Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Z Gdańska do Madrytu i z powrotem - samolotem i autem

Nazwa kraju Hiszpania wywodzi się od słowa Ispania, które oznacza Ziemię Królików. Język hiszpański wymieniany jest w pierwszej piątce najczęściej używanych języków na świecie. Najdłuższą rzeką Hiszpanii jest rzeka Ebro, licząca sobie 930 kilometrów. Hiszpanie to naród uwielbiający grę na loterii. Zdrapki można kupić na rogu każdej ulicy.
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 30.09.2011 09:20

cześć,

jeśli będziesz robił zakupy w sieciowych sklepach, to ceny w VII/VIII 2011 były nieznacznie wyższe niż w Polsce (rzy kursie 1 e = 4 pln).
Tak na gorąco (sprawdzę w domu konkretnie i ewentualnie dodam, skoryguję):
- wino od 1,5 euro w górę (ja kupowałem takie za 3-4 e)
- piwo cruz malta puszka 0.5 ok. 0.70 e
- chleb ok. 2 euro za kilogram
- owoce - róznie, chyba ok. 2 e za kilo
- woda - nie warto targać z Polski
- wędliny raczej drogie - podrzędne mortadele, mielonki - w procji 2 euro za 10 plastrów
- dobre, pyszne chorizo - ok 2 euro za sztukę ok. 0.3 kg
- gotowa tortilla - ok. 2 euro za sztukę ok. 0.3 kg
- bagietka - 0.50 - 0.70 e
- litr gazpacco - ok 3 e

fast food:
- nie korzystaliśmy za bardzo, ale za porcję pizzy, frytek + coś trzeba liczyć 5 - 8 euro (w miejscowości wypoczynkowej, wiadomo, że w dużych aglomeracjach da się pewnie taniej)
- tapas - ok. 3 euro za 1 tapa (garść oliwek, albo plaster szynki) - generalnie bardzo drogo - bardziej dla klimatu, niż do najedzenia się
- ale np. w Madycie tapas są często bezpłanie do zamawianego piwa/ wina

desery:
- kupowaliśmy tylko lody - od 2 euro w górę za gałkę, gałę wielką znaczy :@)
- kawa - ok. 2 euro za filiżankę espresso

pzdr, K.
taurus
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 698
Dołączył(a): 11.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) taurus » 30.09.2011 12:43

piękne dzięki.

pozdrawiam
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 18.10.2011 14:55

:@)
Ostatnio edytowano 17.11.2011 10:29 przez Krystof, łącznie edytowano 2 razy
poljako_poljako
Croentuzjasta
Posty: 197
Dołączył(a): 19.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) poljako_poljako » 18.10.2011 15:16

A lwy gdzie? Wróciły czy jeszcze na "wczasach"?
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 18.10.2011 15:19

poljako_poljako napisał(a):A lwy gdzie? Wróciły czy jeszcze na "wczasach"?


cały czas na wczasach i to z zakazem fotografowania przestrzeganym bardzo restrykcyjnie :@(
poljako_poljako
Croentuzjasta
Posty: 197
Dołączył(a): 19.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) poljako_poljako » 20.10.2011 21:50

Krzysiek. Tak jakbym odczuwał jakieś takie "nie"zadowolenie"? Tzn. nie zrozum mnie źle, ale jakbyś nie do końca był przekonany? Ale może to tylko moje subiektywne wrażenia po zeszłorocznych "wakacjach w mieście"? Które mnie trochę znudziły? (bez urazy :wink:
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 21.10.2011 09:51

nie, no co ty! jesteśmy maksymalnie zadowoleni!
może po prostu jest coś niehalo z relacją - po prostu nie chce mi się jakoś pisać, szczerze mówiąc :roll:

myślę, że to syndrom zbyt długiego przygotowywania się do wyjazdu:
- primo: relację mogłem już napisać przed wyjazdem - tak byłem obkuty :wink:
- secundo: nie wydarzyło się nic nieprzewidywalnego - stety i niestety :D

konkluzja jest taka, że gdybym przygotowywał siędo takiej eskapady jeszcze raz, to prawie nic bym nie zmienił

PS. niedługo zdjęcia z Toledo i koniec :wink:
nomad
Cromaniak
Posty: 656
Dołączył(a): 06.10.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) nomad » 07.11.2011 01:37

Krystof napisał(a):...
może po prostu jest coś niehalo z relacją - po prostu nie chce mi się jakoś pisać, szczerze mówiąc :roll:


Myślałem kiedyś, że trzeba Ciebie motywować i miał być tutaj kiedyś mój wpis w tym celu ( 8O :!: a teraz to nawet się zdziwiłem, że zaniechałem tego tak dawno temu, a tu do tej pory jeszcze nikt tego za mnie nie zrobił :wink: ).

Rozumiem też, dlaczego to jest zbyteczne.
Kanary Cię zmotywowały :D, a więc samomotywacja.

A więc mój wpis jest zbędny tutaj, ale jeśli jestem, to tylko potwierdzę, że w pozostałych też. :)

Pozdrawiam.
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 07.11.2011 09:47

strasznie to skomplikowane, ale zdaje się, że miłe :wink:

dokończę kiedyś tę relację wklejką z Toledo ...
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 17.11.2011 10:29

Grenada. Alhambra

Do Grenady ruszyliśmy dnia dziesiątego po zwiedzeniu Rondy. Droga wiodła przez góry, pomiędzy winnicami, czasem pomiędzy polami z kukurydzą. Nie zwracałem uwagi ani na nazwy miejscowości, ani na numery dróg - kierunkowskaz wskazywał, że jedziemy na Grenadę, więc uznaliśmy, że jedziemy w dobrym kierunku. I był dobry, lecz inny, niż nam się zdawało. Rzecz w tym, że do Grenady wjechaliśmy z innej strony niż zamierzaliśmy. Nie pamiętam już, jak to się stało. Winę zrzucam na nawigację, ale coś mi się wydaje, że wpisałem do urządzenia jakieś błędne dane, to jest nie ten camping, o którym myślałem.
Tak, czy siak dojeżdżaliśmy do miasta od strony Santa Fe, czyli od zachodu, a nie od południa, gdzie miałem znaleziony bardzo fajny camping http://www.campingsuspirodelmoro.com/

Jechaliśmy jednak dalej, coraz bliżej i bliżej centrum, a jednocześnie coraz bliżej miejsca jutrzejszych odwiedzin, czyli Alhambry!
W pewnym momencie zobaczyliśmy szyld campingu, który wydał mi się znajomy. Campingu, który odrzuciłem podczas poszukiwań http://campingmariaeugenia.com/

Okazało się, że miejsce to prezentuje się na żywo zdecydowanie gorzej niż na stronie! Zostaliśmy tam jednak z trzech powodów: po pierwsze na miejscu był basen, po drugie byliśmy zmęczeni i chcieliśmy się kąpać i wypoczywać, a po trzecie - ponieważ miejsce całkowicie nie nadawało się do rozbicia namiotu, podjąłem decyzję, że zamieszkamy tam w pokoju z łazienką i lodówką. Nie wykazałem się tu jednak ani wspaniałomyślnością, ani rozrzutnością - koszt pokoju na dobę wynosił coś koło 30 euro. Za wszystko!

Zainstalowaliśmy się więc szybko w pokoju, wykąpaliśmy się w basenie i - zachęceni szyldem z pyszną i tanią paellą poszliśmy coś zjeść. Bar był jednak ohydny i dość drogi. Nikomu nie polecam. Nie chce mi się rozpisywać ani o bałaganie, ani o brudzie, ani o ajentach - dość powiedzieć, że postanowiliśmy ruszyć w miasto i dzień zakończyć kolacją, zakupami lub jednym i drugim.

W międzyczasie podjąłem próbę zameldowania i zapłaty, ale pan na portierni odmówił mi mówiąc, że nie teraz, nie teraz, bo już nie może, nie wytrzyma. A stał akurat w progu swojej budki z rolką papieru toaletowego w dłoni.

Ponieważ wcześniej dopytałem, że w okolicy nie ma żadnego sklepu ani knajpy osiągalnej "z buta" na eksplorację terenu pojechaliśmy autem. I od razu zgubiliśmy drogę gąszczu licznych autostrad.

Bo takie autostrady to zbawienie, ale też duża uciążliwość. Bo wchodzą w niezmiennym ładzie swych wstążek do miasta nieczęsto proponując zjazdy lub możliwości zawrócenia. I raz obrany szlak zmienić łatwo nie jest.
Jechaliśmy więc autostradą po mieście, a gdy zobaczyliśmy duże centrum zjechaliśmy z niej. I okazało się, że zjechaliśmy źle, bo za wcześnie lub za późno. Tak, czy siak wjechaliśmy w jakiś poligono industrial z licznymi barakami, hurtowniami, brzydkimi rzeczami. I zwiedzaliśmy ten industrial, aż dojechaliśmy do dziwnej dzielnicy szeregowców - dziwnej, bo szeregowce kojarzą mi się z mieszkańcami lepiej sytuowanymi, niż mieszkańcy mrówkowców. Ale miejsce, w którym te domki stały było - mówiąc oględnie - nieatrakcyjne.
I bujaliśmy się po tych uliczkach dziwnej dzielnicy w tą i w tamtą, aż okazało się, że trzeba wracać, bo drogi do centrum, którego zarysy widzieliśmy ze dwa kilometry dalej po prostu nie ma.

Nagle zauważyłem przed nami postać, która najpewniej mogła nam pomóc. W przenośni i dosłownie przed nami wyrósł jeździec, rycerz na białym koniu! Wybawiciel.
Dokładnie, to nie był on rycerzem, a koń był brązowy, ale co gęba do spytania o drogę, to gęba.
Spytałem zatem Pana, jak dojechać do sklepu, którego zarys przed nami wyrasta, a ten odparł, że tędy, tędy i tędy, a najlepiej będzie, jak pojedziemy za nim. I jechaliśmy sobie trawnikiem, łąką, dróżką, a przed nami kołysał się koński zadek.
W pewnym momencie postanowiłem przejąć inicjatywę, wyprzedziłem pana na koniu, pomachałem mu ochoczo i popędziłem dalej smagając podwozie berlingo perzem i trawą. I tak oto dojechaliśmy do centrum. Pozostało nam tylko zjechać łąki i przez chodnik zesmyknąć się z krawężnika na jezdnię parkingu. Nic prostszego, gdyby nie to, że droga była około 30-40 centymetrów niżej, niż chodnik!

Jasne, że w końcu udało nam się zjechać - znaleźliśmy łagodne miejsce i ruszyliśmy na podbój carrefoura.
Nie będę opisywał trudu zakupów. Dodam tylko, że jakoś tak szybko zrobiło się ciemno i po wyjściu ze sklepu na zewnątrz dopadł nas ciemny wieczór.
Nic to! Wpisałem ponownie (błędny) adres campingu i ruszyliśmy! W drodze powrotnej, zanim się nie zorientowaliśmy, że jedziemy w złym kierunku, trochę błądziliśmy, bo nawigacja okazywała się równie aktualna, jak szybka. Po zrobieniu kilku kilometrów, czyli dystansu jaki nas dzielił od campingi do sklepu wpisałem do urządzenia poprawny adres. Nooo, teraz już dobrze, w miarę rozpoznajemy nasze miejsce!
A wieczorem zrobiliśmy sobie miłą kolację z oliwkami, pomidorami, chorizzo i winkiem przyglądając się dużej rodzinnej wycieczce, która wydaje tony euro na hamburgery zamówione w barze. A potem (bo mieszkaliśmy ze 3 metry od tego baru) oglądaliśmy jakieś Amerykanki, które przyszły sobie robić zdjęcia w tym barze i jego ajentami, a może i właścicielami. A potem się zastanawialiśmy, dlaczego pod niektórymi stolikami, albo pod dużym rusztem leżą stare śmieci i tony kurzu i czemu w rogu gnije kupa starych kartonów, które na pewno leżały w tym samym miejscu od kilku lat. Nic to! Jutro jedziemy zwiedzać Alhambrę!
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 17.11.2011 11:19

No i pojechaliśmy, a efekt w postaci zdjęć widać poniżej.
Mimo, że zwiedzanie mieliśmy zarezerwowane na wczesne popołudnie camping opuściliśmy szybko. A, bo ja tak mam, że wolę być przed czasem, niż się spóźnić. A szczególnie nie lubię się spóźniać do Alhambry, co grozi brakiem możliwości jej zwiedzenia.
Wyjechaliśmy więc na około dwie lub trzy godziny przed czasem. Ponieważ campingu do Alhambry miało być około 7 kilometrów wyruszyliśmy bez stresu. Ten zaczął się dopiero w momencie kolejnego zgubienia drogi i wjechania do centrum Grenady. Pech chciał, że latem 2011 miasto to przechodziło (a może i przechodzi do dziś) gruntowny remont nawierzchni, który całkowicie zdezorganizował komunikację. Drogi dwukierunkowe zamieniły się w jednokierunkowe, ronda zniknęły lub się pojawiły, jezdnie zmieniły swój bieg na przeciwny lub w ogóle zostały zamknięte. Tak wyglądała cała dzielnica, przez którą mieliśmy przejechać w stronę Alhambry.
Naturalną reakcją było zatem zaniechanie słuchania, co sugeruje nam nawigacja i odszukanie zabytku na czuja. Czuj okazał się słaby. Podobnie, jak oznakowanie głównych zabytków miasta. W prawdzie tabliczki z napisem Alhambra co rusz ukazywały się naszym oczom, później jednak nagle ich nie było i to zazwyczaj w newralgicznych miejscach, takich jak skrzyżowania z ruchem okrężnym. Kilkakrotnie próbowaliśmy więc wjeżdżać z rond w różne drogi i szukaliśmy tabliczek z napisem Alhambra. No i w końcu udało się, czego świadkami są zdjęcia z tego przepięknego miejsca.
Na wzgórze dojechaliśmy po około 90 minutach błądzenia po mieście z decyzją, że Grenadę to już sobie pozwiedzaliśmy autem.

Alhambra przywitała nas szlabanem, po którego przejechaniu zaczynał tykać zegar odmierzający euro za parkowanie. Przywitały nas również bardzo czytelne komunikaty, na którym z trzech kolejno po sobie występujących parkingów jest jeszcze miejsce.

Obrazek

W łaty sposób znaleźliśmy sobie miejsce pod drzewkiem i spokojnie wyruszyliśmy do samoobsługowych kas, w których drukuje się wejściówki.
Te kasy są po prawej stronie od głównego wejścia.

Obrazek

Obrazek

Bilety drukuje się łatwo. Tak łatwo, że nie pamiętam jak! Po prostu do kartomatu wkłada się kartę kredytową, którą dokonano rezerwacji, potem ekran pyta nas o coś lub coś każe zrobić i od razu wyskakują bilety.

Obrazek

Nic prostszego.
Po wydrukowaniu biletów zwiedziliśmy gustowny sklep z pamiątkami, napiliśmy się kawy, kupiliśmy dzieciom lody, z hali z okienkami z informacją (przy wejściu) wzięliśmy sobie plan zwiedzania, odwiedziliśmy toalety i tak minęły ze dwie godziny do wejścia.

Czas wejścia do kompleksu przestrzegany jest bardzo rygorystycznie.
Do Alhambry weszliśmy więc o czasie, na który dokonaliśmy rezerwacji i od razu popędziliśmy (prosto, a później w prawo) do Pałacu Nasrydów. Bo tak naprawdę, to czas na bilecie nie oznacza czas wstępu do pałacu, a nie przejście przez bramę główną. I zwykle grupę wpuszcza się za bramę na około kwadrans przed, tyle, że z naszym czasem było małe przesunięcie, bo coś tam. Podejrzewam ,ze chodziło o tłok przy zabytkach, bo pani przy bramie komunikowała się z kolegami i koleżankami z całego kompleksu, czy już można wpuszczać, czy nie. Nieważne :@)

Pobiegliśmy więc szybko prosto i w prawo do Pałacu Nasrydów, a oczom naszym ukazała się ... wielka kolejka. I nie mogliśmy jej ominąć, bo kolejka była nasza, składająca się z rezerwujących na naszą godzinę i poprzednią. Po odczekaniu około pół godziny na wejście zostałem zatrzymany przed wrotami pałacu, ponieważ miałem ze sobą wózek. I nie mogłem go zostawić przy wejściu, bo wyjście jest całkiem gdzieindziej i rzekomo już tu nie wrócę. Nie mogłem go też porzucić gdziekolwiek, bo w Alhambrze jest jak na lotnisku. Wózek to może być bomba!
Musiałem więc dymać ze spacerówką do jakiejś wózkowni, czyli przechowalni domniemanych bomb.
Piszę to oczywiście ku przestrodze, a nie dlatego, że aż tak mi się chce pisać.

Czternastowieczny Pałac Nasrydów to, według mnie, gówna atrakcja Alhambry. To tu są słynne dziedzińce (między innymi Dziedziniec Lwów i Dziedziniec Mitrowy) oraz koronkowo zdobione sale (Sala Ambasadorów, Sala Dwóch Sióstr, Sala Abencerragów), poczekalnia z sufitem o kształcie łodzi i inne. Stąd pochodzą zdjęcia koronkowych ścian, sufitów i mozaikowych podłóg.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Bo Alcazaba (zamek) i mury obronne i baszty są również ciekawe i najstarsze w całym kompleksie, ale dla Europejczyka już nie tak egzotyczne.
Aha, na szczyt zamku można sobie wejść i oglądać stamtąd panoramę Alhambry i całej Grenady. Polecam.

Obrazek

W skład kompleksu wchodzi też Pałac Karola V - kolejny andaluzyjski symbol zwycięstwa chrześcijaństwa nad islam, lub - mówiąc poprawniej politycznie - nad arabskim najeźdźcą. Gmach pałacu stoi na miejscu meczetu, a jakże. Wielu się ta budowla podoba, a dla mnie jest żenująca. Szczególnie w kontekście Pałacu Nasrydów, bo pokazuje miernotę europejskich architektów i wykonawców, którym brakuje finezji, lekkości, wyobraźni. A może się mylę? Bo może ta budowla ma symbolizować siłę i dlatego jest taka przysadzista? Jeśli ktoś wie, to proszę o informację :@)

Obrazek

W międzyczasie napawaliśmy się pięknem i chłodem alejek. Podziwialiśmy rośliny i zbiorniki wodne, zwiedziliśmy łaźnie, zajrzeliśmy do atelier, w którym za 3 eyro można się było przebrać za Araba i w otoczeniu statystów zrobić sobie zdjecie.

Obrazek

Na koniec poszliśmy sobie do letniej rezydencji, czyli do Generalife.
Po wizycie w pałacu (Nasrydów, rzecz jasna) Generalife nie robiło już na nas wrażenia.

Obrazek

Obrazek

Ogólnie mam taką refleksję, że zwiedzając Andaluzję należy sobie zostawić Alhambrę (i czuję, że również mezquitę w Kordobie) na sam koniec, bo doznanie estetyczne podczas zwiedzania tych miejsc jest tak ogromne, że później to już wszystko wypada blado. Chociaż drugiej strony ... pałac w Sewilli też rzuca na kolana ;@)

Zwiedzanie Alhambry zajęło nam nieco ponad dwie godziny. Zobaczyliśmy, co chcieliśmy. Zbyt się nie rozwlekaliśmy, ale nie było też pośpiechu. Więc jeśli ktoś mówi, że na Alhambrę trzeba sobie zarezerwować cały dzień, to weźcie poprawkę, że "to zależy" i obliczcie sobie z tego średnią statystyczną.
Ostatnio edytowano 23.11.2011 15:17 przez Krystof, łącznie edytowano 1 raz
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 17.11.2011 16:15

Pozostało nam jeszcze jakoś dotrzeć z powrotem do campingu, a po drodze zrobić małe zakupy i może coś zjeść. Ostatecznie, po kilkudziesięciu minutach błądzenia zlądowaliśmy w nadrzecznym, podziemnym parkingu w okolicach centrum, a dokładnie to chyba na ulicy Paseo del Violon. Tam też znaleźliśmy sobie miejsce na spożycie pizzy, którą podawał kelner bez przednich zębów. Na rogu ulicy zrobiliśmy minizakupy i przyglądaliśmy się, jak policja aresztuje złodziejaszka. Poza tym popołudnie mijało leniwie. Po dotarciu na camping pomoczyliśmy się razem z liśćmi i zdechłymi owadami w basenie, a po kolacji spakowaliśmy się i poszliśmy spać. To bardzo smutne, ale jutro jedziemy do Toledo, a pojutrze lecimy z powrotem.
Wakacje samolotowe mają wiele zalet, ale bez pardonu obdzierają człowieka z nadziei, że będą trwać wiecznie. Samolot to konkret. Miernik rzeczywistości, do którego skali trzeba się całkowicie dopasować.
taurus
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 698
Dołączył(a): 11.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) taurus » 17.11.2011 17:07

To się na krążyłeś.

Ja miałem lepszego GPS-a - mojego brata i mapy.

Jedyna różnica to brak robót drogowych - 10 lat temu ich nie było.

Jedyne krążenie jakie miałem podczas moich "Iberiad" to rondo w Saragossie i Coimbrze.

Miło popatrzeć na znajome miejsca.

Ja długo nie zawitam do Hiszpanii - żona ma opór na spanie na Campingach a ja nie widzę sensu pobytu stacjonarnego - za mało się zwiedzi.

Czekam aż junior podrośnie i pociągnę dzieciaki szlakiem Taty ;)

Pozdrawiam
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 17.11.2011 18:52

no ja te żnie ... ale ze względów kasowych, niestety :@(
taurus
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 698
Dołączył(a): 11.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) taurus » 17.11.2011 19:08

Powiem ci , że znalazłem fajną i nie drogą miejscówkę pod Walencją ale niestety brak internetu przeważył - prowadzimy firmy i musimy mieć net mniej więcej 3 dni podczas urlopu i to przeważyło, że ponownie jest Grecja.

Pozdrawiam

p.s.

Idę oglądać dvd z Alhambry i porównam z twoimi fotkami.

p.s.2

Ja się cieszę jak znajdę lokum za 55 Euro / dzień dla 5 osób
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Hiszpania - España



cron
Z Gdańska do Madrytu i z powrotem - samolotem i autem - strona 12
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone