Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Z Gdańska do Madrytu i z powrotem - samolotem i autem

Nazwa kraju Hiszpania wywodzi się od słowa Ispania, które oznacza Ziemię Królików. Język hiszpański wymieniany jest w pierwszej piątce najczęściej używanych języków na świecie. Najdłuższą rzeką Hiszpanii jest rzeka Ebro, licząca sobie 930 kilometrów. Hiszpanie to naród uwielbiający grę na loterii. Zdrapki można kupić na rogu każdej ulicy.
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 25.08.2011 13:04

W nocy, podczas wizyty w toalecie nawiązuję rozmowę z pewnym młodym Niemcem. Mimo, że jest już koło drugiej, spotykamy się w toalecie w tym samym celu. Ja wychodzę, on wchodzi. Zaczepia mnie próbując mówić po hiszpańsku. Pyta, czy mogę mu pożyczyć mydło, bo widział, że w dozowniku przy umywalkach się skończyło. Strasznie mu na tym mydle zależy. Mówię, że nie mam przy sobie i pytam, czy nie wygodniej było by mu zagadać w innym języku. Na przykład po niemiecku. Cieszy się niezmiernie, bo jest Niemcem. Dopytuje z jakiego obszaru Niemiec jestem, bo coś mu mój akcent nie pasuje. Utwierdza mnie tym samym w przekonaniu, że słanianie się na nogach nie jest w jego przypadku wynikiem silnego zmęczenia fizycznego. Rozmawiamy sobie przez chwilę, a wspominam, o tym dlatego, że rozmowa zeszła na tematy pogodowe.
Otóż Niemiec twierdzi, że Portugalię odwiedza któryś już raz z kolei. Bywał i tu i tam, ale nigdy i nigdzie nie było mu tak zimno. Dodaje przy tym, że wynajął przyczepę na campingu na kilkanaście dni, co wprawia go w permanentnie podły nastrój. Zaczynam już rozumieć jego skłonność do zapijania rzeczywistości i utwierdzam się w przekonaniu, że decyzja o powrocie w ciepły klimat Andaluzji nie była pochopna. Teraz ta decyzja została w dodatku poparta opinią pijanego z żalu Niemca!

Po porannej pobudce, toalecie i śniadaniu bezzwłocznie pakujemy namiot. Jest to dość trudne, bo rozbiliśmy się pod drzewem, które wydawało z siebie obficie małe, lecz bardzo klejące i barwiące owoce. W dodatku były one, zdaje się, przysmakiem ptaków, bo ich kupy licznie upiększały monotonny kolor dachu naszego namiotu.
Namiot kleił się jednak stosunkowo najmniej. Najbardziej kleiły się buty i plandeka pełniące rolę śluzy pomiędzy suchą glebą, a wnętrzem namiotu, czy też po prostu wycieraczki. Plandeka kleiła się z obu stron - po tej, na której ja położyliśmy na owocowej ziemi i po tej, na którą owoce spadły z drzewa, a potem je rozgnietliśmy butami.

Po względnym opanowaniu wszechobecnej kleistości wyruszamy w stronę Cabo de Sao Vicente http://pl.wikipedia.org/wiki/Przyl%C4%85dek_%C5%9Awi%C4%99tego_Wincentego, czyli najdalej wysuniętego za zachód Europy skrawka ziemi. Czyli po prostu jedziemy na sam koniec średniowiecznego świata.

Docieramy do miejscowości Sagres, mijamy twierdzę, którą odwiedzimy później i zmierzamy brzegiem klifu w stronę latarni morskiej, która leży właśnie na rzeczonym końcu świata.

Obrazek


Po drodze mijamy tak piękne widoki, że każdorazowo, gdy pojawia się jakaś zatoczka lub parking, chcemy się zatrzymać, by spojrzeć prosto w oczy oceanowi.
Wiedzeni twardym postanowieniem, że celem jest jednak latarnia pokonujemy 5 - 8 kilometrów dobrej drogi od Sagres i docieramy na rozległy, bezpłatny parking w pobliżu latarni.

I oczom naszym ukazuje się taki widok ...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdy już się nieco ogarnęliśmy z euforii zaczęliśmy zauważać też inne atrakcje:

swetry, pledy, czapki z waty lub wełny ...

Obrazek

... polecana przez Niemca na campingu buda z Bratwurstami

Obrazek

- mówił, że koniecznie trzeba je zjeść, bo to prawdziwe, niemiecki Bratwursty i to w dodatku z ostatniej budy przed Ameryką!
No i jeszcze certyfikat tam można kupić, który potwierdza, że się tam takie parówy jadło!
Nie skorzystaliśmy, bo - niestety ; nie byliśmy głodni. A szkoda, bo co, jak co, ale niemiecki Bratwurst jest dla mnie najlepszy na świecie.

Później weszliśmy sobie jeszcze na obszar latarnika (bezpłatnie), porobiliśmy kilka zdjęć i ruszyliśmy w stronę cytadeli.

Obrazek

Cytadela, jak cytadela http://pl.wikipedia.org/wiki/Twierdza_w_Sagres, zburzona, odbudowana, wypromowana.
Wstęp na 2 dorosłych i dwoje dzieci to 10 euro, chyba, że się jest Portugalczykiem (my nie byliśmy), to taniej.
Wewnątrz pobiegaliśmy po murach, obejrzeliśmy sobie ułożona z kamieni różę wiatrów, zwiedziliśmy mały kościółek Matki Bożej Łaskawej, zrobiliśmy znów dziesiątki zdjęć klifom, plażom oraz surferom i wyruszyliśmy w drogę do Hiszpanii.

Obrazek

Obrazek

Mimo pogodowych niedogodności opuszczaliśmy Algarve z żalem i poczuciem winy.
A, bo może lepiej wypróbować inne miejsce i będzie cieplej.
A, że niewiele zobaczyliśmy, a zrobiliśmy 400 kilometrów i straciliśmy czas na dojazd.

Postanawiamy jednak wracać do Andaluzji, zebrać (już w Polsce) informacje na temat pogody w Portugalii i kiedyś zaplanować powrót. Tym bardziej, że w tym roku czas wakacji nie jest z gumy – mamy rezerwację Alhambry i - co gorsza - sztywną datę powrotnego lotu.

Mijamy kolejne miasta, a w głowach przypominamy sobie kolejne opisy z przewodników i stąd: http://algarve.net.pl

Po około dwóch godzinach dojeżdżamy do granicy.

Obrazek

Po kolejnych znów do Sewilli, z której kierujemy się znów na Dos Hermanas, a później na Cadiz.
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1613
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 25.08.2011 16:18

Z zachodniego krańca Portugalii też pamiętam niezbyt wysokie temperatury ale przede wszystkim chłodny i bardzo silny wiatr - mieliśmy przez to niezły kłopot z rozbiciem namiotu.

W Algarve im bliżej Hiszpanii tym cieplej i mniej wietrznie ale brzydziej.

Poza tym w Portugalii jest tyle fajniejszych miejsc, że Algarve spokojnie można odpuścić (no może poza przylądkiem św. Wincentego ale o zachodzie słońca :wink: )
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 26.08.2011 10:39

Witaj :)

Od wczoraj podczytuję - na raty mocno - bo Potomstwo jakoś tak nie za bardzo pozwala :wink:

Ale teraz już na bieżąco jestem - podróż sentymentalną a Wami odbywam :wink: i widzę, że Hiszpania - a właściwie Andaluzja - Was pozytywnie wkręciła (no, z Portugalią trochę gorzej :lol: nawet biedny suszony dorsz, co to za portugalski przysmak robi, Wam podpadł :lol: (fakt - śmierdzi jak cholera) :lol: )


pozdrawiam
:D


p.s. A Wasze namiotowe zdjęcie to ubawiło mnie mocno, bo my to taki sam zastaw namiotowo - krzesełkowy mamy. Porównując Wasze zdjęcia z naszym można by się w "znajdź 10 szczegółów" pobawić :lol:
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 26.08.2011 14:47

cześć, Tymona!

przyznaję - zainspirowała mnie Twoja relacja z podróży ... ale namiot i krzesełka to już mój suwerenny wybór! :wink:
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 26.08.2011 14:48

W Algarve im bliżej Hiszpanii tym cieplej i mniej wietrznie ale brzydziej.


podła zależność :cry:
gdyby było odwrotnie, to już dziś szukałbym lotów do Lizbony ... :roll:
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1613
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 26.08.2011 15:04

Krystof napisał(a):
W Algarve im bliżej Hiszpanii tym cieplej i mniej wietrznie ale brzydziej.


podła zależność :cry:
gdyby było odwrotnie, to już dziś szukałbym lotów do Lizbony ... :roll:


Ta zależność to tylko na południowych i północnych krańcach. W Lizbonie był niemiłosierny upał 8) . Jak z resztą w całej środkowej Portugalii.
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 26.08.2011 15:08

Ta zależność to tylko na południowych i północnych krańcach. W Lizbonie był niemiłosierny upał . Jak z resztą w całej środkowej Portugalii.

niby tak, ale słyszałem, że dobrze jest mieć na podorędziu polar, długie spodnie, skrpety i buty ...

a to dobrze dla urlopu pod namiotem nie rokuje :cry:
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1613
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 26.08.2011 15:33

Krystof napisał(a): niby tak, ale słyszałem, że dobrze jest mieć na podorędziu polar, długie spodnie, skrpety i buty ...

a to dobrze dla urlopu pod namiotem nie rokuje :cry:


Polar itd. to wszędzie dobrze mieć - najbardziej w namiocie wymarzłam w Chorwacji (przy tym co mnie kiedyś spotkał w Cro to Dolomity w namiocie, pod koniec września jawią się jako nocleg na upalnej sycylijskiej plaży :wink: ).

Najlepszą burzę zaliczyłam na Lazurowym Wybrzeżu (z atrakcją w postaci wody wlewającej się do namiotu dołem... (uprzedzam dobre rady - okopanie namiotu nie pomogło)). Ogólnie urlop pod namiotem rokuje raczej atrakcje niż pełen spokój :lol: . A na słabą pogodę można trafić wszędzie.
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 26.08.2011 20:56

Polar itd. to wszędzie dobrze mieć


oczywista sprawa, tyle, że:
- ja jestem więźniem statystyki - jeśli źródła podają, że miejscu X liczba dni, w których padał deszcz wynosi 0 (zero), to nie biorę ze sobą parasola ...
- a to dlatego, że walizki nie są z gumy

Anomalia mieszczące się w marginesie błędu statystycznego nie są przeze mnie brane pod uwagę :wink: W przeciwnym wypadku nie latałbym samolotem. Boję się :? ale potrafię się ogarnąć - statystyka pomaga ...
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 02.09.2011 14:22

Przypominam - wracamy z Algrve, przez Sewillę, do El Puerto de Santa Maria ...

Drogę staraliśmy się pokonać bezpłatnymi autostradami. Jednak w pewnym momencie, nie pomnę z jakiego powodu i w jakich okolicznościach zjechaliśmy na autostradę płatną. Kilkunastokilometrowy fragment kosztował nas około 6 euro. Można wytrzymać, ale na dłuższą metę byłby to spory wydatek.

Zdaje się, że na autostradę zdecydowaliśmy się dlatego, że jechaliśmy któryś już z kolei kilometr nędzną szosą. Z tym, że nędza wynikała nie z jej jakości, a z obecności licznych pojazdów rolniczych, których tempo zdecydowanie wydłużało nam czas pojazdu. Wjechaliśmy zatem na płatną autostradę, za którą opłatę uiściliśmy podczas wjazdu (zastanawiałem się, jak to działa, że płacę z góry, a nie za przejechany fragment) i ruszyli w stronę Cadiz i Jerez.

Nie pomnę, który z wielu zjazdów wybraliśmy, by dostać się do El Puerto. Nie wydaje mi się to jednak na tyle istotne, by dochodzić tego teraz dokładnie. Sam wjazd do miasteczka i okolice zrobiły na nas jednak złe wrażenie. Oto przywitał nas nieciekawy widok podmokłych terenów, coś jakby rozlewisk, w tle majaczyły bloki mieszkalne, a zza nich wyzierał szary błękit oceanu. Spodziewaliśmy się bardziej wioski, a nie miasta przemysłowego z rozbudowaną sypialnią. Nieciekawe pejzaże ustąpiły jednak szybko miejsca klimatom kurortowym. Pojawiła się aleja z palmami, park, ronda, sklepy (w tym wielkopowierzchniowe z decathlonem w jednym z kompleksów), sieciowe i te malutkie hamburgerownie itp.

Odnalezienie campingu w El Puerto de Santa Maria było dość skomplikowane. A to dlatego, że drogowskazy zostały nieumiejętnie poumieszczane, dlatego, że niektóre z ulic były w remoncie, więc trafiliśmy na objazdy, no i dlatego, że generalnie było dość wąsko, ciasno, kręto i jednokierunkowo. Ale koniec końców dotarliśmy: http://www.lasdunascamping.com/

I tu wpadliśmy w ciekawy system obsługi - po odprawie na recepcji (kopiowanie dokumentów, pobranie naklejki na samochód i drugiej na namiot) zostaliśmy zaanonsowani telefonicznie panom przy wjeździe do części campingu przeznaczonej dla namiotów i camperów (bo była jeszcze część z domkami). Panowie już na nas czekali, jeden z nich przejął inicjatywę - przywitał się, spytał o preferencje (parcela duża, czy mała, w cieniu, czy nie itp.), po czym wsiadł na rower i kazał jechać za sobą. Gdy wybrał odpowiednią parcelę pytał wzrokiem, czy może być, czy jedziemy dalej. Zdecydowaliśmy się na drugą, czy trzecią. Była położona w półcieniu, bezpośrednio przy drodze, bardzo duża, około 20 metrów od toalet. O taka:

Obrazek

A w niedalekiej odległości stacjonował taki piękny VW z serii T, cudo!

Obrazek
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 02.09.2011 19:23

No i kiedy Cadiz? Nie ukrywam, że jestem ciekawa Waszych wrażeń, bo nam nie udało się (dwukrotnie zresztą) do niego dojechać -dwukrotnie pokonały nas korki na wjeździe do miasta, a my dość łatwo odpuściliśmy.

Ten system kempingowy też spotkaliśmy - też w Hiszpanii - znaczy się - u nich widocznie tak to czasem działa :wink:

pozdrawiam
:D
taurus
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 698
Dołączył(a): 11.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) taurus » 02.09.2011 19:39

W 2001 w Hiszpanii na campingu widziałem wóz łączności - Star 66, przerobiony przez młodych Holendrów w którym mieszkali i podróżowali po Europie.

Widziałem też przerobionego Ziła ale nie pamiętam gdzie ;)

Zdjęcia mnie z serce łapią i budzą iberyjska tęsknotę - mam poważny problem z żoną, która kategorycznie odmawia spania na kampingu.

Pozostają Chorwacja i Grecja z ich apartamentami.

Pozdrawiam
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 05.09.2011 10:36

Wygooglałem sobię tą wypożyczalnię Volkswagenów.
Cena zniechęca: http://www.weekendwagen.com/availability.php

Natomiast camping zachęca!
Jest mocno zacieniony, czysty i bezpieczny. Toalety sprzątane były praktycznie na bieżąco od wczesnego rana do późnej nocy. Tak samo ścieżki i parcele - ledwie ktoś opuścił camping, od razu zjawiała się ekipa sprzątająca, która usuwała ewentualne śmieci (nie mieli zbyt wiele pracy) i igły sosen (z tym już gorzej, bo drzewa sypały się na potęgę).

Pobyt na tym campingów mocno zweryfikował nasze postrzeganie Hiszpanów. A, bo jest stereotyp, że to bałaganiarze, że w tapasbarach rzucają śmieci na podłogę i w ogóle żyją w pogardzie dla porządku, bo ponad wszystko przedkładają zabawę, lenistwo i odkładanie na później. No i okazało się, że nie wszystkie tezy są prawdziwe. Bo należy oddzielić śmiecenie w barach (a raczej nie śmiecenie, a usuwanie papierów i papierosów ze stolika) od śmiecenia na campingu.
Bo Hiszpanie na campingu zachowywali się jak Niemcy.
Całkiem inaczej niż przewidywałem. Otóż, typowa Hiszpanka, bez względu na wiek, jak ledwo wyszła rano z namiotu, to od razu brała się za zamiatanie maty. A jak już ją zamiotła i wyrzuciła igiełki do kosza na śmieci, który wchodził w skład wyposażenia campingowego każdej rodziny, no więc, jak już posprzątała, to brała sięga przygotowanie obfitego śniadania, które bardzo często było na ciepło, tłusto i na pewno nie słodko.
A myśleliśmy że oni croisssanty wsuwają, jak Włosi! Ale nie - oni od rana smażą sobie tortillę! Normalnie dla mnie szok. Młode, stare, ładne, brzydkie zamiast rano zasuwać na plażę, to siadają i obierają tony ziemniaków i cebuli i wypiekają te swoje cholesterolowe placki! Cały camping pachnie frytkami.

Raz sobie rano patrzę, a tu nasz sąsiad - młody chłopak, tak koło dwudziestki, wyciąga z bagażnika worek foliowy takich żółtych kulek. I mówię do żony, e, a po cholerę mu tyle bułek?
A tu się okazuje, że to nie bułki, a kilkanaście ładnie umytych, okrąglutkich kartofelków!

Takie tortille były dostępne (w wersji z cebulą lub bez i zafiowane) w każdym sklepie. Chciałem je kupić i zjeść, ale na opakowaniu przeczytałem że wymagają obróbki termicznej. Jak spytałem o to panią w sklepie, to powiedziała, że nadają siędo zjedzenia prosto z folii, nie trzeba ich podgrzewać. Na skutek wykluczających się komunikatów odpuściłem sobie ten zakup, wspominając smak tortilli pożartej w hostelu w Cordobie. Doznanie to nie było na tyle pozytywne, by ryzykować kolejne spożycie.

Albo taka przygoda z serii trochę kulinarnych, a trochę kulturowych: ostatniego dnia pobytu, gdy już spakowaliśmy cały majdan do auta, gdy dzieci siedziały w fotelikach, słońce zbliżało się do zenitu a ja planowałem się pożegnać z drugim sąsiadem i dać mu naszą gorzką żołądkową, której nie wykorzystałem, preferując trunki niżej procentowe, no więc tego ostatniego dnia prze wyjazdem podeszła do nas druga sąsiadka i - nieco skrępowana tłumaczy mi tak:
- a bo wy już jedziecie, a ja nie chcę się mieszać, i proszę wybaczyć, ale ja widziałam, bo już całkiem późno jest, a wy macie kuchnię spakowaną, a wasza dzieci jeszcze dziś nic ciepłego nie jadły!
I patrzy na mnie owa sąsiadka z wyrzutem, ja czuję się jak wyrodny ojciec, bo to już koło jedenastej, a moje dzieci jeszcze placków ziemniaczanych z cebulą i boczkiem nie wsunęły! No i niby kiedy one je zjedzą, skoro kuchnia spakowana?!
Podziękowałem i odmówiłem.
No to nam wcisnęli na drogę po dużym ciachu z sezamem dla każdego dziecka, pocieszyli się z gorzkiej żołądkowej, pomachali i pozostali.
Ale to było na koniec pobytu. Muszę zatem wrócić do początku.

Camping był o taki:

miał sobie dwa baseny - dla dużych i małych

Obrazek

Obrazek

miał blisko (około 10 minut nogami) plażę z brzydkim, industrialnym widokiem

Obrazek

Obrazek

miał oazę na plaży

Obrazek

miał Hiszpanów siedzących sobie na ławeczce przy plaży (to zdjęcie dla tych, co myślą, że hiszpańska para wygląda, jak Antonio Banderas z Penelope Cruz)

Obrazek

i też takich, co tylko siedzieli i wcinali słonecznik

Obrazek

No i miał campingowy bar piwem, winem i przekąskami oraz przyplażową campingową restaurację, do której mieliśmy nieszczęście trafić.
Tak, bo pewnego wieczora postanowiliśmy uczcić moje imieniny i pójść sobie zjeść coś super. A żeby dużo nie chodzić, to na to miejsce wybraliśmy sobie campingową knajpę. No bo nic nie wskazywało, że jest coś nie tak. A brak obrusów i różnych tam takich nie jest dla nas żadną wykładnią - wręcz przeciwnie - wolimy, by ich nie było, bo po co się usztywniać niepotrzebna formą!

Pan kelner był szalenie sympatyczny. Bardzo nam się podobało, że wie, po co tam jest i wie też, po co my jesteśmy.
Nie był dystyngowany, jak ci polscy kelnerzy, ą - ę i dziurą w skarpecie - normalny wesoły facet, który potrafił zachować dystans i szybko się tak zorganizować, żeby klient był zadowolony.
A to stoły poprzestawiał i połączył, żeby nam wygodnie było, a to tłumaczył, co by polecił, a czego nie, a to menu po francusku przyniósł, bo skoro nie jesteśmy Niemcami, to na pewno Francuzami.
No i wino było w lodzie, soczki dla dzieci ocieplone i wszystko super. A zmusił nas do zamówienia półmiska z wieloma rodzajami mięsa, a do tego świeże patatas fritas, że palce lizać. Ja, na własne życzenie, dostałem półmisek z langustynkami.

No i niestety, nie wiem i nie dowiem się, czy Hiszpanie tak przyrządzają mięso i takie części zwierzęcia im właśnie podchodzą, ale mięsny półmisek okazał się ogromną porażką.
Że nie wspomnę, że patatas, które pływały w tłuszczo pod kawałkami mięsa również.
Otóż dostaliśmy takie dziwne kawałki, których pochodzenia w zasadzie trudno nam było dociec. Jedynie kurza nóżka nie budziła kontrowersji, co nie oznacza wcale, że była smaczna. Te mięsa wyglądały trochę tak, jak w Polsce wyglądają porcje do zupy - takie jakieś kości ze ścięgnami i tłuszczem, z małą ilością mięsa. A jak już było, to strasznie żylaste, wyschnięte, dziwne.

Mimo, że z powyższego opisu to nie wynika, to kolacja i tak była udana.
W sumie, to rozbawiło nas ta sytuacja. No bo co mieliśmy zrobić, jak się nie rozbawiać? Tym bardziej, że w naszej naturze nie leży awanturowanie się z kelnerem lub kucharzem. Tym bardziej, że nie byliśmy w Polsce i mogło się okazać, że danie jest pyszne, a to my wybrzydzamy i wstyd gotowy!

A moje langustynki też były fatalne - strasznie trudno się obierały, były źle oczyszczone, a w zasadzie to takie prosto z wody, ech, szkoda gadać.
Za to wino było pyszne. No i chleb i takie jakby ciasteczka z mąki i wody na zagrychę również.

Potem, jak byliśmy w sklepie, to widzieliśmy takie kawałki mięsa na styropianowych tackach, zafoliowane.
No rzeczywiście Hiszpanie to jedzą!
Chociaż i tak wydaje mi się, że one były do zupy.
No bo to były takie kawałki, jakby wziąć krowią nogę, pokroić jaw paski i te krążki zapakować i posprzedawać.
Kto to zna, ten się nie dziwi - dla nas było to egzotyczne na równi z różnego rodzaju tworami morskimi na dziale rybnym, które każdorazowo chodziłem podziwiać.
Taka to była imieninowa kolacja za równe 50 euro z napiwkiem.
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 05.09.2011 11:39

Nadrobiłem zaległości po powrocie i już jestem na bieżąco.
Jak widzę, portugalski epizod nie zajął Ci wiele czasu. ;)

Osobiście, też mam większy sentyment do Hiszpanii niż do Portugalii.

Pozdrawiam,
Wojtek
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 05.09.2011 12:03

Jak widzę, portugalski epizod nie zajął Ci wiele czasu.
dość oględnie to ująłeś, ale trafiłeś w sedno (tarczy) :wink:

Zdjęcia mnie z serce łapią i budzą iberyjska tęsknotę - mam poważny problem z żoną, która kategorycznie odmawia spania na kampingu.
Pozostają Chorwacja i Grecja z ich apartamentami.


:D
jest jeszcze opcja hostelowa - w zasadzie, to wielu miejscach hostele (jak ten w Kordobie) nie były wiele droższe od campingów!

No i kiedy Cadiz?


w następnym odcinku, ale ze smutniem stwierdzam, że nie masz czego żałować!
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Hiszpania - España



cron
Z Gdańska do Madrytu i z powrotem - samolotem i autem - strona 10
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone