Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Z Gdańska do Madrytu i z powrotem - samolotem i autem

Nazwa kraju Hiszpania wywodzi się od słowa Ispania, które oznacza Ziemię Królików. Język hiszpański wymieniany jest w pierwszej piątce najczęściej używanych języków na świecie. Najdłuższą rzeką Hiszpanii jest rzeka Ebro, licząca sobie 930 kilometrów. Hiszpanie to naród uwielbiający grę na loterii. Zdrapki można kupić na rogu każdej ulicy.
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 12.08.2011 14:42

KORDOBA

Zwiedzenie Kordoby to obowiązkowa pozycja na liście osób odwiedzających Andaluzję. Miasto proponuje co najmniej dwa miejsca o międzynarodowym znaczeniu, a poza tym jest bardzo przyjazne w poznawaniu ze względu na małą i zwartą część zabytkową.
Starożytny, rzymski most, meczet i zespół fortyfikacji ze wspaniałymi ogrodami oddalone są od siebie zaledwie o dosłownie kilka kroków (szacuję, że żadna z atrakcji nie leży od siebie dalej niż 7 - 10 minut drogi pieszo).
W dodatku Mesquita była oddalona od naszego pokoju o około 10 minut marszu.

Ale chronologicznie!
Po sprawnym wstaniu z łóżek równie sprawnie spakowaliśmy się i zanieśliśmy bagaże do samochodu w podziemnym parkingu. Skorzystałem również z tego, że na ulicy pojawiło się wolne miejsce i wyjechałem z garażu.
Szczerze mówiąc, to zrobiłem to, by mieć tę czynność za sobą - byłem bowiem zestresowany, jak to zrobić bez szkody dla ścian, bramy no i samochodu. Poszło jednak gładko - nie ma o czym pisać. Po sprawnym załatwieniu poniższych czynności poszliśmy na śniadanie do hostelu właściwego.

Bardzo nam się to podobało!
Nie ma to jak śniadanie wliczone w cenę i to w dodatku w postaci szwedzkiego bufetu. Ożłopaliśmy się mocnej kawy, najedliśmy niesmacznych wędlin - przetłuszczonych i w większości takich mielonkowatych (mortadela), zjedliśmy "andaluzyjski przysmak" w postaci ciastka o wielowiekowym terminie spożycia i konsystencji gąbki z dżemem, spróbowaliśmy, jak smakuje z rana domowego wypieku tortilla.
W międzyczasie popytałem miłe panie o różne przysmaki, które wyzierały z misek i dzbanów i, na których konsumpcję ostatecznie nie mieliśmy ochoty.
A był to przykładowo rodzaj smalcu (miska) oraz przetarte świeże pomidory (dzban). Do pełni szczęścia brakowało mi tylko jajecznicy, której akurat w menu hotelu nie było.

Po śniadaniu poszedłem uregulować należność za pokój i parking. Tu, muszę przyznać z nieskrywanym wstydem, doszło do słownego nieporozumienia, które pozwoliło mi oszczędzić 8 euro, ale za to pewnie pozostawić u obsługi hostelu mały niesmak.
A było to tak: ponieważ w Hiszpanii próbowałem na każdym kroku mówić jak najwięcej po hiszpańsku, tak i teraz - zamiast po prostu uregulować opłatę - zacząłem pleść liczbę nocy, osób, wiek dzieci itp - wszystko, co mi ślina przyniosła na język i co wkułem z audiokursu.
Pośród skleconych zdań znalazło się również mniej więcej takie: "ja teraz parkować ulica - auto wczoraj garaż, auto dzisiaj ulica, wszystko dobrze, jechać dalej, do widzenia". Mówiąc o parkingu miałem na myśli wczorajsze ustalenia (z inna panią), że najpierw się wymeldujemy (i oddamy klucz od pokoju), a dopiero później przyjdę w sprawie garażu - no że mają go otworzyć i mnie wypuścić.
Starałem się więc wyjaśnić, że jestem już wypuszczony.
Na to pani wstukała do terminala należność za nocleg, a za parking nie!
I oczywiście, gdybym był uczciwy, to bym się awanturował. Tyle, że w tamtej sytuacji uznałem, że nie płacę, bo parkowałem tylko połowę należnego czasu, że teraz to jest właśnie szczyt parkowania i najważniejsza chwila dla podziemnego garażu. A to małe parkowanko z nocy, to się nie liczy.
Nie odezwałem się więc narażając jednocześnie na późniejsze wyrzuty sumienia i krytykę żony, która je podsycała. A to że powinienem tam iść i dopłacić, a to inne tam takie dyrdymały. Ja byłem jednak przekonany co do nieomylności pani z recepcji i rad z zaproponowanej między wierszami promocji. Moją karą za nieuczciwość jest natomiast przyznanie się do niej i narażenie na krytykę czytelników, co niniejszym uczyniłem.

Rzymski most

Zerknęliśmy na niego okiem, ale bez większej ekscytacji. Również brama na jego początku lub końcu wydała nam się niezbyt interesująca. A to zgodnie z zasadą, że rzymskie zabytki, to się ogląda w Rzymie.

Obrazek

Cele naszej wyprawy są wyraźnie określone - mudejar, azulejos, konie, byki i Cyganie.

Mezquita

http://www.mezquitadecordoba.org/

Obrazek

Obrazek

Przygotowaliśmy się do tej wyprawy, więc spodziewaliśmy się tego, co zobaczymy, jednak mezquita i tak zrobiła na nas piorunujące wrażenie. Nie chcę jej opisywać, bo każdy opis wyjdzie blado w porównaniu z tym, co czuliśmy, gdy przekroczyliśmy jej próg. Naszym oczom ukazało się ponad 850 kolumn połączonych łukami, liczne bogato zdobione mihraby, w tym ten najważniejszy, gdzie przechowywano oprawioną w złoto świętą księgę Muzułmanów - Koran.

Obrazek

Obrazek

Zachwycały nas łuki, sklepienia, wnęki, posadzki, wszystko.

Obrazek

Z ostrożnością podchodziliśmy do śladów, jakich dokonali w meczecie chrześcijanie. Niby piękne, ale dlaczego tutaj? Cóż. Polityka.

ObrazekTu będzie ZDJĘCIE

Obrazek

Obrazek

A na zewnątrz równie pięknie, jak w środku.

Pomarańcze, cień, woda, chłód

Obrazek

Na koniec mniej wzniośle, a nieco praktycznie: wstęp do 10 roku życia bezpłatny, bilet normalny kosztuje 8 euro. Kolejki nie było, kasa znajduje się naprzeciw wejścia (trzeba przejść przez patio). Przy wejściu bramki wykrywające metal. Zwiedzanie (przechadzanie się bez przewodnika trwa około godziny).
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 12.08.2011 14:48

Mezquita odfajkowana - idziemy do alkazaru!

A żeby było nietuzinkowo, zacznę od końca:
- ceny i zasady, jak w mezquicie
- poniedziałki: nieczynne
- środy: bezpłatne wejście

A my w Kordobie byliśmy właśnie w środę :@)
Droga z mezquity do alkazaru była bardzo przyjemna. Szliśmy trasą skomplikowaną, bo najpierw obraliśmy przeciwny kierunek, później oglądaliśmy pamiątki i drogie kanapki, a na koniec zerknęliśmy na plan miasta, by się przekonać, że jesteśmy całkiem gdzie indziej, niż zamierzaliśmy i niźli nam się wydawało.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W końcu, mijając most na rzecze Gwadalkiwir, idziemy sobie nadbrzeżem w stronę alkazaru. W nadrzecznych krzakach wypatruję egzotycznej fauny, ale niestety, nic nie udaje mi się wypatrzyć. Aż do końca pobytu najlepszym miejscem na obserwowanie niespotykanych w Polsce gatunków będzie kontemplacja towaru wyłożonego na dziale rybnych w każdym z odwiedzanych sklepów.

Alkazar to taki kompleks. Twierdza i rezydencja w jednym.
Brama, mury, wieże, komnaty, dziedziniec, liczne ogrody, a w nich pomarańczowy gaj, hibiskusy, oleandry, eukaliptusy, agawy i inne egzotyczne rośliny. Cały gąszcz poprzecinany zacienionymi alejkami, gdzie co rusz stoją ławeczki, wodopoje, źródełka, stawki i ogromne baseny! Ładnie, cicho, spokojnie, chłodno. Chylimy czoła przed umiejętnością ówczesnych budowania miejsc, do których upał praktycznie nie docierał.

Wnętrze alkazaru nas nie interesuje wcale. Przechadzamy się znudzeni po licznych korytarzach, salach zakamarkach. I nic. Wrażeni robi niezmiennie to, co widać za oknem. A jakby to zobaczyć z góry?

Idę więc z córką na wieżę.

Obrazek

Pstryk, pstryk, ładny widok na ogród, dziedziniec, przedzamcze z palmami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Równie interesująco prezentują się ogrody alkazaru z perspektywy naziemnej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


I tak spędzamy kolejną godzinę na zwiedzaniu alkazaru nad rzeką Gwadalkiwir. Nieźle brzmi, co?

Wychodzimy, po chwili mijamy mezquitę i rzymski most.
Kolejny raz przyglądamy się dorożkom, koniom i śniadym paniom rozdającym kobietom gałązki rozmarynu. O co chodzi z tym rozmarynem? Jeszcze się tego dowiemy!

Ale teraz idziemy coś zjeść. Mijamy pizzerię, która wydaje mi się za droga (8 euro średnia pizza), a ja obiecuję, że znajdziemy taniej i lepiej. I nie znajdujemy.
W zasadzie to nie znajdujemy ani taniej, ani lepiej, ani w sumie żadnej. Jest 13.00.
Pan w kolejnej pizzerii dziwi się, że pizza i proponuje sadzone jajko z bułką i kawę.
Ale dzieci chcą pizzę.
No i wleczemy się po rozgrzanej Kordobie, już dalej od centrum, po nieciekawych uliczkach w poszukiwaniu pizzy. W końcu synek kopie nogą w krawężnik (niechcący, bo powłócząc nogami rzecz jasna) i rozwala sobie paznokieć. Przestaje być fajnie.
W końcu odnajdujemy coś rodzaju cukierni z pizzą, która jest niesmaczna (odgrzewana), droga i bez sensu. Na szczęście pani daje nam zamrożony karton z sokiem do przykładania na palec i sytuacja wygląda na opanowaną. W sumie nie wiem, po co to piszę, więc przyspieszę: idziemy do auta, wyjeżdżamy z Kordoby, kierujemy się na Sewillę. Zwracamy przy tym baczną uwagę, by jechać drogami bezpłatnymi i by po drodze wstąpić do decathlonu po kartusze do maszynki.

Jest! Zjazd na duże centrum handlowe. No to zjeżdżam i szukam: media markt jest, obi obecny, carefour jest. Brak decathlonu.
Pytam młodego kierowcę, gdzie ten decathlon. Ten coś miesza, że w lewo, prawo, pod mostem, za mostem - generalnie trudno i daleko - z 11 kilometrów, w tym trzeba pokręcić się na około 8 rondach.
I opowiada mi o tym, a ja widzę, że sam nie wierzy, w co mówi. Ja udaję, że już wiem, o co chodzi, bo znudziło mi się to opisywanie drogi, której i tak nie zapamiętam. Ruszam więc dalej i zaraz staję, bo którą drogę wybrać, skoro są dwie w lewo?
Hiszpan podjeżdża, proponuje "follow me" i widzę, że jest bardzo zadowolony, że może pomóc.
Wielokrotnie (na światłach) macha nam i się śmieje (też mi powód do radości!).
No i wiedzie nas przez te wszystkie drogi, mosty, krzyżówki, ronda, aż w końcu widzimy wszyscy razem szyld wiadomego sklepu, a Hiszpan zawraca, miga światłami i jedzie w swoim sympatycznym kierunku.

Dziękuję Ci, Panie Hiszpanie! Wracasz nam wiarę w ludzi i ubarwiasz relację kilkoma zdaniami, jak to fajnie jechać do Hiszpanii i spotykać tam fajnych ludzi!

A decathlonie nudy: wszystko to, co u nas.

Kupuję więc butlę (ok. 8 euro za dużą campingaz), japonki za półtora euro (bo wczoraj mi się porwały), parasol plażowy za ok. 12 euro (wykorzystaliśmy go w sumie jeden raz i to na siłę, bo nam przyszło do głowy, że jak go nie wykorzystamy, to znajdziemy decathlon i go zwrócimy, no więc dla spokoju wolałem go zdeflorować) i taki wkręcany stojak do niego (3 euro). W kasie pogawędziłem z panią o campingu w Sewilli. Nie miała zielonego pojęcia, czy jakiś jest, ale też chciała pomóc, jak ten Hiszpan przed chwilą.

I cóż - znów kierunek Sewilla, później kierunek Cadiz (bo wiedziałem, że camping leży pomiędzy tymi dwoma miastami, dokładnie w Dos Hermanas), później Dos Hermanas.

Droga, jak droga.
Dojechaliśmy w końcu do miejsca, które miałem zaznaczone w telefonie, jako camping.

Po drodze przeżyłem jednak coś w rodzaju oszołomienia!
Otóż poszukując hotelu lub camping w okolicach Sewilli korzystałem z aplikacji na maps.google. I tam włączałem sobie tryb 3D, w którym oglądałem ulice, sklepy, fasady, ronda. W przypadku Sewilli robiłem to wielokrotnie, bo akurat na wylotówce z miasta sprawdzałem ze dwa albo trzy hotele, które leżały w sąsiedztwie. No i teraz jechałem tą wylotówką i widziałem te hotele i przeżyłem taki przebłysk, że o co chodzi - ja tu już byłem! Bardzo to wszystko dziwne!!!

Ale wracam do Dos Hermanas. No więc widzę (znam z gugli) bramę na camping, tyle, że tamta była otwarta, a ta jest zamknięta. No i różnica w tym, że na tamtej otwartej nie było napisu (bo też nie było bramy), a na tym jest, że remont, czy coś tam, i że zamknięte.
No i stoję, jak ten dudek, a tu gwiżdże na mnie Murzyn.
Pokonałem irytację (nie lubię, gdy ktoś na mnie gwiżdże) i podbiegłam - Murzyn (straszny koksiarz, jedyny taki, jakiego widziałem w Hiszpanii) oznajmił, że owszem, camping jest, ale nie tu i mętnie mi wytłumaczył, gdzie.
Pojechałem więc w tym kierunku, ale po chwili się pogubiłem na kolejnym rondzie.
Następnym informatorem w kwestii campingu była Pani ze stacji BP - strasznie sepleniła, ale zarys dojazdu w miarę pojąłem - tylko trzy, albo cztery ronda, a na każdym trzeba jechać inaczej, niż poprzednio - tak mniej więcej to wyglądało.

Po kręceniu się po licznych rondach i po przejechaniu od dwóch do czterech kilometrów znaleźliśmy camping, który znalazłem na jakiejś stronie internetowej i którego nie uwzględniłem w planach. A bo jakiś mi się taki wydał niewiarygodny przez brak własnej strony i w ogóle. A okazał się bardzo fajny. Co najważniejsze - z basenem!

Camping Villsom, Dos Hermanas (czyli Dwie Siostry)

Obrazek

Obrazek

No więc od razu po zameldowaniu się wskoczyliśmy do upragnionej wody. Ku mojej radości okazało się, że w Hiszpanii nikt od nikogo nie wymaga czepków i, co istotniejsze, bo ja i tak czepka nie używam, do basenu można sobie skakać na główkę!

A po kąpieli parówki z lidla i decyzja o dwukilometrowym spacerze do carefoura i wspaniałe zakupy!
To wspaniałe to w sumie nieco na wyrost. Na campingu nie mieliśmy bowiem lodówki, co zdecydowanie utrudniało nam funkcjonowanie. A i sklepy campingowe bez wyjątku zaopatrzone były tragicznie, że już nie wspomnę, że były straszliwie drogie. Różnica pomiędzy spożywczakiem w mieście, a sklepikiem na campingu potrafiła sięgać ponad dwustu procent!
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 60437
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 12.08.2011 14:51

Krystof napisał(a):Moją karą za nieuczciwość jest natomiast przyznanie się do niej i narażenie na krytykę czytelników, co niniejszym uczyniłem.

Skoro sie dopraszasz, to masz: Żeby mi to było przedostatni raz! :lol:

Krystof napisał(a):Rzymski most

Zerknęliśmy na niego okiem, ale bez większej ekscytacji. Również brama na jego początku lub końcu wydała nam się niezbyt interesująca. A to zgodnie z zasadą, że rzymskie zabytki, to się ogląda w Rzymie.

Zasada nie funkcjonuje sprawnie. Są też wspaniałości daleko od Rzymu...

Widzę, że remont bramy skończony. W zeszłym roku przechodziłem przez nią po podestach w połowie jej wysokości.
Natomiast baszta po drugiej stronie jest niezła, a widok na miast i most przez rzekę - piękny. 8)

Pozdrawiam,
Wojtek
janusz.w.
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1672
Dołączył(a): 21.07.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) janusz.w. » 12.08.2011 15:01

Ło Jezu :!: Ile czytania i oglądania... 8O :D
Zostawiam sobie na wieczorny deser :D
Powspominam... :)

pozdr
helen
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2045
Dołączył(a): 08.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) helen » 12.08.2011 15:15

Pojechałem więc w tym kierunku, ale po chwili się pogubiłem na kolejnym rondzie.
ha, czyli nie tylko nas dezorientowały hiszpańskie ronda . Fajnie tu, zostanę sobie. :)
nomad
Cromaniak
Posty: 656
Dołączył(a): 06.10.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) nomad » 12.08.2011 15:50

Krystof 8O :) ale faktycznie zgromadziłeś tych cennych informacji.
Trzeba przyznać, że też lecisz gęsto z praktycznymi poradami.
Obowiązków zawsze więcej niż czasu na przyjemności, ale zasygnalizuję chociaż obecność i świadomość, że uaktywniłeś czas swoich wspomnień.

Pozdrawiam. :)
mariusz-w
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8375
Dołączył(a): 22.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) mariusz-w » 13.08.2011 08:49

nomad napisał(a):Krystof 8O :) ale faktycznie zgromadziłeś tych cennych informacji.

Taaa ... opisy w tej relacji dla każdego tam się wybierającego ... to jak nawigacja !
Tylko z tą różnicą od tej samochodowej, że ta sprawna - znaczy sprawdzona ! 8)

Pozdrawiam.
poljako_poljako
Croentuzjasta
Posty: 197
Dołączył(a): 19.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) poljako_poljako » 14.08.2011 08:23

Ale żeś to wszystko rozplanował :D Jak jakiś inżynier od topografii układów scalonych. Czytam z przyjemnością. pzdr.
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 14.08.2011 14:13

dzięki :D sam się czasem zastanawiam, czy pójście na kierunki humanistyczne było dobrym rozwiązaniem ... :roll: bo życiem i wakacjami rządzi u mnie chyba metoda zero-jedynkowa :wink:
janusz.w.
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1672
Dołączył(a): 21.07.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) janusz.w. » 14.08.2011 14:33

No, powiem tak: logistycznie wyższa szkoła jazdy :!: Chylę czoła :!: Do tej pory myślałem, że na kemp (samolotem) z taaaaakim namiotem to się nie da :!: A tu proszę - można :!:
Czekam na parę znajomych mi miejsc :)

pozdr
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 14.08.2011 21:31

:wink:
hmmm, chyba wszystko się jakoś da ... pamiętaj motto: "albo w namiocie, albo wcale" :D

pozdrawiam i dziękuję za zakamuflowane gratulacje!
no i liczę na kolejne "odzywki", bo kilku osób mi tu jeszcze brakuje ... :roll:
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 19686
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 14.08.2011 22:09

Krystof napisał(a)::wink:
. . . "albo w namiocie, albo wcale" :D


To mi się podoba :D logistyczny majstersztyk

8)

A jeżeli chodzi o nawigację - raz postanowiłem jej zaufać bezgranicznie , pewnie z powodu zmęczenia , bardzo późnej/wczesnej ( :?: ) pory , mgły . . .
a ta cholera wyprowadziła mnie prawie 250 km od miejsca gdzie chciałem dojechać :roll: . Całe szczęście , że nie wywiozła mnie z Francji :wink:
Od tamtej pory milczy i pokazuje mapy :lol:


Pozdrawiam
Piotr
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 16.08.2011 09:15

DZIEŃ TRZECI, SEWILLA

Do Sewilli planujemy pojechać busem, autobusem, w każdym razie nie własnym samochodem. Wpadłem na ten pomysł na etapie planowania - odkryłem, że wiele campingów oferuje podróżnym transport do centrum i z powrotem (czas zweryfikował te informacje - 2 na 3 campingi, które miały taki opis nie oferowały takiego transportu, a jedynie udzielały informacji, gdzie jest przystanek).

Tak więc postanawiamy dostać się do Sewilli busem. A bo korki, a bo sobie piwka nie można wypić, a bo problem z parkingiem. Tak więc już na etapie planowania powziąłem taki zamiar i już na etapie planowania wiedziałem, że planu nie wdrożę w życie.
Wiem to z doświadczenia - już wielokrotnie planowałem sobie gdzieś nie jechać autem, a kończyło się to zawsze tak samo i byliśmy zadowoleni.

Do centrum Sewilli jechaliśmy z campingu Villsom około 20 minut.
Jak zwykle, zamiast zrealizować założenie, że jeśli już autem, to zatrzymamy się daleko od centrum (ze względu na korki i inne utrudnienia), dojechaliśmy tak daleko, jak tylko się dało. I udało się.
Znaleźliśmy podziemny parking tuż przy katedrze. Na zewnątrz panowało przyjemne ciepło, a miasto zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie. Arterie były szerokie, zacienione i pełne powietrza, a fasady budynków oryginalne.

Obrazek

Jeszcze tylko parę kroków i jest!

Gotycka, zbudowana (a jakże) w miejscu meczetu

Catedral de Santa María de la Sede de Sewilla.

Obrazek

Z zewnątrz równie interesująca, co w środku. Obchodzimy ją dookoła (mijają nas Cyganki z rozmarynem, a my mijamy dorożkarzy) i szukamy wejścia.

Obrazek

Wejście łatwo znaleźć - jest tam, gdzie stoi kilkudziesięcioosobowa kolejka. Stoimy w niej oglądając sobie piękny portal i w ogóle fasadę budynku oraz figurę, której replika (bądź odwrotnie) stoi na szczycie kościelnej wieży. Postać dzierży coś w rodzaju żagla, który pełni jego funkcję - na skutek wiatru postać na wieży obraca się.
Od tej czynności nazywa się Giralda i jest symbolem zwycięstwa chrześcijaństwa nad religią muzułmańską – to a propos postawienia kościoła na zgliszczach meczetu.

Obrazek

Dochodzimy do kas, kupujemy standardowo bilety dla dorosłych w standardowej cenie i wchodzimy przez bramki do kościoła.
Po drodze mijamy małe muzealne salki i już jesteśmy w pięknym wnętrzu.

Obrazek

Podążamy najpierw w stronę tłumu, który okupuje dziwną rzeźbę. Oto czworo zdobnych dostojników niesie zamkniętą trumnę. Turyści stoją w kolejce, by zrobić sobie pozowane z nią zdjęcie - uśmiechają się, stają bokiem, by nogi wyszły zgrabnie, obejmują się, jak zakochani. Cały przegląd min, póz i kreacji. Strasznie to przewrotne, mieć takie pozowane zdjęcie z trumną.

A trumna zawiera szczątki Krzysztofa Kolumba, bo to jest jego główny sarkofag. Mowa o głównym, bo nie jest to jedyne miejsce pochówku szczątków odkrywcy. Ta trumna zawiera akurat ok. 15% ciała, a jego oryginalność potwierdziły badania dna.

Idziemy dalej, a naszym oczom ukazuje się ołtarz, nad ołtarze. Tu postanawiamy na chwilę przysiąść. A jest na co popatrzeć. Ołtarz ma około 500 metrów kwadratowych i przedstawia kilkadziesiąt scen biblijnych.

Obrazek

Ale nie tylko ołtarz jest tu gigantyczny ...

Obrazek

Obrazek

Patrzymy w lewo, w prawo, do góry ...

Obrazek

Obrazek

... opuszczamy wnętrze pięknej katedry i drepczemy sobie chwilę po jej dziedzińcu.

Obrazek

Obrazek

Pomarańcze, rynienki, fontanny. Jakże to wszystko nudne ;@)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Idziemy szukać Real Alcazar!
Ostatnio edytowano 17.08.2011 08:07 przez Krystof, łącznie edytowano 2 razy
taurus
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 698
Dołączył(a): 11.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) taurus » 16.08.2011 09:22

Miło popatrzeć na znajome miejsca.

Pozdrawiam
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 16.08.2011 10:46

Szukanie polega na obchodzeniu katedry dookoła. Bo na planie wydaje się leżeć ten alkazar całkiem daleko, a w rzeczywistości, to może jest blisko? Albo odwrotnie. Trudno rozgryźć taki plan miasta w przewodniku, który pokazuje tylko to, co najważniejsza i usuwa niedważności całymi partiami?
Szukamy więc alkazaru, a podczas poszukiwań jesteśmy uczestnikami dwóch wydarzeń, o których napiszę poniżej.

Rozmarynowe panny

Intrygowało nas, o co chodzi z tymi gałązkami, które tak nachalnie rozdają przechodniom Cyganki. No i spełniło się. Podczas, gdy sobie kucałem na torach, by sfotografować nadjeżdżający tramwaj - chodziło o to, by był tramwaj tak trochę od dołu, a w tle fasady domów z oszklonymi balkonami - Cyganki zaatakowały resztę mojej rodziny.

Obrazek

Już żonie wtykają rozmaryn, już coś majstrują przy wózku, już nas osaczają i uśmiechają się przy tym życzliwie. Dinero, dinero, dinero.

Obrazek

I dinero, dinero, dinero. I nic ich nie obchodzi, że nie ma się jak dogadać, że komunikacja nie następuje, bo niby po jakiemu? Stosują chyba zasadę, że wróżyć to można ze wszystkiego i w każdym języku. Czemu nie, byle zdobyć parę groszy. Wykorzystuję więc okazję, by zrobić im parę zdjęć, tracę okazję do uchwycenia tramwaju z balkonami w tle i, płynnie niczym sam Cervantes mówię im kwieciste no, no, no nadbiegając - pozostawionej na pastę losu rodzinie -z odsieczą.

A alkazar stoi niezmiennie na swym miejscu i przygląda się wszystkiemu sennie. Okazuje się, że leży naprzeciw placu, który sąsiaduje również z katedrą.

Obrazek

Po drodze mijamy jeszcze raz sennych dorożkarzy, którzy z braku klientów chętnych na przejażdżkę grają sennie w kości.

Obrazek

Obrazek
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Hiszpania - España



cron
Z Gdańska do Madrytu i z powrotem - samolotem i autem - strona 8
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2025 Wszystkie prawa zastrzeżone