Witam wszystkich
Postanowiłam ,że nie będę witała każdego z Was z osobna tylko ogólnie powiem..Witam
Co do odwagi i obawy o wrzody żołądka

zapewniam, że podczas opisywanych wakacji nikt nie ucierpiał hi hi..
A tak poważnie to ja mam szczęście w życiu, bo mam teściów i mamę super!!! Tak sobie myślę, że z niejednymi znajomymi z którymi byłam na wyjeździe było o wiele gorzej...
Wiadomo,że były też spięcia,ale z drugiej strony trzy tygodnie przez 24 godziny pod jednym dachem...
Jestem pewna, taki skład na wyjazd maił wiele plusów.
Jeszcze tylko chciałam podziękować za super linki z piosenkami.Hvala.
Moimi ulubionymi piosenkami są:
Dalmacijo lipa -Tomislav Bralic
Vinko Coce- Ribari
Vinko Coke-Dalmacij,more,ja i ti
i wiele innych...
cd...relacje czas uskuteczniać..
Pozostałe dni na Istrii mijały podobnie..Rano plaża,szybkie pichcenie i obiadek,sjesta (pół godzinki dla słoninki )i wyjazd (gdzieś)
Pewnego popołudnia wybraliśmy się do Puli.Rozpatrywaliśmy także wycieczkę do Rovinj(..oj jak nie mogę odżałować że nie widziałam tego miasta..ale namiastkę mam choć w waszych cudownych relacji )Trochę czytałam o Puli więc pojechaliśmy..No i rozczarowałam się.
Spodziewałam się czegoś innego(sama nie wiem czego)Jakoś tak te zabytki wydały mi się natkane pomiędzy blokowiska...(W porównaniu Pula a Poreć to Poreć wygrywa jest po prostu śliczny)
Amfiteatr w Puli jednak piękny
Uploaded with
ImageShack.us
I jeszcze jedno zdjęcie
Uploaded with
ImageShack.us
Uploaded with
ImageShack.us
Przypuszczam,że gdyby z drugiej strony mieć więcej czasu można by zobaczyć taką Pule o której czytałam...
Wróciliśmy na ośrodek gdzie wszyscy uznaliśmy że trzeba było jechać jednak do Rovinj,a ale na wszystko czasu nam nie starczy...
wieczorkiem postanowiliśmy udać się na spacerek po ośrodku.Namawiałam też babcie( już nie głuchą )ale stanowczo odmówiła,Powiedziała że bez przerwy gdzieś latamy a Ona jest padnięta i że pomacha nam na pożegnanie z tarasika, schłodzi piwko i będzie nas oczekiwać....
Jak mówiła tak zrobiła...pomachała i czekała.
Szliśmy sobie brzegiem morza,aż dotarliśmy do bramy (wisiała tam jakaś tablica ale nie poczytaliśmy co tam pisze)Przeszliśmy przez bramę.po drugiej stronie było pełno ludzi takie same namioty,bungalowy.Nawet plaża wydawała mi się ładniejsza wysypana kamyczkami...
Idziemy a z daleka widzimy parę z pieskiem idą i trzymają się za rękę..i wszystko było by oki tylko pani ładnie ubrana,a Pan w koszulce ale bez majtek..idzie sobie i dynda..Okazało się,że to wydzielona część dla NATURYSTÓW.no cóż trzeba na drugi raz czytać to co pisze..a swoją drogą szkoda,że babcia już nie głucha tego nie widziała...)Oddaliliśmy się dyskretnie aby nie urazić naturystów (ostatecznie to Ich teren)
po drodze przed bramą zatrzymaliśmy się jeszcze przy barierkach nad morzem (bo podziwialiśmy fajnie oświetlony płynący stateczek )dyskutowaliśmy o tym, że w sumie fajnie naturyści tacy wyluzowani itp.i przystanęła koło nas drobna starsza pani(ubrana,całkiem)...nagle jak coś nie dmuchnie sam nie wiem huknie..
Córcia spytała co to?
Nie wiem statek?
My popatrzeliśmy po sobie.. a tu znowu ten odgłos wydostał się z drobnego ciałka starszej pani...ludzie odpowiedziałam córci wierszykiem
Po co bączka trzymać w pupie niech se lata po chałupie...(w tym przypadku po plażuni)
Starsza pani jak gdyby nigdy nic przeciągnęła się, ziewnęła i tak szybko jak się pojawiła znikła..