60% ludności świata żyje w Azji. Chiny są tak szerokie, że naturalnie powinny przeciąć do 5 oddzielnych stref czasowych, ale mają tylko jedną - narodową strefę czasową. Obywatele Singapuru, Korei Południowej i Japonii mają najwyższe średnie IQ na świecie. W Azji znajduje się najwyższy punkt na lądzie – Mount Everest (8848 m n.p.m.) oraz najniżej położony punkt – wybrzeże Morza Martwego (430,5 m p.p.m.). Spośród 10 najwyższych budynków na świecie 9 znajduje się w Azji.
Super, dobrze, że Ci przeszło po "turbulencjach" w samolocie ... Może ten spacer dał Ci tak jednak w kość? Rejony egzotyczne, ale ciekawe Śledzę uważnie Twoją drogę
Ciekawa wycieczka, sporo "przygód": kręgle w drodze, piękną nocą na piechotę na lotnisko, leżące miejsce w samolocie, piwo z kija w sklepie... Jak tak sie zaczyna ciekawe jak sie skończy
majkik75 napisał(a):Super, dobrze, że Ci przeszło po "turbulencjach" w samolocie ... Może ten spacer dał Ci tak jednak w kość? Rejony egzotyczne, ale ciekawe Śledzę uważnie Twoją drogę
Czynników pewnie było wiele, ale wstyd się przyznać obżarstwo chyba było tym największym.
feniks7 napisał(a):Ciekawa wycieczka, sporo "przygód": kręgle w drodze, piękną nocą na piechotę na lotnisko, leżące miejsce w samolocie, piwo z kija w sklepie... Jak tak sie zaczyna ciekawe jak sie skończy
Przygód dalej było sporo, ale na szczęście już bez tych zdrowotnych.
Dobrze że perturbacje żołądkowe nie wróciły , one potrafią zepsuć najwspanialsze wakacje My Ararat ( również Mały Ararat ) oglądaliśmy w pełnej krasie z Karaburun w Turcji , ale podobno w promieniach wschodzącego słońca prezentuje się wspaniale , a taki widok jedynie z miasta Ararat ( dawniej Davalu ) w Armenii . Trzeba tam będzie w końcu dotrzeć , raczej w Twoim stylu , bo z Turcji ciężko wjechać do tego kraju , a zaplanowany Osiołkiem spacer pt. "Morze Czarne dookoła , zgodnie z ruchem wskazówek zegara" możliwy do zrealizowania prędko raczej nie będzie . . .
Swego czasu byłem mocno zaangażowany w budowanie podobnego planu, tylko rozbudowany jeszcze o objazd morza Kaspijskiego aż do Ałmat. Niestety... może kiedyś.
Z Turcją nie ma żadnych przejść, mam na myśli dróg czy budynków granicznych. Z Azerbejdżanem jeśli już jakieś są to są mocno zniszczone. Zawsze możesz wjechać od strony Gruzji przez Batumi i Kutaisi, a w tych okolicach jest co zobaczyć. W przypadku chęci odwiedzenia również Azerbejdżanu trzeba pamiętać o kolejności. Najpierw Azerbejdżan, potem Armenia.
Noc przebiega spokojnie, no prawie. Budzik ustawiony przed 2:30 lokalnego czasu nie daje spać. Wszystko po to aby zdobyć darmowe wejściówki na jeden z najwyższych wieżowców w Singapurze. Udaje się i szczęśliwy zasypiam ponownie. Poranek sielski, za oknem na pierwszym planie mała winnica, dalej kurnik, a na dalszym planie majaczą ładne góry. Śniadanie jemy o 8:30 i jest to najwcześniejsza godzina, na którą mogliśmy zamówić. Chwilę po 9:00 ruszamy w dalszą drogę. Rachunek za nocleg ze śniadaniem to 14 tysięcy dram za parę, a za kolację dodatkowo płacimy po 12,5 tysiąca od pary.
Orbelian Caravanserai
Już po kilku kilometrach znikają z pola widzenia ostatnie drzewa, a droga coraz mocniej pnie się w górę. Po ponad 40 kilometrach docieramy do pierwszej atrakcji dzisiejszego dnia. Miejsce to odkrywam przez przypadek gdy w domu śledziłem palcem po mapie trasę przejazdu. Położony na wysokości ponad 2400 metrów Karawanseraj został zbudowany w 1332 roku i służył do odpoczynku zmęczonym podróżnym i zwierzętom w drodze przez przełęcz. Droga i widoki wiodące tutaj przypominają jedne z najpopularniejszych tras górskich w Europie.
Na szczycie droga przebiega bardzo długo mniej więcej na podobnym poziomie. Wśród traw gdzieniegdzie widzimy ludzi zbierających zioła, rośliny? Pojawiają się też niewielkie osady-wioski. Możemy sobie tylko wyobrazić ile zimą tutaj musi być śniegu.
Train wagon Armenia
Druga atrakcja również jest odkryta dzięki jeździe palcem po mapie. Wagon położony jest przy drodze kilka metrów od jeziora Sewan, które pewnie dla Ormian ma podobne znaczenie jak dla Węgrów Balaton. Jest to największe jezioro Kaukazu i jedno z najwyżej położonych jezior świata – ok. 1900 metrów. Sam wagon jest dość mocno już zdewastowany. Domyślamy się, że wziął się tutaj z zamysłem dostosowania go na restauracje. Od drogi w kierunku wagonu jest kilka zniszczonych schodków, więc tym bardziej nasza teoria jest możliwa.
Surb Gevorg Church
Kilometr dalej, na wzgórzu docieramy do trzeciej atrakcji tego dnia, oczywiście ponownie przypadkowo odkrytej. Jest to niewielka kaplica położona na wzgórzu, z którego są wspaniałe widoki na jezioro. Auto zostawiamy przy głównej drodze i kilkaset metrów przechodzimy pod górę zniszczoną polną drogą.
Pijemy wódkę na cmentarzu
Średniowieczny cmentarz w Noratus, posiada największe skupisko chaczkarów czyli kamiennych zdobionych płyt. Jednak najpierw polną drogą dojeżdżamy w kolejne przypadkowo odkryte miejsce, gdzie na wzgórzu jest położona mała kaplica, a wokół niej kilkadziesiąt nagrobków. Gdy dojeżdżamy widzimy dwa auta i parę osób stojących przy samej kaplicy. W pierwszej chwili zastanawiamy się czy to nie jakiś pochówek, ale tutaj? Po wyjściu z samochodu okazuje się, że to grupa mężczyzn ma zakrapiane spotkanie akurat tutaj. Zapraszają nas, zostajemy poczęstowani wódką, chlebem i mięsem coś w rodzaju mortadeli. Gdy ja odmawiam tłumacząc się, że jestem kierowcą, Pan ze zdziwieniem patrzy na mnie i mówi „ja też kierowca”. Kasia wypija dwa kubeczki i zostaje nazwana „maładiec” czyli zuch. My odwdzięczamy się kabanosami, tylko tyle mamy ze sobą z Polski. Po kilku minutach i łamanych rozmowach, dobrze, że Kasia zna rosyjski żegnamy się w bardzo miłej atmosferze. Mamy wrażenie, że dwóch młodszych mężczyzn nie do końca jest zadowolonych z naszej obecności lub są obojętni.
W drodze powrotnej zatrzymujemy się w docelowym miejscu. Najpierw na nowym cmentarzu gdzie w oryginalny sposób uczczona jest pamięć chłopaków - bohaterów, którzy zginęli w wojsku. Stwierdzenie w wojsku nie jest przypadkowe, bo przed wyjazdem przeczytaliśmy kilka książek o Armenii i niestety są żołnierze, którzy zginęli nie na froncie, a w niewyjaśnionych okolicznościach w bazie wojskowej. Jak twierdzi rodzina zostali zabici, bo nie dali łapówki swoim przełożonym. Po powrocie do Polski miałem przyjemność spotkać się ze znajomym znajomego, który jest Azerem. To on pomógł nam w kilku kwestiach przed wyjazdem do Azerbejdżanu dwa lata wcześniej. Pytałem go o kwestie wojny i zabijania żołnierzy. Co mnie zszokowało - to on twierdzi, że w armii Azerbejdżanu jest podobnie, ale nie na aż tak dużą skalę jak w Armenii.
Z roztargnienia o mało byśmy minęli i zapomnieli o docelowym miejscu czyli starożytnym cmentarzu. Kilka starszych Pań proponuje nam wycieczkę z przewodnikiem. Jest też niepełnosprawny Pan, który sprzedaje różne rzeczy. Po cmentarzu kręci się kilku turystów. Niektórzy w towarzystwie przewodników. Przy wyjściu kupujemy od pani kapcie zrobione na szydełku z włóczki. Cena to 2 tysiące dram czyli niecałe 19 złotych. Na ilość pracy, którą trzeba wykonać to jest bardzo niska cena. Przy okazji w Częstochowie słynne kapcie zazwyczaj nazywane są chapciami.
Bezcenne ryby
Na obiad wybieramy restaurację Royal Fish, która wygląda podobnie jak restauracje w amerykańskich filmach. Na miejscu okazuje się, że większość osób kupuje kebaby za około 10 złotych. Trochę to nas niepokoi, ale po chwili zamieszania sympatyczna Pani kieruje nas do stolika i wybiera z nami ryby. Zamawiamy w sumie cztery ryby, każdy coś innego, dwa talerze pieczonych ziemniaczków, cztery piwa i fante. Gdy Kasia z Łukaszem wracają z uśmiechem zastanawiam się jak duży rachunek zapłacili. Wyszło 10 800 dram (105 złotych) razem z doliczonym automatycznie do rachunku napiwkiem, tak, za wszystko.
Klasztor Hayravank
Dla nas najbardziej malowniczo położony klasztor, który jest otoczony chaczkarami, a tło stanowi mieniące się różnymi kolorami jezioro. Jak większość świątyń w Armenii jego data powstania jest również imponująca, bo pochodzi z około IX wieku. Na miejscu poznajemy sympatycznego psiaka, który na parkingu gardzi wyrzuconym przez kogoś jedzeniem dla psów, a na naszą bułkę z serem, która przyjechała z nami z Polski rzuca się jak wygłodniały lew. Przez dłuższą chwilę nam towarzyszy skacząc na trzy łapy po wysokich skałkach. Jedną łapę ma zwichniętą. Potem znika nam z pola widzenia. Gdy wracamy do auta na sygnał otwieranego auta budzi się i znowu radośnie do nas podbiega.
Sewanawank – turystyczny hit czy kit?
To dla nas ostatnie miejsce nad jeziorem i zarazem jego pożegnanie. To miejsce pojawia się na pierwszej stronie w większości folderów reklamowych. Na początek kupujemy po zimnym piwku i siadamy nad brzegiem jeziora. Dwóch śmiałków na plaży zanurza się w wodzie, co mamy wrażenie, że wśród miejscowych wzbudza podziw. Nam wystarczy zamoczenie stopy. Po chwili relaksu wspinamy się do góry mijając pełno straganów. Na górze wybieram się na mały spacer. Gdy spotykamy się ponownie wszyscy, Kasia mówi, że w środku nie ma jak dla niej nic ciekawego. Schodzimy na dół. Jeszcze tylko świeżo wyciskany sok z granatu oraz symboliczna opłata za parking.
A droga kręta jest, nie wiadomo czy ma kres
Te 90 kilometrów to tak podchodzi mi pod piosenkę zespołu Akurat. Początkowo niby dwupasmowa droga w każdym kierunku, po czasie staje się coraz bardziej kręta. Dodatkowo mam wrażenie, że nieraz gdy wyprzedzam to następne auto za mną chce mnie zepchnąć. Znowu przeżywam „Ale atak” gdy ktoś mnie wyprzedza, a pomiędzy nas wpycha się kolejny samochód. W pewnym momencie przechodzi potężna ulewa. Droga robi się coraz bardziej dziurowa, a po chwili remont drogi i jej praktycznie nie ma. Jedziemy tuż za autokarem, którego po pagórkowatym klepisku galopem wyprzedza łada. Po chwili na glinianej nawierzchni autokar staje bokiem. W ten sposób rozpoczyna się nasza kolejna przygoda. Niecierpliwi kierowcy nadjeżdżają ze wszystkich stron, w pewnym momencie za autokarem stoi kilka rzędów aut (chyba cztery) i zapewne z drugiej strony jest tak samo. Do akcji wkraczają drogowcy. Próbują zapanować nad chaosem, koparka podjeżdża pod autokar żeby go holować, a spychacz zaczyna tworzyć nową drogę na poboczu. Ruszamy, wyprzedzamy autokar, ale jest ciężko, bo z drugiej strony napierają kolejny kierowcy tworząc kilka rzędów i często spychając nas na pobocze.
W pewnym momencie Łukasz woła: coś nam pokazują, chyba urwaliśmy zderzak, albo coś jest nie tak. Zjeżdżamy na bok, na jedną z posesji. Całe szczęście to tylko guma i całe szczęście przejaśniło się. Przychodzi gospodarz posesji, kiwa głową, widzę jak szykuje ręcznik papierowy, mydło i miednice, ale nic nie mówi, że to dla nas. Z Łukaszem błyskawicznie wymieniamy koło i jedziemy dalej. Przy każdej mijanej dziurze nie czuję się zbyt pewnie.
Klasztor Geghard
Mimo przygód, nie mamy złego czasu. Jednak jak dla mnie znowu jedna z największych atrakcji Armenii znowu nie wywiera większego wrażenia. Mimo tego, że to jeden z najstarszych kompleksów w Armenii, który podobno został założony przez samego Grzegorza Oświeciciela czyli w IV wieku. Być może to już zmęczenie, remont lub po prostu kolejny podobny klasztor. Atrakcją jest gdy zobaczyliśmy z góry, że podjechał autokar, powód naszego nieszczęścia, a z niego wysiadają chińscy turyści. No to mamy wyścig po kompleksie aby być przed nimi.
Garni
Tą samą drogą wracamy się około 10 kilometrów do Garni gdzie mamy nocleg. Tym razem mamy osobne miejsca, ale oddalone od siebie o około 150 metrów. Gdy meldujemy się znowu podjeżdża znajomy nam autokar. Na szczęście jest to ostatni raz gdy widzimy i jego, i jego pasażerów. Niewątpliwą zaletą naszego noclegu jest to, że mamy kilkaset metrów do wejścia na teren jedynej istniejącej na terytorium Armenii rzymskiej świątyni z wpływami ormiańskimi. Ciekawostką jest fakt, że kręcono tutaj sceny do filmu Podróże Pana Kleksa. Przez opóźnienie świątynie możemy zobaczyć przed zachodem słońca i tuż po zachodzie słońca przy sztucznym oświetleniu.
Na koniec dnia siadamy w jednej z knajpek na kolację. Wszystkie świecą pustkami. Po kolejnym udanym posiłku zaglądamy do sklepu, który kilkoma elementami wyróżnia się od tych naszych.
@ziemniak - brałeś po wylądowaniu coś na zatrucie? jakiś węgiel czy coś?
Jak ogarnęliście auto? rozumiem, że rezerwacja z PL jeszcze, jaki(ś) pośrednik, czy bezpośrednio? ile wyszło cenowo, jak warunki paliwa i ubezpieczenia? nie czepiali się przy zwrocie?
Dziwne, że ledwo taki Hyundai jechał na tych 2 tys. m.n.p.n. - jakiś zdezelowany, stary, zużyty był? czy może to tylko na odcinkach ze sporym nachyleniem tak było?
Nic nie brałem. Żona napoiła mnie stężonymi elektrolitami, a w samolocie jeszcze dostałem od stewardesy magnez pod język. Wręczyła mi również colę i jakieś łakocie, ale nie skorzystałem, bo na samym początku myślała, że moje sensacje wynikają z głodu.
Rezerwacja samochodu to historia... na początku, na przełomie stycznia/lutego próbowałem zarezerwować przez Opodo/Holiday Autos toyote corolle w express car za około 410 zł. Chyba ze trzy razy ta sama sytuacja, blokada środków, a po czasie odpowiedź, że nie udało się. Przy ostatniej próbie kontakt z obsługą klienta, konsultant pisze, że ma świetną ofertę na jeszcze lepsze auto i taniej. Świetnie, zakładaj rezerwacje. Dostaje mail z linkiem, wchodzę, już prawie klikam opłać rezerwację, ale sprawdzam szczegóły, daty nie pasują...
Finalnie 10 lutego zarezerwowałem przez buking w europcar za 391,28 zł plus 169,78 dodatkowe ubezpieczenie. Rezerwacja 1 maja 12:00 do 4 maja 10:00.
Bez większych problemów, na karcie blokada 200 tys. dram czyli niecałe 2 tys. złotych. Około 3 dni po oddaniu auta zwolniona. Jedynie to niesamowicie długie oględziny auta przy zwrocie. Jeden odprysk Panu nie podobał się, ale na tekst typu: "żartujesz sobie, przecież widać, że to stare i jest zrobiona zaprawka, która już odpada" zakończył dyskusje.
Auto raczej w dobrej kondycji, a dokładnie takie same sensacje górskie mieliśmy w Azerbejdżanie. Niestety słaby silnik benzynowy na mocnych wzniesieniach na wysokości ponad 2 tys. metrów ledwo daje rade. Z plusów to są niesamowicie ekonomiczne. Średnia ok. 5 litrów.
Finalnie 10 lutego zarezerwowałem przez buking w europcar za 391,28 zł plus 169,78 dodatkowe ubezpieczenie. Rezerwacja 1 maja 12:00 do 4 maja 10:00. Bez większych problemów, na karcie blokada 200 tys. dram czyli niecałe 2 tys. złotych. Około 3 dni po oddaniu auta zwolniona.
Jaka była korzyść z tego dodatkowego ubezpieczenia? Piszesz dalej, że na karcie była blokada. Ja zawsze kupuję takie ubezpieczenie, żeby nie było blokady, czasami przepłacam, wiem, ale myślę sobie, że jak się auto uszkodzi, to tej kwoty z blokady mi nie zwolnią, chyba , że wtedy zadziała ubezpieczenie dodatkowe, tak? Dobrze myślę?
ziemniak napisał(a):Średniowieczny cmentarz w Noratus, posiada największe skupisko chaczkarów czyli kamiennych zdobionych płyt. Jednak
Trochę jak stećki w BiH
ziemniak napisał(a):Po wyjściu z samochodu okazuje się, że to grupa mężczyzn ma zakrapiane spotkanie akurat tutaj. Zapraszają nas, zostajemy poczęstowani wódką, chlebem i mięsem coś w rodzaju mortadeli. Gdy ja odmawiam tłumacząc się, że jestem kierowcą, Pan ze zdziwieniem patrzy na mnie i mówi „ja też kierowca”. Kasia wypija dwa kubeczki i zostaje nazwana „maładiec” czyli zuch.
Uwielbiam takie klimaty Przypomina mi się nocne picie wódki w tramwaju w Mińsku (nie w tym Mazowieckim ) z lokalsami. To był początek XXI wieku (wróć, jeszcze 2000, więc koniec XX ) i moich studiów. Świetne czasy i grupa Białorusinów opozycjonistów. Długa historia... Tak jak powrót stamtąd do Warszawy pociągiem (białoruskim składem) z małymi przygodami
Psiak wygląda bardzo poczciwie
Klasztor Geghard - mało zdjęć zamieściłeś , ale wygląda interesująco.
ziemniak napisał(a):Niewątpliwą zaletą naszego noclegu jest to, że mamy kilkaset metrów do wejścia na teren jedynej istniejącej na terytorium Armenii rzymskiej świątyni z wpływami ormiańskimi. Ciekawostką jest fakt, że kręcono tutaj sceny do filmu Podróże Pana Kleksa. Przez opóźnienie świątynie możemy zobaczyć przed zachodem słońca i tuż po zachodzie słońca przy sztucznym oświetleniu.
Byłam na tej części w kinie Nawet to pamiętam Mega ciekawe miejsce. Nie spodziewałam się tam takich klimatów.
Finalnie 10 lutego zarezerwowałem przez buking w europcar za 391,28 zł plus 169,78 dodatkowe ubezpieczenie. Rezerwacja 1 maja 12:00 do 4 maja 10:00. Bez większych problemów, na karcie blokada 200 tys. dram czyli niecałe 2 tys. złotych. Około 3 dni po oddaniu auta zwolniona.
Jaka była korzyść z tego dodatkowego ubezpieczenia? Piszesz dalej, że na karcie była blokada. Ja zawsze kupuję takie ubezpieczenie, żeby nie było blokady, czasami przepłacam, wiem, ale myślę sobie, że jak się auto uszkodzi, to tej kwoty z blokady mi nie zwolnią, chyba , że wtedy zadziała ubezpieczenie dodatkowe, tak? Dobrze myślę?
W teorii, bo nigdy całe szczęście nie miałem tej nieprzyjemności z tego skorzystać to dodatkowe ubezpieczenie pokrywa wszelkie szkody, które ściągną z karty czyli w naszym przypadku maksymalna kwota poniesionych kosztów to niecałe 2 tysiące złotych. To ubezpieczenie pokrywa również koszty, które nie pokrywa standardowe ubezpieczenie - opony, szyby. Takie ubezpieczenie możesz również dokupić u wynajmującego samochód, wtedy nie blokują środków na karcie i masz od razu wyyy bez znaczenia co się stanie, chyba, że udowodnią Tobie, że to było celowe działanie lub wyjątkowe zaniedbanie. Tylko takie ubezpieczenie u wynajmującego samochód jest zazwyczaj około dwa razy droższe niż to co zaproponuje buking lub inni.
ziemniak napisał(a):Średniowieczny cmentarz w Noratus, posiada największe skupisko chaczkarów czyli kamiennych zdobionych płyt. Jednak
Trochę jak stećki w BiH
ziemniak napisał(a):Po wyjściu z samochodu okazuje się, że to grupa mężczyzn ma zakrapiane spotkanie akurat tutaj. Zapraszają nas, zostajemy poczęstowani wódką, chlebem i mięsem coś w rodzaju mortadeli. Gdy ja odmawiam tłumacząc się, że jestem kierowcą, Pan ze zdziwieniem patrzy na mnie i mówi „ja też kierowca”. Kasia wypija dwa kubeczki i zostaje nazwana „maładiec” czyli zuch.
Uwielbiam takie klimaty Przypomina mi się nocne picie wódki w tramwaju w Mińsku (nie w tym Mazowieckim ) z lokalsami. To był początek XXI wieku (wróć, jeszcze 2000, więc koniec XX ) i moich studiów. Świetne czasy i grupa Białorusinów opozycjonistów. Długa historia... Tak jak powrót stamtąd do Warszawy pociągiem (białoruskim składem) z małymi przygodami
Psiak wygląda bardzo poczciwie
Klasztor Geghard - mało zdjęć zamieściłeś , ale wygląda interesująco.
ziemniak napisał(a):Niewątpliwą zaletą naszego noclegu jest to, że mamy kilkaset metrów do wejścia na teren jedynej istniejącej na terytorium Armenii rzymskiej świątyni z wpływami ormiańskimi. Ciekawostką jest fakt, że kręcono tutaj sceny do filmu Podróże Pana Kleksa. Przez opóźnienie świątynie możemy zobaczyć przed zachodem słońca i tuż po zachodzie słońca przy sztucznym oświetleniu.
Byłam na tej części w kinie Nawet to pamiętam Mega ciekawe miejsce. Nie spodziewałam się tam takich klimatów.
Jest moja ulubiona koleżanka z forum
BiH wypadałoby trochę lepiej poznać, mam wrażenie, że mimo różnych poglądów, a nawet wojsk to całkiem nieźle sobie radzą. Kontrasty widać choćby na pierwszy rzut oka gdzie na północy powiewają flagi rosyjskie, a na południu chorwackie.
Może zbyt wcześnie, ale spodziewaliśmy się trochę więcej po Armenii. Bardzo nam się podobało, ale kuchnia jednak najsłabsza na Zakaukaziu, a w Azerbejdżanie więcej życzliwości. To może być złudne, bo w obu państwach byliśmy zdecydowanie za krótko. Jednak w Armenii miało być najgorzej za kółkiem, a było chyba najlepiej.
PS ale byłaby niespodzianka jak byście zdecydowali się na wyjazd z nami, a tu taki Kleks
Rano spotykamy się na śniadaniu w naszym hotelu. Znajomi dopłacają za śniadanie, w sumie (za dwie osoby) 3 tysiące dram czyli około 27 złotych. Ich nocleg kosztuje około 105 złotych, a nas 127 złotych. Mając na uwadze wczorajszy odcinek chcemy jak najszybciej przedostać się do Erywania gdzie mamy nadzieję będzie dało się naprawić uszkodzone koło.
Feralne miejsce mijamy bez żadnych problemów. Jednak na przedmieściach Erywania wszystkie mijane zakłady wulkanizacji są zamknięte. Zastanawiamy się czy to wynik soboty czy dość wczesnej pory.
W ten sposób docieramy nieopodal Kaskad w Erywaniu. Kolejnym problemem okazuje się opłata za parkowanie. Opłata niewielka, ale z tego co rozumiemy z informacji przy znaku da się tylko opłacić w formie wysłania smsa. Zaczepiamy kogoś na ulicy, który chętnie wysyła sms ze swojego telefonu. Gdy podaję mu 300 dram za parking, odsuwa się. Ponownie próbuje mu wręczyć monety, ale zdecydowanie pokazuje, że nie chce, uśmiecha się i odchodzi.
Kaskady, Opera, Kościół
Stajemy przed Kaskadami, z dołu robią wrażenie. Okolica jest ładnie wypielęgnowana i kręci się kilku policjantów i strażników. Wchodzimy 572 schodami na samą górę. Zastanawia nas teren pomiędzy kaskadami, a pomnikiem. Co tu miało powstać albo powstanie? Teren jest ogrodzony zniszczoną siatką i zaniedbany. Stanowi dość duży kontrast do reszty. Chwilę podziwiamy widoki i schodzimy na dół dochodząc do Opery Narodowej.
Na Operze widzimy plakaty zespołu Hooverphonic, który wraz z orkiestrą ma dać koncert 7 i 8 maja. To byłoby coś być w Armenii i pójść na koncert jednego z ulubionych zespołów. Piosenka Mad About You przenosi nas w inny wymiar:
Słońce zaczyna mocno przypiekać i do ormiańskiego kościoła katolickiego idziemy starając się głównie iść w cieniu. Miejsce to w niezwykły sposób łączy, komponuje stary budynek z nowym. Dodatkowo jesteśmy świadkami obrzędu chrzcin.
Wracając w kierunku auta na starym budynku w iście wschodnim stylu widzimy portret jednego z zabitych żołnierzy.
Plac Republiki
Do placu dojeżdżamy już autem, udaje nam się zaparkować w cieniu tuż przed placem. Jest to główny plac w Erywaniu, architektura wokół niego podoba nam się, ale rozległy plac jest głównie wybetonowany i zdominowany przez ruch samochodowy.
Meczet Centralny w Erywaniu
Znowu mamy szczęście i udaje nam się zaparkować w cieniu nieopodal wejścia. Jest to jedyny meczet w Erywaniu i tak jakby scheda po Persji. Na dziedziniec gdzie znajduje się meczet oraz budynki go otaczające wchodzi się z ulicy przez zdobioną bramę. Budynek meczetu robi wrażanie, ale wnętrze to już nic specjalnego. Warto również zajrzeć do sklepu połączonego z muzeum – to taki jakby kiermasz ze starociami. Naprzeciwko znajduje się zdobione wejście, wydaje nam się, że to będzie typowy targ. Niestety okazuje się zwykłym centrum handlowym.
Katedra św. Grzegorza Oświeciciela
Szczęście do parkowania nam sprzyja, akurat ktoś wyjeżdża. Sama katedra to raczej rozczarowanie. Robi wrażenie swoim rozmiarem, ale surowy wygląd nie specjalnie przypada nam do gustu. Przed wejściem rzuca się w oczy osiedle domków, które raczej należą do jednych z najbiedniejszych mieszkańców.
Powoli opuszczamy Erywań. Typowy widok dla Zakaukazia to auta bez zderzaków, po dość mocnych kolizjach czy bez lamp. Jednak pierwszy raz widzimy model nowszego samochodu gdzie bagażnik aby zapewne nie otworzył się przywiązany jest za pomocą linki do podwozia.
Cicernakaberd
To ostatni punkt w Erywaniu, a raczej już na jego przedmieściach, na wzgórzu, z którego można podziwiać panoramę części miasta i majaczące góry na horyzoncie. Jest to pomnik upamiętniający rzeź Ormian przez Turków podczas tzw. karawan śmierci. Miejsce pełne powagi, nostalgii i smutku. Mimo, że to tylko pomnik, przechodzą mnie dreszcze. Jak zupełnie inaczej wygląda to miejsce w porównaniu do sadzawek w Nowym Jorku upamiętniających ofiary 11 września, gdzie większość ludzi w iście szampańskim humorze robi sobie selfie z uśmiechami od ucha do ucha.
Obok pomnika znajduje się duże i ciekawe bezpłatne muzeum. Jedyna formalność to zgłoszenie ilości osób i narodowości. Muzeum głównie przedstawia losy Ormian podczas ludobójstwa w latach Pierwszej Wojny Światowej. To co przeczytaliśmy możemy zobaczyć na fotografiach, filmach i krótkich kronikarskich wpisach. Przechodzą ciarki, więcej lepiej nie pisać.
Koło ważna rzecz
Wyjeżdżając z Erywania mijamy potężne korki, na szczęście w stronę centrum. W drugą stronę ruch jest spory, ale płynnie. W końcu natrafiamy na otwarty warsztat. Wygląda dość nowocześnie, ale Pan chyba nie mówi ani słowa po rosyjsku czy angielsku. Tutaj na szczęście nie trzeba zbyt wielu słów. Pan pompuje oponę, od razu widać gdzie ucieka powietrze, na szczęście nie jest rozcięta. Wkłada szpikulec w dziurę, na boku szykuje kawałek sznurka z klejem, wpycha go w dziurę, obcina i psika jakimś płynem. Gotowe, ale wolę aby był to zapas, więc zostawiamy tak jak było ale spokojniejsi możemy jechać dalej. Cena za usługę wraz z pompowaniem reszty kół to około 18 złotych.
Obiad jeszcze ważniejsza
Rozważamy kilka miejsc, ale ostatecznie zatrzymujemy się w restauracji gdzie siadamy w ogródku pomiędzy budynkiem, a główną drogą. W pierwszej chwili myślimy, że nie uda nam się tutaj zjeść, bo nakrycia jakby przygotowane na wesele. Pani z obsługi zdziwiona każe nam siadać gdzie chcemy. Zamawiamy w sumie sześć butelek najpopularniejszego piwa w Armenii czyli Kilikia, jedną mirindę i cztery dania. Rachunek? 88 złotych. Nasz rocznik.
Klasztor Saghmosavank
Parę minut później mamy problem z zaparkowaniem. Okazuje się, że zobaczymy nie jeden ślub, a do tego miejsce to ze względu na rozległy teren wokół świątyni jest popularne na pikniki. Uroku dodaje również widok na głęboki, soczyście zielony wąwóz.
Pomnik alfabetu ormiańskiego
Czytaliśmy, że to miejsce to w sumie nic specjalnego, ale być w pobliżu i nie zobaczyć? W pobliżu znajduje się również dziwna wieża kościelna, która kojarzy nam się z latarnią morską. Na parkingu kupujemy lody w wafelku, które do złudzenia przypominają nam rodzime śnieżki.
W drodze do ostatniej atrakcji
Dalsza droga okazuje się ciekawa, ale również wymagająca. Chwilami dziury, chwilami brak asfaltu i kałuże, które nie wiadomo co ukrywają pod swoją powierzchnią. Ponownie wspinamy się mocno do góry. Droga ta również prowadzi do jeziora Kari skąd prowadzi szlak na górę-wulkan Aragac o wysokości ponad 4 tysięcy metrów, co czyni go najwyższym szczytem w Armenii. Zakusy były, ale to raczej nie ten czas, a dodatkowo zmiany rozkładu lotów, skróciły nasz pobyt na miejscu.
My jednak nie dojeżdżamy do jeziora, tylko w pewnym momencie zjeżdżamy w lewo jadąc w kierunku ruin zamku i kolejnego kościółka na urwisku. Z perspektywy czasu zastanawiam się, że może jednak trzeba było jechać dalej, nad jezioro i chociaż spojrzeć z bliższej odległości na majestatyczny szczyt. Dla nas najwyższy szczyt w Armenii, a dla Ormian pewnie jest to nieoczywista sprawa, bo oni z nostalgią spoglądają na inny, aż o ponad tysiąc metrów wyższy.
W ten sposób ciekawą, wąską drogą, którą w kilku miejscach przecinają górskie potoki docieramy na parking skąd ruszamy do ruin fortecy Amberd znajdującej się na wysokości ponad 2300 metrów. Tuż obok znajduje się kościół Vahramashen, który pod względem architektonicznym niczym się nie wyróżnia od tych, które już widzieliśmy. Jednak jego położenie jest niezwykłe i ponownie możemy podziwiać bezkres widoków.
Pogrzeb i awaria hamulców
Przed nami około godzina drogi. Pierwsze fragmenty drogi to górskie surowe krajobrazy i wijąca się droga, w pewnym momencie mocno w dół. Gdy zaczynają się zabudowania natrafiamy na dość spore zamieszanie. Dużo ludzi ubranych na czarno, niektórzy z kwiatami w ręku. Kątem oka widzę jak sporo ludzi wychodzi z jednego z domów. Byliśmy świadkami chrzcin, potem nie jednego ślubu to teraz mamy już komplet. Pamiętam z czasów dzieciństwa gdy zmarłych żegnało się w ich rodzinnych domach.
Krótko po tym, przy naciśnięciu hamulca czuję przez około sekundę miękko i charakterystyczne zgrzytanie ABSu. Zapala się lampka ABS, ale wszystko jakby znowu działało. Mam mętlik w głowie. Po chwili gaśnie, później znowu się zapala, ale bez objawów. Zwalniam i utrzymuje jeszcze większe odstępy. Na szczęście hamulec ręczny nie jest elektryczny i działa dobrze.
Ostatni nocleg
Około kilometr przed ostatnim noclegiem zatrzymujemy się kupić głównie piwo na pożegnalny wieczór. Pan na wystawie ma miotły, takie jak kiedyś u nas zamiatano podwórka, tutaj są na użyciu dziennym. Fajna rzecz, mama Kasi taką chciała, ale nie damy rady zabrać do samolotu.
Mapy pokazują dwie drogi, jedną krótszą, drugą dłuższą. Coś mi mówi żeby wybrać dłuższą, ale oczywiście skręcam w krótszą. W pewnym momencie jest mocno zarośnięta, ale jakoś przeciskamy się pod bramę, ale czy to tutaj? Tym bardziej, że od początku był problem z rezerwacją. Przy rezerwacji skusiła mnie cena i opinie (10 na dwadzieścia opinii, a przed samym przyjazdem na ponad pięćdziesiąt). Jednak coś mi nie pasowało z lokalizacją. Na prośbę o dokładną lokalizacje dostałem odpowiedź, że wyjedzie po nas jak będziemy na miejscu. Na drugą prośbę dostałem odpowiedź, że poda jak będziemy w pobliżu. Udało się mi wychwycić oszustwo w Panamie, więc tutaj również zgłosiłem potencjalne oszustwo. Po paru dniach dostałem odpowiedź, że dane zostały zaktualizowane. Tak jak myślałem, nocleg wydawał się być w szczerym polu, około 3 kilometry od centrum miasta. Rezerwację zostawiłem, ale nie mogłem nic fajnego znaleźć w okolicy mając na uwadze, że to dobre miejsce gdybyśmy musieli coś nadrabiać. Gdy zrobiłem drugą rezerwację dla znajomych znowu zrobiło się zamieszanie, bo Gospodarz pomyślał, że to błąd i poprosił o odwołanie.
Ogrodzenie z blachy falistej na wysokość około dwa i pół metra nas zaniepokoiło. Środek podwórka na pierwszy rzut oka również nie wyglądał za przyjaźnie, klepisko z chwastami, na środku fundamenty pod głęboki basen z wystającymi drutami, po prawej z płyty OSB jakby dwa domki, a dalej coś w rodzaju altany z kuchnią letnią. Główny budynek pokryty gołym styropianem, przez który przechodziły różne przewody i peszle od klimatyzacji.
Bardzo serdecznie zostajemy przywitani przez człowieka, który zupełnie nie wygląda jak Ormianin - bardziej jak Ed Sheeran tylko z mniej bujnymi włosami, przedstawia nam swoją żonę, która jest dość zamknięta w sobie, a znowu karnację jakby miała zbyt ciemną na typową Ormiankę.
Po chwili zwątpienia i pierwszym łyku piwa zaczyna wszystko zmieniać barwy. Wnętrze domu okazuje się być luksusowe i wykończone. Wypakowujemy rzeczy i siadamy w altanie. Gospodarz cały czas powtarza nam żebyśmy czuli się jak u siebie. Jego młodziutka wyglądem żona zaczyna jakby czuć się swobodniej w naszym towarzystwie gdy Kasia zaczyna do niej mówić po rosyjsku. Pytamy o płatną kolację, którą oferował. Po krótkiej rozmowie gospodarz wychodzi z podwórka, a jego żona po chwili przynosi coś w rodzaju przystawek. Po kilku minutach wraca z siatami i oboje znikają w kuchni w domu. Na kolację dostajemy pełno przystawek do spróbowania. Wszystko smakuje dobrze, a atmosfera mocno rozluźnia się. Oprócz nas jest jeszcze jedna turystka, jakaś starsza para z Gruzji i Pan, który został nam przedstawiony jako tata. Gospodarz wyjaśnia nam również, że jest Ormianinem, a w ich rodzinie co któryś potomek jest białej karnacji i ma rude włosy.
ziemniak napisał(a):Może zbyt wcześnie, ale spodziewaliśmy się trochę więcej po Armenii. Bardzo nam się podobało, ale kuchnia jednak najsłabsza na Zakaukaziu, a w Azerbejdżanie więcej życzliwości.
O, to ciekawe. W Gliwicach mamy restaurację ormiańską. Nie wiem, na ile są to prawdziwe smaki (niektórzy twierdzą, że autentyczne), ale bardzo w moim guście.
ziemniak napisał(a):PS ale byłaby niespodzianka jak byście zdecydowali się na wyjazd z nami, a tu taki Kleks
Moglibyśmy pisać relację na cztery ręce Na pewno bym się trochę ociągała
ziemniak napisał(a):Zaczepiamy kogoś na ulicy, który chętnie wysyła sms ze swojego telefonu. Gdy podaję mu 300 dram za parking, odsuwa się. Ponownie próbuje mu wręczyć monety, ale zdecydowanie pokazuje, że nie chce, uśmiecha się i odchodzi.
Wcale mnie to nie dziwi
Dobrze, że udało się z oponą, ale hamulce... Byłabym zestresowana
Ale sprint przez Armenię . My nieco dłuższą trasę z krótkim wypadem do Iranu robiliśmy w dwa tygodnie. Na końcu wszystko zlało się w jeden ogromny klasztor .
Jeziorka Kari nie specjalnie trzeba żałować - kiedy my tam byliśmy niczym nas nie zachwyciło - dookoła stały jakieś budy i walało się trochę śmieci. Okoliczne szczyty tonęły w chmurach a do tego lało i wiało .
10 lat temu kaskady i okolicy były "ozdobione" całkiem fajnymi, nowoczesnymi rzeźbami. Teraz tego nie ma?