Czas się zabrać do roboty!
Na początek piguła z planami itp. Relacja w kolejnych odsłonach.
Oto początek dziwnej relacji. Rozpoczynam ją bowiem już w okolicach listopada - w momencie planowania. A to, co wówczas sobie wykombinowałem wklejam bez poprawek …
Uprzedzam, że większość informacji pochodzi z poprzednich stron tego wątku - niecierpliwych uparasza się o cierpliwość i wyrozumiałość ;@)
LISTOPAD = PLAN
ANDALUZJA
Do zwiedzania Andaluzji przygotowujemy się od kilku lat. Co roku pojawiają się jednak kolejne przeciwności, które powodują, że wyjazd odkładamy na następne lata.
A to za drogo, a to dzieci za małe, a to za gorąco, a to za dużo do zobaczenia ...
Rzecz w tym, że do Chorwacji albo do Włoch, to sobie można łatwo wyskoczyć, bo jest blisko, a taka Andaluzja to pewnie będzie jednorazowa (bo odległa i droga) i szkoda było by taki wypad zrobić na pół gwizdka.
No ale wreszcie nadszedł ten czas!
Dzieci będą latem w miarę duże, choć nie za duże - synek będzie miał 5 lat, a córka 9.
W dodatku dochodzi kolejny argument - skurczyła się nam bardzo mapa dróg, na które chcielibyśmy wyruszyć. To znaczy miejsc jest dużo, ale wakacje w roku są tylko jedne, więc musimy wybrać taki cel, który spełni poniższe warunki:
- miejsce musi być nad ciepłą wodą - to jest konieczność, bo w ten sposób lubimy odpoczywać (odpada więc na razie północna Francja i nadatlantycka Hiszpania, chyba, że przejazdem);
- chcemy zobaczyć coś nowego (szkoda nam kasy i czasu na wyjazdy w te same rejony, choć nie wykluczam, że ze względu na kasę za rok nie odwiedzimy po raz piąty Chorwacji);
- no i chcemy w wakacyjne miejsce dojechać w ciągu dwóch dni - tydzień spędzony na dojazd i powrót to już za dużo - nie mam tyle urlopu.
ANDALUZJA SAMOCHODEM
Możliwości dotarcia do Andaluzji samochodem z Gdańska jest oczywiście wiele. Je preferuję i podaję dwie z nich (to dla tych, którym nie chce się szukać i obliczać).
Trasa południowa
Ta trasa prowadzi z Gdańska przez Berlin, okolice Freiburga (tu, po przejechaniu ok. 1000 kilometrów dobrze jest się przespać), Lion, Perpignan (tu dobijamy do drugiego tysiąca i drugiego miejsca noclegu), Barcelonę (2300 kilometrów od domu). Z Barcelony do Madrytu jest do przejechania kolejny tysiąc, więc wypadało by zobaczyć Barcelonę i pomoczyć tyłki przez dwa dni na Costa Brava, co jest bardzo przyjemne, lecz wydłuża dojazd.
Taki model dojazdu zabiera trzy dni (2 noclegi) i wynosi ok. 3025 kilometrów.
Pozytyw jest taki, że daje możliwość odpoczynku nad morzem.
A tak wygląda trasa północna - o 200 kilometrów krótsza.
Z Gdańska biegnie ona przez Berlin i Hannover w Niemczech (preferowany nocleg po przejechaniu ok. 1000 kilometrów w okolicach zagłębia Ruhry), Belgię, Paryż i Bordeaux we Francji (i drugi nocleg gdzieś w kraju Basków po francuskiej lub hiszpańskiej stronie), potem przez San Sebastian i Burgos prosto do Madrytu z wjazdem od północy.
Ten wariant kusi nas ze względu na odwiedzenie zatoki biskajskiej i kraju Basków, dokąd chyba nie pojedziemy na wakacje, a przejazdem to już chętnie.
Różnica w kilometrach i opłatach jest prawie żadna, szczególnie jeśli przyjąć, że chce się objechać Paryż większym łukiem.
Najciekawiej było by zatem połączyć te trasy robiąc pętlę, a po drodze zobaczyć Lion, Carcassonne, Narbonne, Gironę, Barcelonę i wiele innych na południu oraz Akwizgran (siedziba Karola Wielkiego), Paryż, Bordeaux i oceaniczne pływy na północy.
Tylko urlop musiałby jednak trwać pewnie z miesiąc, a nie na przykład dwa - trzy tygodnie.
No i idąc tym tropem można by wydłużać trasę o kolejne miejsca, które leżą "tylko" dwieście kilometrów dalej, i dalej, dalej, i dalej.
Tak, czy tak - ponad trzy tysiące kilometrów w jedną stronę to za dużo.
Sześć tysięcy na wakacje to jest w porządku (tyle wyszło nam na przykład do Grecji), ale łącznie - dojazdu i zwiedzania, a nie samego dojazdu.
Oczywiście, mowa tu o subiektywnym odczuciu czteroosobowej rodziny z dziećmi i potrzebie dłuższego relaksu nad wodą i nicnierobienia.
Samochód odpada, dokąd więc pojedziemy na kolejne wakacje?
Inspiracja narodziła się przypadkowo w momencie oglądania strony Lufthansy i lotów do Lizbony. Tam na pewno nie pojedziemy autem, więc przyglądałem się cenom, które zachęciły mnie do zmeliorowana głębiej tematu polatania ...
Portugalia
Lot Lufthansą z Gdańska do Lizbony i z powrotem miał kosztować naszą rodzinę ok. 2500 pln.
Na miejscu chcieliśmy poruszać się częściowo środkami komunikacji miejskiej - głównie metrem i autobusem (Lizbona, Sintra, wypad do miejscowości Alcobaca, Leiria itp.), na dalsze zwiedzanie chcieliśmy wynająć auto (ok. 35 euro za dobę).
Znalazłem tani hotel w Lizbonie (42 euro za rodzinę), później mieliśmy mieszkać w tenda bengali (
www.orbitur.pt) - to taka alternatywa zawieszona pomiędzy własnym namiotem, a apartamentem. Sieć Orbitur proponuje bowiem wyposażone namioty z pięcioma łóżkami, lodówką, meblami itp. na campingu, w wielu miejscach na wybrzeżu Portugalii, w cenie ok. 35 euro za dobę w sezonie. Czyli dość korzystnie i dość wygodnie, bo można przenosić się z miejsca na miejsce bez konieczności pozostania na jednym campingu na dłużej.
W międzyczasie okazało się jednak, że owszem - 35 euro, ale za sam namiot, a za osoby i samochód trzeba dopłacić oddzielnie.
No ale i tak polecielibyśmy do tej Lizbony, gdyby nie to, że zbyt długo zwlekaliśmy z decyzją i to, że już w październiku (a mowa o wylocie w lipcu!) cena lotów poszybowała w górę.
Loty do Lizbony podrożały, więc na gwałt rozpoczęliśmy poszukiwania lotów do innych miejscowości - a nuż da się polecieć na pobliskie lotnisko, a potem - hyc - autem do Portugalii?! Poszukiwania lotów powiodły nas aż do Madrytu ...
Lot w obie strony za jedną osobę to (listopad) wydatek rzędu 500 - 600 złotych. I dużo to i mało ...
Samolot
Dlaczego tak drogo? Ale czy to drogo? Są przecież tanie loty (przynajmniej na reklamach w gazetach), które oferują podróż za grosze.
Ale dla nas drogo, to pojęcie względne. Liczy się przecież, co dostajemy w cenie. A kupić chcemy sobie przede wszystkim bezpieczeństwo (czytaj: pewność) i wygodę.
Lecimy na wakacje pierwszy raz, więc ten pierwszy raz ma być udany. Chcemy się zachęcić, a nie zniechęcić. Lot musi więc spełniać poniższe założenia:
- założenie niskiego kosztu jest jasne - mamy ograniczony budżet, więc jest granica powyżej której nie podskoczymy; ta granica wynika z całości budżetu na wakacje oraz stosunku pomiędzy dojazdem samochodem i dolotem
I tu mały wtręt o dolatywaniu contra dojeżdżaniu własnym samochodem
Powyżej pisałem o długości (w czasie) dojazdu. Zapomniałem jednak dodać, że my preferujemy wakacje samochodowe i lot jest dla nas koniecznością - albo lecimy, albo nie będzie Andaluzji. To prosta opcja, która bardzo porządkuje sprawę.
Lot jest rozwiązaniem, które daje nam oszczędność czasu i zmęczenia. Jak to wygląda kosztowo?
Szacuję, że paliwo (diesel, przy spalaniu 8-9 litrów/ 100 km) zużyte na przejechanie 6000 tysięcy kilometrów (przy założeniu zmiennej ceny za 1 litr, uśrednionej do 1,3 euro) wyniesie ok. 700 euro, czyli ok. 2500 złotych.
To dokładnie tyle, co wydamy na samolot.
Koszt (czterech) noclegów po drodze, to wydatek rzędu 200 - 300 euro. Do tego dochodzi jedzenie i inne pomniejsze wydatki, których suma zbliża się do kwoty, za którą wynajmiemy na miejscu samochód (o tym później).
Na niekorzyść dojazdu dochodzi jeszcze koszt dodatkowego przeglądu samochodu w kraju i spory koszt opłat autostradowych, który oszacowuję na około 150 euro w obie strony.
Jak by nie liczyć nasuwa się konkluzja, że być może lot nie jest o wiele droższy od dojazdu?
No więc lecimy samolotem, czyli wracam do opowieści.
Pisałem o założeniu kosztowym. To teraz jeszcze o wygodzie:
- chcemy lecieć z Gdańska (by było wygodniej, by nie ponosić kosztów dodatkowych dojazdów i noclegów, by nie marnować czasu, bo tak samo liczymy czas, jak pieniądze: jeśli lot ma trwać trzy dni, to lepiej jechać autem!);
- chcemy lecieć normalnym przewoźnikiem, by nie było niespodzianek typu "lot odwołany, teraz się martw";
- ze względu na dzieci i współpasażerów (żeby się nie denerwowali, że nasze dzieci są np. marudne) nie chcemy lecieć w nocy;
- przesiadka nie może być dłuższa niż 5 godzin.
Poza tym, wracając jeszcze raz do ceny, uwierzcie - sprawdziłem tanie loty znanego taniego przewoźnika i po dodaniu do proponowanej kwoty 4 dużych bagaży (w Lufthansie w cenie biletu jest 8 kg podręcznego i 20 kg normalnego bagażu) i przeróżnych opłat pobocznych, kwota za cały przelot wyszła wyższa o 1,5 tysiąca niż w Lufthansie/ Lot-cie!
Kupiliśmy więc bilety z Gdańska do Madrytu i z powrotem (z jedną przesiadką), PLL Lotu i Lufthansy w cenie ok. 600 złotych za osobę.
I tu uwaga - jeśli ktoś chce kupić bilety u znanego przewoźnika, to musi to zrobić szybko, najlepiej już w listopadzie. Z biletami do Madrytu było bowiem podobnie, jak z tymi do Lizbony: były z dnia na dzień coraz droższe, a lotów o korzystnej porze i krótkich przesiadkach było coraz mniej!
Czemu do Madrytu, skoro celem jest Andaluzja?
No właśnie. Madryt, to nie Andaluzja!
No i ze stolicy Hiszpanii do wybrzeża jest z 600 kilometrów! Przecież gdybyśmy polecieli do Malagi, albo nawet do Alicante, to mielibyśmy o wiele bliżej!
No tak, tyle, że loty do tych miejsc były (listopad) o wiele droższe! W dodatku - dzięki takiemu rozwiązaniu - zobaczymy Madryt i Toledo, do których na pewno nie wybralibyśmy się specjalnie.
Przylecimy i co dalej, czyli ciąg dalszy planowania
Do zaplanowania jest strasznie dużo. Tak naprawdę, to pisząc o kupionym locie nieco wyprzedziłem fakty. Bo zamówienie lotu poprzedziła analiza kosztów i możliwości innych aspektów wyjazdu, do których odniosę się w trakcie trwania relacji, i które dadzą odpowiedź na poniższe pytania:
- przylecimy i co dalej, czyli w jaki sposób będziemy się poruszać po Hiszpanii?
- gdzie będziemy spać, skoro namiot został w domu, a my jesteśmy turystami nisko-budżetowymi?
- co będziemy jeść, skoro na zachodzie jest drogo, a polskie jedzenie zostaje w domu?
- jak będziemy przechowywać kupioną żywność, skoro nie zabieramy lodówki?
- ile czasu spędzimy na obczyźnie?
- co, gdzie, kiedy zobaczymy - czyli w sumie najistotniejsza rzecz, która z powodów prozaicznych usunęła się na sam koniec listy!?
Zacznę jednak od końca krótkim skrótem andaluzyjskich atrakcji!
Cordoba, Kordowa, Kordoba
Plan jest taki, by z Madrytu pojechać prosto do Cordoby. Zajmie to nam ok. 4 - 5 godzin.
Do Madrytu zalatujemy na około piętnastą, czyli w Cordobie trzeba będzie sobie zrobić nocleg. No i nie wiem jeszcze, czy będzie czas, by zatrzymać się gdzieś po drodze.
A prześpimy się tutaj - za 48 euro ze śniadaniem, na starówce, w klimatyzowanym pokoju z łazienką dla czterech osób:
http://www.hotelmaestre.com/index.html
Bajeczny, andaluzyjski, tani hostel. Przynajmniej myślę tak o nim teraz, bo jak będzie, to czas pokaże.
W Cordobie mieści się jeden z najpiękniejszych zabytków Islamu, czyli Mezquita (meczet) z wbudowanym pośrodku kościołem (w sensie chrześcijańskim) i ponad ośmioma setkami kolumn podpierających dach świątyni.
Do tego trzeba wstąpić do Alcazaru (siedziba królów).
Na dobrą sprawę, to w każdym andaluzyjskim mieście trzeba odwiedzić taką mezquitę i taki alkazar, bo gdzie by nie pojechać, to muzułmanie zbudowali wspaniały meczet, a miasto miało siedzibę jakiegoś władcy. Wspaniale!
Sewilla
Po zwiedzeniu Cordoby czas na Sewillę. Dojedziemy do niej wieczorem, po zwiedzeniu Cordoby. Na ten dzień planujemy więc nocleg (Camping Sewilla), następnego dnia poranne zwiedzanie, potem wyjazd gdzieś nad morze.
A w Sewilli - tradycyjnie alkazar, katedra NMP i jej Giralda (czyli wieża), arena walk byków, dom Piłata (zbudowany na wzór domu ... Piłata), być może Złota Wieża, być może kiczowaty Plac Hiszpański (doczytałem, że to taka cepelia andaluzyjska).
Drugiego dnia zjedziemy więc na camping w okolice Kadyksu.
Tam będzie nasza baza wypadowa do Gibraltaru, Jerez de la Frotera, Kadyksu, Rondy, być może Malagi.
Wyprawę kończy dwudniowe zwiedzanie Granady (pierwszy dzień) i osobno Alhambry (drugi dzień). A w Alhambrze mezqiuta i alkazar ;@)
Ponieważ plan jest płynny zakładamy, że w drodze powrotnej obejrzymy Toledo, a ponieważ lot mamy znów ze stolicy, to ostatniego dnia zwiedzimy Madryt, gdzie zatrzymamy się znów w tanim, obskurnym hostelu w centrum miasta, czyli bezpośrednio na starówce. O tutaj:
http://www.booking.com/hotel/es/hostal-murcia.en.html
No ale gdzie będziemy spać po drodze? O jakich ja bredzę campingach?
Pora na gwóźdź programu - zabieramy ze sobą do samolotu nasz wielki namiot! Koło o średnicy prawie metra i wadze dochodzącej do limitu na bagaż.
A to trochę ze względu na koszt, ale głównie ze względu na wolność podróżowania.
Bo biorąc pod uwagę wszelkie niedogodności związane z turystyką campingową, to jednak poczucie wolności, jakie ta daje jest ponad wszelką miarę najistotniejsze.
Uwierzcie, że wynajęcie apartamentu na Costa del Sol nie należy do najdroższych. W porównaniu z Chorwacją, Grecją to wychodzi nawet tanio!
No bo czy 40 euro za dobę w wyposażonym apartamencie nad morzem (ok. 300 metrów od plaży) to dużo? Zerknijcie tutaj, na kilka propozycji, które brałem pod uwagę.
I nie są to najtańsze miejsca!
http://www.holidaylettings.co.uk/rental ... ena/126527
http://www.holidaylettings.co.uk/rentals/nerja/7807
http://www.holidaylettings.co.uk/rental ... dena/43225
http://www.holidaylettings.co.uk/rentals/marbella/86103
http://www.holidaylettings.co.uk/rental ... ena/115464
No więc taki apartament to fajna rzecz. Są w nim talerze, sztućce, krzesła, klimatyzacja, lodówka, kuchenka ... mnóstwo przydatnych sprzętów, których nie będziemy mieli na campingu, i których brak bardzo nam utrudni pobyt (lub obciąży bagaż)!
Na myśl o kolejnej rezerwacji lasuje mi się jednak mózg, a wakacje przestają cieszyć.
No bo jak tu wszystko ze sobą zgrać - lot, wypożyczenie samochodu, noclegi?! Porezerwować, powpłacać, ograniczyć się i żyć w stresie, że każde opóźnienie lawinowo burzy misterny plan, a rezygnacja wali po kieszeni!?
Lepiej więc po hipisowsku, z własnym garbem, pobrzdękując aluminiowymi kubkami.
Przynajmniej tak to postrzegam teraz - przed pakowaniem się, noszeniem bagażu, odczuwaniem braku miliona rzeczy, których nie dało się spakować.
Jak się spakować do samolotu?!
Przypominam, że nasze limity bagażowe pozwalają nam zabrać 8 kilo bagażu podręcznego i 20 kilo na pokład (jako 1 bagaż).
Pomysł na pakowanie mam więc taki:
- bagaże podręczne składać się będą z minimum rzeczy koniecznych do zabrania; każdy do swojej lekkiej torby spakuje bieliznę, koszulki, małą poduszkę, lekki i szybkoschnący ręcznik z sieci Decathlon:
http://www.decathlon.com.pl/PL/kingcham-ciemnoniebieski-79748177/, talerz, kubek i nożo-widelec, szczoteczki do zębów, mokre chustki, itp;
- w moim bagażu podręcznym znajdzie się dodatkowo aparat fot z ładowarką i nawigacja, plus notatki, mapy i przewodniki;
- jeden bagaż pokładowy to będzie namiot, dodatkowa plandeka, karimaty i śpiwory,
- w pozostałych trzech bagażach musimy zmieścić ubrania, prześcieradła, ręczniki na plażę, kuchenkę gazową, lekarstwa, kosmetyki i mnóstwo innych rzeczy biwakowo-ubraniowych.
Bagaże podręczne będzie nosił każdy z nas.
Namiotem i jednym bagażem z luku zajmę się ja.
Nie mam jednak zielonego pojęcia, kto będzie nosił pozostałe dwa bagaże, czyli około 40 kilogramów. Nie chcę jednak tym myśleć, bo to mnie stresuje ;@)))
Na lotnisku są wózki, więc dotarcie do metra nie jest problemem. Nie mam jednak pomysłu, jak transportować 104 kilogramy bagażu pomiędzy stacjami metra i do hotelu, ale to sprawa drugorzędna.
KONIEC PLANOWANIA. PRZYLECIELIŚMY I CO DALEJ?
Wypożyczenie samochodu
Znalazłem dobrą (dużą), regionalną (tanią) wypożyczalnię samochodów:
http://www.atesa.es
Wypożyczalnia ta ma swoje punkty w całym mieście i całym kraju.
I kombinuję tak:
- najlepiej byłoby wypożyczyć auto od razu na lotnisku;
najlepiej, ale najdrożej - wypożyczalnia pobiera opłatę lotniskową w wysokości ok. 50 euro; do tego dochodzi fakt, że pobranie auta na lotnisku i zwrot w tym samym miejscu oznaczałby, że auto oddaję w dniu odlotu, czyli dobę później niż przybywam do Madrytu, czyli płacę dodatkowe 30 euro (co daje 80 euro w plecy);
- znalazłem więc wypożyczalnię blisko hotelu, w zabytkowej części miasta - ba, na zabytkowym dworcu Atocha , który warto zobaczyć będąc w Madrycie (projektował go autor wieży Eiffla, czyli Eiffel) i zrobię tak:
* pojadę metrem z dwiema przesiadkami
http://www.madryt.com/metro.htm lub autobusem 203 bez przesiadek
http://www.emtmadrid.es/aplicaciones/It ... ?linea=203 z lotniska do wypożyczalni na dworcu Atocha, wezmę stamtąd auto i dalej sru - do Cordoby;
* auto zwrócę po 13 dniach na dobę przed odlotem;
* wcześniej zawiozę bagaże do hotelu i wrócimy sobie do niego pieszo, zwiedzając po drodze dworzec i różne inne atrakcje stolicy;
* no a w dzień odlotu weźmiemy po prostu taksówkę i tyle.
Tak to wygląda dziś, ponad pół roku przed wakacjami. Może wpadnę na lepszy pomysł?
Post scriptum - wypożyczyłem citroena berlingo (peugeot partner) na 13 dni za 430 euro.
To dobra cena, a samochód duży. Cieszę się!
PS2 - po kilku tygodniach okazało się, że wypożyczalnia doliczyła mi skądś tam kilkadziesiąt kolejnych euro .. życie :@(
PS3 - Czerwiec, po kilku pechowych wpadkach, które zaliczyłem w ostatnich dniach decyduję się za zakup zwolnienia mnie z franczyzny. Kosztuje mnie to dodatkowe 89 euro.
CZERWIEC, na miesiąc przed wylotem
Został miesiąc. Oto, co wiem.
Bagaż
Mam już mgliste pojęcie na temat rzeczy do zabrania i sposobów ich rozmieszczenia w bagażu głównym i podręcznym. Upewniłem się również, że namiot zalicza się do bagażu typowego. Miałem wątpliwości, ponieważ bagaż mierzony jest według posiadanej długości, szerokości i grubości. A co jeśli pakunek jest kołem, jak w przypadku namiotu? Czy wówczas wagowy policzy długość i szerokość jako średnicę plus średnicę? Jeśli tak, to będzie 90 + 90 centymetrów, czyli za dużo. No ale nie jest.
Zakupy
Lista posiadanych przez nas przedmiotów powiększyła się o rozkładane krzesełka (30 pln za sztukę, 0,8 kg), ręcznik szybkoschnący (39,-), elektryczną (okazała się mniejsza i lżejsza od tradycyjnej) pompkę do materacy (20 pln), zestaw aluminiowych garnków (3 garnki, patelenka, rączka - ok. 50 pln). I najważniejsze - kupiliśmy wreszcie aparat (lumix tz 8 za 7 stów) i statyw do niego (w sumie statywie mały, za 15 pln) plus dodatkową kartę 4 giga (sdhc za ok. 35 pln) i akumulator (ok. 40 pln) o parametrach lepszych niż posiada oryginalny (850 contra 2900 amperogodzin .. zobaczymy).
W zasadzie to komplet rzeczy do dokupienia. Nic więcej nie potrzebujemy. Jeśli nie zaatakuje nas reklamami decathlon i nie wymusi jakiegoś zakupu, to obędzie się bez kolejnych wydatków!
Na razie cieszę się, jak gwizdek, że nie dotyczy mnie przegląd samochodu. To zawsze był duży wydatek i spory stres, czy wszystko zagra. Choć faktem jest, że z rozrzewnieniem patrzę na pusty bagażnik i piętrzące się bagaże, które od kilku tygodni gromadzę na szafie w dużym pokoju.
Co jeszcze? Rozłożyłem namiot, by go przewietrzyć, co skończyło się ponownym praniem - sąsiedzi mają koty, a te lubią sobie zaznaczyć teren. No i pojawił się dodatkowy, skromny wydatek - zakup nowych szpilek i gwoździ.
Plan pobytu: stan na połowę czerwca
Tu zaszła największa zmiana!
Andaluzję znam już (z opisów i zdjęć), jak własną kieszeń :@)
W zasadzie wydaje mi się, że jestem już po zwiedzaniu. Najmniej podobało mi się Costa del Sol. Postanawiam więc go nie oglądać!
Nowy plan wygląda tak:
Z Madrytu (zgodnie z planem) jedziemy do Kordoby.
Z Kordoby do Sewilli.
Z Sewilli (i tu zmiana) jedziemy na Algarve (zamiast do Kadyksu).
Na miejscu jedziemy na przylądek św. Wincenta, oglądamy klify, zwiedzamy Lagos (obok którego mieszkamy) Silves i może cos jeszcze?
W Portugalii pobędziemy czas jakiś (3-4 dni zapewne), by w drodze powrotnej odwiedzić Kadyks (z noclegiem w El Puerto de Santa Maria), być może Gibraltar, Rondę, Granadę, Toledo i Madryt.
Wszystko jest jednak mocno płynne, bo rezerwacje mamy jedynie na samochód, zwiedzanie Alhambry i nocleg przed odlotem z Madrytu. Poza tym jesteśmy beztrosko wolni!
Oczywiście, zaczyna mnie kusić Lizbona, Sintra i inne tam takie … bo przecież od listopada Andaluzję mam już w małym palcu! ;@)))
Z ostatniej chwili!
Zrezygnowaliśmy z noclegu w Madrycie, przedłużyliśmy wynajęcie auta o dobę, zwrócimy je na lotnisku, a nie w mieście … tak sobie kombinuję 1 lipca, na kilkanaście dni przed wylotem. Jak będzie – zobaczymy ;@)
11 lipca - plan bez zmian. Powoli wykładamy rzeczy do spakowania. Nadal jest ich zdecydowanie za dużo …
17 lipca - plan bez zmian. Hotel Alaska w Madrycie uparcie nie zwraca mi kasy za nocleg. Moi rodzice wpadają na pomysł, że odwiozą nas w dniu wylotu na lotnisko w Gdańsku. Jesteśmy wdzięczni, bo odchodzi stres związany z zabezpieczeniem domu, dojazdem, parkingiem …
18 lipca - no to sruuuuuu do Monachium ...