Do Toledo wyjechaliśmy zgodnie z planem, czyli przed południem. Zależało nam, by do miasta dotrzeć o takiej porze, by jeszcze rozbić namiot, wykąpać się w basenie i zwiedzić miasto. Zrealizowaliśmy dwa z powyższych punktów. Był dzień bez basenu, bo - po pierwsze - nie było na basen czasu, ale bardziej po drugie - bo basen był płatny. Nie jakieś ogromne pieniądze, ale - biorąc pod uwagę pierwsze - nie kalkulowało mi się płacić za cały dzień, a kąpać się 10 minut.
By relacji odjąć nieco dramaturgii podam kilka faktów dla szukających konkretnych informacji :@)
Byliśmy na tym campingu: http://www.campingelgreco.es
Ceny na nim były umiarkowane: mniej niż 7 euro za dorosłego, niecałe 6 euro za dziecko, ponad 6 za namiot, tyle samo za samochód i niecałe 5 euro za prąd.
Camping podzielony jest na parcele, a granicę tworzy żywopłot. W większości parcele są zacienione.
Toalety są czyste i liczne.
Basen składa się z osobnego brodzika dla małych dzieci i dużego basenu dla umiejących pływać. Można skakać na główkę. Basen jest płatny, co uważam za duże przegięcie. Koszt nie jest wysoki, ale przyzwyczaiłem się, że jako gość campingu dodatkowych opłat nie ponoszę. Konkretnie, 2,25 e za dziecko i 3,75 e za dorosłego, czyli 12 euro za rodzinę.
Restauracja jest raczej elegancka (są obrusy i kelnerzy), co przekłada się na cenę potraw.
Sklepik jest odwrotnie proporcjonalnie elegancki jak restauracja, za to ceny ma przystające do ogólnego trendu cenowego na campingu.
Camping jest nieźle położony, bo leży poza miastem, ale starówka jest łatwo osiągalna zarówno samochodem, jak i pieszo. Poza tym, siedząc na basenie można sobie oglądać panoramę Toledo. Tak więc i dojazd do campingu jest prosty, bo nie trzeba przejeżdżać przez centrum, ani przez poligono industrial, ani przez żadne korki. NO chyba, że mieliśmy farta?
A samo Toledo?
Przepiękne.
Piękne bajkowe miasto dość przyjazne do zwiedzania. "Dość", bo niezbyt przyjazne dla niepełnosprawnych ze względu na ukształtowanie terenu - Toledo leży na wzniesieniu. "Przyjazne", bo bardzo zwarte, zacienione, nieduże.
Ale chronologicznie.
Dotarliśmy na camping, znaleźliśmy sobie parcelę, wykąpaliśmy się (pod prysznicem) i ruszyliśmy na zwiedzanie. Początkowo chcieliśmy pójść pieszo, ale szkoda nam było czasu i energii na dojście. No i z planu wynikało, że dojazd jest bardzo prosty, a oferta parkingów szeroka. Wyjechaliśmy zatem z campingu, przejechaliśmy przez most na rzece Tag i już byliśmy na miejscu. Zabrało to nam około 5 minut. Od razu znaleźliśmy też parking i to w dodatku blisko muru miasta, obok jednej z bram wejściowych. Przez chwilę analizowałem tabliczkę, na której widniało, że parking przeznaczony jest dla mieszkańców apartamentów w Toledo i że jest bezpłatny. Kontemplację przerwał mi jest samozwańczy parkingowy. Udzielił mi instrukcji, że dobrze trafiłem i, że nie płacę. Odpowiednią opłatę miałbym natomiast uiścić na rzecz parkingowego w postaci 1-2 euro za jego dobre chęci. Przyznam, że w Polsce przepędzam samozwańczych parkingowych. Bo wkurza mnie ich sugestia, że za 2 złote popilnują auta, bo przecież zawsze ktoś mi je może zarysować, czy lusterko urwać. Ten ichni pan był jednak inny. To nie był taki typowy menel. Zwiodły mnie jego ubiór i zachowanie. Miał na głowie kapelusz, czy też czapkę, ubrany był w kamizelkę z mnóstwem znaczków o różnej treści, udzielał mi porad, którędy najlepiej dostać się tu i tam, skoro mamy wózek i siedzące w nim dziecko. A, bo tu będą schody, a tu nie. Chętnie mu więc przekazałem parę groszy i nie pozostał mi po tym żaden niesmak. Nawet mu życzyłem smacznego piwka, ale ten mi odpowiedział, że to na chleb, czyli pan.
No i weszliśmy przez poniższą bramę za mury miasta, a naszym oczom ukazały się takie widoki.
Gotycka katedra z barową kopułą