczany do tzw. tygrysów Azji. Autobusy mijają ogromne kolejki samochodów, a działają na zasadzie normalnej komunikacji miejskiej. Dla wygody wchodząc do autobusu czy metra możemy wejść przykładając kartę kredytową. Wychodząc również przykładamy kartę. W ten sposób płacimy za sumę przejechanych kilometrów, a opłata jest pobierana po kilku przejazdach. Nam wyszło po 6,38 S$ czyli 18,50 zł za przejazd metrem z lotniska do centrum, dalej do Maxwell i w stronę granicy oraz przejazd autobusem przy granicy. Dodatkowo na ukończeniu jest już przedłużenie linii metra przez rzekę na stronę malezyjską.


Po stronie Malezji kontrola również bardzo szybko mimo ogromnej ilości osób. Niestety nie umiem dogadać się z Grab (aplikacja typu bolt) i prawie 3 km idziemy na nogach do hotelu. Po drodze wyciągamy gotówkę z bankomatu oraz kupujemy napój i dwa piwa. Niestety w Malezji o ile woda czy napoje-soki są tanie (pół litrowa icetea ok. 2-4 złotych) to półlitrowe piwo kosztuje ok. 11 złotych. Do hotelu docieramy około północy. Staramy się jak najszybciej usnąć, bo już mało czasu zostało nam do pobudki.
