DZIEŃ SZÓSTY, SIÓDMY, ÓSMY, DZIEWIĄTY ...
No i co tu robić? Po kilku dniach z napiętym grafikiem czas dłuży się niemiłosiernie. Nie bardzo nam się chce wsiadać do auta i jechać na zwiedzanie. No to jak nie autem, to z buta.
Drugiego dnia po przyjeździe (niedziela) wybieramy się do centrum El Puerto de Santa Maria.
Chcemy się poprzechadzać, wstąpić do kościoła, bodegi, zamku, sklepu, zobaczyć dokładniej, skąd odpływają katamarany do Kadyksu, zjeść lody.
No to wyruszamy. Jest ciepło i przyjemnie. Dzieci widzą w krzakach szczury, ja podziwiam niezdewastowane sprzęty do uprawiania gimnastyki i kontestuję czystość hiszpańskiej ulicy po sobotniej zabawie. Chodniki kleją się od alkoholu, a w krzakach leżą liczne butelki i papiery. Te z wczoraj, sprzed tygodnia, te, które tam niewątpliwie zimowały i starsze. Przedstawiam żonie gotowe sposoby, jak łatwo utrzymać czystość w mieście poczym milknę, bo przecież jesteśmy na wakacjach, leje się na mnie żar i w ogóle szkoda zdrowia.
Klap, klap, klap zmierzamy w stronę centrum, a buty kleją nam się do chodników.
Mijamy osiedle bloków
Klap, klap, zbliżamy się do portu, a fasady pokazują działanie soli
Klap, klap, podziwiamy plakaty zachęcające do wzięcia udziału w dzisiejszej korridzie
Odnajdujemy nawet miejsce, gdzie ta się odbędzie
Dochodzimy do kościoła
Oglądamy swojskie bociany
Zwracamy uwagę, że w kościele figury świętych ubrane są w prawdziwe szaty!
Obserwujemy, że na znak pokoju wierni całują się i przytulają w ramach grup rodzinnych, że zamiast tacy jest torba, że komunii udzielają świeccy, że msza trwa połowę tyle, co polska i że w kościele się nie śpiewa. A przynajmniej było tak w tym w El Puerto de Santa Maria!
Oglądamy przykościelny składzik przyrządów do peregrynacji
Podziwiamy rozmiary bodeg, o których myśleliśmy, że są mniejsze, a ciągnęły się całymi ulicami
Śmiejemy się z konia z parasolem na głowie
Oglądamy z zewnątrz zamek
Okazuje się, że w niedzielę Hiszpanii wszystko jest pozamykane. Szok. Spodziewaliśmy się tłumów ludzi, kiermaszów, piwnych i winnych ogródków, lodów, sklepów, bodeg i różnych tam takich, a okazało się, że jest sennie, nieczynnie, leniwie. No i dobra. Przynajmniej nie przepuściliśmy kasy.
Poszwędaliśmy się po mieście, sprawdzili rozkład jazdy do Cadiz i wróciliśmy na camping.
A do Kadyksu wybraliśmy się we wtorek - w imieniny Krzysztofa.