napisał(a) Franz » 10.05.2017 01:11
Budzik wyrywa mnie ze snu o 5:25. Ruszam się odrobinę niemrawo, startując w drogę dopiero o 5:50. Pod lekko przychmurzonym niebem maszeruję szybko w kierunku schroniska Golling, osiągając je w półtorej godziny zamiast przewidywanych dwóch. Dobra pora na śniadanie, zwłaszcza że przed schroniskiem stoją stoły i ławy. Kultura nakazuje się spytać, czy mogę skorzystać z tych udogodnień do konsumpcji własnego prowiantu, ale nawet zaglądając do środka, nikogo nie zastaję. Zasiadam zatem do posiłku i w tym momencie przechodzi jeden z chłopaków, uwijających się przy rozbudowie schroniska. Pytam zatem, czy mogę tu zjeść swój posiłek, na co słyszę, że on nie wie i musiałbym się dowiedzieć. Od razu mi się przypomina scena z Flipa i Flapa:
- Jak nie wiesz, to się zapytaj...
Trudno, rozkładam wiktuały i pałaszuję pierwsze śniadanie. Kiedy kończę, przybywa sympatyczny pies, obwąchujący mnie ciekawie, a zaraz potem zjawia się gospodyni obiektu, proponująca, że zabierze czworonoga, żeby mi nie przeszkadzał. Wyjaśniam, że to żadna przeszkoda i przed wyruszeniem w dalszą trasę zaprzyjaźniam się jeszcze z naprawdę miłym Ciapusiem. Krótko po tym, jak schronisko znika za mną, trafiam na pasące się konie ze sporą ilością źrebaków, zaś kawałek dalej napotykam tablicę informującą, że znalazłem się w największym amfiteatrze świata, co - jak podejrzewam - nie musi być do końca prawdą.